„Rodzina mnie wyśmiała, że w wieku 45 lat poszedłem na studia. Dla nich to kryzys wieku, a ja nadrabiam stracone lata”
„Na przerwie wyszedłem na korytarz. Stałem pod ścianą z kubkiem kawy z automatu i udawałem, że przeglądam telefon. Nikt do mnie nie podszedł. Kilku chłopaków rozmawiało o piątkowej imprezie. Dziewczyny stały i chichotały”.

- Redakcja
Miałem osiemnaście lat, kiedy zostałem ojcem. Magda była w ciąży jeszcze przed maturą, a ja – chłopak z technikum – musiałem nagle dorosnąć. Marzenia? Zniknęły szybciej niż dwie kreski na teście ciążowym. Zamiast studiów był etat w magazynie, potem szybki kurs na wózek widłowy, potem nocne zmiany, rachunki, kredyt i kolki. I choć czasem tęskniłem za tamtym chłopakiem, który chciał kiedyś uczyć historii, szybko nauczyłem się go ignorować.
Wpadłem w rutynę
Z biegiem lat przyzwyczaiłem się do myśli, że moje życie już zostało ułożone. Miałem rodzinę, pracę, spłacone auto, kredyt hipoteczny na karku. Byłem jednym z tych facetów, którzy znają rozkład Biedronki na pamięć i potrafią naprawić spłuczkę bez wyłączania wody. Czasem tylko coś ścisnęło mnie w środku, gdy w telewizji oglądałem program o Napoleonie czy powstaniu styczniowym. Ale zaraz przychodził rachunek za gaz i mi przechodziło.
Moja córka Tosia jest już dorosła, studiuje psychologię. I czasem, gdy słuchałem, jak opowiada o wykładach, czułem ukłucie zazdrości. Nie zawiść – tylko taki rodzaj żalu do samego siebie, że nie spróbowałem i odpuściłem, zanim zacząłem.
Aż któregoś dnia podjąłem decyzję. Tosia wróciła na weekend do domu, rozłożyła się na kanapie z książkami, a ja patrzyłem na nią i nagle zatęskniłem za sobą sprzed lat. Następnego dnia złożyłem papiery na zaoczne studia historyczne. Nie powiedziałem nikomu. A gdy w końcu się wygadałem, jej reakcja była dokładnie taka, jak się spodziewałem:
– Adam, serio? W tym wieku?
– A co z tego? Ja to robię dla siebie.
– Tylko nie wracaj z płaczem, jak ci się nie powiedzie. To tylko kryzys wieku średniego – powiedziała żona, ale wiedziałem, że nie chodzi o kryzys. Chodziło o odzyskanie czegoś, co straciłem dawno temu.
Postawiłem na swoim
Pierwszy zjazd zaczynał się wcześnie, o ósmej rano. Była sobota, a ja już o szóstej chodziłem po domu jak nakręcony. Magda przewróciła się na drugi bok i mruknęła, żebym przestał się kręcić, ale nie mogłem się uspokoić. Czułem się jak maturzysta, tylko dwa razy starszy. Ubrałem się starannie, założyłem koszulę. W lustrze próbowałem sobie wmówić, że wyglądam normalnie, ale i tak widziałem siwiejące skronie i cienie pod oczami.
Wysiadłem z tramwaju i wszedłem na teren kampusu razem z grupką młodych ludzi, którzy gadali o jakiejś aplikacji. W sali było już kilkanaście osób. Spojrzałem w ich stronę i od razu poczułem, że jestem nie na miejscu. Wszyscy byli młodsi od mojej córki. Kiedy jedna z dziewczyn spojrzała na mnie, odwróciła się do koleżanki i coś jej powiedziała. Obie się zaśmiały. Wmawiałem sobie, że nie chodzi o mnie, ale słyszałem ten śmiech jeszcze długo po tym, jak usiadłem w ostatnim rzędzie.
Prowadząca przyszła punktualnie. Wyglądała na może z dziesięć lat młodszą ode mnie. Mówiła rzeczowo, miała spokojny głos. Przedstawiła plan semestru, potem zapytała, czy ktoś chciałby powiedzieć, dlaczego wybrał te studia. W sali zapadła cisza. Czekała chwilę, a potem spojrzała prosto na mnie.
– Może pan? – zapytała z lekkim uśmiechem.
Byłem zdenerwowany
Spaliłem się ze wstydu. Zamiast odpowiedzieć, pokręciłem głową. Było mi głupio, że nie potrafiłem wydusić z siebie nawet słowa. Prowadząca tylko skinęła głową i przeszła dalej, ale ja miałem ochotę zniknąć.
Na przerwie wyszedłem na korytarz. Stałem pod ścianą z kubkiem kawy z automatu i udawałem, że przeglądam telefon. Nikt do mnie nie podszedł. Kilku chłopaków rozmawiało o piątkowej imprezie. Dziewczyny, które siedziały przede mną w sali, stały niedaleko i chichotały. Jedna spojrzała w moją stronę i znowu coś szepnęła. Serce zaczęło mi walić, choć przecież nie miałem powodu, żeby się tak przejmować.
Może to był błąd? Może nie powinienem tu przychodzić? Przecież i tak nic z tego nie będzie. Co ja tu robię? Oni są młodsi od mojej córki!
Miałem wątpliwości
Wróciłem do domu zmęczony, jakbym pracował fizycznie cały dzień. Magda siedziała przy stole z laptopem. Zerknęła na mnie znad ekranu.
– Jak było?
– Jakbym przyszedł na spotkanie dzieciaków z TikToka.
– No to może daj sobie spokój?
– Nie. Już za długo sobie dawałem spokój.
Na kolejnym zjeździe nie byłem już taki zestresowany. Zająłem to samo miejsce co ostatnio, z tyłu, żeby nie rzucać się w oczy. Tym razem ktoś usiadł obok. Chłopak z kolczykiem w uchu. Podał mi rękę.
– Marek.
– Adam – odpowiedziałem.
Nie zrezygnowałem
Zajęcia zaczęły się od analizy tekstów źródłowych. Prowadząca rozdała kserówki i poprosiła o przeczytanie fragmentu na głos. Zgłosiłem się. Przeczytałem, potem dodałem dwa zdania od siebie. Po zajęciach Marek podszedł do mnie.
– Nie chcę się podlizywać, ale jak pan mówił o monarchii stanowej, to pierwszy raz to zrozumiałem. Zupełnie inaczej niż mówiła ta baba od źródeł.
– Nie jestem twoim wykładowcą.
– Może powinien pan nim być?
Wracałem do domu z poczuciem, że może wcale nie jestem tu tylko dodatkiem do statystyki, a moje doświadczenie jednak coś znaczy.
Byłem z siebie dumny
Tydzień później byliśmy u teściowej na obiedzie. Stół zastawiony, jakby miało wpaść pół parafii. Naiwnie postanowiłem wspomnieć o studiach.
– Zapisałem się na historię. Zaocznie.
Na chwilę zapadła cisza. Potem siostra Magdy parsknęła śmiechem.
– W kryzysie wieku średniego to się kupuje motocykl, nie wraca do szkoły
Teściowa poprawiła okulary i dołożyła swoje:
– Za moich czasów facet po czterdziestce miał dom, nie indeks.
Magda tylko wzruszyła ramionami, jakby mówiła: nie mój cyrk.
– Chcecie, to się śmiejcie.
Nikt się już nie odezwał. Ale ja wiedziałem jedno – nie zamierzam się tłumaczyć.
Docenili mnie
Minęło kilka miesięcy. Na uczelni czułem się już pewnie. Czasem prowadziłem rozmowy po zajęciach, czasem ktoś prosił mnie o notatki. Marek usiadł obok mnie już na stałe. Pisałem prace semestralne, dobrze mi szło. Dostałem pierwszą piątkę i krótką notatkę od prowadzącej: „Zdolność syntezy i wyjaśniania skomplikowanych procesów – bardzo dobra”. Czytałem to chyba z dziesięć razy. Na jednym ze zjazdów prowadząca podeszła do mnie po zajęciach.
– Ma pan talent do tłumaczenia rzeczy trudnych. Myślał pan kiedyś o dydaktyce?
– Myślałem. Ale życie wygrało. Ale może jeszcze nie wszystko stracone?
Uśmiechnęła się, jakby w potwierdzeniu.
Póki co nie rzuciłem pracy. Nadal płacę rachunki, zmywam naczynia, robię zakupy. Ale odzyskałem coś, co było tylko moje. Coś, co przypominało mi, kim jestem – odzyskałem siebie. Tego, którego zostawiłem gdzieś między etatem a pieluchami.
Adam, 45 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W sanatorium poznałam Łukasza z Poznania i się zakochałam. Moja synowa mówi, że to śmieszne i przynoszę wstyd rodzinie”
- „Wychowuję 9 dzieci i nie mam się czego wstydzić. Tylko nieczuli egoiści nie doceniają patchworkowych rodzin”
- „Mam 45 lat i dopiero odkryłam, dlaczego faceci ode mnie uciekają. Długo myślałam, że to coś ze mną jest nie tak”