Reklama

Ledwo skończyłam szkołę, a już spakowałam manatki i wyniosłam się z chaty. Kiedy ma się ciężkie przeżycia w dzieciństwie, to potem mało co się pamięta. Tak przynajmniej mówi mój psycholog. W głowie zostały mi tylko jakieś przebłyski, takie pojedyncze obrazy. Zapach wszechobecnego alkoholu, głód, wieczne imprezy rodziców – i to w sumie tyle, co mi zostało z tamtych czasów.

Reklama

Moje dzieciństwo to był horror

W okresie dojrzewania byłam zmuszona błąkać się po różnych ośrodkach wychowawczych. Dopiero na moment przed pójściem do szkoły średniej wróciłam do miejsca zamieszkania, które z trudem mogłabym określić mianem domu. Podobno rodzice mieli się poprawić. Jedyne, co się zmieniło, to fakt, że lepiej maskowali picie.

Tata pił ile wlezie, chyba od kiedy pamiętam. Pracował na budowie, tam już zaczynał popijać. Kończył u nas, jak dobrze mu szło. Kiedy udało mu się trafić do chałupy albo akurat nigdzie nie robił, to przepuszczał wszystko co miał, zabierał matce resztki kasy.

Nie znaczy to jednak, że moja matka była tylko bezradną ofiarą uzależnioną od swojego męża. Wprawdzie spożywała mniej alkoholu niż tata, ale po pijanemu dawała upust nagromadzonej frustracji, wyżywając się na mnie i moim rodzeństwie.

Nie dane mi było podjąć naukę na uczelni, dlatego już jako nastolatka, ucząc się w technikum, zaczęłam w tajemnicy pracować. Skrzętnie odkładałam każdy grosz z myślą, że kiedy tylko nadejdzie odpowiednia chwila, wyjadę na przeciwległy kraniec kraju. Gdy ukończyłam szkołę średnią, dzięki oszczędnościom stać mnie było na wynajem pokoju i utrzymanie się w mieście moich marzeń – Gdańsku. Spakowałam cały swój dobytek do jednej walizy i bez słowa pożegnania ruszyłam w drogę ku nieznanemu.

Zobacz także

Fortuna stanęła po mojej stronie

Dostałam pracę w kuchni i tam spotkałam faceta, który teraz jest moim mężem. Między nami zaiskrzyło i szybko zaczęliśmy myśleć o tym, co będzie dalej. Mieliśmy podobną wizję: ja i on, dwoje dzieciaków, jakiś zwierzak, domek z kawałkiem zieleni wokół i mała knajpka z domowymi obiadami.

Lata mijały, a nasze nieśmiałe pragnienia zaczęły się spełniać. Choć zamiast domu z ogródkiem wybraliśmy przytulne mieszkanie, a rodzina powiększyła się tylko o jedno maleństwo, to piesek i knajpka stały się faktem. Nie uniknęliśmy pożyczki na rozpoczęcie biznesu i zakup mieszkania, ale gdy daliśmy znać znajomym, okazało się, że nasza niewielka restauracja cieszy się taką popularnością, że byliśmy zmuszeni zacząć przyjmować rezerwacje.

Przez parę ładnych lat żyliśmy jak w bajce. Córcia zaczęła chodzić do przedszkola, a następnie została przyjęta do podstawówki, my natomiast coraz prężniej rozkręcaliśmy naszą działalność.

Oddawanie pożyczki zrobiło się zwykłą formalnością, ponieważ nasze dochody pozwalały nam nie martwić się o przyszłość. Zdecydowałam się rozpocząć terapię, żeby rozprawić się z dawnymi urazami. Powoli zaczynałam wierzyć, że to co złe, zostaje wreszcie za mną.

Świat się wywrócił

Zadzwonił telefon z numeru, którego nie miałam zapisanego w kontaktach. Zazwyczaj odbieram takie połączenia, bo nigdy nie wiadomo, czy to nie dzwoni jakiś kurier, dostawca albo ktoś w sprawach firmowych. Tym razem jednak usłyszałam w słuchawce głos osoby, z którą nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek będę rozmawiała. To była moja starsza siostra, Aniela.

Nie miałam pojęcia, w jaki sposób zdobyła mój kontakt telefoniczny. W rozmowie wspomniała, że przyjechała do Gdańska i z chęcią umówiłaby się na spotkanie. Nie byłam do tego pomysłu przekonana, ale w końcu to moja siostra – trudno było jej po prostu powiedzieć „nie”.

Umówiłyśmy się w jednej z pobliskich kawiarni. Podczas krótkiej pogawędki poznałam przyczynę jej przyjazdu. Tata, będąc pod wpływem alkoholu, spadł z dużej wysokości na placu budowy. Doznał poważnego urazu biodra, przez co nie będzie mógł już wrócić do pracy.

Sytuacja nie byłaby aż tak trudna, gdyby mój ojciec kiedykolwiek w życiu pracował legalnie na etacie. Jednak on zawsze wolał dorabiać na lewo, żeby dostawać większą wypłatę do kieszeni i tym samym mieć więcej kasy na alkohol. Nie trzeba być geniuszem, żeby się domyślić, że renta, którą teraz otrzymuje, jest po prostu żałośnie niska.

Chcieli wyciągnąć kasę

Kompletnie nie wiedziałam, jak zareagować na tę informację. Początkowo pomyślałam, żeby zaoferować im jakieś wsparcie finansowe, ale szybko się zreflektowałam. Przecież to są ludzie, którzy latami sprawiali mi ból i cierpienie. To przez nich jestem pogubiona emocjonalnie i mam traumę na całe życie.

– Jest mi okropnie żal, ale jeżeli liczysz na to, że dam ci kasę to niestety, muszę cię rozczarować – odparłam, próbując opanować drżenie głosu.

– No weź, wiadomo, że stać cię na to. Wszyscy wiedzą, gdzie mieszkasz i że prowadzisz knajpę. Tym ludziom potrzebna jest pomoc, a ja nie mogę im jej dać – moja siostra bezradnie rozłożyła ręce.

Aniela czuła się zobowiązana, by szczegółowo prześwietlić mój stan majątkowy. Bez wątpienia odziedziczyła to po naszych rodzicach. Dochowała się czworga dzieci, a każde miało innego tatę. Nie moja sprawa, bo los bywa przewrotny. Wszyscy jej faceci lubili przemoc i nie stronili od różnych używek, w najlepszym razie poprzestawali na wódce. Przez wiele lat tułała się z dzieciakami, przenosząc się między domami kolejnych kochanków a ruderą rodziców.

Kiedy Aniela wciąż próbowała mnie przekonać, zachowałam stanowczość. W końcu po prostu podniosłam się z miejsca, powiedziałam „do widzenia” i opuściłam kawiarnię.

Nie dam im ani grosza

Nie miałam jeszcze siły, by opowiedzieć mężowi o całej zaistniałej sytuacji, ale według mojego terapeuty, nie powinnam mieć wyrzutów sumienia z powodu podjętej decyzji o braku pomocy finansowej. I rzeczywiście ich nie miałam, dopóki nie zadzwonił telefon z niezidentyfikowanego numeru. Tym razem odebrałam ze ściśniętym żołądkiem – i nie myliłam się. Po drugiej stronie usłyszałam głos swojej mamy.

Gdy moi starzy dowiedzieli się, że żyje mi się lepiej niż im kiedykolwiek, nie mogli tego zaakceptować. Skoro nie zamierzałam po dobroci oddawać im pieniędzy, na które ciężko pracowałam, wpadli na pomysł… by zażądać ode mnie płacenia alimentów. Gdy to usłyszałam, o mało co nie upuściłam słuchawki. Tyle lat znęcania się nade mną, fizycznego i psychicznego, tyle lat życia w strachu, a potem kolejne lata spędzone na terapii… A oni teraz jeszcze mają czelność domagać się ode mnie coraz więcej i więcej!

Opowiedziałam całą historię swojemu mężowi. Był niesamowicie zły i od razu oświadczył, że nie ma opcji, żeby ktokolwiek z nich dostał choćby przysłowiowy grosz z naszych pieniędzy. Natychmiast skontaktowaliśmy się z adwokatem, a on jest pewien, że wygramy tę sprawę. Mimo to wciąż obawiam się, że moja dysfunkcyjna rodzina po raz kolejny narobi mi problemów w życiu. I znów odczuwam ten paraliżujący lęk, który doskonale pamiętam z czasów wczesnego dzieciństwa…

Reklama

Agata, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama