Reklama

Nigdy nie myślałam, że góry mogą być czymś więcej niż tylko krajobrazem. Mieszkając w mieście, gdzie życie toczy się w rytmie niekończących się zobowiązań, to w górach znajdowałam ukojenie. Był to mój prywatny azyl, w którym mogłam oddychać pełną piersią i zatracić się w obcowaniu z naturą.

Reklama

Samotność jest ciężarem

Nie zrzuci się go jak plecaka po długiej wędrówce. Dźwigałam ją ze sobą od lat, przyzwyczajając się do jej ciężaru. Nie to, że nie próbowałam się od niej uwolnić. Randki, spotkania, przelotne romanse – nic nie potrafiło wypełnić pustki, która rozciągała się w moim sercu niczym niekończące się pasmo górskie.

Moje dotychczasowe życie toczyło się przewidywalnie – praca w biurze, sporadyczne wyjścia z przyjaciółkami, które z czasem coraz częściej odwoływały nasze spotkania, zaplątane w sieć własnych rodzinnych obowiązków. Czułam, że potrzebuję zmiany, czegoś, co pozwoli mi ponownie poczuć radość i ekscytację. I tak pewnego dnia, bez długiego planowania, postanowiłam po raz kolejny pojechać w góry.

Nie szukałam tylko spokoju, lecz przede wszystkim siebie – swojej duszy, której nie słyszałam już od dawna. Wybrałam schronisko, o którym niewiele wiedziałam, położone wysoko w górach, gdzie w otoczeniu surowej natury miałam nadzieję odnaleźć klucz do siebie.

Wsiadłam do pociągu, a potem przesiadłam się na lokalny autobus, który wiózł mnie przez serpentyny w kierunku szlaku do schroniska. Patrzyłam na przemykające za oknem krajobrazy, z każdym metrem oddalając się od miejskiego zgiełku i zbliżając do tego, co, jak miałam nadzieję, będzie początkiem nowego rozdziału w moim życiu.

Kiedy dotarłam do schroniska, okazało się, że miejsce ma swój niepowtarzalny urok. Położone na skraju lasu, z widokiem na majestatyczne szczyty, wyglądało jak wyjęte z kart powieści. Wewnątrz panowała niesamowicie przytulna atmosfera.

Po zakwaterowaniu w niewielkim, lecz przytulnym pokoju, zeszłam na kolację do wspólnej jadalni. To właśnie tam po raz pierwszy zobaczyłam Jerzego. Przystojny mężczyzna o niespokojnym wzroku i z lekkim zarostem siedział sam przy jednym z drewnianych stołów. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam dziwne mrowienie w żołądku. Nie wiedziałam jeszcze, że to spotkanie odmieni moje życie.

Jerzy podjął inicjatywę

Przy jego stole nie było już miejsca, więc zapytał, czy może do mnie dołączyć. Zgodziłam się, choć moje serce biło jak oszalałe. Początkowo prowadziliśmy niewinne rozmowy o górach, ale szybko okazało się, że mamy dużo więcej wspólnych tematów. Jerzy był czarujący i miał dar do słów – wiedział, kiedy opowiedzieć zabawną anegdotę, a kiedy poważnie podyskutować o sensie życia.

Z dnia na dzień nasza znajomość stawała się bliższa. Długie wieczory spędzane na rozmowach w drewnianej chacie stopniowo przeradzały się w głębszą więź. Jerzy opowiadał o swoich podróżach, o pasji odkrywania nieznanych szlaków i uczuciu wolności, które towarzyszyło mu podczas samotnych wypraw. W jego głosie czułam pasję, a w oczach widziałam tęsknotę za czymś, czego sam nie potrafił nazwać.

Zauważyłam, że nie tylko ja byłam oczarowana Jerzym. Personel schroniska i inni goście z uznaniem mówili o jego umiejętnościach przetrwania w górach, osiągnięciach wspinaczkowych i doskonałej orientacji w terenie. Jednak pomimo tych wszystkich opowieści, w Jerzym dostrzegłam samotnika, który, podobnie jak ja, szukał czegoś więcej w życiu.

Następne dni przyniosły prawdziwą eksplozję uczuć. Jerzy proponował wspólne wyprawy po górach, a ja z entuzjazmem przyjęłam zaproszenie. Wspólne wędrówki były dla nas odkrywaniem nie tylko piękna otaczającej nas przyrody, ale i głębi naszych dusz. Z każdym krokiem, z każdym wspólnie zdobytym szczytem, nasze serca biły mocniej nie tylko z wysiłku, ale i rosnącego uczucia.

Jerzy okazał się nie tylko świetnym przewodnikiem po górach, ale też opiekunem i nauczycielem. Uczył mnie, jak poruszać się po skalistym terenie, jak czytać mapę i korzystać z kompasu. Pod jego czujnym okiem czułam się bezpieczna, a moje początkowe obawy szybko ustępowały miejsca zaufaniu i podziwowi. W miarę jak dni mijały, nasza więź stawała się silniejsza, a rozmowy głębsze i bardziej osobiste.

To były niezwykłe chwile

Pewnego wieczoru, po dniu pełnym wrażeń, zmęczeni po długiej wędrówce, siedzieliśmy na skale i podziwialiśmy zachód słońca. Niebo płonęło tysiącem odcieni pomarańczy i czerwieni, a my w ciszy wsłuchiwaliśmy się w śpiew ptaków żegnających dzień. Wtedy Jerzy wziął moją dłoń, spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział”

– Renata, od kiedy cię poznałem, każdy mój dzień jest lepszy. Chciałbym, żebyśmy zawsze mogli dzielić ze sobą takie chwile.

Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Jerzy klęknął przede mną:

Zostaniesz moją żoną? – Serce waliło mi w piersi tak mocno, że myślałam, iż może on je usłyszeć. W mojej głowie kłębiło się tysiąc myśli, ale kiedy patrzyłam na niego, wiedziałam, że odpowiedź może być tylko jedna.

– Tak – wyszeptałam. – Tak, zostanę twoją żoną.

Czułam, że mimo wszystkich obaw, które towarzyszyły mi na początku tej podróży, teraz znalazłam coś, o czym nawet nie śmiałam marzyć – miłość, która daje siłę i sprawia, że wszystkie trudności wydają się nic nie znaczyć.

Ślub wzięliśmy kilka dni później w górskim kościółku. Ta mała drewniana świątynia, położona w sercu gór, z historią sięgającą wielu wieków wstecz, stała się świadkiem naszej przysięgi. Czułam się jak we śnie, ubrana w prostą bawełnianą sukienkę, z bukietem polnych kwiatów w dłoniach. Jerzy, w dżinsach i koszuli, trzymał moją dłoń tak mocno, jakby chciał przekazać mi całą swoją siłę.

Wzruszenie, które mnie ogarnęło, kiedy wchodziliśmy do kościółka, było nie do opisania.

Kilka kolejnych dni było jak życie w niebie, ale w końcu musieliśmy wrócić do obowiązków. Jerzy pojechał ze mną do mojego mieszkania, bo sam wynajmował niewielką kawalerkę w innym mieście, choć zaledwie kilkadziesiąt kilometrów ode mnie. Pracował zdalnie jako informatyk, więc nie musiał chodzić do biura.

Mijały tygodnie

Jerzy stał się nagle milczący i wyraźnie niespokojny. Na moje pytanie co go trapi, odpowiedział wymijająco, że to tylko zmęczenie. Chciałam wierzyć, że to prawda, ale w głębi duszy pojawiały się wątpliwości, czy aby na pewno wszystko jest w porządku.

Któregoś ranka powiedział, że ma jakąś pilną sprawę, którą musi załatwić i której nie może mi wyjaśnić. Obiecał wrócić przed świtem, pocałował mnie czule i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Spędziłam resztę nocy na bezsennym czekaniu, a każda minuta wydłużała moje niepokojące przeczucia.

Jerzy nie wrócił przed świtem, jak obiecał, a z każdą godziną moje zaniepokojenie rosło. Nie znałam jego rodziny, nie wiedziałam, do kogo zwrócić się o pomoc.

Postanowiłam poszukać go na własną rękę. Pojechałam w góry, przemierzając szlaki, którymi chodziliśmy razem. Szukałam go w miejscach, które były dla nas ważne, ale on jakby zapadł się pod ziemię. Z każdym krokiem rosło we mnie przekonanie, że stało się coś złego.

W międzyczasie odkryłam, że z naszego wspólnego konta zniknęły wszystkie pieniądze, kilkadziesiąt tysięcy złotych. Po co mu one były? Naszło mnie mnóstwo wątpliwości i podejrzeń.

Po miesiącu nadal nie miałam żadnych wieści od Jerzego. Zrozpaczona zaczęłam szukać pomocy u mieszkańców górskiej wioski miejscowych. Może ktoś go widział? W górskiej wiosce wszyscy się znają. Pomału zaczęłam odkrywać mroczną prawdę.

Jerzy był znany w okolicy, ale nie z powodów, o jakich marzy każda kobieta. Policja, do której się zgłosiłam, już znała jego historię. Okazało się, że miał już kilka żon, które podobnie jak ja, uwierzyły w jego słodkie słowa i magnetyczny urok. Każde z tych małżeństw kończyło się w podobny sposób: ślubem, a następnie tajemniczym zniknięciem Jerzego wraz z oszczędnościami nieszczęsnych żon.

Mój świat runął

Osłupiała, nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Wszystkie słowa miłości, obietnice wspólnego życia, plany na przyszłość – wszystko to było kłamstwem. Uczucia, którymi się dzieliłam, zostały bezlitośnie zdeptane przez człowieka, którego tak głęboko pokochałam.

Jak mogłam dać się tak oszukać? Jak mogłam być taka naiwna?

Ta bolesna lekcja stała się punktem zwrotnym w moim życiu. Postanowiłam stawić czoła emocjom, które we mnie kipiały – poczuciu zdrady, gniewowi i rozpaczy – zaczęłam powoli odzyskiwać kontrolę nad swoim życiem.

Pierwsze dni po odkryciu prawdy o Jerzym były najtrudniejsze. Nieustanne pytania „dlaczego ja?” i „jak mogłam być tak ślepa?” krążyły w mojej głowie. Rozmowy z rodziną i przyjaciółmi, którzy stali się dla mnie ogromnym wsparciem, pomogły mi jednak odnaleźć nową perspektywę.

Z czasem zaczęłam rozumieć, że to, co mnie spotkało, choć niewyobrażalnie bolesne, nie musi definiować mojego dalszego życia. Przyjaciele pomagali mi odzyskać wiarę w siebie, pokazując, że to, co zrobił Jerzy, mówi więcej o nim niż o mnie.

– Jesteś silna, zasługujesz na szczęście – powtarzała mi Ewa, moja najbliższa przyjaciółka, gdy kolejny raz łzy spływały mi po policzkach.

Wewnętrzna walka z własnymi emocjami była dla mnie jak kolejna górska wyprawa, pełna wyzwań i niespodziewanych przeszkód. Każda rozmowa, każdy dzień, w którym wstawałam z łóżka, by stawić czoła nowym doświadczeniom, był zwycięstwem.

Reklama

Renata, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama