Reklama

Jak powiadała moja ukochana babcia, przeznaczenie potrafi połączyć nawet najbardziej nieprawdopodobne pary, niczym żabę i jeża. I chociaż uważam się za nieco urodziwszą od płaza, a mój Rafał swoją czupryną w niczym nie przypomina kolczastego ssaka (jego loki są niezwykle skręcone), to prawda jest taka, że fortuna uparcie dążyła do tego, by nasze drogi się skrzyżowały.

Reklama

Poznaliśmy się na drodze

W tym momencie okropnie się spieszyłam, a jakby tego było mało, w całym mieście panowały koszmarne korki, no i jeszcze na domiar złego co rusz trafiałam na sygnalizację świetlną. Rzecz jasna, na czerwone. Zatrzymałam auto na pasie środkowym, tuż za czarnymi volkswagenem, wyczekując na pojawienie się zielonego światła. No wreszcie! Wrzuciłam bieg, przeniosłam nogę z hamulca na gaz i... momentalnie z powrotem. Pojazd przede mną ani drgnął, mimo że samochody dookoła już dawno ruszyły.

Ej, obudź się, głąbie! – wydarłam się w stronę gościa za kółkiem, z impetem tłukąc w klakson. Jeszcze raz zatrąbiłam, ale nic to nie dało. – Kurde, zaraz zapali się czerwone! – ryknęłam i ponownie docisnęłam klakson.

Niespodziewanie w pojeździe zaczęły pulsować lampki ostrzegawcze, a chwilę później otwarły się drzwi po stronie kierowcy i z auta wyszedł rosły mężczyzna o ciemnych, kręconych włosach. Skierował się ku mnie. Uchyliłam okienko i zawołałam:

– Człowieku, pan sobie tu parkuje, gdzie popadnie, a ja przez to jestem już spóźniona do pracy!

Facet podszedł i z ujmującym spokojem odparł:

Bardzo mi przykro, ale dopiero co kupiłem to auto i system sterowania nagle przestał działać… Nic nie działa – jego bezsilny uśmiech tylko dolał oliwy do ognia.

Byłam wściekła

Nie mam pojęcia dlaczego, ale ten jego grymas jeszcze mocniej mnie zdenerwował.

– To niech pan zepchnię tę kupę złomu na pobocze! – wydarłam się, a następnie, korzystając z wolnego miejsca po lewej stronie, ominęłam gościa i pomknęłam przed siebie.

Niedługo po tym zdarzeniu, kiedy już trochę się uspokoiłam, ogarnęło mnie poczucie wstydu, aż ściskało mnie w gardle. Zastanawiałam się: „Co się ze mną stało? Przecież nigdy się tak nie zachowywałam!”. To zajście siedziało we mnie jak cierń, a twarz tego faceta, trochę pulchna, z oczami pełnymi uśmiechu, wbiła mi się w pamięć. Wyglądał całkiem miło i chyba był w podobnym wieku co ja.

Parę dni po tym zdarzeniu, gdy byłam na stacji paliw, dostrzegłam go. Musiałam mocno się powstrzymywać, żeby do niego nie podejść i nie powiedzieć „przepraszam”! Przeleciało mi przez głowę: „Przecież on mnie już nie pamięta! Prowadzę auto ojca, na bank mnie nie pozna”. Ale on nagle stanął za mną, kiedy stałam w ogonku, a gdy już miałam odchodzić od lady, niespodziewanie do mnie zagadał:

– Udało się pani dotrzeć na czas do pracy?

– No tak – powiedziałam, rumieniąc się po same uszy. – Bardzo pana przepraszam za tę sytuację… czuję się okropnie zawstydzona.

Posłał mi ciepły uśmiech.

– Zdarza się nam wszystkim mieć kiepskie dni – odparł wyrozumiałym tonem.

Coś nieustannie ciągnęło nas ku sobie

Los nas porozrzucał w różne zakątki, jednak uparcie dążył do swojego celu. Przypadkowo spotkaliśmy się na giełdzie ze sprzętem narciarskim. Ja chciałam kupić nowe narty, mając nadzieję, że pod koniec sezonu uda mi się je dostać taniej. Rafał rozglądał się za jakimiś goglami, bo swoje gdzieś zapodział. No i tak jakoś wyszło, że poszliśmy na kawę. Okazało się, że Rafał jest informatykiem w banku, ma ode mnie pięć lat więcej i od ponad dwóch lat jest singlem. Zupełnie jak ja… Niedługo potem zaczęliśmy ze sobą chodzić, a po trzech miesiącach zdecydowaliśmy się zamieszkać pod jednym dachem.

Mieszkanie razem bywa prawdziwym wyzwaniem dla każdego związku, ale nam udało się tego uniknąć. Nasze uczucie rozkwitało z każdym dniem, a że oboje mieliśmy dość konserwatywne poglądy, już po roku zaczęliśmy rozważać ślub. W końcu Rafał miał już 35 lat na karku, a ja 30. Doszliśmy do wniosku, że nadszedł czas na zaręczyny.

Z tej okazji zaprosiliśmy naszych rodziców na uroczyste spotkanie przy stole, stwierdzając, że najwyższa pora, aby się lepiej poznali. Byliśmy przekonani, że przypadną sobie do gustu. Rodzice Rafała bardzo mnie polubili, a moi z kolei uważali, że facet ich córeczki to porządny gość.

Wszyscy się cieszyli

Trochę się bałam, bo gotowanie nie jest moją najmocniejszą stroną, ale jakoś dałam radę uniknąć spalenizny i przesolenia potraw z nerwów. Dla pewności desery zamówiłam z cukierni. Mama i tata oraz rodzice Rafała z zachwytem oglądali mój pierścionek zaręczynowy, który parę dni temu od niego dostałam. Piękny, duży diament otoczony mniejszymi kamyczkami.

– Lada moment zostaniesz panią K., kochanie! – na twarzy ojca pojawił się uśmiech. – Zupełnie jakby czas się cofnął!

– O co chodzi? – byłam zdziwiona.

– Wśród naszych krewnych również znajdziesz osoby o tym nazwisku – oznajmił, a ja poczułam się zaskoczona tą informacją.

Nigdy specjalnie nie zagłębiałam się w historię mojej rodziny, ale to nazwisko z pewnością nie obiło mi się wcześniej o uszy.

Kto wie, może łączą nas jakieś więzy krwi? – Rafał posłał mi uśmiech.

– Ciężko powiedzieć, ale niedługo na pewno połączy nas małżeństwo! – odpowiedziałam, podchwytując żart.

Szykowaliśmy listę gości

Potem przeszliśmy na inne tematy i już nie poruszaliśmy kwestii nazwiska. Parę miesięcy później, gdy z ukochanym zaczęliśmy spisywać listę zaproszonych, stopniowo wyjaśnialiśmy sobie, kim jest dana osoba.

– Stryj Tomasz – oznajmił Rafał, dyktując mi kolejne nazwisko.

– Stryj? – zapytałam zaskoczona. – A co to za rodzaj pokrewieństwa?

– Kiedyś wujem nazywano brata mamy, a stryjem brata taty. To praktycznie to samo, tylko inne określenie – wytłumaczył mi Rafał. – Stryj Tomasz to tak naprawdę mój stryjeczny dziadek, bo skończył już 91 lat i był rodzonym bratem mojego dziadka.

No to teraz zagmatwałeś! – parsknęłam śmiechem, dopisując stryja Tomasza do naszej listy gości. – A jak myślisz, zapraszamy go tylko na ceremonię ślubną, czy też na przyjęcie weselne? – zastanawiałam się na głos. – W końcu taki wiekowy człowiek może nie dać rady bawić się do białego rana…

– Z pewnością słusznie mówisz, gdyż od dłuższego czasu ma kłopoty ze zdrowiem i przebywa w ośrodku dla seniorów – odparł Rafał. – Jednak wciąż mam w pamięci obraz dziarskiego starszego człowieka! Był dla mnie wspaniały! Genialnie zastąpił mojego dziadzia, z którym los nie pozwolił mi się spotkać.

– Odszedł zanim przyszedłeś na świat? – spytałam ze zrozumieniem.

– Można tak powiedzieć – Rafał momentalnie posmutniał, lecz po chwili znów się uśmiechnął, więc nie przywiązałam wagi do tego zdarzenia.

Kiedy wszystkie zaproszenia trafiły do adresatów, przyszedł czas na najcudowniejsze, ale jednocześnie wywołujące największy stres zadanie każdej przyszłej panny młodej – poszukiwania wymarzonej kreacji ślubnej.

Wybrałam wymarzoną suknię ślubną

Doskonale wiedziałam, o jakiej sukience marzę, dlatego całymi dniami buszowałam po sklepach, wypatrując jej na ekspozycjach i wieszakach. Aż wreszcie trafiłam na prawdziwy rarytas! Sukienka kosztowała majątek, ale się uparłam, że musi być moja.

– Właśnie o tę chodziło! Nie zmienię zdania! – upierałam się, zdecydowana dorzucić nawet coś ze swoich oszczędności. Zdawałam sobie sprawę, że moi rodzice nie mają zbyt wiele kasy, a moje wesele, za które chcieli w pełni zapłacić, to dla nich naprawdę spory wydatek.

Pogadałam o tym z Rafałem.

Nie zastanawiaj się, tylko bierz! Chcę, żebyś w tym wyjątkowym dniu prezentowała się zjawiskowo! – odparł, a w jego oczach błysnęła radość.

Miesiąc przed moim wielkim dniem wybrałam się do sklepu z sukniami ślubnymi, żeby złożyć zamówienie na kreację, która będzie idealnie dopasowana. Byłam już blisko finalizacji transakcji – stałam przy ladzie z gotową listą dodatków i akcesoriów, czekając na podliczenie całości. Nagle w mojej torebce zaczął wybrzmiewać dźwięk telefonu. Początkowo chciałam go zignorować, ale po sygnale połączenia od razu wiedziałam, że to dzwoni mój przyszły mąż.

– Słucham, skarbie? – powiedziałam słodkim głosem, lecz zamiast „cześć”, usłyszałam jedynie pytanie.

– Powiedz, płaciłaś już za tę kieckę?

– Jeszcze nie… – szczerze odpowiedziałam.

– W takim razie nie rób tego! – usłyszałam zdecydowaną odpowiedź. – Zostaw ją i wracaj do domu. Jak najszybciej!

Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Byłam totalnie zaskoczona.

– No ale o co chodzi? – dopytywałam się.

– Opowiem ci wszystko dokładnie jak wrócisz do mieszkania! – ton Rafała brzmiał posępnie.

Nie mogłam w to uwierzyć

Czerwona jak burak, jąkając się ze wstydu, skłamałam coś o tym, że zostawiłam portmonetkę na blacie w mieszkaniu, a mój przyszły mąż zadzwonił, bo ją zauważył. Wymamrotałam prośbę o odłożenie na bok tych rzeczy, które wybrałam, aż do jutra, po czym wypadłam z butiku jakbym była szalona.

Pojęcia nie mam, jakim cudem dotarłam do mieszkania bez wjechania w cokolwiek po drodze. Droga ciągnęła się w nieskończoność i chyba nigdy w życiu żadna godzina nie dłużyła mi się tak bardzo! Myśli galopowały mi w głowie, podsuwając coraz gorsze wizje! A to, że Rafał ze mną zrywa, bo wpadła mu w oko jakaś inna kobieta, albo wręcz przeciwnie – ktoś naopowiadał mu bzdur, że go zdradzam. Tak czy siak, doszłam do wniosku, że to definitywny koniec naszego związku!

I co do tego ostatniego faktycznie miałam rację, ale to, dlaczego musieliśmy anulować zaręczyny i odwołać ślub, to była totalna abstrakcja, coś, czego w najśmielszych snach bym nie wymyśliła!

– Nie uwierzysz, ale łączą nas rodzinne więzy! – oznajmił Rafał, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania.

– Naprawdę? To pewnie chodzi o twoje nazwisko, prawda? Mój tata wspominał kiedyś, że w naszej rodzinie też przewijali się jacyś K. Ale to chyba jakieś odległe koligacje, nic specjalnego... – trajkotałam bez opamiętania, aż mój chłopak wszedł mi w słowo.

– Słuchaj, Madziu, między nami istnieje dość bliskie pokrewieństwo – powiedział delikatnie.

– Bliskie? – zupełnie nie dotarło do mnie to, co przed chwilą usłyszałam. – O czym ty mówisz? To by znaczyło, że któreś z naszych rodziców ma wspólnych rodziców! – wydukałam z trudem. – Rafał, co ty wygadujesz? – parsknęłam śmiechem.

– Obawiam się, że to prawda. Twój tata i mój to rodzeni bracia! – padły jego słowa.

Byłam w szoku

Ta absurdalna nowina ugodziła mnie niczym pocisk prosto w samo serce. Bracia? Jak to możliwe? Przecież ojciec od zawsze był jedynym dzieckiem swoich rodziców, jestem tego pewna na sto procent! Poza tym kompletnie nie ma między nimi podobieństwa! Miałam okazję to zauważyć gdy spędzili kilka godzin tuż obok siebie przy jednym stole!

– Mimo wszystko to szczera prawda – upierał się Rafał, a mnie nagle naszła niedorzeczna myśl, że on wymyślił te bzdury tylko po to, żeby się ze mną rozejść!

Nie kręć, masz inną kobietę? – wydusiłam z siebie przez łzy.

– Broń Boże, kochanie! Nie istnieje żadna inna dziewczyna, która mogłaby cię zastąpić. I pewnie nigdy się taka nie znajdzie! – rozpaczliwie zawołał mój ukochany. – Posłuchaj, dla mnie ta nowina to również wielki cios. Miałem ogromne wątpliwości, czy dam radę ci o tym powiedzieć. Ale musiałem… Nasi bliscy są na dole w aucie. Czekają na wieści, czy zechcemy się z nimi spotkać. Oni też są w ciężkim szoku po tym wszystkim.

– Poproś ich na górę – poczułam się jak mała córeczka, która koniecznie potrzebuje teraz przytulić się do mamy.

Odkryłam historię rodziny

Gdy pojawili się moi rodzice i ciocia z wujkiem K. (tak, to właśnie oni mieli zostać moimi teściami!), historia wyszła na jaw. Stryj, gdy tylko zobaczył zaproszenie, nagle sobie wszystko przypomniał. Opowiedział nam o tym, co się wydarzyło, w obecności całej naszej rodziny.

Dawno temu mój kochany dziadek od strony taty, choć już wtedy miał żonę, stracił głowę dla mojej babci. Przeżywali ogromną, pełną namiętności historię miłosną. Dziadek zostawił swojego synka, który miał wtedy tylko 3 latka, i swoją żonę, będącą akurat przy nadziei. Kobieta przez ten stres poroniła i odtąd nie chciała widzieć go na oczy. Co gorsza, nawet jego rodzona mama stanęła przeciwko niemu, wyrzekła się go i oświadczyła, żeby nawet nie próbował wracać do rodzinnego gniazda.

Młodszy brat dziadka, czyli 90-letni obecnie stryj Tomasz, poparł jej stanowisko. To właśnie on zaalarmował rodzinę, gdyż, jak się później okazało, mimo wszystko z oddali obserwował poczynania swojego starszego brata. Było mu wiadomo, że podczas kolejnego małżeństwa cywilnego przyjął nazwisko drugiej żony, a mojej babci. Zrobił to, by zaznaczyć, że także zrywa więzi z rodziną, skoro oni nie akceptują jego osoby. Stryj Tomasz odnotował w swoim terminarzyku informację o narodzinach drugiego bratanka, Radka, czyli mojego ojca. Później dopisał, że Radek wstąpił w związek małżeński z Mają i doczekali się córki Magdaleny, czyli mnie.

Zaproszenie na nasz ślub odświeżyło stryjowi pamięć

Od razu skontaktował się z rodzicami Rafała. Byli w szoku i nie do końca ufali starszemu mężczyźnie, dlatego sami zaczęli przeglądać papiery. Udało im się odnaleźć dokumenty ze ślubu oraz akt zmiany nazwiska. Wszystko potwierdzało słowa stryja. Poinformowali więc swoje dziecko, choć wiedzieli, że ta informacja go załamie. Nie mogli jednak pozwolić na to, by doszło do kazirodczego związku!

Cała grupa pojechała następnie do domu moich rodziców. Kiedy w końcu okazało się, że nie ma już żadnych wątpliwości co do tego, iż Wojciech K. i Wojciech S. to ta sama osoba, przekazano mi tę informację. Ciężko mi zaakceptować fakt, że mój wymarzony facet, ten, którego widziałam w roli ojca naszych dzieci, jednak nim nie będzie...

Reklama

Magdalena, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama