Reklama

Ledwo przekroczyłem próg dorosłości, tata poprosił mnie na poważną rozmowę w cztery oczy.

Reklama

– Jeżeli planujesz wygłosić mi gadkę uświadamiającą, to odpuść sobie opowieści o ptaszkach i kwiatuszkach. Mam już jakieś pojęcie o tych sprawach – zażartowałem, aby rozluźnić atmosferę.

– Będziesz miał rodzeństwo – ojciec wypalił prosto z mostu, ignorując moje słowa.

– Słucham?

Miałem strasznie głupią minę

Nie mieściło mi się w głowie, że rodzice w ich wieku mogliby jeszcze myśleć o takich sprawach. To musi być jakiś kiepski sen, a nie rzeczywistość!

– Maluch pojawi się na świecie za pół roku – uzupełnił tatko, patrząc mi prosto w oczy. – Cieszysz się z tego powodu?

– O rany – wymamrotałem. – Ale będzie jazda! Pieluszki i cała reszta bałaganu. Nie, ja pasuję. Ale jasne, że składam wam życzenia.

Mocno przytuliłem tatę i zwiałem. Sześć miesięcy później urodził się Franek Gołą głowę miał usianą szkarłatnymi plamkami i wyglądał okropnie.

– Ty nie wyglądałeś lepiej – pocieszyła mnie mama, gdy delikatnie zasugerowałem, że mój brat nie grzeszy urodą. – Niemożliwe. Spójrz tylko, jakie baloniki puszcza ze śliny. I jaki ma dziwny grymas na twarzy.

On jest idealny pod każdym względem! – odparła matka, wpatrując się w maleństwo z bezgranicznym uwielbieniem.

Przez myśl mi przeszło, czy przypadkiem nie traci ona zdolności trzeźwej oceny własnego dziecka. Moje samopoczucie sięgnęło dna. Czym prędzej opuściłem szpital, zostawiając staruszków z moim nowo narodzonym bratem. Czekały na mnie ważne sprawy, których nie dało się odwlec na później – razem z kumplem szykowaliśmy się do wynajęcia mieszkania. Lokum nie należało do najlepszych, ale w tamtym momencie zgodziłbym się nawet na mieszkanie pod gołym niebem, byle tylko zacząć żyć na własny rachunek.

Nie chciałem mieszkać z rodzicami

Odkąd pamiętam, marzyłem o tym, by w końcu wyfrunąć z rodzinnego gniazda i wziąć za siebie całkowitą odpowiedzialność. Jasne, że bardzo zależało mi na bliskich, ale intuicja podpowiadała mi, że bez nich będę czuł się co najmniej tak samo dobrze, a może nawet lepiej. Udało mi się znaleźć zajęcie, dostał na uczelnię, no i wtedy zrozumiałem, że życie potrafi być naprawdę cudowne.

Z Maćkiem balowaliśmy ostro, nie zważając na konsekwencje dla zdrowia i portfela. Często wpadali do nas kumple, część zostawała do rana, szczególnie ci, którzy nie dawali rady wyjść na własnych nogach. Kto wie, jak by się to potoczyło, gdyby nie wkroczył właściciel mieszkania, który po skargach zmęczonych nami sąsiadów, zagroził, że nas wykopie. Trochę przystopowaliśmy, w końcu nie jesteśmy jakimiś chuliganami, czy ludźmi z marginesu społecznego.

Ogarnęliśmy chatę i byliśmy gotowi zacząć nowy rozdział w życiu. Nieźle się ułożyło, bo akurat zakochałem się w Edycie. Na chwilę, jak się potem okazało, bo zaraz jej miejsce zajęła Iga na zmianę z Roksaną. Nie byłem podrywaczem, po prostu dziewczyny na mnie leciały, więc czemu miałem z tego nie skorzystać?

W domu bywałem od święta

– Może wpadniesz do nas w najbliższym czasie? Franek bardzo się zmienił od waszego ostatniego spotkania – powiedziała rodzicielka.

– Postaram się do was wkrótce wybrać – zapewniałem, wygospodarowując odrobinę czasu, by przytulić rodziców i zobaczyć kolejny stały ząbek u młodszego brata. Z każdą kolejną wizytą utwierdzałem się w przekonaniu, że maluchy to nie moja bajka.

Gdy mój braciszek trochę podrósł, poczułem się nieco winny z powodu moich wcześniejszych odczuć względem niego. Postanowiłem więc, że zabiorę Franka na jakąś fajną atrakcję, na zawody sportowe albo do parku rozrywki z gokartami, ale dopiero jak będzie starszy. Nie spieszyłem się z tym.

Po trzech latach Franio wyglądał już dużo lepiej, ale za to strasznie mi zawracał głowę. Nie wiem czemu, ale uparł się, żeby spędzać ze mną mnóstwo czasu, choć wcale nie bywałem często w domu i nie zabiegałem specjalnie o jego sympatię. Wystarczyło tylko, że pojawiłem się w drzwiach, a on już nie odstępował mnie na krok.

– Zobacz, jak on cię uwielbia! – zagadywała mnie mama, non stop chwaląc mojego braciszka.

– Prawda, masz fajnego starszego brata? – zagadywał tata, wysoko unosząc małego.

Ze mną tata nigdy nie spędzał czasu w taki sposób

– Mam nadzieję, że nie zazdrościsz młodszemu bratu? – zapytała mama, doskonale odczytując moje myśli.

– Ja? W żadnym wypadku, w odróżnieniu od tego brzdąca, jestem już dorosłym facetem – zaakcentowałem ostatni wyraz, podkreślając swoją dojrzałość.

– Wiesz, czasami ciężko mi w to uwierzyć. Dla mnie na zawsze pozostaniesz moim małym synkiem – próbowała mnie przytulić, ale byłem dla niej zbyt wyrośnięty. Po chwili przepychanek to ja ją mocno objąłem. Utkwiła mi w pamięci ta chwila, ciągle ją mam przed sobą. Cała nasza czwórka: rodzice, brat i ja.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że pozostało nam niewiele wspólnych chwil. Po roku zostaliśmy z bratem sami. Żaden z nas nie zapłakał na ceremonii pogrzebowej, Franek za mało rozumiał, co się dzieje, a ja byłem w zbyt wielkim szoku, by uronić łzę.

Jeden głupi wypadek na drodze pozbawił nas rodziców. Nie potrafiłem tego pojąć, to wydawało się kompletnie pozbawione sensu. O tym, co będzie dalej, na razie nie rozmyślałem, dopiero ciocia Elżbieta uzmysłowiła mi, z jak trudnym zadaniem muszę się zmierzyć.

Poczułem się, jakbym dostał w twarz

– Trochę się o was martwię, jak wy dacie radę? Wezmę małego na jakiś czas do siebie, żebyś miał łatwiej. I tak nie poradzisz sobie z opieką nad brzdącem – zasugerowała tuż po pogrzebie.

– Nigdy w życiu! Franek to moja rodzina, zostanie ze mną – wrzasnąłem.

– Spokojnie, nie złość się, po prostu oferuję ci wsparcie – powiedziała cicho ciotka, dotykając mojego ramienia. – Nie zapominaj, że jestem tu dla ciebie.

– Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć, ale sam zaopiekuję się bratem – odpowiedziałem jej grzecznie, ale stanowczo.

– Nie dasz rady…

– Dam sobie radę – oznajmiłem uparcie.

Po latach życia w wielkim mieście postanowiłem wrócić w rodzinne strony, by zatroszczyć się o młodszego brata. Porzuciłem barwne, kawalerskie życie, ale opieka nad Franiem okazała się nie lada wyzwaniem.

Franio był jeszcze mały, a ja nie wiedziałem, jak mu powiedzieć o śmierci rodziców. Bałem się jego reakcji, przecież to wciąż dziecko.

– Ty i ja jesteśmy nierozłączni. Nie martw się – mówiłem do niego bez przerwy, pragnąc by zrozumiał i zachował to w pamięci.–- Co powiesz na to, żebyśmy zamieszkali pod jednym dachem? Ja będę nocował w sąsiedniej sypialni, podoba ci się ten pomysł?

– Super – ucieszył się Franio, jednak w jego oczach dało się dostrzec smutek.

Nie mogłem go wiecznie oszukiwać

Dotarło do mnie, że dziecka nie da się w prosty sposób wprowadzić w błąd. Nie było sensu dłużej zwlekać, po dwóch tygodniach wyjawiłem mu prawdę. Przyjął to zaskakująco spokojnie.

– Nigdy cię nie opuszczę – zapewniłem go, aby czuł choć odrobinę bezpieczeństwa.

Zsunął się z moich kolan i poszedł w kąt pokoju bawić się klockami. W środku nocy obudziło mnie rozdzierające łkanie. Franio pojął, że rodzice już nie wrócą.

– Już w porządku, braciszku – tuliłem go, usiłując przedrzeć się przez otchłań rozpaczy dziecka. – Jestem przy tobie. Zostaliśmy sami, ty i ja. Damy radę.

Można było odnieść wrażenie, że moje słowa do niego nie docierają, ale po dwóch tygodniach cowieczornych lamentów nieco się uspokoił. Sporo czasu spędziliśmy na pogawędkach o rodzicach, o tym, że są w raju i z pewnością nadal spoglądają na swojego młodszego synka.

– Oraz na ciebie – za każdym razem skrzętnie uzupełniał Franio. – Te słowa wzbudzały we mnie emocje, które trudno nazwać męskimi.

Pokochałem go

Mój brat troszczył się o mnie, pamiętał, że ja też zostałem bez mamy i taty. Zdałem sobie sprawę, że ten mały brzdąc jest dla mnie ogromnym wsparciem, że jest najważniejszą osobą w moim życiu. Ja mogłem liczyć na niego, a on na mnie. Pomimo tego, że dzieliło nas sporo lat, łączyła nas braterska więź.

Nawet się nie obejrzałem, a upłynęło kilka miesięcy. Miałem masę na głowie, z samego rana pędziłem, żeby podrzucić Frania do przedszkola, potem gnałem do roboty, a po południu odbierałem brata i wracaliśmy do domu, żeby zamówić naszą kultową pizzę, którą obaj kochamy po dziś dzień. Aż trudno uwierzyć, że nam się nie przejadła. Nie było dnia, żebyśmy jej nie zamawiali, dopóki nie nauczyłem się gotować, bazując na przepisach wyszukanych w sieci.

Obecnie mogę się nazwać królem gotowania, ale kiedy myślę o tym jak to się zaczęło, aż mnie ciarki przechodzą. Całe szczęście, że nie spowodowałem pożaru w kuchni i nie zagłodziłem na śmierć mojego brata.

Nasza ciotka Elżbieta często oferuje mi pomoc w opiece nad Frankiem, abym mógł trochę odsapnąć, jednak unikam nadużywania jej życzliwości. Zdaję sobie sprawę, że mój brat nie lubi, gdy mnie nie ma, dlatego staram się przy nim być. Zabieram go nawet, gdy odwiedzam kumpli – a przynajmniej tych, którzy jeszcze utrzymują ze mną kontakt, gdyż nie wszystkim przypadło do gustu, że przychodzę z brzdącem i nie zostaję do późnych godzin.

Teraz Franio jest moim priorytetem

Jeśli chodzi o płeć piękną, to mam na tym polu wyjątkowo dobrą passę. Dokądkolwiek wyruszam z moim małym towarzyszem, towarzyszą mi zaciekawione spojrzenia cudnych przedstawicielek płci przeciwnej. Nigdy bym nie pomyślał, że będę cieszył się takim wzięciem u kobiet. Fakt, że opiekuję się Frankiem od razu daje mi kilka dodatkowych punktów u każdej kobiety.

Nawiązywanie nowych kontaktów idzie jak po maśle, sprzyjają temu luźne warunki panujące na placu zabaw, gdzie mój braciszek hasa w najlepsze. Choć okoliczności są wręcz wymarzone, to nie zdecydowałem się na żadną relację. Powodów ku temu jest kilka – po pierwsze moje serce milczy, a po drugie muszę mieć na uwadze dobro Frania.

Kobieta, który zechce stworzyć ze mną udany związek, musi polubić również Franka. Musi zaakceptować, że nas jest dwóch, a to wcale nie jest łatwe zadanie. Dlatego na ten moment ja i mój brat cieszymy się beztroskim, wolnym życiem, bez pośpiechu podejmując ważne decyzje.

Reklama

Wojtek, 26 lat

Reklama
Reklama
Reklama