„Romans w dojrzałym wieku był jak prognoza pogody latem. Po fali gorących emocji przyszło gwałtowne ochłodzenie”
„Dostrzegłam Danusię. Jej towarzysz siedział tyłem do drzwi. Podeszłam do stolika, otworzyłam usta, aby się przywitać i stanęłam jak wryta. Przy stoliku siedział mężczyzna, który kilka dni wcześniej kompletnie mi namieszał w głowie”.

- Listy do redakcji
Moje życie było bardzo zwyczajne. Bez szoków, tragedii czy niespodziewanych wydarzeń. Dni były do siebie podobne. Zabsorbowana pracą, wychowywaniem potomstwa i zadaniami domowymi nie zauważyłam, kiedy przemknęła mi młodość.
Wiodłam monotonne życie
W każdym starciu z codziennością moim sprzymierzeńcem zawsze był mąż. To naprawdę porządny mężczyzna. Sprawia wrażenie łagodnego i odpowiedzialnego, co daje mi poczucie bezpieczeństwa. Wspólnie wychowaliśmy dwoje dzieci, które są naszą dumą.
Tak było do momentu, kiedy spostrzegłam w tłumie mężczyznę, który na mnie patrzył. Jego wzrok był jak kuracja odmładzająca. Wpatrywał się we mnie z jakimś podziwem i zauroczeniem. W końcu jednak poczułam pewien dyskomfort i odwróciłam spojrzenie, udając, że jestem zainteresowana czymś innym.
Od tamtego momentu moje życie przestało być takie jak wcześniej. Nie potrafiłam zapomnieć tego spojrzenia. W mojej głowie panowało zamieszanie. Natarczywie wracały myśli o osobie, dla której na chwilę stałam się wyjątkowa.
Starałam się przypomnieć sobie jego oblicze, ale pamiętałam tylko oczy, które przykrywał kosmyk srebrzystych włosów. Zgubiłam rozsądek w wieku pięćdziesięciu lat, odczuwałam fascynację osobą, którą zobaczyłam tylko przez moment. Przywodziło mi to na myśl młode lata, które już przeminęły.
Wyrwał mnie z codzienności
Moje marzenia rozpadły się na kawałki kilka dni później, kiedy telefon od przyjaciółki przywrócił mnie do rzeczywistości. Danusia zwróciła się do mnie z prośbą o wsparcie w przygotowaniu pewnego projektu. Miało się odbyć spotkanie naszej medycznej społeczności z lekarzem, który po długim okresie pracy w Afryce wrócił i pragnął podzielić się z nami swoją praktyką.
– Ten facet jest wyjątkowy, przekonasz się – Danusia mówiła o nim z wielkim entuzjazmem. – Pół swojego życia spędził w Afryce, pracując tam, gdzie ty byś nawet nie chciała spojrzeć. Pomożesz?
– Oczywiście, możesz na mnie polegać – odparłam. – Zajmę się tym natychmiast, bo w tym tygodniu nie mam żadnych dyżurów.
– Zorganizujemy to w naszym klubie – postanowiła Danusia. – Zarezerwuj miejsce, a jutro spotkamy się z nim i ustalimy wszystkie szczegóły.
Założyłam, że skoro to spotkanie z facetem z buszu, który prawdopodobnie nie przykładał dużej wagi do swojego ubioru, ja także nie muszę zbytnio dbać o swój wygląd. Założyłam więc spodnie i luźny sweter. Moją stylizację dopełniał delikatny makijaż i nieco zaniedbana fryzura z poprzedniego dnia.
Nie wierzyłam, że to on!
Gdy weszłam do klubu, natychmiast dostrzegłam Danusię. Jej towarzysz siedział tyłem do drzwi. Podeszłam do stolika, otworzyłam usta, aby się przywitać i… stanęłam jak wryta. Przy stoliku siedział ten sam mężczyzna, który kilka dni wcześniej kompletnie mi namieszał w głowie!
Stałam nieruchomo jak żona Lota. To coś, co można nazwać efektownym wejściem. Bez wątpienia zrobiłam wrażenie. Także na Danusi.
Po chwili przyglądania mi się w końcu zaniepokojonym tonem zapytała:
– Dobrze się czujesz?
– Jasne, dlaczego pytasz? – odparłam, odzyskując równowagę. Moje serce nadal biło jak szalone.
– To pan Andrzej, o którym wspominałam, a to Renata, moja wspaniała przyjaciółkę, ekspertka od spraw związanych z mózgiem – rzekła nieco na żarty, po czym dodała: – jest neurologiem.
– Cieszę się, że mogę panią poznać – odpowiedział, obdarzając mnie spojrzeniem swoich przepięknych oczu, a następnie pocałował moją dłoń.
Nie mogłam się opanować
Chociaż udało mi się opanować wyraz twarzy i ton głosu, nie byłam w stanie skoncentrować się na rozmowie. Wszystko rozpraszało moją uwagę. Najbardziej to, że zrobiłam z siebie głupią i że ten mężczyzna, o którym bez przerwy myślałam przez ostatnie dni, nie tylko miał przepiękne oczy, on był po prostu atrakcyjny…
Zamiast skupić się na omawianiu tematu, zastanawiałam się, czy jest w związku. Nie miał obrączki, ale przecież pracuje w dziczy. Kto w dziczy potrzebuje obrączki? Starałam się odzyskać kontrolę nad sobą, ale jego obecność mi w tym nie pomagała.
Równocześnie przy stole toczyło się bardzo istotne spotkanie, w którym w końcu musiałam uczestniczyć. Gdy wszystko zostało już załatwione, Danuśka poinformowała nas, że jest jej wielce przykro, ale musi nas opuścić, bo jest już późno. Odpowiedziałam, że również powinnam już iść, ale wtedy on delikatnie chwycił moją rękę i poprosił:
– Proszę, będę zaszczycony, jeśli zechce pani pozostać. Może pani nie pamięta, ale nasze drogi skrzyżowały się już kiedyś.
– Naprawdę? Gdzie? – zapytałam, udając zdziwienie.
– W parku, na koncercie młodych talentów ze szkoły muzycznej. Widziałem panią wśród tłumu słuchaczy. Szkoda, że pani tak krótko tam była – rzekł z uśmiechem, nie przestając trzymać mojej dłoni w swoich. Były ciepłe i miłe w dotyku.
Zaproponował… randkę
– Rzeczywiście, nie pamiętam – kłamałam jak profesjonalistka, a moje serce przestało bić, zamiast tego pragnęło wyskoczyć z klatki piersiowej.
– Nie chciałbym być nachalny, ale sprawiłaby pani mi ogromną radość, zgadzając się na wyjście ze mną do teatru. Tak rzadko mam szansę zetknąć się z kulturą. W pani obecności będzie to dodatkowym powodem do zadowolenia.
Znowu na mnie spojrzał w ten sposób, przez co bez zastanowienia byłam gotowa na każdy kompromis. Nie tylko na wyjście do teatru. Ale mój zdrowy rozsądek mówił mi, że powinnam się podnieść i odejść. „Mam męża, szczęśliwe małżeństwo, dorosłe dzieci i stabilne życie – rozważałam. – Nie powinnam poddawać się fascynacji tym mężczyzną i dalej rozwijać tej znajomości”.
– Istnieje szansa, że uda mi się panu towarzyszyć – odparłam obojętnie, udając, że jedynie spełniam jego prośbę. – Muszę tylko sprawdzić, kiedy mam chwilę.
Ponownie delikatnie pocałował moją rękę, spojrzał na mnie pełen podziwu i cicho szepnął:
– Dziękuję.
Byłam cała jego. Mógłby ze mną zrobić cokolwiek by zechciał, a ja nie zareagowałabym nawet słowem.
Zaczęłam okłamywać męża
Planowanie jego wykładów zakończyło się na jednym zebraniu, ale nadal się spotykaliśmy. Im więcej razy widziałam się z Andrzejem, tym mocniej angażowałam się w ten stan emocjonalny. Był niesamowitym romantykiem, delikatnym, troskliwym i empatycznym człowiekiem.
Siła, jaką ma chemia mózgu, jest niesamowita – nie trzeba być specjalistą od neurologii, żeby to zrozumieć. Zaczyna dyktować tempo życia pomimo zdrowego rozsądku.
Mój zdrowy rozsądek mówił mi o obowiązkach matki i żony, ale mózg, przesiąknięty chemią, przekonywał mnie, że dopiero teraz spotkałam prawdziwą miłość. Twierdził, że tylko Andrzej może uczynić mnie szczęśliwą, że do tej pory moje życie było bezbarwne i że nie mogę zaprzepaścić tej szansy, którą przyniósł mi los.
Zaczęłam powoli gubić się w swoich myślach. Zaczęłam wprowadzać w błąd mojego męża, mówiąc, że mam więcej obowiązków, podczas gdy naprawdę spędzałam czas z Andrzejem. Kochałam jego towarzystwo. Kiedy z nim byłam, czułam się młodo, atrakcyjnie i byłam pełna życia. Przerażało mnie tylko, że kiedyś mogę stracić to, co mam, zwłaszcza że Andrzej zaczął zbierać środki na kolejną podróż.
Wszystko się rozsypało
Proponował, żebym pojechała z nim. Mówił, że bez mnie jego praca i życie nie są już tak cenne jak kiedyś i że razem możemy dokonać czegoś wartościowego. Nie wykazywał zamiłowania do uporządkowanego trybu życia. Najważniejszym elementem jego egzystencji było służenie innym. Pomagał tym, którzy nie mogli liczyć na wsparcie od innych. Był swego rodzaju doktorem bez granic.
Ja natomiast cenię sobie komfort i udogodnienia cywilizacji. Dodatkowo uwielbiam moje pociechy. Czy umiałabym je opuścić? Czy miałabym porzucić dom, stabilny i zorganizowany tryb życia, i udać się w nieznane z ukochanym, narażając się na niepewność jutra? Czy to wszystko tylko po to, by nieść pomoc innym?
Przed podjęciem ostatecznej decyzji mój mąż odkrył naszą tajemniczą miłość. To była przerażająca sytuacja. Czuł się zdradzony i pokrzywdzony. Zawiodłam osobę, która zawsze była moim towarzyszem, z którą spędziłam dwadzieścia pięć lat i która nigdy mnie nie rozczarowała.
Zostawiłam mu decyzję
Od samego początku wiedziałam, że moje działania są niewłaściwe, że nie traktuję męża fair. Póki jednak nie zauważył nic niepokojącego, usprawiedliwiałam się. W tej chwili czułam niewyobrażalny żal. To jemu zostawiłam decydowanie o dalszym losie naszego związku małżeńskiego.
Przyszły na mnie trudne chwile. Zaplątałam się w swoim życiu. Andrzej pojechał do Afryki, mój związek małżeński wisiał na cienkim sznurku, a ja zapadłam się w psychiczną otchłań bez perspektywy na poprawę…
Praktycznie non stop płaczę, zarówno w dzień, jak i w nocy. Z małymi przerwami, kiedy muszę pracować lub spotkać się z ludźmi. I zdaję sobie doskonale sprawę, że tylko ja jestem temu winna.
Nigdy już nie wrócimy do tych dawnych czasów, do okresu sprzed mojego bezsensownego zauroczenia. Rozumiem, że to ja wszystko zrujnowałam. Mam jednak nadzieję, że może mój mąż jest w stanie mi przebaczyć i nasza codzienność znowu stanie się przeciętna.
Renata, 50 lat