„Rzuciłam fartuch w kąt i odstawiłam mopa do szafy. Wreszcie mam czas na swoje hobby, które przynosi mi fortunę”
„Jakieś trzy dekady temu, kiedy powiedziałam mamie, że zamierzam rzucić pracę po wzięciu ślubu, uznała mnie za wariatkę. Na szczęście mogłam jej wtedy z dumą przypomnieć, że mój przyszły mąż Marek miał świetne zarobki”.
- Listy do redakcji
Siedziałam w pustym mieszkaniu. Nie mogłam znieść tej kompletnej ciszy wokół. Co prawda samotne poranki nie były dla mnie niczym nowym - przecież codziennie mąż szedł do pracy, a dziecko do szkoły - ale tego dnia wszystko wydawało mi się jakieś inne. W końcu dotarło do mnie, że to wszystko dzieje się tylko w moich myślach. Bo przecież ta cisza była dokładnie taka sama jak zawsze, gdy nikogo nie było w domu.
I tak nie było mi lepiej
Całkowicie poświęciłam się rodzinie, skupiając się głównie na byciu mamą i partnerką dla męża. Ale teraz zadaję sobie pytanie – co dalej? Pamiętam, jak jakieś trzydzieści lat temu oznajmiłam mamie, że po ślubie zamierzam odejść z pracy. Była tym pomysłem kompletnie zszokowana.
– Musisz zachować jakąś niezależność – oznajmiła z przekonaniem. – Nie sprowadzaj swojego życia wyłącznie do bycia żoną!
W tamtym czasie mój przyszły mąż Marek był w świetnej sytuacji finansowej. Prowadził dochodową firmę w branży budowlanej. Z dumą przypomniałam o tym mamie. W przeciwieństwie do mnie, ona nigdy nie miała wyboru – musiała zarabiać. Tata pracował jako szewc i jego skromne dochody nie wystarczyłyby na utrzymanie nas wszystkich.– Chodzi tu o coś więcej niż o pieniądze – powiedziała ze złością. – Zobaczysz, pewnego dnia pożałujesz tego wyboru! W tej chwili jesteś na fali zakochania i wszystko wydaje ci się piękne. Ale wyobraź sobie swoje życie za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Kiedy dzieci wyfruną z gniazda, a codzienne życie z mężem stanie się nie do wytrzymania, zostaniesz z pustymi rękami. Będziesz tylko żałować zmarnowanego czasu i czuć, że twoje życie nie ma sensu.
Siedząc teraz samotnie w pokoju, wracam myślami do tego, co mi wtedy powiedziała. Mamy nie ma z nami już od kilku lat. Żałuję, że nie zdążyłam przyznać jej racji. Ale nie dlatego, że coś się zepsuło między mną a Markiem. Wręcz przeciwnie – po trzech dekadach małżeństwa nasze uczucia były nadal silne. Układało nam się naprawdę dobrze. Mama myliła się tylko w jednym - wcale nie miałam go po dziurki w nosie.
Czegoś mi w życiu brakowało
Mój mąż prowadził własny interes i ciągle był zajęty. A ja? Do niedawna skupiałam się głównie na wychowaniu dziecka. Ale nasz syn skończył już osiemnaście lat i od tego czasu minęło sporo czasu. Co prawda wciąż z radością przygotowywałam mu posiłki i dbałam o jego ubrania, czułam, że mnie potrzebuje, ale miałam świadomość, że to nie potrwa wiecznie. Prędzej czy później rozpocznie samodzielne życie. Nie spodziewałam się tylko, że stanie się to tak nagle. W rozmowie telefonicznej z przyjaciółką poruszyłyśmy ten temat.
– Szybko? – odpowiedziała ze zdziwieniem na moje słowa. – Ale Kamil ma już dwadzieścia pięć lat! To całkiem normalne, że pragnie samodzielności. Tak po prostu wygląda życie.
– Łatwo ci mówić. Ja czuję się taka samotna – odpowiedziałam z ciężkim westchnieniem.
– No chyba nie sądziłaś, że zostanie z rodzicami na zawsze.Szczerze? Tak dokładnie myślałam. Prawdę mówiąc, jestem dość nietypowa, bo zawsze mocno przeżywałam wszystko, co dotyczy troski o rodzinę. Choć przyszłość jakoś nigdy mnie specjalnie nie martwiła. Żyłam po prostu chwilą, ciesząc się każdym kolejnym dniem.
– Co powiesz na małe zakupy? – zaproponowała Ela.
– Jasne, czemu nie, świetny pomysł!
Nagle mnie olśniło
Spotkałyśmy się bez zbędnego planowania. Ela potrzebowała pomocy w wyborze kreacji na wesele znajomych. Podczas przechadzki po galerii handlowej coś przykuło mój wzrok – butik z dziecięcymi rzeczami i pościelą.
– Zaraz, zaraz... Czegoś nie wiem? Może twoje dziecko spodziewa się malucha? - zażartowała koleżanka.
– Daj spokój! Nie mów takich rzeczy. Wiesz... – zmarszczyłam brwi. – To mi nagle przypomniało dawne czasy, gdy własnoręcznie robiłam różne rzeczy dla małego Kamila...
– Racja, zupełnie wyleciało mi z pamięci! Tworzyłaś przecież świetne rzeczy! Właściwie, co sprawiło, że rzuciłaś to zajęcie? – spytała z zainteresowaniem Ela. – O ile dobrze pamiętam, byłaś w tym naprawdę dobra!
– A komu miałabym teraz szyć? Na wnuki za wcześnie, a i nie śpieszy mi się do roli babci.
– Nie pomyślałaś nigdy, że można na tym zarabiać, szyjąc dla innych?
Prawdę mówiąc, ten temat nigdy wcześniej nie zaprzątał moich myśli. Z pensji Marka żyło nam się bardzo komfortowo i nie musieliśmy sobie niczego odmawiać. Wystarczyło, że wspomniałam o jakiejś potrzebie, a od razu dostawałam pieniądze. Teraz, wpatrując się w witrynę, wróciły do mnie te wszystkie słowa, które powtarzała mama. Może faktycznie miała punkt, kiedy mówiła, że życie to nie tylko kwestia finansów.
I tak wróciłam do swojego hobby
Wróciłam do domu i powędrowałam prosto do piwnicy. Mój wzrok padł na miejsce, gdzie od lat stał mój ulubiony sprzęt do szycia. Już dawno przestałam go używać. Patrzyłam na niego ze wzruszeniem, wspominając wszystkie wspaniałe projekty, które udało mi się na nim wykonać. Uwielbiałam spędzać czas przy szyciu. Dlaczego właściwie z tego zrezygnowałam? No tak, wiecznie narzekałam na brak wolnych chwil. Całą swoją energię poświęciłam rodzinie – mężowi i dziecku. Zupełnie zapomniałam o własnych potrzebach. Moja tożsamość ograniczyła się do roli matki i małżonki.
Prawie padłam z wrażenia, gdy wspinając się na górę, zobaczyłam kogoś stojącego przy naszym wejściu.
– Rany, Kamil! – złapałam się za serce. – Ale mi napędziłeś stracha! Następnym razem uprzedź, że zamierzasz wpaść, to bym się jakoś przygotowała.
– Po prostu postanowiłem sprawdzić, co się u was dzieje – powiedział, przekraczając próg.
Poleciłam mojemu synowi, by poszukał w internecie różnych materiałów do kupienia. Co prawda niedaleko był sklep z tkaninami, ale wiedziałam, że online znajdę dużo więcej opcji. No i się nie pomyliłam. Kamil już dawno się pożegnał, a ja wciąż przeglądałam kolejne strony, które mi wysłał. Zamówiłam całkiem sporo rzeczy. Po powrocie Marka poprosiłam, żeby zszedł do piwnicy po maszynę. Zerknął na mnie zaskoczony, ale nie zadał żadnych pytań.– Potrzebuję się czymś zająć! – wyjaśniłam.
– Przecież ja nic nie mówię! – odpowiedział ze śmiechem.
Chciałam spróbować
Kolejnego dnia dostawca przywiózł paczkę z materiałami, które wcześniej zamówiłam. Tak bardzo wciągnęłam się w szycie, że straciłam poczucie czasu. Dopiero dzwonek do drzwi sprawił, że oderwałam się od mojej nowej pasji.– O rany, Kamil! Tego się nie spodziewałam! – powiedziałam zdziwiona.
– Byłem ciekaw, czy przesyłki już dotarły. Zaintrygowało mnie to wszystko. Oo! – zatrzymał wzrok na dwóch małych kocykach. – Patrzę, że już wzięłaś się do roboty! Kompletnie nie orientuję się w tych sprawach, ale muszę ci powiedzieć, że efekt jest przepiękny, mamo!
– Naprawdę tak uważasz? Nie mogę w to uwierzyć! – poczułam, jak moje policzki się rumienią.
– Koniecznie musisz pokazać to innym. Mam świetny pomysł! Założę ci konto na Facebooku...
– A na co mi to?
– Jak to na co? Żeby rozkręcić interes!
– Jaki znowu interes? Przecież ja tylko chciałam czymś zająć wolny czas...
Kamil przestał zwracać na mnie uwagę. Trzeba przyznać, że marketing to jego działka – jest w tym naprawdę dobry. Ani się obejrzałam, a już zakładał mi profil. Od razu pokazał mi podstawy obsługi.
– Nad czym się tak naradzacie? – spytał Marek, który właśnie wszedł. Przedstawiłam mu całą sytuację. – No popatrz tylko – uśmiechnął się szeroko. – Moja żona rozpoczyna własną działalność!
– Przestań, to nic wielkiego, po prostu dzielę się z innymi moimi pracami.
Słowa Marka były prorocze
Kamil profesjonalnie zadbał o mój facebookowy profil. W ciągu paru dni zebrałam na nim kilkaset polubień. Nie mogłam uwierzyć, gdy przychodziły kolejne zapytania. Mamy były zainteresowane pościelą, którą szyłam. Aktualnie zajmuję się szyciem, ale robię to bez własnej działalności – ludzie pokrywają jedynie koszty materiałów oraz wysyłki. Mój mąż jednak nieustannie zachęca mnie do rozpoczęcia własnego interesu.– Absolutnie nie! Nie mam pojęcia jak się za to zabrać! – zareagowałam zdecydowanie, gdy pierwszy raz o tym wspomniał.
– Daj spokój, przecież jestem obok. Sam prowadzę biznes już ponad trzy dekady – odparł.
Słysząc zapewnienia Marka o wsparciu w każdej sprawie, chyba zdecyduję się spróbować. W końcu nie ryzykuję niczego. A mogę tylko coś zyskać. Odkąd wróciłam do szycia, czuję się jak nowo narodzona. Przestałam funkcjonować wyłącznie jako żona i rodzic. Odnalazłam na nowo swoje hobby. Moja mama miała słuszność – kasa to nie priorytet. Naprawdę jestem z siebie zadowolona!
Irena, 55 lat