„Rozbiłam 3 rodziny i nie mam wyrzutów sumienia. Mężczyźni z obrączką na palcu są jak zakazany owoc”
„Zajęci mężczyźni są jak zakazany owoc. Kuszą bardziej i są smaczniejsi. Najbardziej zawsze pociągali mnie ci, którzy już należeli do kogoś. Mężowie, ojcowie, narzeczeni. Tacy, których nie mogłam mieć na stałe. Ich obrączki działały na mnie jak zaproszenie. Nie umiem i nie chcę inaczej”.

- Redakcja
Zawsze wiedziałam, że jestem inna. Dziewczyny marzyły o ślubie, dzieciach i niedzielnym rosole, a mnie fascynowało coś zupełnie innego – adrenalina, ryzyko, emocje, których nie da się przewidzieć. Czułam się żywa tylko wtedy, kiedy robiłam coś, czego nie powinnam. A najbardziej pociągali mnie ci, którzy już należeli do kogoś. Mężowie, ojcowie, narzeczeni. Tacy, których nie mogłam mieć na stałe. Ich obrączki i zobowiązania działały na mnie jak zaproszenie. Może to chore, ale nie umiem i nie chcę inaczej. Tak, rozwaliłam trzy rodziny. I nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia.
Pierwszy raz i smak zakazanego
– Nie powinienem tu być – powiedział, zamykając za sobą drzwi.
– Wiem – odparłam i podałam mu kieliszek wina. – A jednak jesteś.
Był ojcem koleżanki z pracy. Widywałam go czasem, gdy przyjeżdżał po nią autem. Elegancki, pachnący, z tym spojrzeniem, które mówiło: „Wiem, kim jestem”. Był zupełnym przeciwieństwem chłopaków w moim wieku – oni byli zagubieni, on – pewny siebie. Może to głupie, ale wtedy właśnie mnie kupił. I może jeszcze tym, że był żonaty. Najpierw pisał, niby przypadkiem. O coś pytał. Potem zaczął podwozić mnie „przy okazji”. Aż w końcu wylądowaliśmy u niego w mieszkaniu, które wynajmował „na spotkania biznesowe”. Byłam lekko wystraszona, ale też podniecona. To nie było zwykłe „chodzenie”. To był zakazany owoc, który smakował jak wino pite ukradkiem w licealnej łazience.
– Masz pojęcie, w co się pakujesz? – spytał, zdejmując marynarkę.
– Mam – odpowiedziałam i sięgnęłam po jego pasek.
Po wszystkim leżeliśmy obok siebie, a ja słyszałam, jak bije mu serce. Szybko, mocno, jak moje. I wtedy zrozumiałam, że to działa. Że mam wpływ. Że mogę być dla kogoś bardziej kusząca niż jego własna żona. Nie czułam wyrzutów sumienia. Ona była tylko tłem. Nudnym, codziennym, bez wyrazu. Ja – kolorem, którego wcześniej nie znał. Nie kochałam go, ale uzależniłam się od tej wersji siebie, którą przy nim byłam. Silna. Pożądana. Niezastąpiona.
Żona była w ciąży, ja byłam z nim
– Musisz być cicho – wyszeptał, całując mnie po szyi. – Ona śpi za ścianą.
– Jak romantycznie – odpowiedziałam z przekąsem, ściągając z siebie jego koszulkę.
To był mój drugi raz z żonatym facetem. Tym razem młodszy, może trzydzieści kilka lat. Kiedy poznałam Bartka, był spokojny, poukładany, aż do przesady grzeczny. Gdy wspomniał, że spodziewają się z żoną dziecka, tylko się uśmiechnęłam. W środku aż mnie ścisnęło. To nie był problem – to była atrakcja. Zaczął pisać do mnie wieczorami, kiedy ona zasypiała. Spotykaliśmy się w samochodzie, w wynajętym pokoju, raz nawet w ich domu, gdy jego żona pojechała do matki na weekend. To właśnie wtedy się przespał ze mną pierwszy raz. I zrobił to na ich wspólnym łóżku, tuż pod zdjęciem z ich ślubu. Nie pytałam, czy miał wyrzuty. Ja nie miałam. Pamiętam, jak opowiadał, że żona ma mdłości, że boli ją kręgosłup, że nie sypiają. Słuchałam i przytakiwałam, ale w głowie miałam tylko jedno, że jeszcze chwila i on będzie cały mój. Gdy spał, patrzyłam na jego obrączkę. I zamiast odrazy – czułam triumf.
– Co zrobisz, jak się dowie? – zapytałam kiedyś.
– Nie dowie się – odpowiedział z przekonaniem. – Jesteśmy ostrożni.
A jednak się dowiedziała. I mimo to… z nim została. A on został ze mną. Tylko że wtedy ja już byłam o dwa kroki dalej.
Mówił, że kocha, a wracał do niej
– Zrobiłem to dla dziecka – tłumaczył się, gdy kolejny raz odwołał spotkanie.
– Jasne – odpowiedziałam sucho. – I pewnie spałeś na kanapie, co?
Nie byłam głupia. Wiedziałam, że mnie oszukuje. Najpierw obiecywał, że odejdzie od żony. Potem, że „to już kwestia czasu”. A później zaczęły się wymówki. Kolka u niemowlaka. Niewyspanie. „Zła atmosfera w domu”. Tyle że ja nie potrzebowałam jego narzekań – chciałam konkretów. A on był coraz mniej zdecydowany. Wciąż mówił, że mnie kocha. Że z żoną nic go już nie łączy. Że jestem dla niego wszystkim. A jednak... wracał do niej. Dawał jej swoje nazwisko, swoje noce, swoje „wszystko w porządku” na pytanie o dzień. A ja? Dostałam jego zapach na skórze i wiadomość o trzeciej w nocy: „Myślisz o mnie?”. Oczywiście, że myślałam. Złościłam się na siebie, ale dalej czekałam. Gdy się w końcu pojawiał, rozbierał mnie od progu. A ja udawałam, że nie widzę śladów po jej szmince na jego koszuli.
– Czemu nie odejdziesz? – zapytałam w końcu.
– Bo to nie takie proste – powiedział, spuszczając wzrok.
I wtedy coś we mnie zgasło. Zrozumiałam, że nie chcę słuchać wymówek. Chciałam być tą, do której się wraca, a nie tą, do której się przemyka. Wyszłam jeszcze tej samej nocy. Nawet się nie obudził. A ja już wiedziałam, że nigdy więcej „kocham cię” bez pokrycia. Od teraz będę brała, co chcę i nie czekała, aż ktoś się zdecyduje.
Ona płakała, a ja w jego koszuli
Wiedziałam, że płacze. Słyszałam jej głos, kiedy dzwoniła do niego z pretensjami. Krzyczała, że wie, że coś się dzieje, że się oddalił, że znika na wieczory i wraca obcy. A on wtedy wychodził na balkon, tłumił rozmowę i rzucał sucho:
– Przestań, wymyślasz. Wszystko jest w porządku.
Potem wracał do mnie, a ja owijałam się jego koszulą, jakby to był pancerz chroniący przed moralnością. Udawałam, że nic mnie nie obchodzi. I może rzeczywiście – nie obchodziło. Nie jej cierpienie. Nie jej łzy. Nie jej życie. Interesował mnie tylko on. To, co dawał mi w tych chwilach, kiedy był wyłącznie mój. W tamtym czasie miałam już pełną kontrolę. To on pisał pierwszy. To on przyjeżdżał bez zapowiedzi, z butelką wina i niepokojem w oczach. Wiedział, że robi źle. Ale nie umiał przestać. Jakbyśmy oboje byli uzależnieni.
– Ona mnie szpieguje – powiedział kiedyś. – Sprawdza telefon, czatuje z moimi znajomymi. Chyba chce mnie przyłapać.
– Może dlatego, że przestałeś udawać? – zapytałam, odpalając papierosa. – Wiesz, kobiety wyczuwają prawdę nawet w milczeniu.
Nie odpowiedział. Przysunął się i pocałował mnie, jakby szukał ucieczki. A ja pozwoliłam. Bo lubiłam patrzeć, jak upada. Jeden krok za daleko, jeden dotyk za mocno. Wiedziałam, że ich małżeństwo się kończy. A jednak to nie ja je zakończyłam. Ona po prostu któregoś dnia przestała płakać. I spakowała walizki.
Trzeci raz i... już bez emocji
Byłam już wtedy inna. Pewna siebie. Wyrachowana. Nie czekałam, aż mężczyzna się zakocha, nie liczyłam na „razem na zawsze”. Po prostu brałam. I nie udawałam, że chodzi o coś więcej. Tym razem wybrałam mężczyznę zupełnie przypadkowo – znajomy znajomej. Na imprezie, przy stole, opowiadał o swoim domku na Mazurach, żonie, która „woli seriale niż ludzi” i dwójce dzieci, których „nigdy nie planowali”. Słuchałam go bez emocji, aż w końcu zapytałam:
– A ty czego w ogóle chcesz?
Zamilkł. Po kilku sekundach odparł cicho:
– Poczuć, że jeszcze jestem komuś potrzebny.
I wtedy już wiedziałam, że będzie mój. Spotkaliśmy się trzy dni później. Bez romantycznych wiadomości, bez udawania. Po prostu przyjechał, rozpiął mi stanik, a godzinę później wychodził, jakby nic się nie wydarzyło. Nie dzwonił. I dobrze. Ja też nie miałam potrzeby. To już nie były emocje, to była gra. I nagroda. Jego obrączka zostawiona przez roztargnienie na umywalce – to był mój medal. Z jego żoną nie rozmawiałam nigdy, ale widziałam ją raz. W sklepie, z dziećmi, zmęczona, rozczochrana. Pomyślałam: „Kiedyś miałam w sobie współczucie. Teraz już nie”. Ten trzeci raz był chłodny, mechaniczny. Nic nie bolało. Ani mnie, ani jego. Ale kiedy wyszedł, popatrzyłam w lustro i zrozumiałam coś ważnego, że ja już nie robię tego z ciekawości. Robię to, bo umiem. Bo wiem, że potrafię rozwalić każdą relację. I wcale nie muszę się z tego tłumaczyć.
Niczego nie żałuję
Nie jestem potworem. Nie czerpię radości z cierpienia innych. Nie śledzę kobiet, które zraniłam, nie szukam potwierdzenia, że ich życie legło w gruzach. Po prostu nigdy nie czułam się winna. Bo nikt im ich mężów nie zabierał siłą. Oni sami odchodzili. Wchodzili do mojego świata z własnej woli. Nikt nie wbijał im czipa zdrady pod skórę. Wystarczyło jedno spojrzenie, jedno niedopowiedziane „co by było, gdyby…”. Wiele osób patrzy na mnie z pogardą. Zwłaszcza kobiety. Mówią, że jestem egoistką, że nie mam serca. Może mają rację. Ale one też nie są bez winy. Zawsze się mówi, że to ta „kochanka rozbiła rodzinę”. A ja się pytam, gdzie był wtedy mąż? Czemu to zawsze ona jest winna, a on tylko „dał się uwieść”?
Nie czuję się gorsza. Wiem, że nie jestem stworzona do stałości. Nie chcę być tą, która czeka z obiadem i znosi brudne skarpety. Chcę być wspomnieniem, które wraca w nocy, kiedy ona zasypia obok. Chcę być tym błędem, którego nigdy nie przestanie się żałować, ale też nigdy nie zapomni. Czy będę tak żyć zawsze? Nie wiem. Może kiedyś się zatrzymam. Może nie. Ale jeśli pytam siebie, czy żałuję... Nie, nie żałuję niczego. Ani jednego pocałunku. Ani jednej łzy, która nie była moja. Ani jednej decyzji, która nie należała do mnie. Jestem sobą. I to wystarczy.
Weronika, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Złapałam teściową na gorącym uczynku. Jak chciała się odmłodzić, mogła iść na masaż, zamiast brać się za młodzików”
- „Zdradziłam męża z dawnym kochankiem i nie czułam się winna. Liczyłam, że mnie zrozumie, bo każdy potrzebuje odskoczni”
- „Zdradziłam męża z kochankiem z młodości i przez chwilę było miło. Nie dał mi jednak tego, czego naprawdę potrzebowałam”