Reklama

Goście mieli przyjść dopiero po mszy, ale ja już od świtu czułam napięcie. Artur był jakiś dziwnie cichy, nerwowo przemykał po kuchni, pod pretekstem, że musi coś odebrać od znajomego. Machnęłam na to ręką. Nie dziś, nie zamierzam się z nim kłócić.

Reklama

Stresowałam się

Między mną a jego rodziną nigdy nie było łatwo. Teściowa zawsze traktowała mnie jak intruza, szwagierki udawały słodkie, ale wystarczyło wyjść na balkon z kawą, żeby usłyszeć, co naprawdę myślą. A jego brat Janusz to temat rzeka. Taki typ, co się śmieje za głośno i pije za dużo. Już parę razy zdążył zepsuć rodzinne spotkania.

– Mamo, a wianek nie spadnie mi z włosów? – zapytała Bożenka, siedząc na krześle, gdy poprawiałam jej fryzurę.

– Nie kochanie, mamusia wszystko jest dobrze przypięła. Jesteś najpiękniejsza na świecie. Mój mały aniołek – szepnęłam, całując ją w czoło. – I pamiętaj, to twój dzień. Tylko twój.

Ona się uśmiechnęła, a ja poczułam ukłucie wzruszenia. Może tym razem się uda. Może Artur wytrzyma, Janusz się nie ośmieszy, a my wszyscy – choć przez ten jeden dzień – udamy normalną rodzinę.

Po kościele wciąż trzymałam się nadziei, że wszystko się uda. Bożenka była tak przejęta, że mówiła półgłosem, a jej oczka krążyły wokół jakby wciąż nie dowierzała, że to jej dzień. Przyjęcie zorganizowaliśmy w ogrodzie u teściów. Nie chciałam tego, ale Artur się uparł, a jego matka od razu zadeklarowała, że pomoże. Wiedziałam, jak to się skończy – ja będę w fartuchu, a ona będzie brylować w towarzystwie.

Nie miałam nic do gadania

Goście schodzili się powoli. Ktoś przyniósł ciasto, ktoś wino, ktoś bukiet róż dla Bożenki. Ona stała przy stole i uśmiechała się, trzymając kurczowo swój medalik. Przysiadłam na chwilę obok niej, a potem spojrzałam na furtkę. Wszedł Janusz.

Nie dało się go nie zauważyć – już od wejścia szedł jak do siebie, z szerokim uśmiechem i torbą z której wystawało piwo. Na twarzy wypieki, spojrzenie lekko zmętniałe.

– O, kogo my tu mamy! – zawołał, rozkładając ręce. – Najpiękniejsza gwiazda komunijna w całym powiecie!

Podszedł do Bożenki i przytulił ją mocno, aż się skrzywiła. Pocałował ją w czubek głowy, potem uśmiechnął się do mnie.

– Daria, no jak ty to zrobiłaś, że ona wygląda jak księżniczka? – parsknął śmiechem. – Artur, pilnuj tej swojej dziewczynki, bo ci ją zabiorą do telewizji.

Goście zaczęli się śmiać.

– Siadaj, jedzenie zaraz będzie – rzuciłam krótko.

– E, daj spokój, nie po to się żyje, żeby tylko jeść. Co tam u was, młodzi? – spojrzał na mnie, potem na Artura i już widziałam, że zaraz coś palnie.

Był nieznośny

Usiadł przy stole, wyciągnął swoje piwo i bez pytania je otworzył. Miałam ochotę powiedzieć coś o szacunku do okazji, ale ugryzłam się w język.

– No i co, Artur? – zaczął z szerokim uśmiechem. – Ty to masz dobrze. Żona piękna, córka śliczna, a ty tylko chodzisz taki spięty, jakbyś nie wiedział, że wygrałeś życie.

Artur spojrzał na niego bez emocji.

– A może ty się tak dobrze nie czujesz w tym całym rodzinnym życiu, co? – dodał Janusz, przechylając butelkę i upijając duży łyk.

Goście udawali, że nie słyszą. Ja też. Przeszłam obok niego i z uśmiechem postawiłam przed nim talerz.

– Zjedz, zanim się rozgadasz do reszty – powiedziałam cicho. – Bo Bożenka to zapamięta, a to miał być jej dzień.

Ale Janusz wstał od stołu i zaczął się rozglądać, jakby czegoś szukał. Ludzie właśnie kończyli rosół, Bożenka bawiła się z kuzynką pod drzewem, a ja zbierałam puste talerze, myśląc, że jeszcze jakoś pociągniemy ten dzień. Janusz klepnął się w kieszeń kurtki i zawołał:

– No to teraz czas na prawdziwe show! Pokażę wam wszystkim, jak wygląda braterska lojalność!

Byłam przerażona

Zanim zdążyłam podejść, wyjął telefon, podłączył go do laptopa i puścił film. Wideo z jakiejś imprezy. Śmiechy, migające światła i Artur przy ścianie, całujący jakąś obcą kobietę, zupełnie bezwstydnie.

Ktoś z gości zakaszlał, ktoś inny upuścił widelec. Film się skończył, zapadła cisza. Spojrzałam na Artura. Patrzył w stół.

– To ty? To naprawdę ty? – wyszeptałam.

Nie zaprzeczył.

– Daria… – zaczął, ale głos mu zgasł.

Bożenka właśnie podniosła głowę znad zabawki i spojrzała na mnie z niepokojem. Wszystko się skończyło. Chciałam uciec. Tylko dokąd? Stałam więc jak sparaliżowana, a Artur się podniósł, jakby chciał odejść.

– Dokąd ty idziesz? – rzuciłam przez zaciśnięte zęby.

– Muszę… to przemyśleć – mruknął.

– Nie przemyślisz tego teraz. Nie zostawisz mnie z tym tutaj. Nie po tym – wskazałam ręką stół, telefon, którego ekran jeszcze nie wygasł.

Chciał uciec

Wujek Stefan, brat mojej teściowej, zaszedł Arturowi drogę.

– Nigdzie nie idziesz, chłopie. Jak miałeś odwagę robić z siebie pajaca, to miej teraz odwagę wysłuchać.

Goście się poruszyli, jakby obudzili się z letargu. Jedna z ciotek zaczęła zbierać talerze, inna szeptem mówiła coś do sąsiadki. Teściowa patrzyła na Artura tak, jakby widziała go pierwszy raz w życiu. Ja poczułam, że nie mam czym oddychać. Chciałam go zniszczyć słowami, ale zamiast tego spojrzałam na Bożenkę.

Stała przy drzewie, skulona, z lalką w ręku. Jej warkocze się rozplotły, biała sukienka ubrudzona była ziemią. Patrzyła na mnie, nie na niego.

– Ty to zrobiłeś… w jej dzień – powiedziałam cicho do Artura.

– Daria, ja…

– Nic już nie mów. Goście sobie pójdą, ale ona to zapamięta, jak wszyscy na ciebie patrzyli, jak jej mama płakała w dniu komunii.

Wstałam i poszłam po Bożenkę, zostawiając za sobą ciszę, w której nikt nie odważył się odezwać.

Wzięłam Bożenkę za rękę i wyszłyśmy na zewnątrz. Nogi miałam jak z waty, a w głowie huczało.

Miałam ich dość

Szłyśmy kawałek w stronę parku, aż znalazłam wolną ławkę. Usiadłam i przyciągnęłam ją do siebie.

– Mamusiu… dlaczego dorośli znowu krzyczą? – zapytała cicho.

Poczułam, że zaciska mi się gardło. Przełknęłam ślinę, ale nie potrafiłam nic odpowiedzieć od razu. Patrzyłam przed siebie, na trawnik, na dzieci z balonami po drugiej stronie ulicy. Jakby nic się nie wydarzyło.

– Bo czasem… dorośli robią rzeczy, których sami nie rozumieją – powiedziałam w końcu. – Ale to nie twoja wina, kochanie. I nie ma nic wspólnego z tobą.

Bożenka wbiła wzrok w swoje buty. Jej palce ściskały pasek od torebeczki komunijnej.

– To miał być mój dzień. Ty tak mówiłaś – przypomniała cicho.

– I to nadal jest twój dzień – odparłam, obejmując ją. – Nieważne, co zrobił tatuś. Nieważne, co powiedział wujek. Ty jesteś najważniejsza. Dla mnie, na zawsze.

Poczułam, że płaczę. Bożenka podała mi swoją chusteczkę.

– Nie płacz, mamo – powiedziała. – Mamy siebie, prawda?

Pokiwałam głową. Tylko siebie. I tyle musiało wystarczyć.

Daria, 40 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama