Reklama

To będzie nasz czas – powiedziałam do swojego odbicia w lustrze, starannie pakując walizkę na weekendowy wypad nad Bałtyk. Tego właśnie potrzebowaliśmy z Markiem. Kilka dni z dala od zgiełku miasta, pracy i codziennych trosk. To miał być nasz oddech, szansa na odbudowanie tego, co ostatnio zaczęło się między nami psuć.

Reklama

Przygotowania do wyjazdu trwały od kilku dni. Spakowałam naszą torbę plażową, książki, które od dawna chciałam przeczytać, a także ulubione gry planszowe. Planowaliśmy romantyczne spacery brzegiem morza, wieczorne kolacje przy świecach i długie rozmowy przy winie. Wyobrażałam sobie, że może ten wyjazd pomoże nam odnaleźć siebie nawzajem na nowo.

Niestety, podróż nie zaczęła się tak, jak planowaliśmy. W korkach spędziliśmy prawie godzinę dłużej, niż zakładaliśmy. W międzyczasie GPS zaczął wariować, a my wylądowaliśmy na jakiejś bocznej drodze, z dala od głównej trasy. Patrząc na mapę, zastanawiałam się, gdzie popełniliśmy błąd. Mimo wszystko próbowałam zachować optymizm.

– Na pewno dotrzemy na czas, a potem już tylko relaks – powiedziałam sama do siebie, próbując zignorować niepokój, który powoli zaczynał we mnie kiełkować.

Kiepski początek wyjazdu

– Serio, Milena? Znowu się zgubiliśmy! – Marek uderzył dłonią w kierownicę, a jego ton pełen był irytacji. Siedziałam obok niego, próbując uspokoić jego rosnące zdenerwowanie.

– Spokojnie, zaraz znajdziemy właściwą drogę – odpowiedziałam cicho, chociaż sama czułam, jak napięcie we mnie narasta.

– Jak mam być spokojny, skoro jesteśmy już dwie godziny po czasie? – Marek nie dawał za wygraną, a ja coraz bardziej czułam, że nie chodzi tylko o zgubienie drogi.

Zaciśnięte usta Marka zdradzały więcej, niż chciałby przyznać. Wiedziałam, że to nie tylko kwestia podróży. Może to był tylko pretekst do wylania nagromadzonych żali. Tego wszystkiego, co od dawna między nami wisiało.

Dotarliśmy w końcu do domku, który wynajęliśmy na weekend. Był ciasny i duszny, z małym oknem, przez które ledwo wpadało światło. Otworzyłam drzwi, a fala chłodnego powietrza uświadomiła mi, że marzenia i rzeczywistość niekoniecznie się ze sobą spotkają podczas tego wyjazdu.

– Co to za miejsce? – Marek rozglądał się z niezadowoleniem.

– Może będzie lepiej, gdy się rozpakujemy – próbowałam zachować resztki optymizmu. Jednak brak reakcji ze strony Marka sprawił, że zaczęłam się zastanawiać. Czy to wszystko to tylko przypadek? Czy chodzi o domek, chłód, pogodę czy może bardziej o to, co dzieje się między nami?

Zaczęłam się zastanawiać, czy ten wyjazd rzeczywiście przyniesie jakąkolwiek poprawę. Może to ja nie dostrzegam prawdziwego problemu?

Napięcie między nami rosło

Następnego dnia obudziłam się, słysząc odległy grzmot. Deszcz uderzał o dach domku, a wiatr szarpał gałęziami pobliskich drzew. Próbowałam wstać, ale zimno sprawiło, że chciałam jedynie zakopać się pod kocem. Zerknęłam na Marka, który siedział na brzegu łóżka, wpatrzony w okno, jakby szukał w tej burzy odpowiedzi na swoje pytania.

– Nie mamy prądu – stwierdził sucho, nawet na mnie nie patrząc.

– Może wróci, jak burza minie – odpowiedziałam, choć sama nie byłam pewna.

Bez prądu zostaliśmy odcięci od internetu i ogrzewania. Siedzieliśmy w kuchni przy świeczce, próbując nie dopuszczać do siebie chłodu. Cisza była ciężka, pełna niewypowiedzianych słów i uczuć, które dusiły nas od środka.

Z domku obok dobiegł płacz dziecka sąsiadów. Jego krzyk przerywał monotonię deszczu, jeszcze bardziej podkreślając naszą izolację i bezradność.

– Może pogramy w planszówki? – zaproponowałam, wiedząc, że to może być jedyna szansa, by przełamać ten mur.

Marek wzruszył ramionami, nie podnosząc wzroku. Jego obojętność bolała bardziej niż cokolwiek innego.

– Naprawdę chcesz teraz w coś grać? – odpowiedział chłodno, skupiony na ścianie.

Uszczypliwość w jego głosie uderzyła mnie jak zimny prysznic. To nie była już rozmowa, ale wymiana oskarżeń i wzajemnych pretensji. Każda próba porozumienia wydawała się bezcelowa, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nasz związek w ogóle ma przyszłość.

Napięcie między nami rosło, jakby burza za oknem była tylko odbiciem tego, co działo się wewnątrz nas.

Nie chodziło tylko o weekend

Wieczór przyniósł kolejną falę burzy, a my nadal siedzieliśmy w półmroku, każde zagubione we własnych myślach. Cisza stawała się coraz bardziej nieznośna, jakby jej ciężar mógł zmiażdżyć to, co pozostało z naszych nadziei. W końcu to Marek przerwał milczenie, jego głos zabrzmiał jak echo w pustym pomieszczeniu.

– Może tak wygląda życie? – powiedział z goryczą. – Zawsze coś się w końcu psuje.

Nie odpowiedziałam od razu, próbując zrozumieć, co tak naprawdę miał na myśli. Wiedziałam jednak, że nie chodziło o prąd czy deszcz. To był tylko pretekst, symbol naszych głębszych problemów.

Zaczęłam przypominać sobie wszystkie te chwile, kiedy nasze codzienne życie zaczynało się sypać. Nieporozumienia, ciche dni, małe urazy, które z czasem stały się nie do zniesienia. Może to, co działo się teraz, było kulminacją czegoś, co narastało od dawna?

– Marek, przecież to nie chodzi o burzę, prawda? – spytałam, próbując zmusić go do szczerości.

– Może – odpowiedział wymijająco, patrząc w sufit.

Jego unikanie tematu jeszcze bardziej mnie przygnębiało. Zrozumiałam, że nie możemy dalej udawać, że wszystko jest w porządku. Wiedziałam, że nasz związek wymaga zmiany, ale nie miałam pojęcia, jak zacząć rozmowę, która mogłaby wszystko odmienić.

Nagle dotarło do mnie, że to nie tylko ten weekend jest nieudany. Może nasze życie wymagało gruntownej rewizji. Może powinniśmy się zatrzymać i zastanowić, czy w ogóle jeszcze chcemy walczyć.

On przestał się starać

Próbując zasnąć, nie mogłam przestać myśleć o naszej przeszłości. Kiedyś było inaczej. Przypomniałam sobie nasz pierwszy wyjazd, ten wypad w góry, kiedy nie mogliśmy przestać się śmiać z każdej drobnostki. Jak to możliwe, że coś, co zaczęło się tak dobrze, mogło się tak popsuć?

Rano, kiedy Marek pił kawę, postanowiłam poruszyć temat przyszłości. Wiedziałam, że muszę zrozumieć, co poszło nie tak.

– Marek, to nie może tak wyglądać. Pogadajmy – zaczęłam, starając się, by mój głos nie zdradzał niepokoju.

Podniósł wzrok znad kubka, ale jego spojrzenie było puste, jakby nawet nie słyszał, co mówię.

– Naprawdę myślisz, że to coś zmieni? – odpowiedział, nie ukrywając znużenia.

– Tak, musimy wiedzieć, co dalej z nami – nalegałam, choć czułam, że moje słowa odbijają się od niego jak od ściany.

Cisza po jego odpowiedzi była głośniejsza niż burza za oknem. Przypomniałam sobie wszystkie sytuacje, kiedy unikał rozmów, jakby problemy miały same się rozwiązać. Zrozumiałam, że to nie tylko kwestia tego wyjazdu. Być może on już dawno przestał się starać, a ja wciąż łudziłam się, że możemy to naprawić.

Zaczęłam myśleć o decyzjach, które muszę podjąć dla siebie. Być może nadszedł czas, by pomyśleć o własnym szczęściu, zamiast czekać na coś, co może nigdy nie nadejść.

Przestałam się łudzić

Wieczorem zebrałam się na odwagę, by spróbować jeszcze raz. Siedzieliśmy w salonie, a ja z trudem stłumiłam drżenie w głosie.

– Marek, naprawdę potrzebujemy tej rozmowy – zaczęłam, spoglądając mu prosto w oczy. – Musimy zdecydować, co dalej z naszym związkiem.

Marek westchnął, jakby miał dość tego tematu. Jego obojętność bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa, które mógłby wypowiedzieć.

– A co chcesz usłyszeć? Że wszystko będzie dobrze? – odpowiedział z ironią.

– Nie, chcę usłyszeć prawdę – kontynuowałam, chociaż czułam, że moje serce przyspiesza z każdą chwilą.

Próbowałam zachować spokój, ale czułam, że zaraz nie wytrzymam. Jego unikanie tematu było jak kolejna szpilka, która wbijała się w moje nadzieje. Wiedziałam, że teraz nie ma miejsca na półśrodki. Musiałam podjąć decyzję o swoim życiu.

– Milena, może po prostu to już nie ma sensu – powiedział w końcu, a jego słowa uderzyły mnie niczym lodowata fala.

W tym momencie zrozumiałam, że muszę w końcu przestać walczyć o coś, co nie miało już racji bytu. W mojej głowie pojawiły się myśli o przyszłości, o nowym początku, który mógłby być szansą na odnalezienie własnego szczęścia.

Choć wciąż czułam strach i żal, pojawiło się też nowe uczucie – determinacja, by znaleźć swoją własną drogę, nawet jeśli miałaby być samotna.

Milena, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama