„Randka na wrzosowisku okazała się totalną klapą i koszmarem. Przysięgam, że nigdy więcej nie kupię wrzosu”
„Im bardziej się oddalaliśmy, tym bardziej czułam, że tracimy orientację. Z każdą minutą ciemność stawała się gęstsza, a ja zaczęłam wątpić, że w ogóle znajdziemy drogę powrotną. Oliwier nadal starał się mnie uspokoić, ale nawet jego pewność siebie zaczynała słabnąć”.
- redakcja
Wiedziałam, że będzie magicznie
Oliwier od jakiegoś czasu mówił, że planuje coś wyjątkowego. Nie zdradzał jednak szczegółów, a ja, choć byłam ciekawa, postanowiłam nie naciskać. Wiedziałam, że kocha niespodzianki, a ja... cóż, uwielbiałam, kiedy robił coś tylko dla mnie. Tym razem jednak czułam, że to coś więcej niż kolacja czy spacer po parku. Kiedy wsiedliśmy do samochodu, poczułam przyjemne dreszcze ekscytacji. Oliwier uśmiechał się tajemniczo, prowadząc nas w nieznane.
– Zdradzisz mi chociaż odrobinę, co planujesz? – zapytałam, śmiejąc się, kiedy po raz kolejny omijał restauracje i kawiarnie, które mogłyby być miejscem naszej randki.
– Nie teraz, Pola. Cierpliwości – odpowiedział, puszczając mi oko.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, od razu poczułam, że to będzie coś wyjątkowego. Wysiadłam z samochodu, a przed nami rozciągało się wrzosowisko. Zachodzące słońce rzucało ciepłe, różowo-złote światło na fioletowe wrzosy, tworząc niesamowity krajobraz. Nie mogłam uwierzyć, że Oliwier znalazł takie miejsce – wyglądało jak z obrazka.
– To miejsce jest niesamowite. Skąd wiedziałeś, że tak bardzo mi się spodoba? – zapytałam, z zachwytem w głosie, kiedy ruszyliśmy na spacer.
– Chciałem, żeby ten wieczór był wyjątkowy, a wiem, jak bardzo kochasz naturę. Cieszę się, że ci się podoba – odpowiedział, trzymając mnie za rękę.
Spacerowaliśmy w ciszy, podziwiając widoki, a ja czułam, że to jedna z najpiękniejszych randek, na jakiej kiedykolwiek byłam. Śpiew ptaków i delikatny szelest wrzosów pod naszymi stopami dodawały całości romantycznego klimatu. Wszystko wydawało się idealne – Oliwier, zachód słońca i to piękne miejsce. Czułam, że nic nie może zakłócić tej harmonii.
Ale kiedy słońce zaczęło się zniżać coraz bardziej, zauważyłam, że nie bardzo pamiętam, w którą stronę przyszliśmy. Z każdą minutą wrzosowisko wydawało się wyglądać coraz bardziej jednolicie. Wszystko było takie piękne, ale... czy wiedzieliśmy, jak wrócić?
Nie mogliśmy znaleźć drogi
Kiedy słońce zaczęło znikać za horyzontem, powoli zdaliśmy sobie sprawę, że czas wracać. Oliwier nadal trzymał mnie za rękę, ale poczułam lekki niepokój. Wrzosowisko wyglądało cudownie, ale... wszystko zaczynało wyglądać tak samo. Ścieżka, którą przyszliśmy, zniknęła w gęstwinie wrzosów, a zmieniające się światło sprawiało, że trudno było się zorientować, gdzie jesteśmy.
– Oliwier, jesteś pewien, że idziemy w dobrą stronę? – zapytałam, próbując ukryć narastające napięcie w głosie.
– Spokojnie. Wydaje mi się, że to ta ścieżka – odpowiedział, choć w jego głosie zaczynało pojawiać się wahanie.
Szliśmy dalej, ale im bardziej zagłębiałam się w myśli, tym bardziej uświadamiałam sobie, że chyba jesteśmy zgubieni. Wszystko wyglądało identycznie – wrzosy, ścieżki, nawet odgłosy natury brzmiały teraz bardziej niepokojąco. Ciemność zaczynała powoli zapadać, a ja zaczęłam się martwić. Oliwier starał się zachować spokój, ale widziałam, że sam zaczyna się niepokoić.
– Chyba się zgubiliśmy, co? – zapytałam, zatrzymując się na chwilę.
– Nie, jeszcze nie. Myślę, że powinniśmy iść w tamtą stronę – powiedział, wskazując na wzgórze w oddali, ale już wiedziałam, że nie ma pewności.
Próbował brzmieć przekonująco, ale po raz pierwszy poczułam, że nawet on zaczyna się wahać. Ciemność nadchodziła coraz szybciej, a wrzosowisko, które jeszcze chwilę wcześniej było miejscem romantycznej magii, zaczynało mnie przerażać.
Strach w ciemnym lesie
Kiedy słońce całkowicie zaszło, a wrzosowisko skryło się w ciemności, zaczęłam naprawdę panikować. Każdy krok wśród tych ciemnych, jednolitych krzewów wydawał się coraz bardziej bezsensowny. Las, który wcześniej wydawał się cichy i spokojny, teraz zaczął wydawać dziwne dźwięki – trzask gałęzi, szelest liści, jakieś odgłosy w oddali, które sprawiały, że moje serce zaczęło bić szybciej. Poczułam chłód, a wiatr, który nagle się podniósł, przeszył mnie do kości.
– Co jeśli nie znajdziemy drogi? Nie mamy przecież latarki, a wszystko wygląda tak samo! – wyrzuciłam z siebie, starając się nie brzmieć zbyt histerycznie, choć w środku czułam, że tracę kontrolę nad emocjami.
Oliwier próbował zachować spokój. Wziął mnie za rękę mocniej, próbując dodać mi odwagi.
– Nie martw się. Pamiętam, że za tamtym wzgórzem była droga. Spróbujmy iść w tamtym kierunku – powiedział, ale czułam, że jego pewność zaczyna topnieć.
Zaczęliśmy iść, ale mrok, który nas otaczał, sprawiał, że każdy krok był niepewny. Gęstniejąca ciemność wyostrzała wszystkie zmysły, a każdy dźwięk wydawał się groźniejszy niż w rzeczywistości. Mimo że Oliwier starał się mnie uspokoić, sama jego niepewność zaczęła przechodzić na mnie. W tej ciemności wszystko wydawało się obce, a ja nie mogłam powstrzymać myśli, że się zgubiliśmy. Każdy krok sprawiał, że czułam się coraz bardziej zagubiona i wystraszona. Wiedziałam, że musimy się stąd wydostać, ale jak?
Zupełnie jak w labiryncie
Im bardziej się oddalaliśmy, tym bardziej czułam, że tracimy orientację. Z każdą minutą ciemność stawała się gęstsza, a ja zaczęłam wątpić, że w ogóle znajdziemy drogę powrotną. Oliwier nadal starał się mnie uspokoić, ale nawet jego pewność siebie zaczynała słabnąć. Każdy krok wydawał się prowadzić donikąd. Wrzosowisko, które wcześniej było tak urocze i pełne magii, teraz wyglądało jak pułapka.
– Mój telefon już nie ma zasięgu. A twój? – zapytałam, sprawdzając ekran swojego telefonu, który pokazywał brak sygnału.
– Mój też... – odpowiedział, a w jego głosie pierwszy raz usłyszałam nutę niepokoju. – Ale spokojnie, musimy po prostu iść dalej. Na pewno trafimy na coś, co nas naprowadzi.
Chociaż Oliwier próbował zachować spokój, czułam, że i on zaczyna się martwić. Otaczały nas tylko ciemność i dziwne odgłosy lasu. Szliśmy w zupełnej ciszy, słysząc tylko nasze kroki i szelest wrzosów pod stopami. Każdy dźwięk wokół nas wydawał się potęgować napięcie. Czy to była sowa, czy coś większego? Moja wyobraźnia zaczęła pracować na pełnych obrotach, a strach coraz bardziej zjadał mnie od środka.
Oliwier próbował prowadzić nas przez ciemność, ale coraz bardziej było widać, że oboje błądzimy. Szliśmy już od dłuższego czasu, a ja czułam, że nasze poszukiwania stają się coraz bardziej chaotyczne. Każda ścieżka wydawała się taka sama, a mrok tylko potęgował nasze zagubienie.
Stało się nieoczekiwane
W pewnym momencie, gdy czułam, że tracimy już wszelką nadzieję, Oliwier nagle zatrzymał się i spojrzał w dal.
– Zobacz, tam! – powiedział, wskazując na ledwo widoczne światło w oddali.
Zaczęłam intensywnie wpatrywać się w ciemność i rzeczywiście – było tam słabe światło, migoczące między drzewami. Poczułam ogromną ulgę. Ruszyliśmy w stronę światła, idąc szybko, niemal biegnąc. Gdy zbliżyliśmy się do źródła, okazało się, że to latarka trzymana przez mężczyznę, który zmierzał w naszym kierunku.
– Dobry wieczór! Szukałem was – powiedział leśniczy, zatrzymując się przed nami. – Zobaczyłem wasz samochód zaparkowany na obrzeżach lasu i zastanawiałem się, czy wszystko u was w porządku. Dobrze, że was znalazłem, bo w nocy łatwo tu zabłądzić.
Oliwier i ja wymieniliśmy spojrzenia, pełni ulgi. Byliśmy uratowani.
– Dziękujemy, naprawdę się zgubiliśmy – przyznał Oliwier z uśmiechem, choć na jego twarzy było widać zmęczenie.
Leśniczy zaprowadził nas na bezpieczną ścieżkę, prowadzącą z powrotem w stronę naszego samochodu. Po drodze śmialiśmy się i żartowaliśmy, choć wciąż czuliśmy resztki napięcia związanego z tym, co się wydarzyło. Kiedy dotarliśmy do auta, poczułam, jakby kamień spadł mi z serca.
– Nie mogę uwierzyć, że to się nam naprawdę przydarzyło. Miała być romantyczna randka, a skończyło się jak w horrorze! – śmiałam się, ale już bez złości.
– Obiecuję, że następna randka będzie mniej... ekstremalna. Ale mam nadzieję, że ta zapadnie ci w pamięć – powiedział Oliwier, uśmiechając się ciepło.
Wiedziałam, że to był jeden z tych wieczorów, który będziemy wspominać latami – pełen strachu, przygody, ale i bliskości, która zbliżyła nas jeszcze bardziej.
Nie wiem, czy chce to powtórzyć
Kiedy w końcu wróciliśmy do samochodu, poczułam ulgę i zmęczenie, ale także coś więcej – świadomość, że razem z Oliwierem przeszliśmy przez prawdziwą próbę. To miała być romantyczna randka, a skończyło się błądzeniem po wrzosowisku, zagubionymi telefonami i chwilami paniki. Jednak mimo tych wszystkich komplikacji, czułam się bezpieczna, bo byliśmy razem.
– Wiesz co? Myślałam, że ta randka skończy się romantycznym spacerem, a nie przerażającą przygodą w ciemnym lesie. Dzięki temu wiem, że z tobą mogę przejść przez każdą burzę – powiedziałam, uśmiechając się zmęczona, ale szczęśliwa.
Oliwier spojrzał na mnie z uśmiechem pełnym ulgi i troski.
– Cieszę się, że mimo wszystko nadal to uważasz za niezapomnianą randkę. Obiecuję, że następna będzie mniej stresująca – odpowiedział, ściskając moją dłoń.
Wiedziałam, że nasze przyszłe randki mogą być różne – czasem spokojne, czasem pełne emocji – ale najważniejsze było to, że zawsze przeżywaliśmy je razem. Ten wieczór, choć pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji, stał się dla nas ważnym momentem – nie tylko z powodu strachu, ale dlatego, że pokazał mi, jak bardzo mogę polegać na Oliwierze, niezależnie od tego, co się wydarzy.
Pola, 27 lat