Reklama

Gdy Monika zaczęła pracę w naszej ekipie, robiłem co mogłem, żeby trzymać się od niej z daleka. Poznawanie nowych ludzi nie było moją mocną stroną, bo wtedy moja przeklęta dolegliwość dawała o sobie znać jeszcze bardziej. Za każdym razem widziałem te same miny: najpierw zaskoczenie, potem irytacja, a na koniec drwiący uśmieszek.

Reklama

Sprawiała wrażenie zdecydowanej i wymagającej, jakby nie akceptowała niczyjej ułomności. Może i wyciągnąłem zbyt pochopne wnioski na jej temat, ale nie chciałem tego weryfikować, bo wiązałoby się to z następną dawką poniżenia. Wykształciłem w sobie taką postawę, żeby uchronić się przed tym, jednak najwyraźniej Monice to nie odpowiadało. Ja starałem się odzywać jak najrzadziej, gdyż zauważyłem, że nierozmowny facet nie wzbudza takiego zdziwienia jak ktoś, kto się jąka.

Dawniej nie miałem z tym problemu

Gładko i sprawnie wysławiałem się do czasu, gdy skończyłem sześć lat. Wtedy pojawiły się u mnie problemy z płynnością mowy. Wszyscy dookoła powtarzali, że to przejściowa sprawa i wkrótce przestanę się jąkać, ale czas leciał, a moje kłopoty wcale nie znikały. Coraz bardziej starałem się pozbyć tego problemu, ale im mocniej próbowałem, tym efekty były gorsze.

Denerwowałem się i zamykałem się w sobie, bo przecież nie da się bez końca walczyć. Taka postawa nie pomagała mi w zdobywaniu przyjaciół, więc przyszło mi się oswoić z samotnością. Kiedy dorosłem, sytuacja trochę się poprawiła, bo ludzie nie rzucali mi już prosto w twarz niewybrednych uwag na temat mojego problemu, ale ja i tak uparcie trzymałem język za zębami, odzywając się tylko w ostateczności.

Spostrzegłem, że moje zachowanie zaintrygowało Monikę, przez co poczułem napięcie. Zdawała sobie sprawę z mojego jąkania, na pewno niejednokrotnie słyszała, jak podczas rozmów z innymi wypowiadam urywane zdania. Kilka razy złapałem ją na tym, jak bacznie mnie obserwowała. Czyżby nigdy wcześniej nie spotkała mężczyzny, który ma problem z płynnym wysławianiem się?

Zobacz także

Czułem się głupio

Pewnego razu Monika podeszła do mnie od tyłu, gdy grzebałem w aktach projektowych w segregatorze, kompletnie jej nie dostrzegając.

– Myślę, że czas sobie parę spraw wytłumaczyć, nie sądzisz? – powiedziała zranionym, jak mi się wydawało, głosem. – Widzę, że schodzisz mi z drogi. Powiedz mi wprost, o co ci chodzi? Nie mamy obowiązku się przyjaźnić, żeby razem pracować, ale wypada zachować pewne pozory.

Przeszył mnie znajomy, dokuczliwy stres, który zwykle zapowiada problemy. Jeśli teraz się odezwę, to koniec. Nie uda mi się wypowiedzieć więcej niż jednej głoski.

– Nie chcesz ze mną rozmawiać? – drążyła temat Monika.

– P–p–p–otem – wykrztusiłem z wielkim wysiłkiem i odpuściłem.

Było mi przykro, ale nie umiałem się z nią porozumieć. Planowałem, że później dam jej to do zrozumienia, ale tak naprawdę to oznaczało nigdy, bo nie miałem zamiaru utrzymywać z nią kontaktu. Wykonałem gest, jakbym ją odganiał: mało grzeczny, ale jasny w przekazie. Ku mojemu zaskoczeniu, nie obraziła się.

– Spoko, niech ci będzie. Pogadamy, gdy będziesz gotowy – uśmiechnęła się bez cienia złośliwości i na razie dała mi święty spokój.

Za każdym razem witała mnie serdecznie, opowiadając o różnych rzeczach. Nie oczekiwała, że jej odpowiem, po prostu zajmowała się swoimi sprawami, ale gdy tylko nadarzyła się okazja, zagadywała mnie. Jakimś cudem zacząłem się z nią oswajać, a nawet znalazłem u niej parę ciekawych właściwości. Nasz układ był dość osobliwie asymetryczny. Ona trajkotała bez opamiętania, a ja reagowałem pojedynczymi wyrazami lub tylko skinięciem. Mimo wszystko, powoli nam się układało.

Była jak wschodzące słońce

Chyba jej nie przeszkadzało, że nie jestem specjalnie wylewny. A może po prostu podobał jej się mój małomówny typ? Z czasem czułem się coraz swobodniej w jej towarzystwie, aż w końcu pewnego dnia pękły wszelkie bariery.

– Wspaniale mi się z tobą gada – wyrwało mi się gładko, gdy chciałem ją zatrzymać przy sobie na dłużej.

Widziałem, że po wygłoszeniu swojego monologu miała zamiar odejść.

– Ciebie też świetnie się słucha – usłyszałem w odpowiedzi.

Zauważyłem, że nie odniosła się do mojej ciszy, nawet w żartobliwy sposób. Powinienem był jej to wytłumaczyć.

– Nie przepadam za d–długimi rozmowami – zacząłem.

Jąkanie powróciło, więc dałem sobie spokój. Wolałem, żeby tego nie słyszała.

– Mój kuzyn borykał się z podobnym problemem – stwierdziła naturalnie. – Uczęszczał na terapię i teraz radzi sobie o wiele lepiej. Myślałeś o czymś takim?

Pokręciłem głową, dając do zrozumienia, że nic z tych rzeczy.

– W sumie, nieważne – zlekceważyła sprawę ruchem dłoni. – Nie stanowi to dla mnie problemu, uwielbiam nasze pogawędki.

Byłem jej wdzięczny

Parsknąłem śmiechem.

– To nie są żadne dialogi, tylko twoje monologi, za które ogromnie ci dziękuję. Świetnie sprawdzasz się w roli osobistej psycholożki.

Gadałem jak najęty, a nawet się nie zorientowałem, że to robię. Monika miała na mnie dobry wpływ.

– Należy mi się coś w zamian – spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. Nie wydawała się zaskoczona, że mówię tak płynnie, podobnie jak wcześniej nie zwracała uwagi na moje zacinanie się.

– A cz–czego byś sobie życzyła? – chciałem, żeby zabrzmiało to kusząco, ale pierwsza litera gdzieś utknęła. Monika i tak mi odpowiedziała.

– Co powiesz na mały spacerek? – zapytała, robiąc zamyśloną minę – Albo nie, drink będzie lepszym pomysłem. Ewentualnie kawa i jakieś pyszne ciasteczko?

– Czas podjąć decyzję – posłałem jej surowe spojrzenie.

– A dlaczego by tak nie połączyć wszystkiego? – wytrzeszczyła gały ze zdziwienia.

W–wszystko, czego sobie życzysz – jąkanie przestało mi już przeszkadzać, w końcu przy niej nie musiałem się tym martwić.

– W takim razie ustalone, zobaczymy się gdy skończymy pracę – zadecydowała.

Kiwnąłem głową na znak zgody.

– Ale to nie jest randka! – uprzedziła, wracając do swoich zajęć.

Traktowała mnie normalnie

Przyłożyłem dłoń do piersi, niech zinterpretuje ten gest według własnego uznania. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, a ja zacząłem wyczekiwać. Efekt był taki, że moje jąkanie powróciło ze zdwojoną siłą. Monika z uporem udawała, że nic nie dostrzega i z cierpliwością oczekiwała, aż skończę swoją wypowiedź.

Po dwóch godzinach tego niby-spotkania poczułem, że wreszcie mogę być sobą. Fajnie było pogadać z laską bez potrzeby chowania się za ścianą ciszy, więc gdy przyszedł czas pożegnania, od razu zaproponowałem kolejne spotkanie.

– Chyba, że już masz mnie dość… – rzuciłem, dając jej furtkę do odmowy.

– Na razie nie, to było zbyt krótko – odparła z figlarnym uśmiechem. – Dam ci znać po paru następnych spotkaniach.

Od razu wiedziałem, że muszę spróbować tej terapii. Skoro krewnemu Moni pomogła przynajmniej trochę, to czemu miałoby się nie udać także w moim przypadku? Do tej pory nie byłem do tego przekonany, bo słyszałem o kimś z taką samą dolegliwością jak ja, komu leczenie nic nie dało. Bałem się, że mnie też to spotka.

Była moim wsparciem

Monika dodała mi wiary w siebie, zmotywowała mnie i sprawiła, że uwierzyłem, iż mogę postarać się o lepsze życie. Wiem, że to może zabrzmieć naiwnie, ale byłem przepełniony ambitnymi zamiarami i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ogarnęło mnie uczucie, że jeszcze nie wszystko stracone. To po prostu musi wypalić, nie ma innej opcji.

Marzyłem o szczerej rozmowie z Moniką, podczas której mógłbym bez zahamowań wyrazić wszystkie swoje myśli. Postanowiłem pójść na terapię i opowiedziałem jej o tym.

– To świetnie, możesz na mnie liczyć – uradowała się. – A nawet jeśli coś pójdzie nie tak, to nie ma problemu. Dla mnie i tak jesteś super.

– Wzajemnie – odparłem krótko, zachowując resztę słów na moment, gdy pozbędę się jąkania.

Obawiałem się, że moje wyznania zostaną zepsute przez niekontrolowane zacinanie się.

– Krótko i na temat – parsknęła śmiechem Monika.

Wolałbym uniknąć zacinania się, bo przy d–dłuższym mówieniu m–mogę… – zacząłem, ale szybko urwałem, krztusząc się słowami.

– Co? Paść trupem albo nabawić się kalectwa? – Monika nie kryła irytacji. – Daruj sobie te wymyślone na poczekaniu fragmenty regulaminu bezpieczeństwa.

– Ale p–p–przecież się jąkam – wykrztusiłem z trudem.

– No i? Myślisz, że to czyni cię jakimś gorszym człowiekiem?

To był podstęp

I to była kwintesencja sprawy – różniłem się od reszty otoczenia.

– Głupoty gadasz! – chwyciła mnie za dłoń. – No już, gadaj zaraz, co knujesz. Ze wszystkimi detalami, niczego nie pomijając.

Zamierzam rozpocząć terapię – wyrzuciłem z siebie gładko – i w nawiązaniu do tego, mam do ciebie ogromną prośbę. Zależy mi, żeby pogadać z twoim kuzynem.

– O kogo chodzi? – Monika uniosła brwi ze zdumienia.

– O tego gościa, który się za–zacinał – zacząłem się jąkać, bo przyszła mi do głowy pewna myśl. – Wy–wymyśliłaś go specjalnie dla mnie?

– Mniej więcej – odparła bez skrępowania. – Ale podziałało, prawda? Razem jest łatwiej.

Ten wymyślony kuzyn dał mi do myślenia – powiedziałem, gubiąc wątek co chwilę. – Zapiszę się na terapię i będę się trzymał… – jąkanie nasiliło się, skutecznie pozbawiając mnie głosu.

– … planu – uzupełniła Monika.

Leczenie przypominało żmudną walkę z wiatrakami. Nie dało się ukryć, że przez wszystkie lata, kiedy mogłem pracować nad głosem, zmarnowałem szansę. Nie wierzyłem, że cokolwiek będzie w stanie mi pomóc. Rezultat okazał się jednak dość satysfakcjonujący. Zdarza mi się jeszcze zacinać, ale o wiele rzadziej niż kiedyś. Uwolniłem się od blokad, pozbyłem wstydu i teraz mówię donośnie oraz zrozumiale. A kiedy uparty dźwięk stawia opór, powtarzam go do skutku, aż wreszcie trafi tam, gdzie jego miejsce. Umiem sobie z tym radzić i nie zamykam się w sobie przy każdej okazji, gdy coś idzie nie tak.

Reklama

Radek, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama