Reklama

Tuż po maturze nie dostałam się od razu na studia. Nie miałam pretensji ani do losu, ani do siebie. Konkurencja na medycynę jest bardzo ostra, a ja ciężko pracowałam nad tym, aby wypaść jak najlepiej. Nie udało się? Trudno. Przełknęłam gorzką pigułkę porażki i wzięłam się w garść. Wywalczyłam sobie staż w naszym miejskim szpitalu. Wprawdzie darmowy, ale liczyła się dla mnie praktyka. Aby nie być dla rodziny ciężarem, zaczęłam także pracować jako kelnerka.

Reklama

Byłam pewna, że to miłość na całe życie

Byłam wszystkim zmęczona, że czasami wprost padałam na twarz. Może więc tym powinnam tłumaczyć fakt, że dałam się nabrać na słodkie słówka Sławkowi. Wpadał do mojej restauracji dwa razy w tygodniu i prawił mi komplementy. Ale robiło to wielu klientów i nie dlatego mnie zdobył. Zaczął się pojawiać także pod szpitalem, proponował podwiezienie. Wyglądało na to, że przejmuje się moim przemęczeniem i chciałby się o mnie zatroszczyć. W końcu pozwoliłam mu zbliżyć się do siebie i… co tu dużo mówić, to właśnie z nim straciłam dziewictwo.

Zrobiłam to, bo byłam pewna, że to miłość na całe życie. Przecież Sławek tak pięknie planował naszą przyszłość, snuł całkiem realistyczne wizje, układał scenariusze. Kiedy się dowiedziałam, że ma żonę i świeżo urodzone dziecko, zwyczajnie w pierwszym momencie się roześmiałam.

– To nieprawda – powiedziałam koleżance, która przybiegła do mnie z tą rewelacją. – Mówisz tak, bo jesteś zazdrosna o to, że nam tak dobrze razem.

Niestety, to ona miała rację, a nie ja. Świat jest mały i mimo że Sławek miał żonę w całkiem innym regionie Polski, to okazało się, że ona jest daleką kuzynką mojej koleżanki. Ta wprawdzie widziała jej męża tylko raz w życiu, ale mimo to go rozpoznała. A rejestracja w jego samochodzie powiedziała jej wszystko.

Zobacz także

Kiedy sprawa się wydała, Sławek, dotychczas mówiący tak wiele o łączącym nas uczuciu, nagle nabrał wody w usta i podwinąwszy ogon usiłował uciec z mojego życia. Nawet bym to zaakceptowała, bo uważam, że nie warto szarpać sobie nerwów i tracić czasu na gnoja, ale… Nagle w całą sytuację wmieszała się jego zazdrosna żona. Kompletnie nie docierało do tej kobiety, że nie miałam pojęcia o jej istnieniu. Oskarżyła mnie o podryw, próbę rozbicia jej małżeństwa i zabrania ojca dziecku. Zaatakowała mnie nie tylko na portalu społecznościowym, zaczęła także wydzwaniać do mnie w dzień i w nocy. To było bardzo stresujące, ale jeszcze bym sobie jakoś poradziła z tą całą sytuacją. Gorzej, że pewnego dnia żona Sławka z niemowlakiem na ręku stanęła w progu mojego domu!

Usłyszałam, że jestem nieodpowiedzialną gówniarą

Rodzicom odebrało mowę, bo do tej pory nie mieli pojęcia, z jakim problemem się borykam. Nie powiedziałam im, że zostałam oszukana. Wprawdzie poznali Sławka, bo on posunął się nawet do tego, że bywał w moim domu, ale nie wypytywali mnie, dlaczego się rozstaliśmy. – Młoda jesteś, jeszcze nieraz kogoś poznasz! – mówili rodzice, kiedy widzieli, że nie mogę powstrzymać łez. Sądziłam, że kiedy prawda wyszła na jaw, opowiedzą się po mojej stronie. Przecież padłam ofiarą człowieka, który ukrywał żonę, dziecko, nawet swój wiek! Powiedział mi, że jest osiem lat młodszy, niż faktycznie był. Nie podejrzewałam nawet, że mając zaledwie dwa lata więcej ode mnie może być już obarczony rodziną. Tymczasem tak naprawdę Sławek był po trzydziestce.

Niestety, niespodziewanie moja rodzina się ode mnie odwróciła! Usłyszałam, że jestem nieodpowiedzialną gówniarą, która pogrywa sobie z żonatymi facetami.

– Co ty sobie myślałaś, zaczynając ten romans? W jakim nas postawiłaś świetle? – grzmiał ojciec, a mama płakała.

Obaj bracia rzucali mi lekceważące spojrzenia. Sytuacji nie poprawiło to, że jestem najmłodsza w rodzinie, więc każdy, łącznie z braćmi uważa, że może mnie poniżać i pouczać. Nie miałam żadnej możliwości obrony. Wyrok, że to ja jestem wszystkiemu winna, zapadł jeszcze, zanim otworzyłam buzię, aby się wytłumaczyć. Żona Sławka była poszkodowana i miała prawo do świętego oburzenia, rodzina została skompromitowana i wstydziła się wychodzić do ludzi, bo całe sąsiedztwo widziało „pokrzywdzoną żonę” i delektowało się skandalem, powtarzając sobie historię z ust do ust i przeinaczając fakty.

A sam Sławek zniknął jak kamfora… Zrozumiałam więc, że byłam dla niego tylko zabawką, pewnie jedną z wielu. Gdy nasz romans się wydał, uciekł jak szczur z podwiniętym ogonem, ratując swój tyłek i zwalając wszystko na mnie. Przez kilka miesięcy musiałam obnosić się po mieście ze swoim wstydem i słuchać nerwowych szeptów za moimi plecami. Sytuacji nie polepszała swoim zachowaniem moja rodzina, która postanowiła zacząć mnie pilnować! Zaczęłam się czuć jak jakaś muzułmańska dziewczyna, której w poruszaniu się poza domem zawsze musi ktoś towarzyszyć. Z tym, że mnie nie towarzyszono jawnie, lecz skrycie. Zawsze i wszędzie natykałam się gdzieś „przypadkiem” na jedno z rodziców czy któregoś z braci. A już szczególnie bacznie obserwowano mnie, kiedy zaczynałam rozmawiać z jakimś chłopakiem. I nieważne, czy był znajomym ze szkoły, czy kimś zupełnie przypadkowym.

Kiedy dowiedziałam się, że moi bracia „porozmawiali sobie” z kolegą, z którym przyjaźniłam się jeszcze od podstawówki, mówiąc mu, że nie jest dla mnie właściwą osobą i powinien sobie odpuścić, załamałam się. Ta sytuacja zaczęła mnie przerastać, bo czułam się jak mała dziewczynka i zrozumiałam, że jedyną moją szansą na wyrwanie się z tego chorego układu jest dostanie się na studia.

Śledzenie nie ustało, chociaż zaczęło dzielić nas prawie dwieście kilometrów

Do tej pory się uczyłam, a teraz zaczęłam zwyczajnie ryć, siedząc po nocach. Poprawiłam wyniki matury i wreszcie przyjęto mnie na medycynę! Byłam z tego powodu tak szczęśliwa, że popełniłam poważny błąd. Zgodziłam się na to, aby rodzice wynajęli mi kawalerkę, biorąc za dobrą monetę ich tłumaczenia, że przecież w akademiku nie będę miała warunków do spokojnej nauki. Sądziłam, że ich decyzja jest powodowana troską o mnie, tymczasem to była nadal potrzeba kontrolowania mnie na każdym kroku.

Bo śledzenie nie ustało, chociaż zaczęło dzielić nas prawie dwieście kilometrów. To żadna przeszkoda, są przecież telefony. Moja rodzina dzwoniła do mnie codziennie na numer stacjonarny sprawdzając, czy jestem w domu, czy też się gdzieś włóczę. Oczywiście, twierdzili, że tęsknią i chcą mi tylko powiedzieć dobranoc. Ale nie daj Boże, abym nie odebrała! Zaraz zaczynały się pytania, gdzie byłam, z kim i co robiłam. Oraz wypominanie, że jestem niewdzięczną córką.

– Tyle dla ciebie poświęciliśmy! Nie jest nam łatwo opłacać ci to mieszkanie i jeszcze wysyłać ci pieniądze na życie. Wypruwamy sobie dla ciebie żyły, a ty się nam tak odwdzięczasz? – słyszałam.

Zawsze potem miałam straszliwe poczucie winy. Wiem, że kompletnie nieuzasadnionej, bo przecież nie robiłam nic złego. Nie szlajałam się po dyskotekach, nie podrywałam nieznajomych. Zwyczajnie czasami miałam potrzebę wyjścia z ludźmi z mojego roku i przecież im nie mogłam powiedzieć: „Słuchajcie, muszę wracać do domu, bo zaraz zadzwoni mama” – w momencie, gdy zabawa dopiero się rozkręcała. Przecież by mnie wyśmiali, przypominając, że mam przy sobie komórkę, na którą rodzice mogą dzwonić.

No i to wpadanie do mnie bez zapowiedzi! Ja rozumiem, że skoro wynajęli mi mieszkanie, to mieli prawo się w nim zatrzymać, gdy przyjadą do miasta. Ale jakoś nagle mieli tam mnóstwo spraw do załatwienia. Kiedyś jechali „do urzędów” raz do roku, a potem nagle nawet co dwa tygodnie miałam wizytę któregoś z rodziców albo braci. Nie uzgadniali tego ze mną i doskonale wiem dlaczego. Chcieli mnie na czymś przyłapać.
Nie zawsze nocowali. Czasami tylko widziałam, że ktoś był w mieszkaniu podczas moich zajęć na uczelni, bo coś zostało naprawione, jakieś jedzenie zostawione w lodówce. Zawsze też czułam, że przejrzano moje rzeczy w poszukiwaniu… No właśnie czego? Dowodów tego, że mam jakiegoś chłopaka?

– To ja płacę za mieszkanie i dopóki to robię, nie życzę sobie, abyś przyjmowała w nim mężczyzn – zapowiedział mi tata. Nie było więc mowy, abym zaprosiła sobie na noc kogokolwiek, a już nie daj Boże z nim zamieszkała na stałe! Zresztą, ja nie miałam głowy do miłostek. Nie kochałam Sławka, już dawno wyrzuciłam go ze swojego serca. Umiałam sobie także przetłumaczyć, że skoro on okazał się świnią, to nie oznacza, że wszyscy faceci tacy są. Nie zmieniało to jednak faktu, że daleko mi było do otwarcia się na nowe, damsko-męskie znajomości. A ciągła inwigilacja wcale mi w tym nie pomagała.

Zawiódł mój instynkt samozachowawczy i za którymś razem umówiliśmy się u mnie

Wolałam skupić się na nauce, która szła mi naprawdę nieźle. Zawsze czułam, że chcę zostać lekarzem i wiem, że będę takim z powołania. Zauważyłam z radością, że moje zaangażowanie doceniają wykładowcy i asystenci. A szczególnie jeden, Mirek. Mieliśmy z nim sporo zajęć w ostatnim semestrze i po jakimś czasie odniosłam wrażenie, że kiedy je prowadzi, to jakby mówił tylko do mnie. Początkowo nie łączyłam tego z sympatią wykraczającą poza służbowe stosunki. Nawet kiedy zapytał, czy mi pomóc w przygotowywaniu się do egzaminu, sądziłam naiwnie, że chce jedynie, abym dobrze wypadła, bo sprawdzian jest naprawdę ciężki i stresujący.

Zawiódł mój instynkt samozachowawczy i za którymś razem umówiliśmy się u mnie. Mirek wprawdzie odnosił się do mnie z wyraźną sympatią, mieliśmy już za sobą pierwsze niezobowiązujące pocałunki w policzek, ale przede wszystkim naprawdę się uczyliśmy! Podłoga w moim niewielkim pokoiku pokryta była książkami, skryptami i notatkami, a Mirek odpytywał mnie z chorób skórnych, kiedy do mojego mieszkania wpadł ojciec. Jak zwykle wszedł bez zapowiedzi, otwierając sobie drzwi swoim kluczem. Na widok faceta oniemiał, a potem stwierdził, że powinien był się tego spodziewać, skoro światło w moim pokoju świeci się jeszcze po północy. Tak, była północ! A on sobie wszedł do mnie, jakby nigdy nic!

Mirek miał naprawdę wielkie oczy ze zdziwienia, nie tylko kiedy zobaczył mojego tatę, ale gdy ten kategorycznie kazał mu się wynosić, depcząc wściekle po moich skryptach i nazywając mnie dziwką. Stałam między nimi jak słup soli, chora z zażenowania, i myśląc tylko o tym, że tym razem nie przeżyję takiej kompromitacji. I wolę umrzeć, niż kiedykolwiek spojrzeć jeszcze w oczy Mirkowi. „Za kogo on mnie teraz weźmie?” – tłukło mi się w głowie.

Tymczasem Mirek nie uciekł z podkulonym ogonem, tylko spokojnie ojcu się przedstawił. Powiedział, że uczymy się do egzaminu, wskazując na leżące wszędzie materiały i z godnością oświadczył, iż nie rozumie, jak może obrażać mnie, taką fantastyczną córkę.

– Dawno nie mieliśmy na uczelni tak zaangażowanej studentki! Chcę, żeby pan to wiedział! – stwierdził, nie mając pojęcia, że pogarsza sytuację.

Ojciec bowiem przetłumaczył sobie słowo „zaangażowanie” jako moje puszczanie się na prawo i lewo. Przecież jego zdaniem nauka oznaczała, że powinnam żyć jak mniszka, nie kontaktując się z innymi osobami. Tylko ja i jakaś mądra książka. Dlatego kiedy Mirek wyszedł, tata oświadczył:

– Nie tak żeśmy cię z matką wychowali! – po czym strzelił mnie w twarz i dodał: – Pakuj się, wracasz do domu ze mną! Nie pozwolę na to, abyś pojawiła się w naszym miasteczku z bękartem przy piersi. Najwyraźniej nie dorosłaś jeszcze do tego, żeby mieszkać sama. Za wiele daliśmy ci z matką swobody.

– Nigdzie nie idę! Mam dwadzieścia trzy lata i jestem dorosłym człowiekiem. Studiuję, mam sukcesy. Nie pozwolę na to, abyś to zniszczył! –postawiłam się.

Ojciec był tak wściekły, że bałam się, iż zacznie wyciągać mnie z mieszkania siłą. Ale na szczęście bał się awantury i skandalu na klatce schodowej. Przecież któryś z sąsiadów mógłby nawet wezwać policję.

– Rób, jak uważasz! – rzucił tylko wściekle i wyszedł.

Chociaż policzek palił mnie nie tylko dlatego, że zostałam uderzona, ale zwyczajnie żywym wstydem, sądziłam, iż mimo wszystko odniosłam zwycięstwo. Jakże to było z mojej strony naiwne.

Moja rodzina, zamiast mnie wspierać, rujnowała mi życie

W ciągu kolejnych dwóch tygodni dowiedziałam się, iż rodzice wymówili właścicielce mieszkanie. Pewnego dnia bowiem przyszła pokazać je następnym chętnym lokatorom.

– Dlaczego rezygnujesz ze studiów? – przyleciał do mnie Mirek, którego unikałam po ostatnim incydencie. – Nie możesz tego zrobić! – bulwersował się.

– Ale przecież nie robię – byłam zdumiona jego wzburzeniem.

– Nie? – tym razem on oniemiał. Okazało się bowiem, że do dziekanatu wpłynęło moje podanie o skreślenie z listy studentów.

– Ja tego nie napisałam! Przysięgam! – zaczęłam się tłumaczyć, po czym się rozpłakałam.

Poczułam się nagle kompletnie bezsilna wiedząc, czyja to sprawka. Moja rodzina, zamiast mnie wspierać, rujnowała mi życie. Oczywiście w imię czynienia dobra.

– Ewa, musisz mi powiedzieć, co tutaj się dzieje. Inaczej jak miałbym ci pomóc? – usłyszałam od Mirka. I chociaż nadal dławił mnie wstyd, że dałam się tak paskudnie kiedyś podejść Sławkowi, wyznałam prawdę.

– Nie ty jedna padłaś ofiarą oszusta, zapewniam cię – usłyszałam od Mirka. – Na świecie byli, są i będą źli ludzie. Ale to ciebie nie przekreśla. To, że rodzice stracili do ciebie zaufanie, jest ich problemem, z którym będą musieli się uporać. A ty na razie powinnaś się od nich kompletnie odciąć, bo inaczej cię zniszczą.

Odciąć od bliskich? Brzmiało to strasznie… W pierwszym momencie więc spanikowałam, ale zaraz przetłumaczyłam sobie, że podporządkowanie się rodzicom oznacza rezygnację z moich marzeń zostania lekarką.

– Sądzisz, że jestem w stanie dostać pokój w akademiku? – zapytałam Mirka, myśląc jednocześnie, że będę jednak musiała znaleźć sobie jakąś pracę.

– Pomogę ci. Popytam profesorów, czy nie znalazłoby się coś dla ciebie w którymś ze szpitali – Mirek jakby czytał w myślach.

– Tak! – wstąpiła we mnie nadzieja. – Mogę zostać nawet zwykłą salową i wynosić baseny. Żadna praca nie hańbi, tylko jest kluczem od osiągnięcia celu.

Wszystko im wykrzyczałam

Opuściłam wynajmowane mieszkanie zgodnie z wyznaczonym przez moich rodziców terminem. Ale nie wsiadłam do autobusu jadącego do domu, tylko do miejscowego, który zawiózł mnie do akademika. Przede mną były ciężkie miesiące, pracy i nauki w trudnych warunkach, ale wiedziałam, że sobie poradzę.

Gorzej było z rodziną, która nie dała za wygraną. Szczególnie ojciec i bracia postawili sobie za punkt honoru sprowadzenie mnie do domu. Nachodzili mnie wszędzie. W akademiku, na uczelni i w pracy. W końcu więc nie wytrzymałam. Pojechałam do domu z wizytą i wykrzyczałam im, czy naprawdę są tak nienormalni i myślą, że zasuwając od rana do wieczora, mam czas na jakieś ich wydumane romanse.

– Proszę, to jest mój indeks! Zobaczcie, jakie mam stopnie! Czy miałabym takie, myśląc tylko o facetach? – powiedziałam, po czym dodałam. – A to jest mój paszport. Jeśli natychmiast nie dacie mi spokoju, wyjadę z kraju. Zatrudnię się gdzieś na obczyźnie na zmywaku, byle dalej od was. A teraz wybierajcie, czy chcecie mieć w rodzinie lekarkę czy pomywaczkę.

Widziałam, że nimi wstrząsnęłam. Mama się rozpłakała, ojciec nerwowo chrząkał, a bracia, z których żaden nie ma wyższego wykształcenia, patrzyli po sobie niepewnie. W końcu tata przemówił:

– Usiądźmy do kolacji! – i chociaż powiedział coś kompletnie nie na temat, to jednak wszyscy zrozumieli, że poddaje się i w końcu mi odpuści.

Spokojnie więc kończę swoje studia i muszę przyznać, że w jednym jednak mój ojciec miał rację. Uznał kiedyś Mirka za mojego absztyfikanta, zobaczył wtedy więcej, niż ja widziałam. Sądziłam, że łączą nas tylko uczelniane stosunki, tymczasem Mirek mnie pokochał. I wszystko zmierza do tego, że zostanie moim mężem. A w dodatku kompletnie rozbroił mnie tata, który, kiedy przywiozłam Mirka po raz pierwszy do domu jako swojego oficjalnego chłopaka, wziął mnie na bok i powiedział szeptem:

Reklama

– Sprawdziłem. Nie ma żony.

Reklama
Reklama
Reklama