Reklama

Jeszcze kilka miesięcy temu miałam w miarę poukładane życie – stałą pracę w niewielkim biurze, swoje przyzwyczajenia, grono znajomych i rodzinne miasto, w którym każdy znał każdego. Teoretycznie niczego mi nie brakowało, ale w środku czułam pustkę. Codziennie wracałam do tego samego mieszkania, włączałam telewizor, robiłam herbatę i zasypiałam z poczuciem, że coś ze mnie uchodzi, że powoli gasnę. Brakowało mi emocji. Brakowało mi miłości.

Reklama

Pawła poznałam przez Internet – na początku zwykłe rozmowy, trochę żartów, trochę wymiany memów. Ale z czasem zaczęło się coś więcej. Codziennie czekałam na jego wiadomość. Pisał: „Dzień bez twojego głosu to dzień stracony”, „Jesteś światłem w moim szarym świecie”. To działało na mnie jak narkotyk. Rozmawialiśmy godzinami – o wszystkim i o niczym. O filmach, które lubił, o jego marzeniach, o tym, jak bardzo nie lubi samotnych wieczorów. Mówił, że życie jest jedno i nie warto go marnować na strach. A kiedy pewnego wieczoru napisał:

– Warto spróbować, Kasiu. Bo jeśli nie teraz, to kiedy?

Poczułam, że to znak. Nie byłam typem osoby, która podejmuje ryzyko, ale wtedy w moim sercu pojawiła się odwaga, której nigdy wcześniej nie miałam. Wzięłam kilka dni wolnego w pracy, pojechałam do miasta Pawła i zobaczyłam go na żywo. Jego uśmiech, jego głos – to wszystko sprawiło, że moje serce biło szybciej. Wróciłam do domu i podjęłam decyzję, która zmieniła całe moje życie. Rzuciłam pracę, spakowałam walizki i wynajęłam małe mieszkanie w jego mieście. Czułam, że zaczynam nowy rozdział. Wszystko zostawiłam za sobą – znajomych, bezpieczeństwo, stabilność. Ale miałam jego. I miałam nadzieję, że to wystarczy.

– Robisz to dla nas – powiedział mi Paweł przy pierwszym spotkaniu po przeprowadzce. – Nie pożałujesz.

Wierzyłam mu w każde słowo.

Czułam, że żyję naprawdę

Pierwsze tygodnie po przeprowadzce były jak sen. Wszystko wydawało się nowe i ekscytujące – ulice pełne ludzi, kawiarnie otwarte do późna, zapach świeżej kawy unoszący się z piekarni na rogu. Ale najważniejsze było to, że miałam obok siebie Pawła. Spotykaliśmy się niemal codziennie. Po pracy przychodził do mnie z butelką wina albo po prostu siadaliśmy na ławce w parku i rozmawialiśmy, jakby czas nie istniał. Lubiłam słuchać jego głosu, a on potrafił mówić tak, że każde słowo wydawało się ważne.

– Dobrze, że tu jesteś – powiedział któregoś wieczoru, gdy szliśmy wzdłuż rzeki. – Bez ciebie to miasto było puste.

Uśmiechnęłam się, czując jak całe ciało przechodzi mnie ciepło. Wieczorami siedzieliśmy u mnie w mieszkaniu. On opowiadał o swoich planach, ja o tym, jak trudno było zostawić wszystko za sobą, ale też jak bardzo wierzyłam, że to, co robię, ma sens.

Miłość wymaga odwagi – powtarzał, a ja chłonęłam te słowa jak modlitwę.

Nie potrzebowałam niczego więcej. Zaczynałam dzień z myślą o nim i kończyłam przy jego ramieniu. Nawet zwyczajne zakupy w osiedlowym sklepie wydawały się czymś wyjątkowym, jeśli szliśmy razem. Czułam, że wreszcie żyję naprawdę.

Chciałam mu wierzyć

Z czasem zaczęłam dostrzegać, że coś się zmienia. Paweł coraz częściej znikał. Pisałam do niego wiadomość rano, a odpowiedź przychodziła dopiero wieczorem. Kiedy pytałam, co robił, mówił krótko: „Praca”.

– Co się dzieje? – zapytałam pewnego wieczoru, kiedy przyszedł do mnie po dwóch dniach milczenia. – Czuję, jakbyś był nieobecny.

Wzruszył ramionami, jakby chciał uciszyć temat.

– Przesadzasz, mam dużo pracy – odparł i spojrzał w bok, jakby unikał mojego wzroku.

Nie tak wyobrażałam sobie naszą codzienność. Przecież miałam być dla niego kimś ważnym. Pocieszałam się, że to chwilowe, że pewnie faktycznie ma nawał obowiązków. Ale w środku rosło we mnie uczucie niepokoju. Zadzwoniłam do Ani, mojej przyjaciółki z rodzinnego miasta. Potrzebowałam z kimś porozmawiać, wyrzucić z siebie to, co od kilku dni mnie dręczyło.

– Może on nie traktuje tego tak poważnie jak ty – usłyszałam w słuchawce. – Kasia, pomyśl, zostawiłaś dla niego całe swoje życie. A jeśli on nie jest gotowy na taką odpowiedzialność?

– Nie, nie… – przerwałam jej szybko. – On jest tylko zmęczony. Naprawdę go znam.

Sama nie byłam pewna, czy w to wierzę, czy tylko chcę wierzyć. Wróciłam do pustego mieszkania i długo wpatrywałam się w telefon, czekając, aż odezwie się choć krótkim: „Dobranoc”. Nie napisał nic.

Nie mogłam już udawać

Tamtego wieczoru nie zapomnę nigdy. Paweł przyszedł późno, wyglądał na zmęczonego, ale ja wiedziałam, że to coś więcej. Odkładał spotkania, unikał rozmów, a kiedy już był obok mnie, miał w sobie chłód, którego wcześniej nie znałam. Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole. Nie mogłam już udawać, że wszystko jest dobrze.

– Powiedz mi, czy coś się zmieniło – zaczęłam cicho, ale głos drżał mi coraz bardziej. – Czuję, że oddalasz się ode mnie.

Spojrzał na mnie, jakby wreszcie zebrał się w sobie, by powiedzieć to, co od dawna wisiało w powietrzu.

– Nie jestem gotowy na związek – odparł bez emocji. – To była pomyłka.

Te słowa spadły na mnie jak cios. Czekałam, że doda coś jeszcze, że może spróbuje złagodzić to, co właśnie powiedział. Ale on tylko odchylił się na krześle i spuścił wzrok, jakby chciał, żebym przyjęła to do wiadomości i więcej nie pytała.

– Pomyłka? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Rzuciłam wszystko, żeby być tutaj. Zostawiłam pracę, przyjaciół… Zrobiłam to dla nas.

– Nie prosiłem cię o to – odpowiedział zimno.

Serce ścisnęło mi się tak mocno, że nie mogłam złapać oddechu. W jednej chwili cały świat, który sobie zbudowałam w wyobraźni, runął. Patrzyłam na niego, a on był obcy. Już nie ten sam, który pisał do mnie codziennie i obiecywał, że życie razem ma sens. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale w gardle miałam tylko łzy i gorzki smak upokorzenia.

On nie był tego wart

Kiedy wyszedł, w mieszkaniu zapadła cisza tak gęsta, że aż dzwoniła w uszach. Usiadłam na podłodze i patrzyłam na walizkę, której nawet nie zdążyłam całkiem rozpakować. Pomyślałam, że to ironia – pakowałam ją z nadzieją, że zaczynam nowe życie, a teraz wyglądała jak przypomnienie, że mogę w każdej chwili spakować się z powrotem.

Przez kolejne dni chodziłam bez celu po mieście. Wcześniej każde miejsce wydawało się fascynujące, a teraz wszystko straciło barwy. Wracałam do pustego mieszkania, gdzie jedynym dźwiękiem był stukot rur i trzask drzwi od sąsiadów. Miałam coraz mniej pieniędzy, bo przecież rzuciłam pracę, licząc, że znajdę coś na miejscu, a teraz brakowało mi siły, by wysłać choć jedno CV. Zadzwoniłam do Ani.

– Kasia, on nie był tego wart – powiedziała stanowczo. – Wracaj do siebie. Masz tutaj mnie, znajomych, rodzinę. Zaczniesz od nowa, jakoś się ułoży.

