„Teść chciał mnie przekupić, żebym nie brał ślubu z jego córką. Gruba koperta była naprawdę kusząca”
„Kocham ją jak wariat. Z nią naprawdę chciałem czegoś więcej — nie tylko być z kimś, ale budować. Na dobre i złe. Ale nie wszyscy cieszą się naszym szczęściem. Jej ojciec, Jan, od początku był chłodny. Nie otwarcie wrogi, ale wystarczyło jedno jego spojrzenie, żeby człowiek poczuł się jak śmieć”.

- Redakcja
Jestem grafikiem freelancerem, pracuję z domu, co nie wszystkim wydaje się „prawdziwą pracą”. Ale to dzięki tej pracy poznałem Ewę — wysłała zapytanie o projekt logo dla swojej małej firmy z biżuterią. Spotkaliśmy się, żeby omówić szczegóły… a potem już nie mogliśmy przestać się spotykać. Teraz jesteśmy zaręczeni. Kocham ją jak wariat. Z nią po raz pierwszy w życiu naprawdę chciałem czegoś więcej — nie tylko być z kimś, ale budować. Razem. Na dobre i złe. Tyle że nie wszyscy cieszą się naszym szczęściem. Jej ojciec, Jan, od początku był… chłodny. Nie otwarcie wrogi, ale... wystarczyło jedno jego spojrzenie, żeby człowiek poczuł się jak śmieć. Żadne „miło cię widzieć”, żadnych pytań o moją rodzinę, moją pracę, mnie. Pamiętam pierwszą wigilię spędzoną u nich. Gdy Ewa wyszła z pokoju, Jan rzucił mi lodowate:
– Masz zamiar żyć z projektowania obrazków?
– To trochę bardziej skomplikowane… – zacząłem, ale uciął gestem.
Wiedziałem, że mnie nie lubi. Ale nie spodziewałem się, że będzie chciał mnie... kupić. A najgorsze w tym wszystkim? Przez jakiś czas w ogóle nie powiedziałem o tym Ewie.
200 tyś. za to, żebym zniknął
Zadzwonił do mnie w środę. Zwykły dzień roboczy, właśnie kończyłem poprawki do kampanii dla jednej marki kosmetycznej.
– Paweł, możemy się spotkać? – zapytał, bez żadnego „cześć” czy „masz chwilę”.
– Jasne… – wyjąkałem. – Wszystko w porządku?
– Porozmawiamy na miejscu. Dziewczynom nic nie mów.
Spotkaliśmy się w restauracji, takiej starej, z ciemnym drewnem i kelnerami, którzy patrzą na ciebie, jakbyś przyszedł nie tam, gdzie trzeba. Usiedliśmy przy stoliku na końcu sali. Jan wyjął kopertę. Grubą. Położył ją przede mną.
– Dwieście tysięcy złotych. Dla ciebie. Za to, że znikniesz z życia mojej córki.
Zamarłem. Serce mi stanęło. Spojrzałem na niego. Spokojny, pewny siebie, jakby oferował premię w pracy.
– Żartujesz, tak? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Nie. Znam takich jak ty. Ładna buzia, zero stabilizacji, freelancer, czyli bezrobotny po nowemu. Ewa zasługuje na więcej.
– Pan nie zna mnie wcale – warknąłem.
– Ale wystarczająco długo patrzę, by wiedzieć, że nie jesteś dla niej dobrym wyborem.
Nie wziąłem koperty. Nie krzyczałem. Ale coś we mnie pękło. Upokorzenie, wściekłość, żal. Byłem dla niego jak nikt. Ludzkie zero. Wróciłem do domu, a Ewa jak zwykle rzuciła się na mnie z uśmiechem.
– Hej, skarbie! Wszystko ok?
– Tak, tylko byłem u klienta – skłamałem.
I wtedy zaczęła się cisza między nami, której nikt z nas jeszcze nie potrafił nazwać.
Wstydziłem się powiedzieć
Zaczęło się od drobiazgów. Coraz mniej mówiłem. Coraz częściej wymykałem się z domu „na szybkie zlecenia”, choć nie zawsze miałem dokąd iść. Chodziłem bez celu po mieście, gapiłem się w wystawy sklepowe, piłem za drogie kawy, próbując wyrzucić z głowy tę rozmowę z Janem. Ale nie potrafiłem. Jego słowa wżerały mi się w mózg jak kwas. Ewa próbowała mnie złapać. Najpierw delikatnie.
– Hej, wszystko okej? Od kilku dni jesteś jakby nieobecny…
– Praca, terminy, nie śpię za dużo – mruczałem.
Potem już bez owijania.
– Paweł, co się dzieje? Masz kogoś? – zapytała nagle pewnej nocy, kiedy leżeliśmy obok siebie, a ja znowu odwrócony plecami.
– Co?! – aż się podniosłem.
– Przepraszam, ale… unikasz mnie. Nie śmiejemy się już razem, nie całujesz mnie tak jak kiedyś. Powiedz mi prawdę. Cokolwiek to jest – wolę wiedzieć.
Zamilkłem. Chciałem powiedzieć. Wysypać wszystko. Ale nie potrafiłem. Co miałem jej powiedzieć? Że jej ojciec uważa mnie za pasożyta i chciał mnie kupić? Że przez chwilę… naprawdę pomyślałem o tych pieniądzach?
– Nic się nie dzieje – skłamałem.
– Kłamiesz – odparła cicho i wyszła z sypialni.
Zostałem sam. Ze swoją dumą, winą i pytaniem, które od tamtej pory nie dawało mi spokoju. A może Jan miał rację?
Ona już wiedziała
To był przypadek. Albo los, który postanowił, że już dość tej mojej ciszy. Mieliśmy być na obiedzie u jej rodziców i przyjechałem wcześniej niż zwykle. Ewy jeszcze nie było, miała spotkanie z dostawcami. Wszedłem sam i z kuchni usłyszałem głosy. Podszedłem po cichu. Drzwi były przymknięte.
– Jan, błagam cię, nie zaczynaj znowu… – to była Anna, matka Ewy.
– Trzeba było mu nie dawać nadziei. Mówiłem ci od początku – warknął Jan.
– To nie ty wychowywałeś ją przez tyle lat, tylko ja. Ona go kocha. A ty z tymi pieniędzmi… To jest chore!
Zrobiło mi się zimno. Poczułem, jak ściska mnie w gardle.
– Chciałem jej zaoszczędzić bólu. Kiedyś się rozstaną. Lepiej teraz, niż po rozwodzie i z dzieckiem na rękach.
– Ty nie rządzisz jej życiem – Anna mówiła cicho, ale ostro.
– Rządzę. Jest moją córką.
Wtedy cofnąłem się, jakby te słowa uderzyły mnie w twarz. To nie była już tylko pogarda. To było coś więcej – przekonanie, że wie lepiej, co jest dobre dla Ewy. Nawet jeśli miałby nią sterować jak marionetką. Dopiero wieczorem usiedliśmy sami z Ewą przy stole. Czułem, jak krew mi pulsuje w skroniach.
– Muszę ci coś powiedzieć – zacząłem.
– Ja też – odparła, zaskakująco spokojnie. – Rozmawiałam dziś z mamą. Powiedziała mi, że… ojciec próbował cię przekupić.
Milczałem.
– To prawda, Paweł? – zapytała. W oczach miała nie łzy, ale gniew.
– Tak – wyszeptałem.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – jej głos zadrżał.
– Bo się wstydziłem.
Spojrzała na mnie długo. A potem tylko wyszeptała:
– Już nie wiem, komu powinnam ufać.
Nie wiem, co myślałem
Następnego dnia Ewa pojechała do rodziców sama. Nie chciała, żebym jechał z nią. „Muszę to załatwić po swojemu” – powiedziała. A ja mogłem tylko siedzieć i czekać. Nie wiem, co sobie wyobrażałem. Może, że to będzie spokojna rozmowa. Że Jan się wyprze. Albo będzie palił głupa, że wszystko to nieporozumienie. Ale Ewa wróciła wieczorem i trzasnęła drzwiami tak mocno, że obraz spadł ze ściany w przedpokoju.
– Jak on mógł?! To potwór! – krzyczała już od progu.
Zamarłem. Stałem w kuchni z kubkiem herbaty w dłoniach.
– On się nawet nie zająknął, nie zaprzeczył. Powiedział, że to „dla mojego dobra”. Że z tobą tylko się rozczaruję. Że prędzej czy później mnie zostawisz, bo „tacy jak ty nie potrafią trzymać się jednej kobiety”.
Milczałem.
– Jakby mnie w ogóle nie znał! Jakby to, co mamy… było niczym. Tylko jakaś młodzieńcza bzdura, którą trzeba zdusić w zarodku!
Usiadła przy stole i zakryła twarz dłońmi.
– Co mam teraz zrobić? Zerwać kontakt z ojcem? Czy udawać, że to się nie wydarzyło?
– Przepraszam – powiedziałem cicho.
– Ty nie masz za co przepraszać – spojrzała na mnie. – To ja powinnam przepraszać, że go nie przejrzałam wcześniej.
W tym samym czasie zadzwoniła Anna. Poprosiła, żebym przyszedł na chwilę, sam. Ewa tylko skinęła głową. W mieszkaniu czekała na mnie z herbatą. Usiedliśmy w salonie.
– On się nie zmieni, Paweł. Ale ja wiem, że cię skrzywdził. I… bardzo cię przepraszam. Nie umiałam go powstrzymać. Ale nie wszyscy w tej rodzinie myślą tak jak on.
Spojrzałem na nią i pomyślałem, że w tym całym chaosie… ktoś tu jednak ma serce.
Coś się zmieniło na zawsze
Nie wiem, kiedy to się stało, ale coś w nas pękło. Jak cienka nitka, która trzymała wszystko w ryzach, a teraz… bezwładnie zwisała, niezdolna już niczego utrzymać. Z Ewą mieszkaliśmy nadal razem, ale coś się zmieniło. Jej oczy nie były już takie same, kiedy na mnie patrzyła. Jakby czegoś szukała. Albo czegoś się bała.
– Myślisz czasem, że popełniliśmy błąd? – zapytała pewnego wieczoru, gdy leżeliśmy obok siebie i udawaliśmy, że oglądamy film.
– W czym?
– W tym, że się zaręczyliśmy. Że pchamy się w coś, co może nie przetrwać…
Nie odpowiedziałem od razu. Bałem się. Bo przecież o tym samym myślałem od tygodni. Że ten ślub, nasza miłość, wszystko... nasiąkło tym jadem, który wlał w nas Jan.
– Nie wiem – powiedziałem w końcu. – Może.
Popatrzyła na mnie z bólem.
– Gdybyś miał szansę… wziąłbyś te pieniądze? – zapytała cicho.
Zamarłem. Najgorsze pytanie, jakie mogła zadać. A najgorsze w tym wszystkim było to, że… zanim odpowiedziałem, zawahałem się. Tylko na sekundę. Ale wystarczyło.
– Nie – powiedziałem w końcu. – Ale zawahałem się, wiem. I to cię pewnie boli.
Pokręciła głową, a potem odwróciła się do mnie plecami. Tego wieczoru nie zasnęliśmy obok siebie. Ja siedziałem na kanapie w salonie, a ona w sypialni – pod kołdrą, z tym samym spojrzeniem, co wtedy, kiedy wróciła od ojca. Nie byliśmy już tacy sami. I chyba oboje wiedzieliśmy, że nie da się tego już cofnąć.
Paweł, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Po latach spotkałam pierwszego chłopaka z liceum. Wtedy nie zdał egzaminu dojrzałości, teraz pragnął poprawki z miłości”
- „Gdy mąż odszedł do innej, pocieszyłam się umięśnionym szwagrem. Nie jestem desperatką, tylko spryciulą”
- „Mąż poleciał za czekoladową spódniczką, bo go znudziłam. Matka wpiera mi, że zasłużyłam, bo chłopa trzeba pilnować”