Reklama

Kiedyś taki nie był

Mój mąż nie jest ideałem, daleko mu do tego. Kiedyś patrzyłam na to inaczej, a może po prostu byłam ślepa na jego wady… Zależało mi na tym, aby nasze małżeństwo układało się dobrze. Mimo tego, jaki jest teraz świat, marzyłam o tym, żebyśmy byli razem już na zawsze i żeby nasza relacja kwitła z dnia na dzień.

Reklama

Niestety, nic z tego nie wyszło. Teraz mam już stuprocentową pewność. Seweryn zrobił na mnie na początku piorunujące wrażenie. Może nie był jakoś niewiarygodnie przystojny, ale wyglądał rewelacyjnie. Słusznego wzrostu, smukły, skóra zawsze wręcz czekoladowa od opalenizny. Włosy w kolorze mocnej kawy, krótko ścięte, ubrania nowoczesne, ale bez przesadnego szpanu.

Na tle naszych wspólnych znajomych, ich przelotnych zainteresowań i ciągłego podążania za trendami, sprawiał wrażenie faceta nad wyraz solidnego i co ważne – dobrze ustawionego. Zaliczył prawo i błyskawicznie piął się po kolejnych szczeblach zawodowej kariery, osiągając sukcesy jeden za drugim.

Przyklęknął na jedno kolano i poprosił o moją rękę, co totalnie mnie zaskoczyło i wzruszyło. Co więcej, poszedł do mojego taty, żeby uzyskać jego błogosławieństwo na nasz związek małżeński. To wszystko przypominało scenę rodem z jakiejś staromodnej powieści.

– Nieważne co przyniesie los, zawsze będziemy trzymać się razem.

Zobacz także

– Ale co takiego złego może nas w ogóle spotkać? – zdziwiłam się. W odpowiedzi posłał mi uśmiech i czule pogłaskał po głowie.

– Dobrze mówisz, kochanie. Nic złego się nam nie stanie, dopóki będziemy pielęgnować naszą miłość.

On jest taki chamski...

Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, te patetyczne gesty irytują mnie, ale w tamtym momencie dodawały mi pewności siebie. „Nie martw się, kruszynko, jesteś pod dobrą opieką” – powtarzałam w myślach. Dzięki wsparciu rodziców Seweryna przy kupnie lokum, od razu zamieszkaliśmy w przestronnym mieszkaniu z antresolą, które miało ponad sto metrów kwadratowych i znajdowało się na świeżo wybudowanym osiedlu.

– I jak tam? Podoba ci się?

– Jest po prostu niesamowite – odpowiedziałam z ogromnym entuzjazmem.

– A wiesz dzięki komu to wszystko masz?

– Dzięki tobie.

– No i kto jest twoim kochanym małżonkiem?

– Oczywiście, że ty.

Następnie nadeszła chwila radości związana z zakupami, w które jednak wkradł się cień goryczy. Seweryn miał bardzo wygórowane wymagania odnośnie towarów. Parę razy poczułam zażenowanie i chęć, by zapaść się pod ziemię, kiedy docierał do mnie sposób, w jaki odzywał się do obsługi sklepów.

– Proszę pana, chyba coś się panu pomyliło. Jak pan śmie podsuwać mi tego typu rzeczy? Przecież chyba jasno się wyraziłem, nie? Towar ma być z najwyższej półki. Mam nadzieję, że pan wie, co oznacza sformułowanie „z najwyższej półki”?

Spoglądałam ukradkiem na przerażonego młodzieńca, posyłając mu pełne skruchy spojrzenia, jakby chcąc przekazać, że jest mi niezmiernie przykro, ale cóż poradzić, taki już jest mój małżonek. Szybko jednak o tym zapominałam, gdyż mieszkanie, które zapełnialiśmy meblami wybranymi przez Seweryna, stawało się coraz piękniejsze.

Moi znajomi byli zbyt biedni

Wieczorami zasiadaliśmy w tym cudownym wnętrzu, podziwiając nasz dom, nasze sprzęty i siebie nawzajem.

– I jak, czujesz się usatysfakcjonowana?

– No jasne, w stu procentach!

– Jeszcze tylko parę pierdółek do ogarnięcia i możemy organizować imprezę dla naszej paczki.

– Już nie mogę się doczekać miny Krystyny, jak to wszystko ogarnie wzrokiem. Oczy jej wyjdą na wierzch z wrażenia.

– Wiesz, skarbie, nie jestem przekonany, czy zaproszenie Krystyny to najlepszy pomysł. Sama rozumiesz, że pojawią się tutaj znaczące persony, od których zależy moja przyszłość zawodowa. Wolałbym nie mieszać tych klimatów.

– Słuchaj, ale z tego co pamiętam, to miała być impreza dla naszych najbliższych znajomych...

– No tak, ale Krystynę możesz zaprosić w każdej chwili, kiedy tylko zechcesz. Ja mam na myśli takie bardziej wytworne i gustowne przyjęcie.

– Zaraz, zaraz... Sugerujesz, że Kryśka nie pasuje do twojego wyobrażenia o elegancji?

– Nie udawaj, że nie rozumiesz, o co mi chodzi i daruj sobie te dyskusje. Możesz sobie utrzymywać kontakty z kim tam chcesz, ale jeśli idzie o sprawy dotyczące naszej przyszłości, to pozwól, że ja będę tym, który zdecyduje kogo i kiedy zapraszamy do naszego domu.

– A co z mamą i tatą? Jakoś się wpasują?

– Kochanie, wiesz przecież, że świetnie się z nimi dogaduję. Na pewno ich zaprosimy i urządzimy fantastyczne spotkanie w rodzinnym gronie, ale teraz wiesz, wydaje mi się, że nawet oni czuliby się nieco niezręcznie.

Moja mama mnie nie rozumie

W tamtym momencie po raz pierwszy pomyślałam, że mogłam się pomylić, zostając żoną Seweryna. Wspomniałam nawet coś o tym mamie, ale od razu zaczęła na mnie naskakiwać, mówiąc, że niejedna dziewczyna dużo by dała, żeby być na moim miejscu.

– Daj spokój, Ula! Masz wspaniałego faceta, cudowne mieszkanie, a Seweryna czeka świetlana przyszłość. Spójrz na moje życie, co ja osiągnęłam? Do czego doszedł twój ojciec? Wstyd mi zapraszać znajomych, bo każdą wolną złotówkę twój ojciec pakuje w ogródek działkowy. To jak wrzucanie pieniędzy do studni bez dna.

– Ale tata uwielbia tę działkę!

– No i w tym problem. Obawiam się, że ta działka jest dla niego ważniejsza niż my. Ale co mogę z tym zrobić? Teraz to już nic. Kiedyś byłam zbyt naiwna, by to dostrzec.

– Mamo, przestań tak gadać.

– To nie wywołuj wilka z lasu przez te swoje głupie humory. Seweryn to prawdziwy skarb, który ci się trafił, więc to doceniaj i nie schrzań tego.

Później odbyło się wytworne przyjęcie. Seweryn stanowczo zaprotestował, kiedy zaproponowałam, że coś ugotuję

– Nawet nie myśl o tym, skarbie. Moja księżniczka nie będzie stała przy garnkach, załatwiłem najlepszą obsługę cateringową w całej okolicy. Idziemy na całość, kochana. Podoba ci się ten pomysł?

– No tak... chyba – wymamrotałam pod nosem, bo w głowie już mi się rodziły różne kucharskie wizje.

Nie ma takiej opcji, dam sobie radę. Powiem Kryśce i koleżankom, żeby wpadły i wtedy poczęstuję je tym, co sama przygotuję.

Nie poznawałam go

Znajomi pojawiali się i znikali, a ja ze zgrozą dostrzegłam, jak mój małżonek przy nich przeistacza się z „mojego kochanego Sewerynka” w przerażającą figurę niczym z jakiegoś serialu zza oceanu o bogaczach z Miami. Sam sobie dolewał whisky, rozprawiając nad jej walorami smakowymi, odpalił cygaro i zasmrodził nim pół chaty.

Ton jego głosu stawał się coraz donośniejszy, momentami przeradzając się w przesadzone wybuchy śmiechu. W stosunku do części osób przyjmował postawę pełną wyższości, a wobec pozostałych zachowywał się niczym maleńki szczeniak, od czasu do czasu tylko cicho poszczekując. Nic z tych rzeczy nie było dla mnie zrozumiałe, nie miałam ochoty z nikim wdawać się w pogawędki, wszystko straciło swój smak. W końcu ostatni goście opuścili nasze progi. Mój ekscentryczny małżonek ledwo trzymał się na nogach, kompletnie zalany w trupa.

– I co? Dobrze się bawiliśmy, no nie? Zauważyłaś te maślane oczy Adama, kiedy patrzył na mój obrazek? Świetny plan z tym artystą, co? Te gnoje jeszcze nie kumają, kto tu rządzi. Ale wkrótce się przekonają. Jeszcze im damy popalić, no nie, kochanie? Ja i ty, moja mała księżniczko. Same złamasy dookoła… Tylko Ernest jest spoko… jedyny taki. Będę się go trzymał blisko…

– Skup się lepiej na trzymaniu barierki, bo zlecisz z tych schodów i się połamiesz.

– Moja królowa Ula…

Następnego dnia, gdy obudził się z bolącą głową, oznajmił mi, abym dała sobie spokój ze sprzątaniem, ponieważ ma przyjść Halina – Ukrainka, która dba o porządki w domu jego rodziców.

– Niech te rączki sobie odpoczną – rzekł całując czule obie moje dłonie.

– Dzień dobry, przyszłam posprzątać u pana Seweryna, jest może w domu?

– Witam serdecznie, proszę wejść. Mam na imię Ula.

– Galina.

– Bardzo mi miło panią poznać, pani Galino.

– Proszę spojrzeć, panna Halina już dotarła. Halinko, może od razu weźmiesz się do roboty, bo niezły bajzel tu mamy po wczorajszym.

– Oczywiście, panie Sewerynie...

– Jak skończysz, to zerknij sobie do lodówy, tam są rarytasy z bankietu. Warto się poczęstować.

– Pomyślałam, że może coś ugotuję – zaproponowałam.

– Daj spokój, skoczymy razem na jakiś obiadek.

Była dla niego nikim

Galina przebrała się w roboczy strój i zabrała do sprzątania, a ja udałam się na piętro, do pokoju Seweryna, gdzie dochodził do siebie po imprezie.

– Czemu zwracasz się do niej per Halinka? Przecież ona ma na imię Galina.

– No ale po naszemu to będzie Halina, zgadza się? Jesteśmy w Polsce i jak ktoś tu przyjeżdża, to nie powinien być zaskoczony, że zwracamy się do niego w naszym języku.

– Czyli rozumiem, że gdyby Janek z Polski pojechał do Niemiec, to nie powinien dziwić się, że jego niemiecki przełożony będzie na niego wołał Hans albo Johann, mam rację?

– Czego się tak czepić od samego rana?

– A czemu zwraca się do ciebie per „pan”, a ty mówisz jej na „ty”?

– Uspokój się, Ula. W taki właśnie sposób zwraca się do personelu domowego, czyż nie?

To nie jest twoja służka! Jest u ciebie zatrudniona.

– No właśnie. Jest zatrudniona jako gosposia. Więc jestem dla niej „panem Sewerynem”. Tak to funkcjonuje w cywilizowanym społeczeństwie.

– W twoim świecie może tak być, ale u mnie sprawa wygląda całkiem odmiennie. Ludzie zwracają się do siebie oficjalnie przez „pan” i „pani” albo mówią sobie po imieniu.

– Cóż, to tylko pokazuje, że masz jeszcze sporo do przyswojenia.

– Nie wiem, czy potrzebuję takich nauk.

– Słuchaj, Ula, jestem tobą rozczarowany. Patrząc na twoich bliskich, wcale mnie to nie zaskakuje. Wyciągam do ciebie pomocną dłoń, a ty ją odtrącasz. Nie mam pojęcia, co ci się poprzestawiało pod sufitem. Przyjaciółki ci zazdroszczą i dlatego cię podpuszczają, mam rację?

Można tak w kółko wymieniać takie sytuacje. Niektórzy pewnie stwierdzą, że to błahostki, jakieś nieistotne zdarzenia, że za bardzo się przejmuję. Niewykluczone, że mają rację. Ale jedno wiem jak nic innego na świecie. Przez te niby duperele moje życie staje się nie do zniesienia.

Od tamtego momentu stałam się bardzo ostrożna. Wychwytuje w tonie głosu Seweryna każde kłamstwo, nawet najdrobniejszą nutę arogancji czy służalczości. Dostrzegam jego niespokojne, chciwe spojrzenie, lecz niewiele w nim pozytywów. Bez przerwy zastanawiam się, co takiego się wydarzyło, że wcześniej tego nie zauważyłam, kiedy mogłam jeszcze to wszystko rzucić i odejść. Strasznie się tym zadręczam, ale rzeczywistość jest brutalna: nie mam dokąd pójść.

Reklama

Urszula, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama