„Romans z nauczycielem miał być antidotum na życie samotnej matki. Nie tylko mi udzielał prywatnych korepetycji”
„Wtedy pojawił się Michał – nauczyciel Janka. Przystojny, uśmiechnięty, budził we mnie nadzieję. Nasze spotkania zaczynały się od rozmów o moim synu, ale szybko przeradzały się w coś więcej. Michał patrzył na mnie tak, jak nikt wcześniej. Myślałam: może to początek czegoś pięknego?”.

- Redakcja
Byłam samotną matką, próbującą łączyć pracę na etacie z wychowywaniem dwunastoletniego Janka. Każdy dzień był dla mnie walką – o czas, o spokój, o uśmiech syna. Janek miał problemy w szkole, a ja czułam, że brakuje mi sił, by mu pomóc. Wtedy pojawił się Michał – nauczyciel Janka. Przystojny, uśmiechnięty, budził we mnie nadzieję. Nasze spotkania zaczynały się od rozmów o moim synu, ale szybko przeradzały się w coś więcej. Michał patrzył na mnie tak, jak nikt wcześniej. Myślałam: może to początek czegoś pięknego?
Byłam taka szczęśliwa
Usiadłam naprzeciwko Michała w małej, przytulnej restauracji. Dłonie mi lekko drżały, ale uśmiechałam się, czując ten przyjemny dreszcz ekscytacji. On mówił o swojej pasji do historii, o książkach, które kochał czytać. Wciągał mnie w te opowieści, a ja słuchałam jak zaczarowana. Patrzył na mnie z takim zainteresowaniem, że czułam się wyjątkowa, jakby naprawdę chciał mnie poznać.
– Naprawdę podziwiam cię za to, że tyle ogarniasz – powiedział w pewnym momencie. – Samotne macierzyństwo to ogromna odpowiedzialność.
– Czasem czuję się, jakbym tylko gasiła pożary – przyznałam cicho. – A Janek… Boję się, że zawiodłam jako matka.
Michał pokręcił głową, pochylając się lekko w moją stronę.
– Wcale nie. Jesteś świetną mamą. Nie możesz się obwiniać. Janek to mądry chłopak, tylko potrzebuje trochę więcej czasu. I może... mniej presji.
Patrzyłam na niego, a w mojej głowie kłębiły się myśli. Czy to normalne, że czuję się tak dobrze w towarzystwie nauczyciela własnego dziecka? Michał był uśmiechnięty, opanowany, uroczy. Kiedy opowiadał o swojej pracy, mówił z pasją. Miałam wrażenie, że jego głos działał na mnie jak balsam. Nie mogłam przestać się uśmiechać.
Wieczór minął zbyt szybko. Po powrocie do domu dostałam wiadomość: „To był cudowny wieczór, czekam na kolejne spotkanie”. Uśmiechnęłam się, choć serce waliło mi jak młotem.
„Czy to w ogóle wypada?” – pomyślałam. „Przecież to nauczyciel Janka… Ale chyba zasługuję na trochę szczęścia”.
Nie mogłam w to uwierzyć
Początkowo było jak w bajce – wiadomości, drobne komplementy, ukradkowe uśmiechy. Michał coraz częściej pisał wieczorami, a ja czekałam na te wiadomości jak na coś wyjątkowego. Jednak z czasem zaczęłam dostrzegać rzeczy, które nie dawały mi spokoju. Michał unikał rozmów o spotkaniach w miejscach publicznych. Proponował spacery po parku wieczorami, kino w dni powszednie, nigdy w weekendy. Gdy pytałam, czy nie chciałby pójść na kolację do restauracji, uśmiechał się z zakłopotaniem.
– Wiesz, teraz mam dużo pracy... może kiedy indziej?
Raz przypadkiem usłyszałam rozmowę dwóch mam w szkole. Stałam w kolejce do sekretariatu, kiedy jedna z nich powiedziała z uśmiechem:
– Wiesz, że Michał zabrał mnie ostatnio na sushi? Taki dżentelmen, naprawdę!
Zamarłam. Czułam, jak robi mi się gorąco. Michał? Sushi? Przecież tydzień wcześniej pisał, że ma dużo pracy i nie może się spotkać. Podeszłam do tej mamy, jakby nigdy nic.
– Michał? Nauczyciel historii?
– Tak, a co? – uśmiechnęła się beztrosko.
– Nic, tak tylko... – odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie głosu.
Gdy wróciłam do domu, długo patrzyłam w ekran telefonu, nie wiedząc, co zrobić. W głowie kołatała mi myśl: „To niemożliwe. Przecież Michał pisał, że tęskni... że myśli o mnie... A teraz słyszę, że spotyka się z inną? Czy ja jestem tylko jedną z wielu?”
Nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły się w mojej głowie, a niepewność rozsadzała mnie od środka.
Czułam się oszukana
Zebrałam się w sobie i zaprosiłam Michała na rozmowę. Umówiliśmy się w parku, tym samym, w którym wcześniej spacerowaliśmy wieczorami. Stałam przy ławce, a w sercu czułam narastający niepokój. Kiedy Michał podszedł, uśmiechnął się, jakby nic się nie stało. Nie wytrzymałam – spojrzałam mu prosto w oczy.
– Michał, chyba musimy sobie coś wyjaśnić – zaczęłam, czując, jak drży mi głos. – Powiedz mi, co to było? Sushi z inną kobietą? Ukrywanie się? Pisanie, że tęsknisz, a potem randki z innymi?
Michał odsunął wzrok, westchnął ciężko.
– To skomplikowane… Nie chciałem cię skrzywdzić, naprawdę. Po prostu... to wszystko tak się potoczyło.
– Nie chciałeś mnie skrzywdzić?! – powtórzyłam, czując, jak złość rośnie we mnie jak pożar. – Czy ja byłam dla ciebie tylko zabawką?! Miłym dodatkiem do życia? Przecież ja... ja ci ufałam!
– Agnieszka, ja... – zaczął, ale mu przerwałam.
– Nie, Michał. Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń. Nie zasługuję na to, żeby być jedną z wielu. Nie zamierzam się w to bawić.
Michał milczał, a ja odwróciłam się na pięcie i odeszłam, zostawiając go samego. Czułam, jak łzy cisną mi się do oczu, ale nie pozwoliłam im płynąć. Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie wciąż brzmiały słowa: „Nie chciałem cię skrzywdzić”.
Już wiedziałam, co muszę zrobić – zerwać kontakt, zanim to wszystko zaboli jeszcze bardziej.
Musiałam zadbać o syna
Dni po rozmowie z Michałem były trudne. Czułam się jak cień samej siebie. Każde spojrzenie w lustro przypominało mi, jak bardzo się pomyliłam. Złożyłam w szkole oficjalną prośbę o zmianę nauczyciela dla Janka, co było dla mnie jak wbicie kolejnego gwoździa do trumny tej historii. Sekretarka zerkała na mnie dziwnie, ale nie pytała o powód. Wiedziałam, że plotki będą krążyć, a ja nie mam siły ich prostować.
Janek zauważył zmianę niemal od razu.
– Mamo, a dlaczego już nie chodzę na lekcje do pana Michała? – zapytał pewnego popołudnia, siadając obok mnie z zeszytem.
Spojrzałam na niego z uśmiechem, który był bardziej grymasem niż prawdziwym uśmiechem.
– Czasem, kochanie, to, co wygląda na fajne, wcale nie jest dobre. Będziesz miał nowego, może lepszego nauczyciela.
Janek zmarszczył brwi, ale nie drążył tematu. Po chwili wrócił do swoich rysunków, a ja siedziałam w ciszy, próbując nie płakać. W głowie wciąż krążyły pytania: Czy to była moja wina? Może powinnam wcześniej zauważyć sygnały? Może... Ale wtedy coś we mnie pękło. Nie, to nie była moja wina. Michał oszukał mnie, udając kogoś, kim nie był. Ja tylko chciałam poczuć się ważna, zauważona. Może naiwnie, ale czy to naprawdę zbrodnia?
Każdy dzień był jak kolejny krok na gruzach tego, co mogło być. Uczyłam się z tym żyć, choć serce wciąż bolało.
To była bolesna lekcja
Minęło kilka tygodni, zanim zaczęłam powoli podnosić głowę. Chciałam wyrwać się z tej matni myśli o Michału, więc zapisałam się na zajęcia jogi. Chodziłam na nie regularnie, choć początkowo czułam się tam obco, jakbym przyszła nie na swoje miejsce. Ale z czasem zaczęłam się rozluźniać. Oddychałam głębiej, patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i widziałam zmęczoną, ale silniejszą kobietę. Zaczęłam też częściej spotykać się z koleżankami – nawet na kawie w pobliskiej kawiarni czułam, że życie nie musi kręcić się tylko wokół Janka i pracy.
Pewnego wieczoru, gdy już leżałam w łóżku, telefon zawibrował. To była wiadomość od Michała: „Tęsknię za tobą”. Patrzyłam na ekran, ale nie czułam nic. Jeszcze kilka tygodni temu serce podskoczyłoby mi na sam widok jego imienia, ale teraz… teraz czułam tylko pustkę.
Nie odpisałam. Zablokowałam numer. Wiem, że to nie było łatwe, ale musiałam.
Leżąc w ciemnej sypialni, słyszałam spokojny oddech Janka z sąsiedniego pokoju. Czułam, że muszę się skupić na tym, co naprawdę ważne – na sobie i moim synu. Michał był tylko lekcją, która, choć bolesna, musiała się wydarzyć.
„Może niektóre historie lepiej zakończyć, zanim na dobre się rozkręcą… Ale czy jeszcze kiedyś zaufam komuś tak naprawdę?” – myślałam, patrząc w sufit.
Nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość, ale wiedziałam jedno: na razie chcę być sama.
Pozbyłam się złudzeń
Czas mijał, a ja powoli uczyłam się żyć na nowo. Nie było łatwo – wciąż zdarzały się wieczory, kiedy patrzyłam w telefon, przypominając sobie tamte wiadomości od Michała, jego spojrzenia, to poczucie bycia ważną, które tak mnie wtedy niosło. Ale teraz wiedziałam, że to była tylko iluzja – słowa rzucane na wiatr, puste obietnice. Wybaczyłam mu w myślach, ale nie dla niego – dla siebie. Wiedziałam, że jeśli nie zostawię za sobą tego rozdziału, nigdy nie pójdę dalej.
Czasem łapałam się na tym, że znów chciałabym poczuć motyle w brzuchu, znów uwierzyć, że ktoś mnie widzi i rozumie. Ale wtedy przychodziła refleksja: czy warto? Czy potrafię znów zaufać, tak naprawdę, bez wahania? Nie wiedziałam. Może potrzebowałam więcej czasu. Może nigdy nie będę gotowa.
Janek dojrzewał, zmieniał się, coraz częściej zamykał się w swoim pokoju, słuchając muzyki i marząc o dorosłości. Patrzyłam na niego i wiedziałam, że on potrzebuje silnej, stabilnej matki – nie kobiety, która goni za złudzeniami. Zrozumiałam, że moje szczęście nie może opierać się na czyjejś obecności. Musi zacząć się we mnie.
Tamtego dnia, kiedy Michał napisał „tęsknię”, a ja nie odpisałam – poczułam, że zamknęłam coś ważnego. Niedokończona lekcja zaufania zostanie we mnie na zawsze, ale to moja historia. I choć jeszcze nie wiem, dokąd mnie zaprowadzi, postanowiłam, że już nigdy nie będę tylko tłem w czyimś życiu.
Agnieszka, 41 lat
Czytaj także:
- „Mam 66 lat i synowa wodziła mnie na pokuszenie. Pragnąłem znowu się poczuć mężczyzną i słono za to zapłaciłem”
- „Matka zatruwała mi życie, bo nie chciałam dzieci. Ale ja nie dam się zakopać w brudnych pieluchach po szyję. To mój wybór”
- „Wyskoczyłam z oszczędności życia, by pomóc synowi i synowej. Odwdzięczyli się tak, że wolałabym skończyć w trumnie”