„Randkowałam przez internet, gdy mąż ciężko harował za granicą. Nie mogłam się oprzeć komplementom Zygmunta”
„Chciałam się tylko trochę rozerwać, ulżyć w samotności, ale sprawy poszły za daleko. Jeśli mój mąż się o wszystkim dowie, puści mnie z torbami”.
- Jolanta, 34 lata
Wszystko zaczęło się właśnie, jak w tandetnej telenoweli. Mąż wyjechał do pracy do Niemiec, a ja zostałam sama z trójką dzieci. Początkowo jakoś się trzymałam, ale po kilku miesiącach rozłąki dopadł mnie kryzys. Poczułam się niepotrzebna, niekochana. Tak naprawdę nie miałam nawet komu opowiedzieć o swojej frustracji, rodzinie i znajomym wydawało się, że złapałam pana Boga za nogi. Teoretycznie mieli rację – na brak pieniędzy nie mogłam narzekać. Nawet nie musiałam pracować. Tylko ta okropna samotność...
Zygmunt zasypywał mnie komplementami
Każdego wieczoru siadałam przed ekranem laptopa, włączałam Skype’a i szukałam wirtualnych przyjaciół. Tak poznałam Zygmunta, młodszego ode mnie o kilka lat ochroniarza spod Łodzi. Rozmawialiśmy często, nawet nie zauważyłam, kiedy nasza znajomość stała się bardzo zażyła.
– Całą noc o tobie myślałem. Joluchno, chciałbym dotknąć twojej dłoni, musnąć twe wargi – mówił, a ja czerwieniłam się jak podlotek.
Zasypywał mnie komplementami. I czułościami, od których robiło mi się gorąco. W końcu ubłagał, żebym założyła sobie kamerkę internetową.
Spodobałam mu się. Kiedy on włączył swoją kamerę, serce mi zamarło. Myślałam, że ujrzę wielkiego mężczyznę z ogoloną na zero głową i solidnym karczyskiem, tymczasem na monitorze pojawił się wymarzony książę z bajki. Fala blond włosów spływała mu na oczy. Eleganckie okulary podkreślały subtelnie niebieskie oczy. Ale najbardziej oczarował mnie jego uśmiech pełen tajemniczej nostalgii…
Zobacz także
Zygmuś zaczął mnie namawiać na spotkanie. Bałam się. Czułam bowiem, że nie skończy się na niewinnym spacerze… Nie tylko czułam, chciałam TEGO z całego serca!
Dopadła mnie proza życia
Do tej pory w moim życiu istniał tylko jeden mężczyzna – Andrzej. Poznaliśmy się na zabawie w remizie. On był w ochotniczej straży pożarnej, a ja, jako członek komitetu dożynkowego, parzyłam kawę i kroiłam ciasto. Nie zwróciłam uwagi na roześmianego osiemnastolatka. Dopiero jak poprosił mnie do tańca, coś między nami zaiskrzyło. Potem były tajne schadzki, romantyczne ucieczki w środku nocy nad staw i nagłe odkrycie, że jestem w ciąży. Szybki ślub, a po nim proza życia: Andrzej pracował, ja natomiast rodziłam dzieci i wydeptywałam trasę między kuchnią a ogródkiem.
Kiedy dzieci podrosły, postanowiliśmy, że mąż wyjedzie do Niemiec, do pracy na budowie. Udawałam, że wszystko jest dobrze, w środku jednak czułam pustkę i rozżalenie, że wszystko okazało się inne niż w romantycznych opowieściach.
– Tak. Spotkajmy się – powiedziałam do mikrofonu, sama nie bardzo wierząc w wypowiadane słowa.
– Najmilsza… Gdzie tylko będziesz chciała. Może sam coś zaproponuję…– usłyszałam ciepły tembr głosu Zygmunta.
– Ale najlepiej w Łodzi, okej? – kontynuowałam.
– Chciałbym, abyś czuła się komfortowo i bezpiecznie – zaśmiał się głośno. – Może kawiarnia hotelowa?
Szybko ustaliliśmy miejsce i datę.
Wszystko potoczyło się tak szybko
Wydawało mi się, że przeżywam coś wyjątkowego. Powtarzałam sobie, że przecież to tylko kawa z przyjacielem, podświadomie jednak czułam, że robię coś złego. A w ostatniej chwili przed wyjściem włożyłam najlepszą bieliznę.
Zobaczyłam go już od wejścia, w ręce trzymał jedną krwistą różę. Przywitał mnie pocałunkiem w policzek. Lampka wina sprawiła, że początkowy lęk minął. W pewnej chwili Zygmunt wziął moją rękę w swoją i zaczął ją delikatnie pieścić. To, co było potem, pamiętam jak przez mgłę.
Pokój w hotelu, szampan, czułe słówka, pieszczoty… Prosiłam tylko, aby zasłonił kotarę, bo pierwszy raz w życiu kochałam się w środku dnia.
– Jesteś boska – powtarzał, dotykając każdego fragmentu mojego ciała.
Odkrywał mnie kawałek po kawałku, a ja czułam się szczęśliwa jak nigdy dotąd. Wydawało mi się, że znamy się od zawsze i świetnie do siebie pasujemy. On powtarzał mi cały czas, jak bardzo mnie kocha i pożąda, jak bardzo jest ze mną szczęśliwy. Uświadomiłam sobie, że tylu komplementów nie usłyszałam od własnego męża przez cały czas trwania małżeństwa. Nie byłam pewna, czy Andrzej choćby raz wyznał mi miłość… On należy do mężczyzn, którzy – jak sam powtarzał – nie gadają, tylko robią.
Ale kiedyś trzeba było wrócić do domu, do codzienności, odebrać dzieciaki od teściowej, zająć się kolacją… Czar prysł. I dotarło do mnie wreszcie, co zrobiłam. Byłam załamana, miałam straszne poczucie winy. Postanowiłam więc skończyć tę znajomość, zanim będzie za późno.
Gdy powiedziałam o tym Zygmuntowi, zaczął błagać, abym odeszła od męża. Powtarzał, że mnie kocha. Mówiłam mu, że to nie ma sensu, ale do niego nie docierały żadne argumenty. W pewnej chwili uśmiech na jego twarzy zastąpił grymas wściekłości. Przysunął twarz do obiektywu kamerki i wysyczał jakby nieswoim głosem:
– Nie pozwolę ci odejść!
Zabrzmiało to naprawdę groźnie. Przestraszyłam się. I przestałam korzystać z internetu. Myślałam, że to wystarczy. Niestety, byłam w błędzie. Zygmunt wydzwaniał do mnie jeszcze przez wiele tygodni. Wiem, że zrobiłam źle, ale przecież każdy może popełnić błąd. Niezależnie od tego, jak dalej potoczy się moje życie, już nigdy nie wejdę na żaden internetowy czat! Mam też nadzieję, że Andrzej nigdy się o niczym nie dowie.