„Rodzice mnie wydziedziczyli, bo związałam się z rozwodnikiem. W ich katolickim świecie nie ma miejsca na żadne błędy”
„Przez długi czas żyłam w podwójnym świecie. W jednym wciąż byłam córką swoich rodziców, dobrą dziewczyną, podporządkowaną, gotową do życia według ich zasad. W drugim istniał Marek. Potajemne spotkania, długie rozmowy na czacie wieczorami”.

- Redakcja
Kiedy byłam małą dziewczynką, świat był prosty. Mama wstawała pierwsza, parzyła ojcu mocną kawę, potem szykowała mi śniadanie. Ojciec czytał gazetę, a w niedzielę zabierał nas na mszę, po której jedliśmy rosół i pieczonego kurczaka. Tak wyglądała nasza rodzina – uporządkowana, przewidywalna, wpisana w schemat, który funkcjonował od pokoleń.
Bałam się ich
Byłam ich jedynaczką, ich dumą i nadzieją. Uczyłam się dobrze, nie sprawiałam problemów, nigdy nie wróciłam do domu po zmroku. W moim domu było jasne, jakie życie mam prowadzić: szkoła, odpowiedni chłopak, ślub, dzieci. „Nie rozmieniać się na drobne, nie brudzić się w złych wyborach” – powtarzał ojciec. A potem na studiach poznałam Marka.
Nie był odpowiednim chłopakiem. Miał przeszłość, jakiej ojciec by nie zaakceptował. Rozwiedziony. Z dzieckiem. Dla mojego ojca – grzech podwójny.
Przez długi czas żyłam w podwójnym świecie. W jednym wciąż byłam córką swoich rodziców, dobrą dziewczyną, podporządkowaną, gotową do życia według ich zasad. W drugim istniał Marek. Potajemne spotkania, długie rozmowy na czacie wieczorami, które otwierały mi oczy na to, jak wiele w życiu traciłam, poddając się rodzinnym schematom. A potem była jego mała córeczka, która pokochała mnie od pierwszego dnia. Kiedy powiedziała do mnie „Nata, poczytasz mi bajkę?”, poczułam, że nie mogę się cofnąć. Że nie chcę.
Wiedziałam, że rodzice prędzej mnie przekreślą, niż zaakceptują ten wybór. Ale wciąż naiwnie wierzyłam, że jeśli ich przekonam, jeśli zobaczą, jak bardzo jestem szczęśliwa, znajdziemy wspólny język.
Chciałam ich zapoznać
Zdecydowałam się przedstawić im Marka. Na rodzinnej kolacji. Nie wiedziałam, że to będzie ostatni wieczór, w którym będę miała rodzinę.
– Pamiętaj, Natalia, żebyś się nie spóźniła – przypominała mi matka przez telefon, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. – Ojciec nie lubi czekać.
– Wiem, mamo – westchnęłam, ściskając telefon w dłoni. – Ale przyjdę z kimś.
Zapadła cisza.
– Z kimś?
– Z Markiem – powiedziałam stanowczo. – To mój… chłopak.
Cisza była dłuższa niż poprzednio. Czułam, że matka kalkuluje w głowie wszystkie możliwe scenariusze.
– Porozmawiam z ojcem – powiedziała w końcu i rozłączyła się bez pożegnania.
Wiedziałam, że nie będzie dobrze. Ale i tak przyszliśmy. Marek ścisnął moją dłoń, gdy stanęliśmy przed drzwiami mojego rodzinnego domu.
– Na pewno chcesz to zrobić? – zapytał cicho.
Nie byłam pewna. Ale kiwnęłam głową i nacisnęłam dzwonek.
Matka otworzyła nam, uśmiechnęła się blado. Ojciec siedział już przy stole. Jego twarz była kamienna.
– To jest Marek – powiedziałam, a mój głos zabrzmiał słabiej, niż bym chciała.
Ojciec nie wstał. Nawet nie wyciągnął ręki.
– Dobry wieczór – powiedział Marek, wyciągając dłoń.
Ojciec spojrzał na nią, ale nie uścisnął.
– Siadajcie – powiedział tylko.
Zrobiło mi się zimno.
Byli nieprzejednani
Usiedliśmy. Marek zachowywał się uprzejmie, ale ostrożnie. Pytał o rodzinne tradycje, o dom, o wspomnienia. Starał się, jak mógł. Ojciec milczał. Matka uśmiechała się blado, jakby próbowała rozładować napięcie.
– Jak długo się znacie? – zapytał ojciec w końcu.
– Ponad rok – odpowiedziałam.
Ojciec uniósł brew.
– Ponad rok i dopiero teraz nam go przedstawiasz?
– Bałam się waszej reakcji – przyznałam szczerze.
– I słusznie – odparł sucho.
Matka wzięła głęboki oddech.
– Marek, a czym się zajmujesz? – zapytała, próbując uratować sytuację.
– Pracuję w branży IT – odpowiedział spokojnie.
Ojciec pokiwał głową, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
– I masz dziecko – powiedział w końcu. Nie było w tym pytania.
Marek spojrzał na mnie, jakby chciał się upewnić, czy na pewno chce to ciągnąć.
– Tak, mam córkę – odpowiedział.
Ojciec odłożył sztućce.
– A gdzie jest jej matka?
– Rozwiedliśmy się – powiedział Marek spokojnie, choć ja czułam, jak drży mu ręka pod stołem.
Sprzeciwili się
Ojciec pokiwał głową, jakby właśnie usłyszał, że moje życie legło w gruzach.
– I ty, Natalia, myślisz, że to jest dla ciebie dobre? – powiedział chłodno. – Chcesz być tą drugą? Matką nie swojego dziecka?
Poczułam, jak wszystko się we mnie gotuje.
– Chcę być z kimś, kogo kocham – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Ojciec uśmiechnął się kpiąco.
– To na miłości chcesz budować życie? Na cudzym bałaganie?
– Przestań – szepnęła matka, ale jej nie słuchał.
– Moje życie to nie bałagan – powiedział Marek cicho, ale stanowczo.
Ojciec spojrzał na niego z wyższością.
– Moja córka nie będzie z rozwodnikiem.
– To nie twój wybór – warknęłam.
Zapadła cisza. Ojciec spojrzał na mnie tak, jakbym była kimś obcym.
– Jeśli wyjdziesz za niego, nie masz już domu – powiedział lodowato.
Matka ścisnęła dłoń na serwetce. Jej twarz była biała jak kreda. Serce mi waliło. Czułam, jak wszystko wokół mnie się wali, ale wiedziałam jedno. Nie mogłam się cofnąć. Nie chciałam. Wstałam od stołu.
– Więc nie mam – powiedziałam.
Wyrzucili mnie
Marek też wstał. Ojciec się nie ruszył. Matka patrzyła na mnie z rozpaczą.
– Córciu… – zaczęła, ale ojciec rzucił jej spojrzenie, które ucięło wszystko.
Zamknęłam oczy i odwróciłam się do wyjścia. Zanim wyszłam, obejrzałam się ostatni raz. Ojciec jadł dalej. Jakby nic się nie stało.
Zamknęłam za sobą drzwi, ale nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. Stałam na zimnej klatce schodowej, czując, jak moje nogi odmawiają posłuszeństwa. W głowie miałam chaos, serce waliło jak oszalałe. Naprawdę się to stało.
– Natalia… – Marek dotknął mojej dłoni, ale odsunęłam się.
– Poczekaj na mnie w samochodzie – powiedziałam cicho. – Muszę jeszcze coś załatwić.
Nie zapytał, nie nalegał. Skinął tylko głową i ruszył w stronę parkingu. A ja odwróciłam się i nacisnęłam klamkę. Drzwi nie były zamknięte na klucz, jakby ojciec się tego spodziewał. Jakby wiedział, że wrócę.
