„Rodzice wymusili, bym zerwał z moją młodzieńczą miłością. Po 30 latach uczucie jednak wróciło i to ze zdwojoną siłą”
„Do torby spakowałem tylko to, co najważniejsze – książkę, którą uwielbiałem czytać, fotografie rodzinne, parę ciuchów i zaoszczędzone pieniądze. O poranku, starając się nie robić hałasu, zszedłem na dół. Tata już tam na mnie czekał”.
Do dziś mam w pamięci mój pierwszy pocałunek. To było kiedy skończyłem czternaście lat, a ona – Regina, starsza ode mnie o rok – pochodziła z rodziny, gdzie tata zarabiał na życie hipnozą, a mama przepowiadaniem przyszłości. W środku gorącego lipca do naszego miasteczka zawitał lunapark. Stanął na skraju miasta, tuż obok starego zakładu produkującego cegły.
Zakochałem się
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w przeciągu jednej nocy pusty plac zamienił się w magiczne miejsce z karuzelą, strzelnicą, przerażającym domem strachu, krzywymi zwierciadłami i namiotami, w których jej rodzice prezentowali swoje niezwykłe umiejętności. Później, przez dwa całe tygodnie, rodziny z dzieciakami z okolic przychodziły tam, żeby za małe pieniądze przeżyć radosne i emocjonujące chwile.
W naszym miasteczku należałem do grona najbogatszych nastolatków, więc mogłem sobie pozwolić na różne atrakcje i zabawy kiedy tylko chciałem. Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło – trafiłem na pokaz iluzjonisty połączony z seansem hipnozy.
Od tej pory nie interesowało mnie już nic innego. A dlaczego? Bo na scenie pojawiała się Regina, która pomagała artyście. Nie mogłem oderwać wzroku od jej sylwetki w błyszczącym, cekinowym stroju, gdy wykonywała polecenia. Myśli o niej towarzyszyły mi nawet podczas snu. Po dwóch dniach, siedząc tuż przy scenie, złapałem jej wzrok i zobaczyłem, jak się do mnie uśmiecha. Gdy przedstawienie dobiegło końca, wreszcie przemogłem nieśmiałość i rozpocząłem z nią rozmowę.
Spotykaliśmy się po kryjomu przy rzece, gdzie dzieliliśmy pierwsze pocałunki i delikatne gesty. Kompletnie straciłem dla niej głowę. Ogarnęła mnie ta młoda, niewinna miłość, która zdawała się nie mieć końca, niczym wszechświat. Kiedy patrzyłem w oczy Reginy, widziałem w nich te same emocje, które mną targały. Zdecydowałem się wyjechać razem z nią, bo przyszłość bez jej obecności wydawała mi się niemożliwa.
Nie chciałem tego słuchać
Na dzień przed tym, jak lunapark miał opuścić miasteczko, Regina zaciągnęła mnie do swojego domu na kółkach. Mieszkała tam ze swoimi rodzicami: tatą, specjalistą od hipnozy i mamą, która przepowiadała przyszłość jako Aurora. To oni byli szefami tej całej objazdowej zabawy.
O ile własnych rodziców mogłem w tej sprawie pominąć, to jej musiałem zapytać o zgodę. Tata Reginy patrzył na mnie w dziwny sposób, kiedy jej mama rozkładała swoją talię. Potem wzięła moje ręce i obejrzała ich wnętrze. Zestawiła je z dłońmi córki, a na koniec jeszcze raz sięgnęła po karty.
– Hmm… – mruknęła po dłuższej chwili. – Los połączył wasze dusze razem, jesteście sobie pisani, ale musisz uzbroić się w cierpliwość, chłopcze.
– Ale ja jestem gotów – zapewniłem.
Kompletnie zignorowała moje słowa. Wpatrywała się w rozrzucone karty na blacie tak intensywnie, jakby oglądała jakiś wciągający spektakl, który tylko ona mogła zobaczyć.
– Musisz przejść próbę. To, co was czeka – przeniosła wzrok z mojej ukochanej na mnie – zależy wyłącznie od decyzji, które podejmiecie. Jednak teraz nie jest odpowiedni moment.
Kompletnie nie chciałem wysłuchiwać tego, co mówiła. Wieczorem, kiedy wróciłem do domu i zjadłem jak zwykle posiłek, poszedłem prosto do swojej sypialni. Do torby spakowałem tylko to, co najważniejsze – książkę, którą uwielbiałem czytać, fotografie rodzinne, parę ciuchów i zaoszczędzone pieniądze. O poranku, starając się nie robić hałasu, zszedłem na dół. Tata już tam na mnie czekał.
Skąd mógł wiedzieć?
Na początku pomyślałem, że to tata Reginy go powiadomił, bo bał się problemów związanych z ucieczką nieletniego. W końcu moja rodzina miała w mieście spore wpływy. Jednak nie przewidziałem, że tata ma swoje własne źródła i był świadomy wszystkiego od samego początku.
Teraz stałem naprzeciwko niego, wściekły i zbuntowany, zaciskając spocone ze stresu ręce na pasku plecaka.
– Miałeś swoją nastoletnią fascynację. To normalne, każdy przez to przechodzi. Ale czas się z tym pożegnać, chłopcze. Nie dopuszczę, żebyś przekreślił całe nasze dziedzictwo dla jakiejś ładnej buzi.
Ojciec wykonał gest bezradności.
– Kim oni właściwie są? Wędrowni artyści bez korzeni – zbliżył się do mnie, ścisnął mocno ramię i spojrzał wprost w oczy, sięgając po ostateczne racje. – Julian, to ty przejmiesz po mnie schedę. Zachowuj się, jak przystało na dziedzica – wskazał ruchem głowy portret wiszący na ścianie.
Cała moja radość i nadzieja ulotniły się w jednej chwili. Uczucie musiało ustąpić miejsca powinności.
– Kiedy chcesz osiągnąć cel, potrzebujesz żelaznej konsekwencji. Dlatego, gdy do czegoś dążysz, nie możesz kierować się uczuciami, tylko rozsądkiem, a najważniejsze, mój drogi, musisz pamiętać o swoim obowiązku.
Musiałem tak postąpić
Wychowali mnie tak, żebym poważał rodzinę i starszych, więc gdy tata zwrócił mi uwagę na moje powinności, zalała mnie fala wstydu, że go rozczarowałem. Widok wesołego miasteczka rozpłynął się za nami w tumanach pyłu, a ja przez kolejne lata starałem się pokazać, że zasługuję na nasze rodowe nazwisko. To młodzieńcze zauroczenie, jak nazwał to mój ojciec, z czasem zatarło się w pamięci niczym wyblakła fotografia.
Zgodnie z tym, czego chciała rodzina i co nakazywała wieloletnia tradycja, skończyłem prawo i wróciłem do domu. Znalazłem zatrudnienie w tutejszym sądzie. Ożeniłem się z dziewczyną, którą wypatrzyli dla mnie mama i tata. Następnych dwadzieścia lat sprawiło, że razem z bratem i kuzynami staliśmy się ważnymi postaciami w naszej okolicy. To właśnie my – czterdziesto- i pięćdziesięciolatkowie – zaczęliśmy rządzić w tych nowych czasach.
Myślałem, że już na dobre schowałem gdzieś głęboko te obrazy z gorącego lata, które minęło prawie trzy dekady temu. Ale te wspomnienia nie chciały dać za wygraną – wracały znienacka, kiedy najmniej się tego spodziewałem. Czasami nawiedzały mnie podczas snu – widziałem wtedy Reginę, jak wiruje pośrodku leśnej polany, a jej brązowe włosy powiewają na wietrze.
Nie zapomniałem o niej
Śniły mi się też namiętne pocałunki, po których budziłem się cały spocony i z suchością w ustach. Bywało też, że patrząc w lustro, dostrzegałem tarotową kartę z zakochanymi i te głębokie, ciemne oczy przepełnione uczuciami – na ich widok przechodziły mnie ciarki i czułem bolesną tęsknotę.
A gdy życie w mieście robiło się nie do zniesienia i męczyło mnie ciągłe dostosowywanie się do innych, po prostu rozsiadałem się w fotelu, przymykałem powieki i celowo odpływałem wspomnieniami do tamtych letnich dni.
Któregoś dnia, zauważyłem przyklejony na latarni plakat. Reklamował lunapark Borealis. Zapraszał na ostatnią imprezę przed jesienną przerwą. W programie były różne atrakcje – artyści żonglujący pod sceną, kręcące się karuzele, przerażający dom grozy i stoiska ze strzelaniem do celu. Obiecywali świetną rozrywkę, zarówno dla dorosłych, jak i najmłodszych.
Pojechałem wtedy drogą na obrzeżach miasta, gdzie rozłożyli się wędrowni cyrkowcy, zamiast prosto do swojego domu. Z każdym kolejnym metrem czułem, jak cofam się w czasie. Stojąc przed wejściem do namiotu Madame Aurory, poczułem się znów jak nastolatek.
Okazało się, że Aurora to tak naprawdę Regina. Powitała mnie uśmiechem, gdy przekroczyłem próg. Wydawała się jednocześnie zmieniona i znajoma. Usiadłem przy małym stoliku, nie mówiąc ani słowa. Ona też zachowała ciszę, rozkładając talię. Pośrodku pojawiła się karta przedstawiająca kochanków.
Odnalazła mnie
– Mama wiedziała, że muszę po ciebie przyjechać za trzydzieści lat. Mówiła, że dopiero po takim czasie będziesz w stanie wybrać właściwą drogę. Że kiedy już postanowisz odejść, nie będziesz się obwiniał ani niczego żałował.
Zrobiło mi się słabo. Stałem jak wryty, kompletnie zszokowany. W jednej chwili dotarło do mnie, że to wszystko jest prawdziwe. Byłem już gotowy zostawić za sobą całe dotychczasowe życie i ruszyć w drogę – z nią i z lunaparkiem.
– Jakim cudem mogłaś być przekonana, że nie zapomnę o tobie? – Wyszeptałem. – Przecież to był tylko krótki romans jednego lata, trzydzieści lat temu. Skąd ta pewność, że teraz zdecyduję się z tobą uciec?
Regina zerknęła w moją stronę, a w jej orzechowych oczach dostrzegłem coś na kształt obietnicy. To właśnie miłość sprowadziła ją w to miejsce. Nie mogłem już czekać ani chwili dłużej. Trzy dekady to stanowczo za dużo straconego czasu.
Po powrocie oznajmiłem bliskim, że nadszedł moment, by pomyśleć o własnym szczęściu. Postanowiłem zawalczyć o uczucie, które bezlitośnie odebrano mi w młodych latach. Kiedy tylko nastał świt, wyszedłem z walizką z domu, gotowy rozpocząć u boku Reginy zupełnie nowy etap. I ani przez moment nie zwątpiłem, że to była słuszna decyzja.
Michał, 46 lat