„Przyszli teściowie wrobili mnie w koszty wesela. Marzyła im się zabawa na mój rachunek, ale nie przewidzieli jednego”
„Siedziałem w kawiarni, stukając nerwowo palcami o blat stolika. Przede mną stała nietknięta filiżanka kawy. Kasia i jej rodzice mieli się zjawić za kilka minut. Tym razem to ja zorganizowałem spotkanie. Miesiąc przed ślubem, a ja czułem się tak, jakbym miał właśnie podjąć decyzję, od której zależy reszta mojego życia. Może tak właśnie było”.

- Redakcja
Dzień ślubu był coraz bliżej, a ja czułem się jak ktoś, kto wspina się na szczyt góry – zmęczony, ale pełen ekscytacji. Kasia i ja byliśmy razem pięć lat, więc to był naturalny krok. Kochałem ją, ufałem jej i cieszyłem się na myśl o wspólnej przyszłości. Owszem, organizacja wesela była stresująca – sale, menu, lista gości – ale byliśmy w tym razem. Do ostatniej chwili wszystko wydawało się dopięte na ostatni guzik. Koszty? Miały być podzielone po połowie.
Rodzice Kasi zapewniali, że to uczciwe i że nie ma powodu do obaw. Moi rodzice również się zgodzili, chociaż tata żartował, że „kiedyś robiło się wesele w remizie, a teraz to jak budowa domu”. Śmiałem się razem z nim, mimo że czułem, jak napięcie narasta. Wiedziałem, że ślub to nie tylko emocje, ale i pieniądze. Zainwestowaliśmy oszczędności, podpisaliśmy umowy, zarezerwowaliśmy wszystko. Miałem nadzieję, że to już koniec niespodzianek.
Nie wiedziałem, że największa z nich dopiero nadejdzie.
Miałem mętlik w głowie
– Tomek, musimy porozmawiać – powiedział Wojciech, ojciec Kasi, gdy zadzwonił do mnie wieczorem. W jego głosie wyczułem coś dziwnego, jakby był spięty. – Przyjedziecie jutro do nas?
Zgodziłem się, choć nie rozumiałem, o co chodzi. Może jakieś ostatnie ustalenia przed ślubem? A może Kasia coś im powiedziała, a ja nie miałem pojęcia co?
Następnego dnia pojechaliśmy do jej rodziców. Moja mama i tata też tam byli, co mnie zaskoczyło – wyglądało to na oficjalne spotkanie. Grażyna, matka Kasi, bawiła się nerwowo obrączką na palcu, a Wojciech przeczesywał dłonią siwe włosy.
– Nie będziemy owijać w bawełnę – zaczął Wojciech. – Nie mamy pieniędzy na wesele.
Zapadła cisza.
– Słucham? – wydusiłem w końcu.
– Po prostu… nie damy rady – dodała Grażyna. – Myśleliśmy, że jakoś się uda, ale mieliśmy problemy finansowe i…
Spojrzałem na Kasię. Siedziała obok mnie, wpatrzona w podłogę.
– Wiedziałaś? – zapytałem cicho.
Nie odpowiedziała od razu.
– Dowiedziałam się kilka dni temu – szepnęła.
Moja mama parsknęła oburzona.
– Jak to?! – Jan, mój ojciec, uderzył dłonią w stół. – Wszystko dogadane, a wy teraz mówicie, że nie macie pieniędzy?!
W głowie miałem mętlik. Jak to możliwe? Przecież od początku powtarzali, że połowa kosztów to nie problem.
– To ile brakuje? – zapytałem w końcu.
Wojciech odchrząknął.
– Z 30 tysięcy.
Poczułem, jakby ktoś mnie uderzył w żołądek.
Zalała mnie fala wściekłości
Wyszedłem od przyszłych teściów z gorącą głową. W samochodzie panowała cisza. Jechałem szybko, zaciskając palce na kierownicy. Nie mogłem tego pojąć. Wszystko było ustalone. Jak można po prostu oznajmić, że się nie ma pieniędzy, miesiąc przed ślubem?!
Gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania, zwróciłem się do Kasi.
– Wiedziałaś – powiedziałem, próbując nad sobą panować. – Od kilku dni wiedziałaś i nic mi nie powiedziałaś.
– Tomek… – zaczęła cicho.
– Nie, nie „Tomek”! – uniosłem głos. – To jest 30 tysięcy złotych! Myślałaś, że co? Że jakoś to będzie?!
– Bałam się! – wyrzuciła z siebie. – Bałam się, że jeśli ci powiem, to…
– To co? – przerwałem jej. – Że się wkurzę? Że będę miał prawo czuć się oszukany?!
W oczach Kasi pojawiły się łzy.
– Nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć – dodała, łamiącym się głosem. – Rodzice zapewniali, że sobie poradzą… Ja też im wierzyłam.
Pokręciłem głową.
– I co teraz? Mam to wszystko opłacić sam? Moja rodzina ma wyłożyć kasę, a twoi rodzice po prostu przyjdą na gotowe?!
– Nie chodzi o pieniądze! – krzyknęła nagle. – Przecież chodzi o nas!
Parsknąłem śmiechem.
– O nas? Kaśka, to nie jest jakieś tam drobne nieporozumienie. To cholernie poważna sprawa. Jeśli moi rodzice mieliby teraz wziąć kredyt, żeby spłacić wesele, które twoi obiecali pokryć w połowie, to o czym my w ogóle mówimy?!
– Ale my się kochamy! – błagała. – Czy to naprawdę takie ważne, kto zapłaci za tę głupią imprezę?
Zmrużyłem oczy.
– Nie chodzi o wesele – powiedziałem powoli. – Chodzi o to, że nie powiedziałaś mi prawdy.
Milczała. Czułem, jak narasta we mnie wściekłość. Gdyby powiedziała mi wcześniej, może udałoby się coś wymyślić. A teraz? Teraz nie miałem pojęcia, co robić.
Nie wiedziałem, co robić
Siedziałem przy kuchennym stole, bawiąc się kubkiem zimnej już herbaty. Moja mama patrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a ojciec chodził po pokoju, jakby zaraz miał eksplodować.
– Trzydzieści tysięcy – powiedział powoli, jakby sam nie mógł w to uwierzyć. – Miesiąc przed weselem?!
– Tak – westchnąłem ciężko. – Nie wiem, co mam zrobić.
Mama spojrzała na mnie z troską.
– Co na to Kasia?
– Twierdzi, że dowiedziała się kilka dni temu, ale bała się powiedzieć – odpowiedziałem gorzko.
Ojciec prychnął i zatrzymał się w miejscu.
– Czyli wiedziała i milczała – skwitował sucho. – A jej starzy? Myśleli, że co? Że my się zlitujemy i weźmiemy to na siebie?!
Nie miałem siły odpowiadać, bo sam nie znałem odpowiedzi.
– To jest skrajnie nieodpowiedzialne – kontynuował ojciec, wskazując na mnie palcem. – I co teraz? Chcesz zapłacić za nich?
Mama westchnęła i ścisnęła moją dłoń.
– Może byśmy pomogli? – zapytała ostrożnie. – W końcu to tylko trzydzieści tysięcy, jakoś byśmy to rozłożyli…
Ojciec spojrzał na nią wściekle.
– Maria, błagam cię! Pomóc?! To nie jest normalna sytuacja! – pokręcił głową i spojrzał na mnie. – Synu, jeśli teraz się zgodzisz, to całe życie będziesz płacił za cudze błędy.
Przełknąłem ślinę.
– Myślisz, że masz z nią przyszłość? – zapytał ojciec, mrużąc oczy. – Bo jeśli już teraz zataja przed tobą takie rzeczy, to co będzie później?
– Kasia mnie nie oszukała – powiedziałem cicho. – Po prostu… nie wiedziała, jak mi to powiedzieć.
Ojciec parsknął.
– A to różnica?! Co, następnym razem „nie będzie wiedziała, jak ci powiedzieć”, że ma długi na pięćdziesiąt tysięcy? Że jej rodzice znów coś schrzanili? Tomek, tu nie chodzi o pieniądze, tylko o zasady.
Mama pogładziła mnie po dłoni.
– Jeśli ją kochasz, znajdziecie rozwiązanie – powiedziała. – Ale musisz wiedzieć, czy naprawdę chcesz dźwigać taki ciężar.
Oparłem głowę na dłoniach. Kochałem Kasię, to nie podlegało dyskusji. Ale czy mogłem na niej polegać?
– Co zamierzasz? – zapytała mama.
Nie odpowiedziałem. Bo sam jeszcze nie wiedziałem.
Nagle wszystko stało się jasne
Siedziałem w kawiarni, stukając nerwowo palcami o blat stolika. Przede mną stała nietknięta filiżanka kawy. Kasia i jej rodzice mieli się zjawić za kilka minut. Tym razem to ja zorganizowałem spotkanie. Miesiąc przed ślubem, a ja czułem się tak, jakbym miał właśnie podjąć decyzję, od której zależy reszta mojego życia. Może tak właśnie było.
Gdy przyszli, od razu zauważyłem, że Grażyna i Wojciech są spięci. Kasia wyglądała, jakby nie spała od kilku nocy. Usiadła obok mnie, ale zachowywała dystans, jakby bała się mnie dotknąć.
– Tomek… – zaczęła cicho, ale uniosłem dłoń, żeby jej przerwać.
– Nie będziemy owijać w bawełnę – powiedziałem stanowczo. – Chcę wiedzieć, co zamierzacie.
Wojciech odchrząknął i poprawił się na krześle.
– Tomek, my… my nie mamy możliwości zdobycia tych pieniędzy – powiedział w końcu. – Przepraszamy, ale to po prostu niemożliwe.
Spojrzałem na nich uważnie. Nie było w tym cienia wstydu, raczej coś na kształt rezygnacji. Jakby naprawdę wierzyli, że to nie ich problem.
– A więc chcecie, żebym to ja zapłacił – rzuciłem sucho.
– No… jesteś młody, zaradny – wtrąciła Grażyna, siląc się na uśmiech. – Może jakoś dasz radę?
Parsknąłem śmiechem.
– „Jakoś”?! To jest wasza odpowiedzialność! Nie mojej rodziny, nie moja, tylko wasza! To wy zapewnialiście, że macie wszystko pod kontrolą!
Kasia złapała mnie za rękę.
– Tomek, proszę… Nie róbmy z tego wielkiej afery. Wesele to tylko jeden dzień, ważne jest nasze małżeństwo…
Spojrzałem na nią i nagle wszystko stało się jasne.
– Ale to nie chodzi tylko o wesele, Kasia – powiedziałem cicho. – Tylko o coś znacznie ważniejszego.
Zabrałem dłoń i odchyliłem się na krześle.
– Chodzi o odpowiedzialność. O to, że kiedy coś się ustala, to trzeba się tego trzymać. O to, że kiedy mamy problem, powinniśmy go rozwiązywać razem. A nie ukrywać go i liczyć, że druga osoba to jakoś naprawi.
Kasia wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
– To znaczy, że…
– Że ślubu nie będzie – dokończyłem za nią.
Wojciech odchylił się na krześle, a Grażyna zakryła usta dłonią. Kasia zamrugała szybko, jakby próbowała powstrzymać łzy.
– Tomek… – wyszeptała.
Podniosłem się z miejsca.
– Przykro mi, Kasiu. Ale nie mogę wejść w małżeństwo, w którym już na starcie muszę udawać, że wszystko jest w porządku.
Odwróciłem się i wyszedłem, zostawiając za sobą kobietę, którą kochałem. Ale która nie była osobą, z którą mogłem zbudować przyszłość.
Nie mogłem postąpić inaczej
Miesiąc później powinienem stać na ślubnym kobiercu, patrząc w oczy kobiecie, z którą miałem spędzić resztę życia. Zamiast tego siedziałem sam w mieszkaniu, otoczony kartonami z rzeczami Kasi. Ostatni raz przyszła po nie wczoraj. Nie było dramatów, łez ani próśb o drugą szansę. Właściwie nie powiedzieliśmy sobie nic więcej ponad krótkie „dbaj o siebie” na pożegnanie.
Rodzina Kasi była wściekła. Oczywiście to ja byłem tym złym – „zostawiłem ją przez pieniądze”. W ich narracji nie liczyło się to, że zataili prawdę, że próbowali przerzucić na mnie odpowiedzialność. Nie, liczyło się tylko to, że nie chciałem „wykazać się” i uratować sytuacji.
Moi rodzice milczeli, ale widziałem w ich oczach ulgę. Mama próbowała pocieszać mnie słowami: „To znak, że to nie była właściwa osoba”. Ojciec po prostu poklepał mnie po plecach i powiedział: „Podjąłeś dobrą decyzję, synu”.
A ja? Sam nie wiedziałem, co czułem. Kochałem Kasię. Naprawdę. Ale jednocześnie czułem, że nie mogłem postąpić inaczej. Jeśli już przed ślubem ukrywała przede mną takie rzeczy, to co by było dalej? Przeglądałem wiadomości w telefonie. Większość to gratulacje od znajomych, którzy mówili, że miałem „jaja, żeby się wycofać”. Kilka od Kasi, ale żadnej nie otworzyłem. Może kiedyś.
Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem przez okno. Mimo wiosennego chłodu świeciło słońce. Może to faktycznie znak, że coś się skończyło, ale coś innego dopiero miało się zacząć. Podniosłem się z kanapy i wziąłem kluczyki do samochodu. Było jeszcze wcześnie. Miałem przed sobą całe życie.
Tomek, 29 lat