– Nie mogę tak łatwo się poddać – odpowiedziałam, choć głos mi się łamał. – To ja wybrałam tę drogę. Muszę jakoś przez nią przejść.

– Ale po co? – dopytywała. – Masz się tułać sama w mieście, którego nie znasz, dla faceta, który cię zostawił?

Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Wiedziałam, że ma rację, a jednak coś we mnie mówiło, że jeśli wrócę od razu, będę czuła się jak tchórz. Jak ktoś, kto nie potrafił nawet ponieść konsekwencji własnych decyzji. Wieczorami siedziałam na łóżku, owinięta kocem, i myślałam o tym, jak bardzo różni się życie od marzeń. Zrozumiałam, że odwaga może mieć wysoką cenę.

Musiałam wziąć się w garść

Po tygodniach spędzonych w zamknięciu zmusiłam się, by wstać wcześniej i wyjść z mieszkania. Nie miałam już pieniędzy na czekanie, aż samo się ułoży. Gdy wróciłam, usiadłam przy komputerze i zaczęłam szukać ofert pracy. Wysyłałam zgłoszenie za zgłoszeniem, nawet tam, gdzie wiedziałam, że moje szanse są minimalne. Ważne było tylko to, by coś się zmieniło. Któregoś dnia na klatce spotkałam sąsiadkę z naprzeciwka. Starsza kobieta z torbą zakupów spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.

– Panno Kasiu, widać, że ci ciężko – powiedziała, odkładając siatki na podłogę. – Ale może to początek czegoś innego?

Zaskoczyło mnie, że zna moje imię. Musiałam kiedyś przedstawić się w biegu, ale nie pamiętałam tego momentu.

Na razie czuję tylko pustkę – przyznałam. – Ale muszę coś robić, bo inaczej się rozsypię.

– Każdy kiedyś zaczynał od zera – odparła spokojnie. – Ważne, żeby nie zatrzymywać się w miejscu.

Jej słowa zabrzmiały prosto, a jednak trafiły do mnie bardziej niż wszystkie rady, jakie do tej pory słyszałam. Poczułam, że muszę spróbować, nawet jeśli upadnę jeszcze nie raz. Wracałam do domu i obiecałam sobie, że nie wyjadę od razu. Chciałam sprawdzić, czy potrafię udźwignąć to, co sama na siebie narzuciłam. Wiedziałam, że już nic nie będzie takie jak dawniej, ale jeśli mam zostać, to muszę nauczyć się żyć na własnych warunkach, bez złudzeń i bez cudzych obietnic.

Nie było happy endu

Patrząc wstecz, widzę dziewczynę, która była gotowa rzucić wszystko dla jednego uczucia. Wtedy wydawało mi się, że odwaga polega na tym, by skakać w nieznane, by ryzykować wszystko dla miłości. Teraz wiem, że prawdziwa odwaga zaczyna się dopiero wtedy, gdy trzeba podnieść się po upadku. Paweł zostawił mnie z pustymi rękami, ale nie żałuję, że spróbowałam. Przynajmniej wiem, jak to jest iść za głosem serca, nawet jeśli prowadzi on w ślepą uliczkę. Bolało jak nic wcześniej, ale ból w końcu ustąpił miejsca zrozumieniu.

Nie każda odwaga się opłaca. Nie każda miłość zasługuje na poświęcenie. Ale dzięki temu doświadczeniu zaczęłam inaczej patrzeć na siebie. Wiem, że nie mogę budować życia na cudzych obietnicach. Muszę nauczyć się ufać przede wszystkim sobie. Kiedyś wrócę do rodzinnego miasta. Może za miesiąc, może za rok – nie wiem. Teraz chcę jeszcze spróbować ułożyć sobie coś tutaj. Nie dlatego, że trzymam się wspomnień o nim. Dlatego, że chcę udowodnić samej sobie, że potrafię przetrwać. Nie doczekałam się bajki ani happy endem. Zamiast tego dostałam lekcję, która kosztowała mnie bardzo wiele, ale sprawiła, że dorosłam. Już nie marzę o księciu z Internetu. Marzę o tym, by nigdy więcej nie zdradzić samej siebie.

Katarzyna, 25 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama