Reklama

W korporacji każdy dzień może wydawać się podobny do poprzedniego. Szarość biurowych korytarzy, narady, projekty – to wszystko jest częścią mojego życia. Mimo napiętego grafiku, zawsze starałam się utrzymywać bliskie relacje z rodziną. Moje weekendy i wakacje często spędzałam w pensjonacie rodziców, który stał się moim azylem od zgiełku miasta.

Reklama

To moja ostoja

Rodzice prowadzą ten pensjonat od lat. Pomaga im mój młodszy brat Tomek, który, mimo że nie marzy o przejęciu interesu, jest tam nieocenionym wsparciem. Pensjonat, usytuowany nad jeziorem, otoczony lasem, jest miejscem, gdzie zawsze czuję się mile widziana. Rodzice zawsze dbają, aby moje wizyty były komfortowe.

– Kiedy ostatni raz odwiedzałaś nas na dłużej? – pytała mama podczas jednej z naszych rozmów telefonicznych.

– Och, mamo, ostatnio miałam tyle pracy. Ale obiecuję, że niedługo przyjadę na kilka dni – odpowiadałam, wiedząc, że każda moja wizyta jest dla nich ważna.

Mój mąż Piotr jest zupełnym przeciwieństwem mnie, jeśli chodzi o podejście do rodziny. Jest zapracowanym biznesmenem, dla którego każda godzina jest na wagę złota. Rzadko ma czas na rodzinne spotkania i wizyty w pensjonacie. Nasze wspólne chwile ograniczają się do krótkich, zaplanowanych wyjazdów, które często i tak są przerywane przez jego telefony służbowe.

Uważa mnie za egoistkę

Często myślę o tym, jak bardzo różnimy się pod tym względem. Dla mnie rodzina jest najważniejsza, a dla Piotra to tylko jedna z wielu rzeczy na liście do zrobienia. Mimo to nasze małżeństwo funkcjonuje całkiem dobrze. Przynajmniej tak mi się wydawało, aż do pewnego dnia, kiedy to wszystko zaczęło się zmieniać.

– Powinnaś czasem zapłacić za pobyt w pensjonacie – Piotr rzucił mimochodem, przeglądając raporty.

– Co? – Uniosłam brwi z niedowierzaniem. – To przecież mój rodzinny dom.

– Wiem, ale rodzice prowadzą biznes. Może to by im pomogło? – odparł spokojnie.

Zawrzałam. Jak mógł tak sugerować? Przecież zawsze byliśmy mile widziani.

– To moja rodzina. Dla nich to naturalne, że mnie goszczą.

– Może i naturalne, ale… – zaczął, ale przerwałam mu w pół słowa.

– Ale co? – zapytałam ostro. – Myślisz, że wykorzystuję rodziców?

– Nie powiedziałem tego. Po prostu myślę, że czasem można im pomóc finansowo – powiedział cicho.

Przez chwilę milczałam, wpatrując się w niego. Czy naprawdę myślał, że jestem taką egoistką? W głowie zaczęły pojawiać się wątpliwości. Może rzeczywiście brałam ich życzliwość za pewnik?

Byłam dla nich ciężarem

– Mamo, tato, na pewno nie sprawiam wam kłopotu, prawda? – zapytałam przy śniadaniu, starając się brzmieć naturalnie.

Mama spojrzała na mnie z uśmiechem.

– Wiesz, Kasieńko – dodała mama po chwili – mamy w tym roku sporo rezerwacji na lato. Może być trudno znaleźć wolne pokoje.

Zmieszałam się, słysząc jej słowa. Czyżby sugerowała, że moje wizyty są kłopotliwe?

– Naprawdę? – zapytałam, starając się ukryć swoje zaskoczenie. – Myślałam, że zawsze znajdzie się dla nas miejsce.

Mama uśmiechnęła się nieco nerwowo.

– Oczywiście, zawsze staramy się coś znaleźć. Ale z Piotrem moglibyście zaplanować pobyt wcześniej albo może rozważyć wynajęcie pokoju u sąsiadów, kiedy jest taki tłok.

– Rozumiem – odpowiedziałam, choć w głowie pojawiły się wątpliwości. Czyżby Piotrek miał rację? Czy moi rodzice rzeczywiście mieli wątpliwości co do moich wizyt? Starałam się zachować uśmiech, ale w sercu zrodziły się pytania, na które nie chciałam znać odpowiedzi.

To bardzo zabolało

Wieczorem, po całym dniu spędzonym z rodzicami, poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Usłyszałam ciche głosy z salonu. Rodzice rozmawiali, więc stanęłam w drzwiach, by ich zawołać. Wtedy usłyszałam, jak mama mówi:

– Jacek, to nasza córka! Jak możemy od niej wymagać pieniędzy? – odpowiedziała mama.

Zamarłam. To bolało, słyszeć, że bywam dla nich ciężarem. To było jak cios prosto w serce. Weszłam do salonu z herbatą w ręku. Nie rozumiałam tego.

– Dlaczego miałabym płacić za pobyt u was? – zapytałam ze złością. Rodzice zamarli, widząc mnie w drzwiach.

– Kasieńko, my tylko tak rozmawiamy… – zaczęła mama.

– Naprawdę tak myślicie? Że wykorzystuję was? – przerwałam, czując, jak moje oczy napełniają się łzami.

Ojciec westchnął.

– Córeczko, to nie tak. Po prostu mamy teraz trudny czas, a każdy dodatkowy gość to koszty.

– Ale jestem waszą córką! – krzyknęłam. – Zawsze myślałam, że jestem tu mile widziana.

Mama wstała, próbując mnie objąć.

– Kochanie, oczywiście, że jesteś mile widziana. Po prostu martwimy się o finanse. Ale musisz zrozumieć, że prowadzenie pensjonatu to nasza praca, nasz jedyny dochód.

Co oni sobie myślą?

– Wiemy, że jest ci trudno – dodał tata. – Ale kiedy przyjeżdżacie, mamy mniej pokoi dla gości. To wpływa na nasze finanse.

– Chodzi wam tylko o pieniądze? – zapytałam gorzko.

Mama pokręciła głową.

– Nie, kochanie. Chodzi o to, że czasem czujemy się, jakbyś nas traktowała bardziej jak hotel niż jak rodzinę.

Te słowa były jak cios prosto w serce. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy rzeczywiście tak ich traktowałam?

Po burzliwej rozmowie z rodzicami nie mogłam przestać myśleć o ich słowach. Chciałam zrozumieć, czy naprawdę traktowałam ich pensjonat jak hotel. Zdecydowałam się porozmawiać z Tomkiem, moim bratem, który znał rodziców najlepiej.

– Tomek, możemy pogadać? – zapytałam go, gdy zastałam go przy naprawianiu kranu w jednym z pokoi.

– Jasne, co się stało? – odpowiedział, odkładając narzędzia.

– Chodzi o wczorajszą rozmowę z rodzicami. Oni naprawdę myślą, że ich wykorzystuję? – spytałam z bólem w głosie.

Chcieli żebym pracowała

– Oni cię bardzo kochają, ale rzeczywiście czasem zastanawiają się, czy nie traktujesz tego miejsca zbyt powierzchownie.

– Powierzchownie? – zapytałam z niedowierzaniem. – Przecież to mój dom!

– Tak, ale pensjonat to ich źródło utrzymania – powiedział spokojnie. – Może gdybyś czasem płaciła choćby połowę kosztów albo pomogła im przy pracy

Pokręciłam głową.

– Nie, nie mogę tego zrobić. To nie jest kwestia pieniędzy. To kwestia zasad. Jesteśmy rodziną.

Tomek spojrzał na mnie uważnie.

– Rozumiem cię, ale może warto pomyśleć, jak inaczej możesz pomóc. Może nie pieniężnie, ale czasem?

– Jak? – zapytałam zrezygnowana.

– Może pomóc w pracach, które są czasochłonne. Być może to pozwoli rodzicom trochę odetchnąć – zasugerował.

Po burzliwej rozmowie z rodzicami czułam się zraniona i zagubiona. Nie mogłam uwierzyć, że myśleli, iż ich wykorzystuję. Po powrocie do pokoju zadzwoniłam do Piotra, mając nadzieję, że znajdę w nim wsparcie.

Byłam wzburzona

– Kochanie, wyobraź sobie, że rodzice chcą, żebym płaciła za pobyt w pensjonacie! – wybuchnęłam, ledwo powstrzymując łzy.

– Skarbie, spokojnie – odpowiedział Piotr uspokajająco. – Może po prostu mają trudniejszy okres finansowy. Może powinniśmy im pomóc?

– Pomóc? – zapytałam z niedowierzaniem. – Uważasz, że powinniśmy im płacić za pobyt w moim rodzinnym domu?

– Kasia, nie chodzi o to, żebyśmy im płacili jak goście – tłumaczył Piotr. – Po prostu możemy to zrobić jako wsparcie. Mogę zapłacić za cały nasz pobyt, jeśli to ma poprawić sytuację.

Poczułam, jak gniew narasta we mnie na nowo.

– Nie, nie będziemy im płacić! To kwestia zasad. Jestem ich córką, nie gościem.

Piotr westchnął.

– Kochanie, rozumiem, że jesteś zła, ale może warto spojrzeć na to z ich perspektywy. Pensjonat to ich jedyne źródło dochodu. Może naprawdę potrzebują wsparcia.

– Nie obchodzi mnie to! – krzyknęłam, nie mogąc się opanować. – Skoro tak myślą, to może po prostu powinniśmy przestać tam jeździć!

– Proszę cię, przemyśl to jeszcze raz – powiedział Piotr spokojnie. – Nie warto kłócić się z rodzicami o pieniądze.

– Już podjęłam decyzję – odparłam chłodno. – Nie zamierzam płacić za pobyt u własnych rodziców. Jeśli to oznacza, że musimy przestać tam jeździć, to trudno.

Piotr milczał, a ja poczułam, że nasze małżeństwo staje w obliczu nowego wyzwania. Ale moja duma nie pozwalała mi ustąpić. Obraziłam się na rodziców i postanowiłam, że na razie nie wrócę do pensjonatu.

Reklama

Katarzyna, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama