Reklama

No cóż, jeszcze kilka miesięcy temu ja też o nich marzyłam i nie mogłam się doczekać dnia wyjazdu. Ale od tego czasu sytuacja się zmieniła i nie mam najmniejszego zamiaru narażać naszego Antosia na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Nigdy bym sobie nie darowała, gdyby naszemu synkowi coś się stało. Przecież sto razy mówiłam mojemu mężowi, że w tym roku musimy zmienić plany!

Reklama

Basia

Choć od naszej kłótni minęła już dłuższa chwila i Bartek zostawił mnie w pokoju samą trzasnąwszy wcześniej drzwiami, ciągle nie mogłam dojść do siebie. Siedziałam w fotelu, a moje serce waliło jak oszalałe. Czułam, że jeśli natychmiast nie napiję się wody, suchość dławiąca gardło mnie udusi. Wyciągnęłam rękę w kierunku stolika, a wtedy mój wzrok padł na kolorowy folder, którym mąż rzucił we mnie w złości, kiedy zrozumiał, że wszystkie jego argumenty odbijają się ode mnie jak od ściany.

Z kolorowej okładki patrzyła roześmiana rodzina: ona w modnym bikini, on dumnie prezentujący mięśnie, trzymają za ręce rozkosznie szczerbatego pięciolatka podciągając go do góry w kolejnych podskokach. Widać, że chłopiec dopiero co zszedł z plaży, bo na całym jego ciele lśnią drobinki piasku. Przez chwilę pomyślałam nawet, że tak samo wyglądałby nasz synek oderwany od lepienia babek na brzegu morza, ale natychmiast przywołałam się do porządku: „Jeszcze nam tylko brakowało babek pośród rewolucji”. Wiecie, co wymyślił mój mądry małżonek? Wakacje w Egipcie!

Nie chciałam trafić w środek zamieszek

Egipt miał być dla nas podróżą sentymentalną, powrotem do tego wieczoru sprzed dziesięciu lat, kiedy pod rozgwieżdżonym afrykańskim niebem rozpoczynała się największa przygoda naszego życia. Wystarczy, że zamknę oczy, widzę tamten obraz tak wyraźnie, jakby właśnie trwał: nieporadna blondynka, która w plątaninie bazarowych alejek zgubiła drogę i przystojny brunet, który wyrósł jak spod ziemi, by odeskortować ją do hotelu. Do dzisiaj zastanawiam się, co takiego dostrzegł we mnie ten przystojniak, że nie odstępował mnie już ani na krok, a rok później wsunął mi na palec pierścionek pytając czy zgodzę się zostać jego żoną?

Uwielbialiśmy planować wakacje. Już zimą przeglądaliśmy foldery, szperaliśmy w internecie i w ponure wieczory marzyliśmy o dniu, w którym znowu wylądujemy na plaży. Na wytęskniony urlop oszczędzaliśmy cały rok, ale nigdy nie żałowaliśmy wydanych pieniędzy. Widzieliśmy słynne wapienne wioski w Turcji i antyczne świątynie w Grecji. Jeździliśmy w wielbłądziej karawanie w Tunezji, spacerowaliśmy po delikatnym piasku bułgarskich plaż i po skalistych nabrzeżach Chorwacji. Tylko do Egiptu nie udało nam się wrócić, ale obiecywaliśmy sobie, że pojedziemy tam w dziesiątą rocznicę naszego spotkania.

Już zaczynaliśmy snuć pierwsze plany, gdy… Nie mogę zapomnieć obrazów, które pokazała telewizja: w raju, jakim wcześniej jawił mi się Egipt, płonęły domy i ginęli ludzie. Turyści, którzy jeszcze kilka dni temu mówili do kamer, że nie boją się rewolucji, teraz czekali na ewakuację do domów. Z jednej strony kibicowałam Egipcjanom, ciesząc się, że udało im się zwyciężyć reżim, z drugiej – tliła się we mnie obawa, że już nigdy nie będę się tam czuć tak bezpiecznie jak kiedyś. Zakomunikowałam Bartkowi, że w tym roku nie ma mowy o wakacjach w Egipcie nawet, gdyby alternatywą były wczasy na działce u dziadków. Wydawało się, że mój mąż przyjął to do wiadomości i zabrał się za szukanie wczasów w innym miejscu.

Głupia panikara z ciebie

Wszystko było dobrze aż do dziś: gdy wszedł do pokoju z tym swoim uśmieszkiem przeznaczonym na specjalne okazje i zakomunikował, że był w kilku biurach podróży, pytał o wakacje w Egipcie i… jedną z propozycji wstępnie już zarezerwował! Jego zdaniem to świetny pomysł, bo z racji niedawnych wydarzeń organizatorzy oferują atrakcyjne ceny.

– Kochanie, przecież tam jest już normalnie – przekonywał Bartek.

Kiedy odpowiedziałam „nie”, wytoczył cięższe działa: najpierw było o mediach, które sieją panikę, potem o stereotypach, a w końcu o tym, że wyjazd do Egiptu to wręcz nasz obowiązek: jeśli tego nie zrobimy, jego mieszkańcy popadną w straszną biedę. Padło między nami jeszcze wiele gorzkich słów. Bartek, nim zatrzasnął za sobą drzwi, wycedził:

– Nigdy nie przypuszczałem, że wyjdzie z ciebie taka głupia panikara.

Na początku byłam nawet zadowolona, że sobie poszedł. Im dłużej jednak siedziałam sama, tym bardziej w głowie kołatała mi myśl: „A może on ma rację? Może rzeczywiście nie ma się czego bać?”. Po chwili jednak przypominałam sobie, że niedawno telewizja znowu pokazywała jakieś zamieszki, co prawda nie tak wielkie jak wcześniej, ale jednak… Moim zdaniem sytuacja wciąż jest nieprzewidywalna i nawet jeśli w tej chwili nie dzieje się nic, nie oznacza to, że tak samo będzie wtedy, gdy my tam będziemy. Poza tym – jak mam się dobrze bawić w kraju, którego mieszkańcy walczą o przyszłość? Czułabym się nie na miejscu. Chociaż z drugiej strony Bartek ma rację twierdząc, że bez dochodów z turystyki wielu Egipcjan wpadnie w straszną biedę. Ech, sama już nie wiem, co mamy robić…

Bartek

„Nigdy nie przypuszczałem, że wyjdzie z ciebie taka głupia panikara” – chociaż od chwili, gdy wypowiedziałem te słowa minął już dobry kwadrans, przed oczami wciąż widzę niepewną minę Basi. Chyba się nie spodziewała, że jej ukochany mąż powie jej kiedykolwiek coś takiego.

Chodząc nerwowo po podwórku wypluwam z ust słomkę, którą żułem od kilku minut, a przez głowę przelatuje mi myśl, że mogłem być niesprawiedliwy. Trwa to jednak ułamek sekundy, po którym kopię w złości kosz na śmieci. „Głupia panikara. Moja żona jest panikarą!” – myśli w mojej głowie szaleją. „Czy ta kobieta zwariowała? Jaka rewolucja, jakie strzelaniny? Przecież to najlepszy moment, żeby jechać do Egiptu!”.

Egipt. Kiedy słyszę to słowo, ja – twardy facet – zaczynam zachowywać się jak baba. Przypominam sobie tamten wieczór, kiedy włócząc się po bazarowych alejkach zobaczyłem JĄ. Stała jak zjawisko nie z tej ziemi: delikatna, zagubiona... Wszyscy mężczyźni wpatrywali się w nią jak zaczarowani. A ona zgodziła się przyjąć moją pomoc. Wierząc w swoją szczęśliwą gwiazdę, która zapłonęła tamtego wieczoru, nie odstępowałem jej już na krok, a rok później odważyłem się zapytać, czy zostanie moją żoną. Kiedy odpowiedziała „tak,” omal nie oszalałem ze szczęścia… Teraz już wiecie, dlaczego Egipt jest dla mnie taki ważny.

Zapewniali, że wszystko wróciło do normy

Planowaliśmy tę wycieczkę od lat, a ja wymyślałem dziesiątki dodatkowych niespodzianek – kolację na plaży, romantyczną wyprawę łódką po Nilu i wieczorny spacer po tym samym bazarze, na którym zetknął nas los. Na dodatek pojechalibyśmy tam we troje, z synkiem, który przyszedł na świat dzięki tamtemu spotkaniu. Historię naszego poznania opowiadałem Antosiowi dziesiątki razy. Gdy stał się na tyle duży, by znaleźć Egipt na globusie, wskazywał na niego swoim małym paluszkiem, pytając: „Tatusiu, kiedy tam pojedziemy?”.

Wydarzenia, które wstrząsnęły tym pięknym krajem kilka miesięcy temu, śledziłem z niepokojem. Widząc w telewizji płonące barykady i gotowe na wszystko tłumy, natychmiast zdecydowałem, że nasz wyjazd trzeba przełożyć na przyszłość. Kolejne dni utwierdzały mnie w przekonaniu, że muszę poszukać innego kierunku. Ale nie było to proste, bo na ten sam pomysł wpadły tysiące innych osób – ceny ofert poszybowały w górę, a ciekawych było jak na lekarstwo.

Już zacząłem godzić się z tym, że wakacje spędzimy na działce, kiedy sytuacja zaczęła się uspokajać. Przyglądałem jej się z dystansem, żeby nie robić sobie zbytnich nadziei. Kolejne tygodnie nie przynosiły jednak żadnych niepokojących wiadomości. Mało tego – telewizja pokazała słoneczne egipskie plaże: stojący na ich tle oficjele zapewniali, że wszystko wróciło do normy i zapraszali na wakacje. To samo powtarzali nieliczni turyści, którzy już tam dojechali. „Dodatkowy bonus – pomyślałem patrząc na pojedyncze postacie w kostiumach kąpielowych – Piękne plaże bez tłumów”.

Moja żona oszalała

Następnego dnia ruszyłem do biur podróży. Chodziłem od jednego do drugiego, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście: oferty były świetne. Pracownicy prezentowali mi kolejne propozycje, a ja wertowałem katalogi w poszukiwaniu tej, która rzuci mnie na kolana. W końcu ją znalazłem: patrząc na hotel położony tuż nad brzegiem morza i cudowną plażę pomyślałem, że Basia oniemieje z zachwytu. Już widziałem, jak przytula się do mnie szepcząc: „Dziękuję, kochanie”. A ona co? Krzyczała tak, że nie sposób było jej przerwać, a słowo „kochanie” nie padło ani razu. Było za to wiele o nieodpowiedzialności i szczeniackiej odwadze.

– Jeśli tak bardzo chcesz tam jechać, to jedź sam. Nie pozwolę, żeby przez twoje pomysły coś się stało naszemu synkowi.

„Moja żona oszalała” – uznałem. „Zwyczajnie oszalała, skoro nie wierzy, że tam jest już spokojnie i nie chce skorzystać z tak świetnej okazji”. Kiedy zrozumiałem, że moje argumenty nie odniosą skutku nazywałem Basię „głupią”.

Kiedy jednak emocje opadły, a rześkie powietrze odświeżyło moją łepetynę, zacząłem się zastanawiać, czy ona nie ma racji? Hmm, wakacje są przede wszystkim dla odpoczynku, więc może rzeczywiście nie ma sensu zastanawiać się na nich, czy nic nam nie grozi? Takie poczucie niebezpieczeństwa może zmarnować… Tfu, jakiego niebezpieczeństwa? Przecież w tej chwili w Egipcie nic się nie dzieje, a rzeczy nieprzewidziane – o których mówiła Basia – mogą się zdarzyć wszędzie. Ale może faktycznie cały tamten rejon stał się nieprzewidywalny? Sam już nie wiem...

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama