„Sądziłam, że szef mnie nie cierpi, bo zawsze unika ze mną kontaktu. Gdy odszedł z firmy dowiedziałam się, dlaczego”
„Ponownie zabrałam się za pisanie, gdy nagle zastygłam w bezruchu z dłońmi uniesionymi nad klawiszami, ponieważ uświadomiłam sobie, że… Tomasz chyba pierwszy raz spojrzał mi prosto w oczy! A przecież znamy się blisko dwa lata!”.
Już od samego rana dało się wyczuć, że w pracy dzieje się coś niezwykłego. Nie miałam zielonego pojęcia, co jest grane, aż do momentu, gdy poszłam do kuchni zaparzyć sobie kawę.
– Wiesz, co się stało? Tomasz złożył dzisiaj wypowiedzenie! – zaskoczyła mnie wieścią koleżanka z biura. – Ludzie gadają, że dostał jakąś kuszącą ofertę od firmy z branży.
– Naprawdę? – nie kryłam swojego zdziwienia.
Nie lubiłam go
Tomasz był moim szefem. Nie darzyłam go sympatią, z wzajemnością zresztą. Sprawiał wrażenie sztywniaka, mówił zawiłym językiem i podczas rozmowy nigdy nie utrzymywał kontaktu wzrokowego. Inni współpracownicy widzieli go w zupełnie innym świetle – cieszył się powszechną sympatią, co tłumaczyło ogólne poruszenie.
– Tomasz w klubie organizuje pożegnalną imprezę. Każdy dostał zaproszenie! – kontynuowała Edyta. – Na pewno będzie super!
Zdobyłam się na uprzejmy uśmiech, ale w głębi duszy stwierdziłam: „Nie ma mowy, żebym tam poszła!”.
W dzień eventu już od południa widać było, że wszyscy są nieco podenerwowani. Parę koleżanek cichaczem wymknęło się do salonu fryzjerskiego. Należałam do nielicznego grona, które nie plotkowało z entuzjazmem o nadchodzącej imprezie.
Po obiedzie biuro zaczęło się wyludniać, aż w końcu na całym piętrze zostałam tylko ja. „Świetnie. Przynajmniej w ciszy i spokoju skończę to, co mam do zrobienia, dzięki czemu jutro będę miała mniej roboty” – przeszło mi przez myśl, kiedy moje palce zwinnie przeskakiwały po klawiszach. Byłam tak pochłonięta pisaniem, że nawet nie zauważyłam, gdy do pokoju wkroczył Tomasz.
Był dziwakiem
– Liczę na to, że zjawisz się w klubie – niespodziewanie powiedział, co sprawiło, że drgnęłam na krześle.
– Ależ mnie wystraszyłeś! – odparłam z naganą. – Mało brakowało, a wyskoczyłabym ze skóry!
– Wybacz, nie chciałem doprowadzić do tego, że serce zacznie ci walić jak oszalałe. Zależało mi tylko na upewnieniu się, czy się pojawisz.
– Raczej tak – odpowiedziałam zdawkowo, posyłając mu przelotny uśmiech.
Miałam stuprocentową pewność, że gdy tylko wyjdzie z pokoju, wyparuje mu z głowy moje istnienie. Nie spędzi nawet sekundy, rozmyślając o mojej osobie. Wśród całej zgrai osób, z którymi kiedyś pracował, kompletnie nie zwróci uwagi na moją nieobecność.
– Liczę, że dotrzymasz danego słowa! – rzucił na odchodne i ruszył w swoją stronę.
Zrobiłam głęboki wdech. Dziwne uczucie mnie ogarnęło, gdy tak zostaliśmy sami w opustoszałym biurze. Coś się zmieniło…
Ponownie zabrałam się za pisanie, gdy nagle zastygłam w bezruchu z dłońmi uniesionymi nad klawiszami, ponieważ uświadomiłam sobie, że… Tomasz chyba pierwszy raz spojrzał mi prosto w oczy! A przecież znamy się blisko dwa lata! „I co z tego?” – od razu skarciłam się w myślach. „To nieważny drobiazg”.
Ale mnie wystraszył!
Przez kolejne półtorej godziny zrobiłam o wiele więcej niż zwykle przez cały dzień. Nikt nie zawracał mi głowy, nie zagadywał ani nie namawiał na przerwę kawową. Telefony milczały jak zaklęte. W pewnym momencie stwierdziłam, że przesada nigdy nie wychodzi na dobre i czas wracać do siebie. Chwyciłam swoją torbę i ruszyłam w stronę windy. Przyjechała w mgnieniu oka, drzwi rozsunęły się i nagle…
– Aaaaaa! – wrzasnęłam przerażona.
W windzie czekał Tomek!
– Chyba chcesz, żebym padła na zawał! – wykrzyknęłam w jego stronę.
On jednak stał jak słup soli, wpatrując się we mnie.
– No i co, wysiadasz czy nie? – w końcu spytałam.
– Nie, jadę razem z tobą – odrzekł.
– Czyli zjeżdżasz na parter, dobrze rozumiem?
– Dokładnie – przytaknął skinieniem.
„Ale dziwne” – przeszło mi przez głowę, gdy wchodziłam do windy, stając tuż przy Tomaszu. Drzwi zamknęły się, cicho skrzypiąc. Ani on, ani ja nie nacisnęliśmy żadnego przycisku, a kiedy dotarło do nas, że wciąż jesteśmy na piętnastym piętrze, oboje równocześnie ruszyliśmy ręką w stronę panelu. Nasze palce zetknęły się na przyciskach, a potem błyskawicznie się cofnęły, jakby poraził je prąd.
O co mu chodziło?
– Sorry! – wykrzyknęliśmy w tym samym momencie.
No i nagle coś się wydarzyło, kiedy winda zaczęła jechać. Trudno powiedzieć, czy to przez to, że w tym samym momencie wcisnęliśmy przycisk, czy może przez coś zupełnie innego. W każdym razie winda totalnie oszalała i… utknęła pomiędzy kondygnacjami! Gdy nami szarpnęło, popatrzyliśmy na siebie ze zdziwieniem.
– Nie jedziemy dalej – stwierdziłam błyskotliwie, przerywając ciszę. – I co teraz będzie?
– Gdzieś tutaj powinien być przycisk alarmowy – Tomek obejrzał panel sterowania. – Spokojnie, za chwilę ktoś nas stąd wyciągnie.
Wcisnął przycisk i rozległ się alarm, głośny jak syrena strażacka. Ochroniarz musiał mieć niezłe problemy ze słuchem, bo dopiero po dłuższej chwili, zasapany jak po maratonie, dotarł do drzwi. Widać schody dały mu nieźle popalić.
– Halo, ktoś tu jest? – zaczął energicznie pukać do drzwi.
– Tak, jesteśmy tu! – odpowiedzieliśmy głośno jednocześnie. – Niech pan załatwi jakąś pomoc!
– No dobra, ale to chwilę zajmie!
– Przyjdzie pan do nas z powrotem i powie za ile, okej? – zapytałam nerwowo.
Co za pech!
W jednej chwili dotarło do mnie, że zaklinowałam się na dwóch metrach kwadratowych razem z moim eks szefem. Niezbyt komfortowe położenie, nie ma co.
– Nim winda zjedzie na parter i z powrotem, minie wieczność! – zauważył Tomasz, kiedy odgłos kroków strażnika zanikł.
Również zdawałam sobie z tego sprawę i czułam, jak ta myśl mnie przeraża. On natomiast rozluźnił krawat i… wyszczerzył się w moją stronę! „Całkiem ładny ma uśmiech” – zdziwiłam się w duchu. Następnie, tuszując zakłopotanie, odparłam:
– Zdaje się, że omija cię twoja własna impreza!
– Mało mnie to obchodzi, skoro brakuje tam również kogoś, kto jest dla mnie najważniejszy! – odpowiedział.
– Oho! – bąknęłam, zaintrygowana, o kim wspomina. „Czyżby mojemu chłodnemu przełożonemu faktycznie ktoś był bliski?”.
– Pechowo się złożyło, że postanowiłeś wrócić do firmy – zauważyłam, nie potrafiąc dłużej znosić ciszy i wzroku Tomka.
– Osobiście uznałbym to za wyjątkowy łut szczęścia – stwierdził opanowanym tonem.
Zrobiło mi się trochę dziwnie
– Dlaczego jesteś tak późno w pracy? – zagadnęłam go.
– Chciałem cię znaleźć – odpowiedział.
Odruchowo przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej, czując, że moje serce galopuje jak szalone.
– Pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy, miałem pewność, że wywrócisz moje życie o sto osiemdziesiąt stopni – powiedział Tomasz. – No i faktycznie tak się stało. Ale pracowałaś pode mną, a ja kieruję się pewnymi regułami. Próbowałem myśleć o tobie tylko w kontekście profesjonalnej pracownicy, a nie jako o najcudowniejszej istocie na całym globie. Mimo to obawiałem się, że kiedy tylko na ciebie spojrzę, to, co czuję będzie widoczne jak na talerzu.
Miałam wrażenie, że lada moment zemdleję. „Chyba właśnie wyznał mi miłość, a ja…”.
– Robi się duszno! – powiedziałam cicho i poczułam, jak nogi się pode mną uginają. Wpadłam wprost w objęcia Tomka.
Gdy nadeszła pomoc, byliśmy ostatnimi osobami na świecie, które tego chciały. Przytulając się i całując, moglibyśmy tkwić w tej windzie aż po kres wszechświata.
Magdalena, 32 lata