Reklama

Kiedy po raz pierwszy stanęłam na ganku naszego nowego domu, poczułam się, jakbym otwierała nowy rozdział w życiu. Cichy zakątek pod miastem miał być naszą oazą, miejscem, gdzie z mężem odnajdziemy spokój. Jednak rzeczywistość szybko zweryfikowała moje oczekiwania. Janek, pochłonięty pracą, coraz rzadziej bywał w domu. Częściowo to rozumiałam, bo teraz dłużej dojeżdżał do biura, ale czy na pewno tylko o to chodziło?

Reklama

Wypełniłam sobie czas pracą w ogrodzie, odnajdując w nim namiastkę spokoju, której mi brakowało. Wkrótce jednak, oprócz kwiatów, moją uwagę przyciągnął również sąsiad, Marcin. Początkowe rozmowy o ogrodnictwie i najlepszych nawozach do roślin przerodziły się w coś więcej, coś, co wypełniło pustkę pozostawioną przez nieobecność Janka.

Nie czułam się szczęśliwa

Słońce powoli chowało się za horyzontem, kiedy Janek wszedł do domu, rzucając aktówkę na krzesło w przedpokoju. Próbowałam wyczytać coś z jego twarzy, ale była zmęczona i jakby nieobecna.

– Janek, możemy pogadać? – zapytałam niepewnie.

– O co chodzi? – odpowiedział, otwierając lodówkę.

– O nas. O to, że ostatnio w ogóle się nie widujemy. Ja...

– Karina, wiem, że jesteś w domu cały dzień, ale ja pracuję. Muszę pracować, żebyśmy mogli sobie pozwolić na ten dom – przerwał mi, zanim dokończyłam myśl.

– Ja też pracuję, tylko zdalnie! Ale… co z nami? Naszym małżeństwem? Czuję się jak duch w tym domu – powiedziałam, próbując opanować drżenie w głosie.

– Nie przesadzaj. Masz swój ogród, masz znajomych. Czego jeszcze potrzebujesz? – odburknął, nie odwracając się nawet od lodówki.

– Potrzebuję ciebie, Janek. Muszę wiedzieć, że nasze małżeństwo coś dla ciebie znaczy – odpowiedziałam, czując, jak narasta we mnie frustracja.

Milczał. W ciszy, która zapadła, zdałam sobie sprawę, że ta rozmowa nie zmieni niczego. Jego obojętność była jak mur, którego nie mogłam przebić.

Zaczęłam się zastanawiać, czy mogłabym mieć inne życie. Marcin pojawiał się w moich myślach częściej, niż chciałam przyznać. Z nim czułam się zrozumiana i akceptowana. Jego obecność była jak balsam na moje rany.

Stał się dla mnie kimś więcej

Każdy poranek stawał się dla mnie pretekstem do wyjścia do ogrodu. Tam, między zielenią, odnajdywałam spokój, którego tak bardzo mi brakowało. Pewnego dnia, podczas pielęgnacji róż, zauważyłam Marcina przechadzającego się wzdłuż ogrodzenia.

– Cześć, Karina! Jak idzie z tymi różami? Nawóz działa? – zawołał z uśmiechem.

– Hej! Lepiej niż się spodziewałam. Chcesz zobaczyć? – odpowiedziałam, czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej.

Przeszedł przez furtkę i stanął obok mnie. Jego obecność była jak promień słońca w pochmurny dzień. Zaczęliśmy rozmawiać o nawozach i pielęgnacji roślin, ale z każdą chwilą rozmowa stawała się bardziej osobista.

– Jak się trzymasz? – zapytał nagle, przerywając temat o nowych odmianach kwiatów.

– Różnie. Janek jest ciągle zajęty pracą... – powiedziałam, nie do końca wiedząc, dlaczego dzielę się z nim takimi szczegółami.

Marcin spojrzał na mnie z troską.

– Wiesz, zawsze możesz na mnie liczyć, jeśli potrzebujesz rozmowy – powiedział cicho.

To jedno zdanie zmieniło wszystko. Zdałam sobie sprawę, że Marcin rozumie mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Jego obecność była jak ciepły koc, którym mogłam się otulić.

W miarę jak dni mijały, spędzałam coraz więcej czasu z Marcinem. Stał się dla mnie kimś więcej niż sąsiadem. Kimś, kto wypełniał pustkę po Janku.

Ryzykowałam wszystko dla tej chwili

Popołudnie było duszne, a powietrze ciężkie od zapachu kwitnących kwiatów. Razem z Marcinem siedzieliśmy na ławce w ogrodzie, ciesząc się chwilą spokoju. Nasze rozmowy, które początkowo były nieformalne i lekkie, zaczęły przybierać bardziej osobisty ton.

– Czasami myślę, że nie powinienem był się żenić – Marcin zaczął niespodziewanie. – Zobowiązania, które przychodzą z małżeństwem, są takie... przytłaczające.

Spojrzałam na niego zaskoczona, ale jego oczy zdradzały, że mówił to szczerze.

– Rozumiem cię – powiedziałam, pozwalając, by moje myśli wypłynęły na powierzchnię. – Czuję, jakbym żyła w związku, w którym jestem niewidzialna.

– Ale nie dla mnie – powiedział cicho, delikatnie ujmując moją dłoń.

Ta chwila trwała wieczność. Przepełniały mnie emocje, które od tak dawna tłumiłam. Nieświadomie zbliżyliśmy się do siebie, a moment, który nastąpił później, był pełen namiętności, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Zaczęło się od pocałunku, a skończyło… na czymś, o co nigdy bym siebie nie podejrzewała w biały dzień i pod gołym niebem.

Nie zauważyliśmy, jak spomiędzy szczebli wyłoniła się starsza sąsiadka, obserwując nas z zainteresowaniem. Gdy usłyszałam z tamtej strony jakiś ruch, poczułam strach mieszający się z ekscytacją. Wiedziałam, że to, co się wydarzyło, miało swoje konsekwencje, ale ta chwila była zbyt piękna, by ją przerwać.

Marcin spojrzał na mnie z troską, jakby rozumiał moje wewnętrzne rozterki. Czułam, że balansuję na krawędzi przepaści, nie wiedząc, czy pozwolić sobie na upadek.

Prawda wyszła na jaw

Następnego dnia Janek wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Jego twarz była napięta, a oczy pełne podejrzliwości. Czułam, że coś się wydarzyło, zanim jeszcze otworzył usta.

– Karina, chyba musimy sobie coś wyjaśnić – powiedział, a w jego głosie wyczułam nutę złości.

– Co się stało? – zapytałam, starając się zachować spokój, mimo że serce biło mi jak oszalałe.

– Nasza sąsiadka, ta starsza pani, powiedziała mi coś... niepokojącego. Coś o tobie i Marcinie – zaczął, a w jego głosie słychać było, jak bardzo stara się zapanować nad emocjami.

Cisza przeciągała się, wypełniając przestrzeń między nami.

– To prawda? Zdradzasz mnie z nim? – jego głos drżał od tłumionego gniewu.

Zawahałam się, nie wiedząc, jak wyrazić to, co czułam. Zbyt długo tłumiłam w sobie emocje i potrzeby.

– Janek, ja... czuję się samotna. Marcin... on po prostu mnie rozumie – wyszeptałam, czując, jak ciężar słów spada na mnie z całą mocą.

– To nie jest wymówka! Jak mogłaś mi to zrobić? – krzyknął, jego twarz wykrzywiona była bólem.

Wiedziałam, że każde tłumaczenie tylko pogorszyłoby teraz sytuację. Musiałam stawić czoła konsekwencjom.

– Przepraszam... nie chciałam, żeby tak się stało – powiedziałam zrozpaczona.

Janek patrzył na mnie z mieszanką złości i rozczarowania. Wiedziałam, że muszę podjąć decyzję, czy prosić go o wybaczenie, czy całkowicie odejść.

Czułam się rozdarta

Spotkałam się z Marcinem w naszym ogrodzie, który teraz wydawał się być jedynym miejscem, gdzie mogłam zebrać myśli. On czekał na mnie, jego twarz była napięta, jakby przeczuwał, co się wydarzyło.

– Janek wie – zaczęłam, czując, jak łzy zbierają mi się w oczach.

Marcin podszedł bliżej, delikatnie ujmując moją dłoń.

– Co zamierzasz zrobić? – zapytał, a jego głos był pełen troski.

Westchnęłam ciężko, spoglądając na kwiaty, które stały się świadkami naszego związku.

– Nie wiem, Marcin. Naprawdę nie wiem. Janek jest zraniony, a ja... czuję się rozdarta między tym, co powinnam zrobić, a tym, co naprawdę chcę – przyznałam z trudem.

– Nie chcę być powodem rozpadu twojego małżeństwa, Karina. Nie tak to sobie wyobrażałem – powiedział szczerze.

Spojrzałam mu w oczy, widząc w nich odbicie własnych rozterek. Marcin był dla mnie ostoją, ale nie chciałam, żeby nasze szczęście było zbudowane na cudzym cierpieniu.

– Muszę zdecydować, czego naprawdę chcę. Czy mogę cię prosić o trochę czasu? – zapytałam niepewnie.

Marcin skinął głową, jego twarz była pełna zrozumienia.

– Zawsze będę tutaj, jeśli będziesz mnie potrzebowała – obiecał.

Odeszłam od niego, czując ciężar niepewności. Musiałam przemyśleć swoje życie i uczucia, zanim podjęłabym ostateczną decyzję.

Musiałam podjąć decyzję

Czas płynął, a ja tkwiłam w zawieszeniu między dwoma światami. Z jednej strony był Janek, z którym zbudowałam życie, choć było ono puste i ciche. Z drugiej strony był Marcin, który stał się moją ostoją w chwilach, gdy czułam się najbardziej samotna. Każdego dnia próbowałam znaleźć w sobie odwagę, by podjąć decyzję, która zaważy na naszej trójce.

Janek starał się mi wybaczyć, ale widziałam, jak trudne jest to dla niego. Wciąż była między nami przepaść, której nie potrafiliśmy przekroczyć.

– Karina, czy ty nadal mnie kochasz? – zapytał pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy w ciszy.

– Nie wiem... Wiem tylko, że nie chcę cię więcej ranić – odpowiedziałam, czując, jak ciężar odpowiedzialności przygniata mnie do ziemi.

Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak nasze życie mogłoby wyglądać, gdybym zdecydowała się dać szansę Marcinowi. Ale jednocześnie nie chciałam zostawiać Janka, wiedząc, jak wiele dla niego znaczy nasze wspólne życie. Ostatecznie jednak zrozumiałam, że muszę myśleć o swoim szczęściu.

Czułam do siebie żal o to, co się stało, ale również iskierkę nadziei na nowe życie. Moje serce wciąż biło w rytm niepewności, ale w głębi duszy czułam, że czeka mnie coś nowego. Musiałam tylko znaleźć w sobie odwagę, by to przyjąć.

Karina, 34 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama