Reklama

Trudno było w naszej szkole o bardziej zgranych kumpli niż my. Razem staraliśmy się uwodzić laski, bywaliśmy na imprezach, wspólnie wkuwaliśmy przed sprawdzianami. Mieliśmy w planach, że po zdaniu matury wybierzemy się na te same studia, a później zdobędziemy cały świat.

Reklama

Nasze plany się zmieniły

Z tych zamierzeń nic nie wyszło, niestety. Kiedy chodziłem do ostatniej klasy ogólniaka, moja dziewczyna Paulina zaszła w ciążę i na świat przyszedł nasz synek Piotrek. Ekspresowy ślub i równie błyskawiczne poszukiwania pracy, bo przecież musiałem jakoś zadbać o rodzinę.

Podczas gdy Konrad aplikował na studia, ja rozsyłałem CV do następnych potencjalnych szefów. Ostatecznie udało mi się załapać do małej, ale prężnie działającej hurtowni spożywczej.

Robota dawała się we znaki, ale mój przełożony był w porządku jeśli chodzi o wypłatę. Nie musiałem się martwić, że rodzina będzie klepać biedę. Czas leciał. Mój syn skończył szkołę i zatrudnił się w dużej firmie. Miał dryg do interesów i głowę na karku, więc błyskawicznie piął się w górę.

Miałem plan, że gdy Piotrek trochę podrośnie i Paulina wróci do pracy, to może spróbuję ze studiami zaocznymi, a później poszukam czegoś ciekawszego do roboty. Jednak wszystko szlag trafił. Paulina znowu zaszła w ciążę i na świat przyszły bliźniaki: Karolek i Małgosia.

Zobacz także

Gdy mój przyjaciel piął się po szczeblach kariery i przenosił do większego gabinetu, ja tyrałem po godzinach, żeby wyżywić gromadkę swoich dzieci. Kiedy on wylegiwał się na plaży na Bali, ja główkowałem, czy będzie mnie stać, żeby zabrać bliskich choć nad jakieś mazurskie jezioro. Nasze ścieżki coraz bardziej się rozjeżdżały.

Utrzymywaliśmy kontakt

Nie powiem, dalej do mnie dzwonił, namawiał na wspólne wypady na piwo, ale jakoś coraz mniej miałem na to ochotę. Przy nim czułem się jak jakiś ubogi krewny, szary, niewiele znaczący człowieczek. I coraz bardziej mnie to wkurzało i gryzło. Szczególnie gdy chwalił się, jakie to sukcesy odnosi w pracy, ile kasy zarabia i dokąd jeździ na wakacje.

Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie jedno pytanie – co sprawia, że on wciąż chce się ze mną zadawać? Przecież dzieliło nas już tak wiele spraw. Ta myśl nie dawała mi spokoju, więc pewnego dnia wieczorem zdecydowałem, że muszę o tym pogadać z moją żoną.

– Serio nie masz pojęcia? Przecież to oczywiste! On puszy się jak paw. W tej firmie roi się od takich kolesi. A przy tobie ma okazję popisać się i udowodnić swoją wyższość – oznajmiła.

– Myślisz, że o to chodzi? – bąknąłem.

– Jasne jak słońce. Daj sobie lepiej z nim spokój. Po co masz się zamartwiać? Dla mnie i tak jesteś numerem jeden, radzisz sobie doskonale i można na tobie polegać. To się powinno dla ciebie liczyć – wtuliła się we mnie.

Doceniłem te słowa. Koledzy z pracy regularnie narzekali na swoje małżonki. Użalali się, że one wytykają im lenistwo oraz krytykują poziom dochodów. Za to moja zona szanowała zarówno mnie, jak i to, co posiadamy. W następstwie owej rozmowy z moją żoną znacznie ograniczyłem kontakty z kumplem.

Byłem nim zmęczony

Ilekroć dzwonił, sugerując wyjście, tłumaczyłem się nadmiarem obowiązków, koniecznością zabrania dzieci do piaskownicy czy pediatry albo potrzebą odebrania ich ze żłobka bądź podstawówki. Z początku podchodził do tego wyrozumiale, jednak pewnego dnia stracił cierpliwość.

– Wiesz co, mam już naprawdę powyżej uszu tych twoich wymówek – warknął do telefonu.

– O jakich wymówkach ty mówisz? Ja, w odróżnieniu od ciebie, mam bliskich i masę rzeczy do zrobienia w domu – zirytowałem się.

– Spoko. To w tej sytuacji nie będę ci już więcej zawracał gitary. Jak znajdziesz chwilę i będziesz chciał się spotkać, to daj cynk. Wiesz, gdzie dzwonić – odpowiedział.

– Okej. Może na początku kolejnego tygodnia – rzuciłem.

Rzecz jasna nie oddzwoniłem. Ani w następnym tygodniu, ani potem. Nadal rozbrzmiewały mi w głowie wypowiedziane przez moją ukochaną słowa.

Raz po raz pojawiało się w mojej głowie poczucie, że to nie jest całkowicie zgodne z prawdą, ale zaraz je odganiałem. Pogodziłem się z faktem, że żyjemy w dwóch różnych rzeczywistościach, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Stopniowo zacierała się w mojej pamięci osoba starego kumpla.

Mój świat się zawalił

Jednak okoliczności zmusiły mnie, bym o nim pomyślał. Zdarzyło się to zaraz po tym, jak wróciłem z wakacji. Przekroczyłem próg firmy i momentalnie wyczułem, że dzieje się coś niepokojącego. Zazwyczaj powracających z urlopu witano entuzjastycznie. Tym razem współpracownicy siedzieli ponurzy, spuściwszy głowy.

– Czemu macie takie pochmurne miny? Ktoś umarł? – próbowałem zażartować.

– Owszem. Nasze przedsiębiorstwo. Szef popadł w ruinę finansową. Lądujemy na bruku. Łącznie z tobą – usłyszałem w odpowiedzi.

Nie zdążyłem jeszcze otrząsnąć się z tej nowiny, a już ściskałem w dłoni wypowiedzenie. Ta nagła wiadomość o zwolnieniu z pracy kompletnie mną wstrząsnęła. Nie było jednak czasu na roztkliwianie się nad sobą. Na mojej głowie spoczywał obowiązek utrzymania rodziny. Paulina co prawda była zatrudniona, ale tylko na pół etatu. Jej zarobki ledwo pokrywały czynsz za mieszkanie. A co z resztą wydatków?

Od razu ruszyłem z poszukiwaniami nowej posady. Rozsyłałem CV, stawiałem się na rozmowach kwalifikacyjnych, ale za każdym razem wracałem do domu z niczym. Nie chodziło o to, że nie otrzymywałem żadnych ofert. Wręcz przeciwnie, dostawałem propozycje. Tyle tylko, że za najniższą krajową. Ledwo by starczyło na podstawowe wyżywienie. Tak mnie to przygnębiło, że zdecydowałem się pożalić żonie.

Byłem bezradny

– Daj spokój z tym marudzeniem i po prostu nie poddawaj się w poszukiwaniach. A może ktoś z twoich kolegów będzie w stanie ci pomóc? Rozejrzyj się wokół, wykonaj parę telefonów. Przecież z polecenia o wiele prościej jest znaleźć jakąś fajną posadę z przyzwoitą kasą – zaczęła swój wywód.

– Do kogo według ciebie mam wydzwaniać? Ja przecież nie mam żadnych kontaktów, które mogłyby mi coś załatwić! – poczułem narastającą irytację.

Przez dłuższą chwilę pogrążyła się w rozmyślaniach.

– Słuchaj, a co z Konradem?

– Chyba sobie żartujesz. Poszedłem za twoją radą i zerwałem z nim kontakt. Minęło sporo czasu od kiedy się ostatnio widzieliśmy – westchnąłem zrezygnowany, machając ręką.

– Jasne, rozumiem, ale może warto dać mu jeszcze jedną szansę? – drążyła temat.

– Nie, absolutnie nie. Nie mam zamiaru wyjść na idiotę – uciąłem dyskusję.

Perspektywa skontaktowania się z byłym kumplem zupełnie mi nie odpowiadała. Krępowałem się zwrócić do niego po wsparcie. Obawiałem się, że mnie spławi.

W kolejnych tygodniach wciąż intensywnie rozglądałem się za względnie dobrze wynagradzanym zajęciem. Niestety, bezskutecznie. Zbliżał się koniec czasu wypowiedzenia, dostałem ostatnie wynagrodzenie, a wciąż pozostawałem bez roboty.

Schowałem swoją dumę

Zdecydowałem się w końcu wybrać numer do kumpla, choć byłem załamany i zdenerwowany całą sytuacją. Palce mi się trzęsły z nerwów, kiedy wybierałem cyfry na klawiaturze telefonu. Miałem wrażenie, że to moja ostatnia deska ratunku.

Ku mojemu zaskoczeniu Konrad bardzo ucieszył się, że do niego zadzwoniłem. Nie słyszałem z jego strony żadnych pretensji ani podejrzliwych pytań. Od razu powiedział, że chętnie się ze mną zobaczy.

Kiedy w knajpie, gdzieś przy czwartym kuflu, w końcu z trudem wydusiłem, co mnie trapi, od razu skumał, że pilnie potrzebuję jego wsparcia.

– U nas w robocie to raczej nic dla ciebie nie mam. No wiesz, jakby to ująć, nie bardzo się nadajesz – podrapał się po gowie.

– No raczej, nie gadaj jakbym nie wiedział – wyburczałem pod nosem.

– Co ty taki przewrażliwiony? Masz jakieś głupie urojenia czy jak? No co, nic takiego przecież nie powiedziałem. Po prostu na głos kombinuję – zaczął mi się jakoś dziwnie przyglądać. Poczułem się trochę niezręcznie.

– No i co, wpadłeś na jakiś pomysł?

– Jest taki jeden koleś… Ma ogromny skład z częściami samochodowymi. Ostatnio narzekał, że hajs non stop mu znika przez oszustów, których zatrudnia. Szuka jakiejś uczciwej osoby, żeby ogarnęła ten jego interes. I mówił, że sporo za to zapłaci. Interesuje cię taka fucha?

– No jasne. Ale skąd wiesz, że mnie weźmie?

– W sumie to nie mam pewności. Ale jak mu powiem, że się znamy od lat i ręczę za ciebie, to raczej długo się nie będzie namyślał. To co, jeszcze jedno?

– Jasne, stary! – odparłem z uśmiechem na twarzy.

Nie myliłem się ani trochę

Po tej rozmowie wlaliśmy w siebie jeszcze sporo piw, więc kiedy dotarłem do domu, ledwo trzymałem pion. Paulina była trochę wkurzona, ale nie przejmowałem się tym. Byłem zadowolony, że pomimo wahań zdecydowałem się zwrócić do kumpla o wsparcie. Wiedziałem, że mnie nie zostawi na lodzie i faktycznie pomoże mi znaleźć pracę.

Parę dni po tym zdarzeniu dostałem zaproszenie na rozmowę od szefa składu. Nie mam pojęcia, jakich rewelacji na mój temat naopowiadał mu Kondzio, ale po niedługiej rozmowie i rzuceniu okiem na moje CV facet dał mi pracę i zaproponował niezłą kasę. Ledwo przekroczyłem próg, a już dzwoniłem do kumpla.

– Załapałem się na tę fuchę. Dziękuję ci stary! Bez ciebie dalej bym chodził i szukał roboty po mieście!

– Luz, nie dziękuj! W końcu się przyjaźnimy. Przyjaciele zawsze wyciągają do siebie pomocną dłoń. Mam rację? – dotarło do moich uszu.

– No racja – wydukałem i zamilkłem, bo poczułem się głupio, że tak źle myślałem o swoim kumplu.

Niemal rok upłynął od tamtych wydarzeń. W obecnej pracy czuję się jak ryba w wodzie. Prezes mnie chwali, bo wykryłem wszystkich kantujących i biznes kręci się jak nigdy dotąd. No i rzecz jasna, znów widuję się z Konradem. Mimo że nasze pogaduchy nierzadko ciągną się do bladego świtu, Paulina specjalnie nie robi afery. Wprawdzie nigdy się do tego nie przyznała, ale chyba również czuje się głupio…

Reklama

Krystian, 37 lat

Reklama
Reklama
Reklama