„Samotny wyjazd do sanatorium nad Bałtykiem mnie przerażał. Okazało się, że to była najlepsza decyzja w moim życiu”
„Zostałam sama z decyzją, czy pojechać mimo wszystko, czy odwołać wyjazd i zostać w domu. Przez całe dwa dni biłam się z myślami, rozważając wszystkie za i przeciw. Ostatecznie zdecydowałam się wyruszyć do Dąbek. Może ten wyjazd nauczy mnie czegoś o samodzielności. A może tylko poczuję się jeszcze bardziej samotna? Czas pokaże”.

- Redakcja
Cześć, jestem Helena. Mogłabym opisać siebie jako osobę niezależną, przynajmniej taką chciałabym się widzieć. Ale czasami nie jestem pewna swoich decyzji, zwłaszcza jeśli chodzi o podróżowanie w pojedynkę. Miałyśmy z przyjaciółką Moniką jechać na wspólny wyjazd do sanatorium nad Bałtykiem, gdzie planowałyśmy trochę odpocząć i zadbać o zdrowie. Planowanie tej podróży było jak promyk słońca w mojej codziennej rutynie.
Jednak na dwa dni przed wyjazdem Monika zadzwoniła do mnie z wiadomością, która zmieniła wszystko.
– Helena, mam złą wiadomość – zaczęła niepewnie.
– Co się stało? – zapytałam, czując, że coś jest nie tak.
– Nie mogę jechać. Przepraszam, ale mój mąż trafił do szpitala i muszę z nim zostać – wyjaśniła z żalem w głosie.
To był cios. Zostałam sama z decyzją, czy pojechać mimo wszystko, czy odwołać wyjazd i zostać w domu. Przez całe dwa dni biłam się z myślami, rozważając wszystkie za i przeciw. Wiedziałam, że muszę wyjść ze swojej strefy komfortu, ale obawy były zbyt duże.
Ostatecznie, z walizką pełną wątpliwości, zdecydowałam się wyruszyć do Dąbek. Może ten wyjazd nauczy mnie czegoś o samodzielności. A może tylko poczuję się jeszcze bardziej samotna? Czas pokaże.
Czułam się wyobcowana
Po długiej podróży dotarłam do sanatorium, czując się jak ryba wyciągnięta z wody. Miejsce było piękne, to fakt – ciche, z kojącym widokiem na morze, ale mimo to czułam się nieswojo. Pokój, w którym się zakwaterowałam, był przytulny, choć wypełniony ciszą, której nie potrafiłam wypełnić. Otworzyłam okno, a powiew morskiego powietrza lekko złagodził mój niepokój.
Pierwszego dnia poszłam na plażę, mając nadzieję, że szum fal ukoi moje nerwy. Rozłożyłam ręcznik z dala od innych, obserwując z daleka ludzi. Było tam wiele rodzin, par i grup przyjaciół. Wszystko wydawało się takie odległe, jakbym była niewidzialna.
W mojej głowie toczyła się niekończąca się rozmowa.
– Helena, może to był błąd? – zastanawiałam się, patrząc na morze.
– Ale przecież chciałaś spróbować czegoś nowego, nie? – odpowiadałam sama sobie, próbując się pocieszyć.
Podziwiając dzieci budujące zamki z piasku i śmiejące się grupy młodzieży, zaczynałam podważać swoją decyzję. Czy to był właściwy krok? Wyjechać sama, bez wsparcia Moniki? Gdzie tu sens, skoro czuję się tak wyobcowana?
Nadal nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Wieczorem wróciłam do pokoju, z nadzieją, że następny dzień przyniesie coś więcej niż tylko wątpliwości.
Musiałam zebrać się na odwagę
Drugiego dnia obudziłam się zdeterminowana, postanawiając, że spróbuję wykorzystać ten czas jak najlepiej. Wróciłam na plażę, tym razem z lekkim uśmiechem na twarzy, choć wciąż skrytym pod warstwą obaw. Słońce świeciło jasno, a fale łagodnie rozbijały się o brzeg, tworząc idealną scenę na nowy początek.
Spacerując wzdłuż plaży, zauważyłam grupę kobiet, które wyraźnie dobrze się bawiły. Śmiały się głośno, machały rękami, pokazując coś sobie nawzajem. Ich radość była zaraźliwa, choć stałam na uboczu, jak widz oglądający film zza szyby.
– Może powinnam do nich podejść? – zaświtała cicha myśl w mojej głowie.
– A co, jeśli mnie odtrącą? – odpowiedziałam sobie, czując ukłucie niepewności.
Wieczorem, podczas samotnego spaceru po promenadzie, myśli krążyły wokół tego, jak trudno jest mi przełamać swoje obawy i nawiązać nowe znajomości. Próbowałam sobie wyobrazić, co by się stało, gdybym odważyła się podejść do tych kobiet.
– Hej, jestem Helena, mogę się do was przyłączyć? – mruknęłam pod nosem, próbując przećwiczyć potencjalne wprowadzenie.
Na myśl o tym scenariuszu poczułam mieszankę strachu i ekscytacji. Wiedziałam, że muszę się przełamać, ale obawa przed odrzuceniem była silna.
Zakończyłam dzień z postanowieniem, że jutro spróbuję się odważyć. Czy odwaga będzie warta wysiłku?
Przełamałam lody
Następnego dnia zebrałam się na odwagę i postanowiłam podejść do grupy kobiet na plaży. Od rana towarzyszyła mi nerwowość, ale wiedziałam, że jeśli nie zaryzykuję, nigdy nie dowiem się, co mogłoby się wydarzyć. Obserwowałam je przez chwilę z bezpiecznej odległości, a potem, biorąc głęboki oddech, ruszyłam w ich stronę.
– Cześć, jestem Helena – powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie.
Kobiety odwróciły się do mnie z uśmiechami, a jedna z nich, z kręconymi włosami i życzliwym wyrazem twarzy, odpowiedziała:
– Hej, ja jestem Ania, a to Marta, Kasia i Justyna. Siadaj z nami!
Ich otwartość mnie zaskoczyła. Rozmowa toczyła się swobodnie, a ja szybko dowiedziałam się, że spotykają się co roku nad Bałtykiem, mimo że poznały się przez internet. Opowiadały historie o tym, jak każda z nich początkowo miała obawy, ale teraz nie wyobrażają sobie wakacji bez siebie nawzajem.
– Tak, my też na początku byłyśmy nieśmiałe – zaśmiała się Kasia. – Ale teraz to nasz stały rytuał.
Punkt kulminacyjny nastąpił, gdy zaprosiły mnie na wieczorne ognisko. Poczułam mieszankę radości i niepewności, ale zdecydowałam się przyjąć zaproszenie.
– To będzie świetna zabawa, zobaczysz – zapewniła mnie Justyna, widząc moje wahanie.
Wieczorem, z bijącym sercem, dołączyłam do nich na plaży, mając nadzieję, że ten wieczór przyniesie coś więcej niż tylko chwilową radość.
To była dobra decyzja
Ognisko płonęło jasno na tle ciemniejącego nieba, a wokół niego krzątały się kobiety, każda przynosząc coś, co miało umilić wieczór – przekąski, napoje, a przede wszystkim dobry humor. Zasiadłam obok Ani, czując, że to dobry moment, by się otworzyć.
– Dziękuję, że mnie zaprosiłyście – powiedziałam, wpatrując się w migoczące płomienie. – To dla mnie naprawdę ważne.
– Cieszymy się, że do nas dołączyłaś – odpowiedziała Ania z uśmiechem. – Każda z nas kiedyś potrzebowała nowego początku.
Rozmowy przy ognisku toczyły się płynnie. Poruszałyśmy tematy dotyczące samotności, przyjaźni i samodzielności. Marta opowiadała o swojej drodze do niezależności po trudnym rozwodzie, a Kasia o tym, jak zmieniła swoje życie zawodowe wbrew wszystkim przeciwnościom. Każda historia była dowodem na to, że można pokonać swoje lęki i odnaleźć szczęście na własnych warunkach.
Śpiewałyśmy piosenki, a nasz śmiech rozbrzmiewał nad plażą, tworząc melodię beztroski. Czułam się akceptowana i zrozumiana, a to uczucie było jak powiew świeżego powietrza po długim okresie duszności.
– Helena, jesteś teraz jedną z nas – zażartowała Justyna, podając mi pieczoną piankę.
Ognisko było nie tylko źródłem ciepła, ale i nowej energii, którą wchłaniałam z każdym uśmiechem i słowem. Zaczęłam dostrzegać, jak bardzo potrzebowałam tej przyjaźni i jak wiele znaczy dla mnie to doświadczenie. Wtedy zrozumiałam, że decyzja o samotnym wyjeździe była najlepszym, co mogłam dla siebie zrobić.
Odzyskałam pewność siebie
Kolejne dni spędzałam w towarzystwie nowych przyjaciółek, czując się coraz bardziej częścią ich małej społeczności. Każdego ranka spotykałyśmy się na plaży, a potem ruszałyśmy na różne aktywności – wycieczki rowerowe, warsztaty jogi czy po prostu długie spacery brzegiem morza. Każda chwila była pełna śmiechu, rozmów i odkrywania siebie nawzajem.
Podczas jednego z takich spacerów, gdy słońce powoli zachodziło, zatrzymałam się, aby przyjrzeć się odbiciu światła na wodzie. Ania stanęła obok mnie, wpatrując się w tę samą scenę.
– Jak się czujesz po tych kilku dniach? – zapytała.
Zastanowiłam się chwilę, zanim odpowiedziałam.
– Czuję się... odmieniona. Jakby coś we mnie się odblokowało – przyznałam, zaskoczona szczerością swoich słów.
Ania uśmiechnęła się, jakby doskonale rozumiała, o czym mówię.
Dzięki wspólnym rozmowom i wspomnieniom zaczęłam odkrywać w sobie nowe pokłady pewności siebie i zrozumienia dla samej siebie. Nauczyłam się akceptować swoje wady i cieszyć się z małych rzeczy. Było to coś, czego brakowało mi wcześniej, a co odnalazłam dzięki tym kobietom.
Wieczorami, siedząc razem przy kolacji, snułyśmy plany na przyszłość. Rozmawiałyśmy o tym, jak ważne jest mieć przy sobie ludzi, na których można polegać, i planowałyśmy kolejne spotkania.
– Co powiecie na wyjazd w góry za rok? – zaproponowała Kasia, a wszystkie przyjęłyśmy to z entuzjazmem.
Wiedziałam, że ta przyjaźń to coś trwałego, coś, co będę pielęgnować nawet po powrocie do codziennego życia. Wyjazd nad Bałtyk stał się początkiem nowego etapu w moim życiu, pełnego zrozumienia, przyjaźni i nowo odkrytej odwagi.
Pamiętne lato nad Bałtykiem
Kiedy nadszedł czas powrotu z sanatorium, nie mogłam uwierzyć, jak szybko minął ten czas. W drodze powrotnej myślałam o tym, jak bardzo się zmieniłam. Czułam się silniejsza, pewniejsza siebie i gotowa na nowe doświadczenia. Ten samotny wyjazd, który na początku wydawał się przerażający, okazał się jednym z najważniejszych wydarzeń w moim życiu.
Wspomnienia z plaży i wieczornych ognisk zostaną ze mną na długo. Zawiązałam przyjaźnie, które zmieniły mój sposób patrzenia na świat i na siebie. Kiedy wysiadłam z pociągu, czułam się jak nowa osoba. Pojawiła się we mnie pewność, że nawet w samotności potrafię sobie poradzić i że warto jest otwierać się na innych ludzi.
Nieco później, przy kawie z Moniką, opowiedziałam jej o wszystkim.
– Brzmi, jakby to był niesamowity czas – stwierdziła z uśmiechem.
– Tak, to było dokładnie to, czego potrzebowałam – odpowiedziałam, zauważając jak jej oczy błyszczą z radości za mnie.
Wspominałam też o planowanych spotkaniach z nowymi przyjaciółkami, które stały się dla mnie czymś więcej niż tylko towarzyszkami z wakacji. Ich obecność dodała mi skrzydeł i otworzyła oczy na nowe możliwości.
Bałam się zrobić ten krok, ale znalazłam w sobie nowe źródło szczęścia i spokoju. Teraz wiem, że życie to ciągłe poszukiwanie siebie i odkrywanie nowych dróg, a samotne lato nad Bałtykiem stało się początkiem tej podróży.
Helena, 61 lat
Czytaj także:
- „Gdy sąsiad wyznał mi swój sekret aż coś we mnie zadrżało. Mam 56 lat i jeszcze do trumny się nie kładę”
- „Zamknęłam wieko trumny męża i odetchnęłam z ulgą. Nad morzem dostałam wiatru w żagle i nową iskrę”
- „Mój mąż kontrolował mnie jak przedszkolaka. Dopiero przyjaciółka uświadomiła mi, że on wcale nie jest troskliwym misiem”