„Rodzice gardzili moim mężem, bo nie jest prawnikiem. Nie wiedzą, że za swoją wypłatę, może kupić dorobek ich życia”
„Wiecie, co jest w tym wszystkim najbardziej zabawne? Że Mariusz zarabiał więcej niż moi rodzice. Nie bał się pracy, nie bał się pobrudzić rąk. Dorabiał sobie to tu, to tam, chwytał się każdej fuchy i na nic mu nie brakowało. Wcale nie potrzebował do tego wykształcenia i nadętego ego”.

Wychowałam się w rodzinie, która ponad wszelkie wartości ceniła sobie majątek i inteligencję. Mogłeś być świetnym człowiekiem, ale nie miałeś kasy i pozycji, więc byłeś skreślony na starcie. Moi rodzice to prawdziwa studencka miłość. Wtedy tytuł magistra i inżyniera to było coś, na co nie każdy mógł sobie pozwolić. Moi dziadkowie również pochodzili z rodzin inteligenckich. Nie miałam innego wyjścia, jak przedłużyć rodzinną tradycję i również wybrałam się na studia.
Nie mogę narzekać na brak powodzenia. Znam swoje wartości i walory. Jestem ładna, mądra i zabawna. Mogłam przebierać w facetach i początkowo tak robiłam. Miałam paru chłopaków. Z jednym z nich prawie stanęłam na ślubnym kobiercu. Był starszy, poważny i studiował prawo. Idealny materiał na męża. Według mojej mamy oczywiście. Ona go uwielbiała. Niestety, jak na złość nasza miłość się ulotniła i nie spełniłam jej marzenia o pięknym ślubie z prawnikiem. Co więcej, zakochałam się w kimś, kto spełniał jej oczekiwań.
Nazywali go nierobem
Z Mariuszem poznałam się przypadkiem po studenckiej domówce. Wracałam do domu w środku nocy i skręciłam w nie tę uliczkę, co trzeba. Zaczepiły mnie 2 dziewczyny, które ewidentnie nie były przyjaźnie nastawione. Byłam pewna, że w najlepszym wypadku mnie okradną... Wtedy pojawił się on. Stanął w mojej obronie i pokazał dresiarom, gdzie jest ich miejsce. Jak mogłam nie oddać serca rycerzowi na białym koniu? Byłabym głupia, prawda?
Wszystko byłoby pięknie i cudownie, gdyby nie jeden szczegół, który burzył tę całą naszą miłosną układankę. Mariusz skończył jedynie zawodową szkołę. Pracował na budowie. O ile dla mnie nie jest to żadną ujmą na honorze, nie robi mi to żadnej różnicy, o tyle dla moich rodziców to był wystarczający powód, żeby ukrócić naszą znajomość.
Nazywali go nierobem, obibokiem, głupkiem. Czemu? Tylko dlatego, że nie kształcił się na uniwersytecie. Jakby to stanowiło jakąkolwiek różnicę. Nazywać obibokiem i nierobem osobę, która od świtu do nocy stawia domy, robi to świecie, daje ludziom dach nad głową i ma do tego ewidentną żyłkę, jest co najmniej durne. Co więcej, ten ich cały nierób po fizycznej pracy wciąż miał czas, ochotę i przede wszystkim siłę, żeby zabrać ich córkę do kina, pójść na łyżwy, czy po prostu przejść się na romantyczny spacer. Wielu z moich poprzednich chłopaków po biurowej pracy narzekało, że nie mają już głowy do takich rzeczy.
– Błagam cię, dziecko. Ty się przy nim zmarnujesz. Zasługujesz na męża z wyższych sfer a on... No cóż... – mówiła mama. – No jak to wygląda. Pani doktor i... robol.
Wiecie, co jest w tym wszystkim najbardziej zabawne? Że Mariusz zarabiał więcej niż moi rodzice. Nie bał się pracy, nie bał się pobrudzić rąk. Dorabiał sobie to tu, to tam, chwytał się każdej fuchy i na nic mu nie brakowało. Wcale nie potrzebował do tego wykształcenia i nadętego ego.
Ojciec znów próbował mi go obrzydzić
– Dziecko, a o czym wy niby będziecie rozmawiać? O wylewkach, cegłach i zaprawie murarskiej? Spójrz prawdzie w oczy, to nieuk, który nie ma ci nic do zaoferowania.
Oczywiście, to również mogłam obalić jednym zdaniem. Mariusz był oczytany, interesował się finansami i ekonomią, co zaprezentował na rodzinnym obiedzie. Zgasił wtedy mojego ojca jak resztkę papierosa o opluty chodnik. Nie miał litości również dla mojego kuzyna, który brylował na imieninach babci i prezentował swoją wiedzę o sporcie. Mariusz nawet nie musiał się starać, żeby zagiąć go w najprostszych kwestiach.
Jednak to właśnie to, co stało się ostatnio, zamknęło im jakiekolwiek pole do dyskusji. Mariusz swoją ciężką pracą zarobił na tyle dużo pieniędzy, żeby wraz z najlepszym przyjacielem założyć firmę budowlaną. Mieli tyle zleceń, że musieli zatrudniać pracowników. Dziś jest prezesem i nadal skromnym człowiekiem o wielkim sercu. Nie da się ukryć, że na brak kasy nie możemy narzekać. A nasze całe rodzinne finanse pochodzą właśnie od niego, bo ja ze swoim śmiesznym wykształceniem, nie mogę znaleźć żadnej pracy. To nie tytuł zdobi człowieka, a to, jakimi wartościami w życiu się kieruje.
Mariola, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pożyczyłem ojcu w potrzebie 3 tysiące, ale nie chce mi oddać. Nie dam się traktować jak jakiś bankomat”
- „Zamiast żony mam księgową, co wylicza mi każdy wydatek. To ma nas uchronić przed rozwodem, a ja mam wątpliwości”
- „Mąż wyjechał za granicę, żeby robić karierę. Wmawia mi, że jest biznesmenem, a może co najwyżej szorować cudze trony”