Nie chcieli mnie znać
Weszłam do salonu. Ojciec wciąż siedział przy stole, jadł spokojnie, jakby to była najzwyklejsza w świecie kolacja. Matka stała przy oknie, trzymając się parapetu, jakby to było jedyne, co utrzymuje ją w pionie.
– Naprawdę tak po prostu mnie wyrzucasz? – zapytałam.
Ojciec nie podniósł wzroku.
– Nikt cię nie wyrzuca. Po prostu dokonałaś wyboru.
– Wybieracie zasady zamiast mnie? – czułam, że mój głos zaczyna drżeć.
Ojciec w końcu na mnie spojrzał.
– Nie wybieramy. To ty wybrałaś.
– Ja wybrałam miłość – rzuciłam ostro.
Ojciec odsunął talerz i spojrzał na mnie tak, jakbym była kimś obcym.
– To nie jest miłość. To słabość. Dałaś się omamić. Zakochanie mija, ale konsekwencje zostają na zawsze.
Matka szlochała cicho przy oknie, ale nie mówiła nic.
– Nie rozumiem cię – wycedziłam przez zęby. – Kiedyś mówiłeś, że rodzina jest najważniejsza.
– Tak, ale nie rozbita – warknął. – A ty pakujesz się w cudze życie, cudze błędy, cudze dziecko!
– Nie jest cudze – powiedziałam cicho. – Kocham je. Jak własne.
Zasady były ważniejsze
Ojciec się roześmiał. Było w tym coś zimnego, coś okrutnego.
– Cudze dziecko nigdy nie będzie twoje. A Marek? Myślisz, że jesteś jego pierwszą wielką miłością? Jeśli raz mu nie wyszło, to czemu tym razem ma się udać?
– Bo ja go kocham! – wrzasnęłam.
Matka zasłoniła usta dłonią, a ojciec pokręcił głową.
– A on ciebie? A może po prostu chce opiekunki do dziecka? Może szuka kogoś, kto da się zmanipulować, kto uwierzy, że tym razem będzie inaczej?
Czułam, jak wszystko we mnie pęka.
– To nieprawda – wyszeptałam.
Ojciec wzruszył ramionami.
– Co zrobisz, gdy za kilka lat stwierdzi, że jednak nie jesteś tym, czego szukał? Gdzie wtedy wrócisz?
– Tutaj – powiedziała nagle matka.
Ojciec rzucił jej spojrzenie, które mogłoby zamrozić ocean.
– Nie. Nie tutaj.
Matka cofnęła się, wtuliła twarz w dłonie.
– Nie wierzę… – szepnęłam.
– Uwierz – odpowiedział ojciec. – I radzę ci się dobrze zastanowić.
To był koniec
Stałam tam jeszcze przez chwilę, czując, jak całe moje życie się zmienia. W końcu podeszłam do matki.
– Mamo…
Odsunęła się. Nie spojrzała mi w oczy.
– Natalia, proszę… Zrozum, że to dla twojego dobra.
– Dla mojego dobra? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Wyrzucacie mnie, bo kocham?
Nie odpowiedziała. Przełknęłam ślinę, odwróciłam się i wyszłam. Tym razem naprawdę.
Marek starał się mnie wspierać, gotował moje ulubione potrawy, przytulał, ale wiedziałam, że widzi, jak bardzo to przeżywam. Jego córka, niczego nieświadoma, przychodziła do mnie z książeczkami, uśmiechała się szeroko i mówiła, że jestem najlepsza. Chciałam w to wierzyć, ale wewnętrzny głos powtarzał mi, że coś straciłam.
Pewnego popołudnia na ulicy zobaczyłam matkę. Szła szybko, jakby bała się, że ją zauważę. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, na ułamek sekundy zobaczyłam w jej oczach żal. Ale nie podeszła, nie powiedziała nic.
Czy kiedyś się pogodzimy? Nie znałam odpowiedzi. Wiedziałam tylko jedno – miłość, którą wybrałam, miała swoją cenę. I musiałam nauczyć się z nią żyć.
Natalia, 25 lat