Reklama

Decyzja o porzuceniu pracy w korporacji przyszła mi łatwiej, niż się spodziewałam. Od lat marzyłam o tym, by otworzyć księgarnię w małym miasteczku, z dala od zgiełku wielkiego miasta i wiecznego wyścigu szczurów. Byłam zmęczona życiem w korporacji, rutyną i wiecznym stresem. Potrzebowałam zmiany, czegoś, co napełni mnie prawdziwą radością i spełnieniem. Wiedziałam, że księgarnia nie przyniesie mi fortuny, ale pragnienie zrobienia czegoś, co kocham, było silniejsze niż obawy o przyszłość. Moje oczekiwania były jasne. Chciałam stworzyć przestrzeń pełną książek, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie, gdzie ludzie będą przychodzić nie tylko po lekturę, ale także po chwilę relaksu i rozmowę.

Reklama

Czułam się rozdarta

Na początku wszystko szło idealnie. Kolorowe półki wypełnione książkami, zapach świeżo zmielonej kawy i dźwięk dzwonka u drzwi, gdy ktoś nowy przekraczał próg mojej księgarni. Jednak z czasem zaczęłam dostrzegać, że rzeczywistość nie była tak różowa, jak ją sobie wyobrażałam. Mieszkańcy miasteczka, zamiast odwiedzać mój sklep, wybierali zakupy online. Tego dnia, gdy rozmawiałam z sąsiadem, zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji.

Może powinnaś pomyśleć o przekształceniu księgarni w kawiarnię albo chociaż o prowadzeniu sklepu internetowego – zasugerował z nutą troski w głosie.

– Nie, to nie pasuje do mojej wizji – odpowiedziałam, starając się brzmieć przekonująco.

Jednak w środku czułam się rozdarta. Nie chciałam, aby mój sen rozpadł się na kawałki, ale jednocześnie musiałam stawić czoła rzeczywistości. Jakiś czas później, siedząc samotnie wśród książek, rozważałam różne opcje. Zastanawiałam się, dlaczego ludzie nie chcą przychodzić do mojej księgarni? Czy naprawdę wybrałam złą drogę? Te pytania dręczyły mnie każdego wieczoru.

Potrzebowałam pomocy

Próbując zrozumieć, czego naprawdę potrzebuje mój biznes, postanowiłam porozmawiać z panem Januszem, który często odwiedzał mój sklep. Jako nauczyciel mógł mi pomóc i podpowiedzieć, jak zachęcić ludzi do odwiedzania mojej księgarni.

Myślałaś o organizowaniu spotkań literackich czy wieczorów autorskich? – zapytał, przeglądając nowości na półkach.

– Spotkania literackie? – odpowiedziałam z nutą sceptycyzmu. – Nie jestem pewna, czy ktoś by się tym zainteresował.

– Nigdy nie wiadomo, dopóki się nie spróbuje – dodał z uśmiechem. – Mieszkańcy mogą potrzebować impulsu, by wyjść z domu i spotkać się w gronie miłośników literatury.

Rozmowa z panem Januszem zasiała ziarno wątpliwości w mojej głowie, ale również dała nadzieję. Zaczęłam zastanawiać się, czy rzeczywiście nie powinnam zmienić podejścia do prowadzenia księgarni. Jak mogłabym zaangażować społeczność w życie mojego sklepu? Ta myśl nie dawała mi spokoju i skłoniła do przemyśleń, które mogły być początkiem nowej drogi.

Prawda okazała się brutalna

Pewnego popołudnia, siedząc za ladą, podsłuchałam rozmowę grupki klientów, którzy rozglądali się po księgarni z niezadowoleniem.

Tutaj nie ma najnowszych bestsellerów – narzekała jedna z kobiet, przeglądając półki.

– Łatwiej jest kupić książki przez internet – dodał jej towarzysz, zerkając na swój telefon.

Te słowa uderzyły mnie mocniej, niż się spodziewałam. To był punkt kulminacyjny. Musiałam zmierzyć się z brutalną prawdą. Zrozumiałam, że moje podejście do prowadzenia księgarni może być nieodpowiednie. Usiadłam, próbując zebrać myśli. Okazało się, że oczekiwania klientów się zmieniają i że muszę podążać za tymi zmianami, jeśli chcę, by moja księgarnia przetrwała.

Trzeba coś zmienić – powiedziałam do siebie na głos, czując przypływ determinacji.

To był moment, w którym postanowiłam, że muszę zmierzyć się z wyzwaniami, jakie przede mną stoją i zacząć myśleć o zmianach, które mogłyby przyciągnąć więcej klientów.

Musiałam być cierpliwa

Postanowiłam zorganizować pierwsze spotkanie literackie, choć miałam wątpliwości, czy ktoś się pojawi. Wieczór nadszedł szybciej, niż się spodziewałam, a liczba gości była mniejsza, niż liczyłam. Jednak, ku mojej uldze, lokalny pisarz, pan Krzysztof, zgodził się przyjść na spotkanie. Jego obecność dodawała mi otuchy.

– Nie martw się. Nawet jeśli na początku nie ma tłumów, najważniejsze jest, by nie poddawać się – powiedział, widząc moje zmartwione spojrzenie.

– Łatwo powiedzieć – westchnęłam, patrząc na puste krzesła.

– Wiem, że nie jest łatwo, ale musisz wierzyć w to, co robisz. Ludzie to wyczują i z czasem zaczną doceniać – dodał z uśmiechem.

Jego słowa były jak promień światła w tunelu. Mimo początkowego niepowodzenia poczułam, że mam o co walczyć. Wewnątrz mnie rozgrywała się emocjonalna walka, ale determinacja była silniejsza. Zrozumiałam, że to dopiero początek mojej podróży. Musiałam być cierpliwa.

Byłam rozdarta

Kilka dni później odwiedziła mnie moja przyjaciółka. Wiedziała, przez co przechodzę.

– Zastanawiałaś się, czy nie warto wrócić do korporacji? – zapytała, siadając na jednym z krzeseł.

– Myślałam o tym – przyznałam niechętnie, czując ciężar tych słów. – Ale nie jestem pewna, czy potrafiłabym znów się tam odnaleźć.

– Wiem, że to trudne, ale czasami marzenia muszą ustąpić miejsca rzeczywistości – kontynuowała, patrząc na mnie z troską.

– Naprawdę wierzę w tę księgarnię – odparłam, choć wewnętrznie byłam rozdarta. – Powrót do korporacji byłby dla mnie porażką.

Rozmowa z przyjaciółką sprowadziła mnie na ziemię. Wiedziałam, że muszę podjąć decyzję, która będzie miała wpływ na moje życie. Chociaż myśl o powrocie do dawnego życia kusiła stabilnością, czułam, że księgarnia jest moim prawdziwym domem.

Byłam z siebie dumna

Podjęłam decyzję, by walczyć o moją księgarnię, nawet jeśli nie było żadnej gwarancji sukcesu. Zaczęłam wprowadzać nowe pomysły, inspirowane rozmowami z mieszkańcami. Organizowałam regularne spotkania literackie i autorskie, a także warsztaty dla dzieci, które miały przyciągnąć rodziny do mojego sklepu. Nawiązałam współpracę ze szkołami, by wspólnie organizować projekty, które zbliżyłyby młodych ludzi do książek.

Czułam się silniejsza i bardziej zdeterminowana niż kiedykolwiek. Mimo że nie miałam pewności, co przyniesie przyszłość, wiedziałam, że robiłam wszystko, by moje marzenie się spełniło. Księgarnia z czasem zaczęła tętnić życiem, a ja zyskałam pewność, że warto było podjąć ryzyko. Ludzie coraz częściej zaczęli odwiedzać mój sklep, nie tylko po książki, ale także po to, by spędzić czas w przyjaznej atmosferze.

W końcu poczułam, że jestem na właściwej drodze. Mimo że nie zawsze było łatwo, każdy drobny sukces przynosił mi radość i satysfakcję. Wierzyłam, że to dopiero początek nowego rozdziału w moim życiu.

Reklama

Alicja, 43 lat

Reklama
Reklama
Reklama