Reklama

Cały salon tonął w ciepłym świetle lampek. Spojrzałam z dumą na starannie nakryty stół. Obrus był wyprasowany tak perfekcyjnie, że wyglądał jak tafla śniegu, a zastawa lśniła w blasku świec. Pod talerzami dla każdego leżało sianko – wszystko dopięte na ostatni guzik.

Reklama

– Uważaj, Ola! – zawołałam do córki, która niemal zrzuciła figurkę aniołka z parapetu.

– Mamo, a kiedy będą prezenty? – zapytał syn.

– Jeszcze chwileczkę, kochanie. Zaraz usiądziemy do stołu – odparłam, poprawiając jeszcze raz obrus.

– Dzieci, dajcie mamie spokój – mąż siedział już przy stole, popijając kompot z suszu i patrząc na mnie z przekąsem.

Puściłam tę uwagę mimo uszu. Nie zamierzałam się denerwować.

Ola kręciła się niecierpliwie, a Mikołaj co chwilę zerkał w stronę prezentów.

– Kochanie, nie siadaj jeszcze – zwróciłam się do męża. – Najpierw złożymy sobie życzenia.

Tomek wzruszył ramionami i niechętnie podniósł się z krzesła.

Uśmiechnęłam się w duchu. Wtedy jeszcze nie nie miałam pojęcia, że wystarczy zaledwie kilka minut, by wszystko wymknęło się spod kontroli.

Serce mi się ścisnęło

– Możemy już? Proooszę! – wykrzyknął syn, a jego wzrok skierował się w stronę choinki.

Odłożyłam widelec i skinęłam głową, starając się ukryć uśmiech. W końcu sama czekałam na ten moment, kiedy zobaczę radość w ich oczach.

– No dobrze, idźcie – powiedziałam łagodnie.

Mikołaj już po chwili kucał przy choince, przeszukując stos prezentów.

– Tylko nie rozdzierajcie papieru! – rzuciłam za nimi. – Może jeszcze nam się przyda.

Mąż niósł brwi ze zdziwienia.

– Naprawdę? – mruknął pod nosem, ale udawałam, że go nie słyszę.

– Jest! – krzyknął Mikołaj, wyciągając spod choinki spory zestaw klocków Lego. – To ten, o którym mówiłem!

Ale super! – klasnęłam w dłonie, widząc błyszczące oczy syna. Warto było. Naprawdę warto.

– A gdzie mój? – Ola zaczęła przeszukiwać paczki. Najpierw spokojnie, ale z każdą chwilą jej ruchy stawały się coraz bardziej nerwowe.

– Kochanie, tam jest jeszcze kilka prezentów – uspokajałam ją, wskazując na bok choinki.

Ola rozpakowała pierwszą paczkę – puzzle z księżniczkami. Wymuszony uśmiech przemknął przez jej twarz. W drugiej paczce był pluszowy miś.

– No widzisz? – próbowałam dodać jej otuchy. – Jest taki miękki! Prawda?

Ale Ola patrzyła już na trzeci prezent. Rozdarła papier i zastygła. Różowe ubranka dla lalek.

Gdzie jest moja lalka? – wyszeptała, a jej głos lekko zadrżał.

– Przecież masz tyle pięknych rzeczy… – powiedziałam łagodnie.

– Ale nie ma lalki! – Ola podniosła głos, a jej oczy zrobiły się szkliste. – Mówiłam ci, mamo! Mówiłam, że chcę tamtą lalkę z reklamy!

– Kochanie, czasem… – Tomek spróbował wtrącić się z kanapy.

– Nie chcę tego! Nie chcę tego wszystkiego! Chcę moją lalkę! – Ola krzyknęła, a jej twarz poczerwieniała. Z impetem zrzuciła z kolan pluszaka i paczkę z puzzlami, które rozsypały się po podłodze.

Serce mi się ścisnęło. Spojrzałam na Tomka, który tylko wzruszył ramionami.

Jak roszczeniowy bachor

– Ola, przestań – rzucił ostro. – Nie zachowuj się jak rozpieszczone dziecko.

– Tomek! – spojrzałam na niego z wyrzutem.

– Ale ona… – próbował się bronić Tomasz.

– Nie krzycz na nią, przecież widzisz, że jest rozczarowana! – syknęłam przez zęby.

– Rozczarowana? Dostała prezenty, a zachowuje się jak roszczeniowy bachor – prychnął Tomasz.

Ola rozpłakała się na dobre. Jej ramiona drżały, a łzy spływały po czerwonych policzkach.

– Chciałam moją lalkę! Mamo, dlaczego mi jej nie kupiłaś?! – krzyczała, a dźwięk jej głosu zdawał się rozrywać ciszę w salonie.

Uklękłam obok córki, próbując ją przytulić, ale Ola mnie odepchnęła.

To miał być prezent… To miała być moja lalka… – zanosiła się płaczem.

Syn przyglądał się tej scenie z wyraźnym zakłopotaniem. Ściskał w rękach swoje klocki i nie odzywał się ani słowem.

– Ola, kochanie… porozmawiajmy o tym spokojnie, dobrze? – próbowałam jeszcze raz, głaszcząc ją po głowie.

– Nie! – krzyknęła Ola i w końcu rzuciła się na kanapę, ukrywając twarz w poduszkach.

Czułam ciężar rozczarowania, a mąż patrzył na córkę z wyrzutem.

– Naprawdę? – powiedział cicho. – Cały wieczór w plecy przez jedną zabawkę.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na leżące na podłodze puzzle, pluszaka i porozdzierane papiery. To nie tak miało wyglądać.

Wieczór zniszczony przez babskie fochy

– Ola, proszę, nie płacz – próbowałam głaskać córkę po włosach. Jej małe ciało drżało z płaczu, a przez poduszki dochodziły stłumione szlochy.

– Kochanie, zobacz... – dodałam spokojnie, ale jej głos nie brzmiał już tak pewnie.

– Nic tego nie naprawi! – Ola odwróciła się z załzawioną twarzą. – Chciałam tylko tę lalkę!

Mąż tylko westchnął głośno.

– No to super. Cały wieczór zniszczony przez babskie fochy – w jego głosie pobrzmiewała irytacja.

– Pomóż mi, a nie dolewaj oliwy do ognia! – syknęłam w jego stronę.

– Pomóc? A jak? Mam zamówić lalkę dronem?! – rzucił, wzruszając ramionami.

Syn siedział cicho w kącie, obracając w palcach klocek Lego. Spojrzał na siostrę, potem na mnie, ale nic nie powiedział.

– Może… – zebrałam z podłogi pluszaka i położyłam go obok Oli. – Zobacz, jest taki miękki…

Ola nawet nie spojrzała.

– Nie chcę go! – krzyknęła i znowu zakryła twarz.

W salonie zapadła cisza. W końcu Ola zasnęła na kanapie.

Łzy napłynęły do oczu

W kuchni Tomek siedział przy stole z kubkiem herbaty, nerwowo stukając palcami o blat.

– A więc? – rzucił na mój widok. – Czyje to było zadanie, żeby sprawdzić listę prezentów?

– Naprawdę? – ściszyłam głos, by nie obudzić dzieci. – Teraz będziesz mnie obwiniać?

– A kto robił zakupy? Wszystko musiało być „idealne”, a zabrakło najważniejszego! – syknął Tomasz, unosząc głos.

– Może gdybyś też się tym zainteresował, a nie tylko siedział z boku, nie byłoby tego problemu! – warknęłam, zaciskając dłonie w pięści.

Mąż spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Nie można dogodzić wszystkim. Ola dostaje prezenty i płacze. Ty się spinasz o każdą pierdołę. Po co to wszystko?

– Bo chciałam, żeby te święta były wyjątkowe! – i głos mi się załamał. – Żebyśmy byli szczęśliwi, choć przez chwilę.

Tomasz pokręcił głową.

– Perfekcja nie czyni ludzi szczęśliwymi, Renatko.

Zapanowała cisza.

W pewnym momencie poczułam na sobie wzrok. To Mikołaj przyszedł z klockami w rękach.

– Mamo? – wyszeptał, siadając obok.

– Tak, kochanie?

– Dlaczego Ola tak płakała? Przecież dostała prezenty – jego głos brzmiał ostrożnie, jakby próbował zrozumieć coś, co było dla niego obce.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Czasami… kiedy czegoś bardzo pragniemy, trudno pogodzić się z tym, że tego nie dostajemy – odpowiedziałam cicho, głaszcząc go po głowie.

– A tata się złościł, bo też tego nie rozumie? – zapytał wprost.

– Tata… Tata po prostu inaczej patrzy na te rzeczy – powiedziałam spokojnie. – Czasami nam wszystkim jest trudno.

Mikołaj milczał przez chwilę, a potem wtulił się w moje ramiona.

– Ale przecież mamy siebie, mamo. To ważniejsze niż jakaś lalka, prawda?

Łzy same napłynęły mi do oczu. Przytuliłam go mocno, próbując ukryć wzruszenie.

– Tak, kochanie. To jest najważniejsze.

Reklama

Renata, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama