Reklama

Zawsze powtarzałam, że jak chłop się nudzi, to albo kupuje motocykl, albo zaczyna grzebać w elektryce. No ale żeby aż drona? Nasz sąsiad z końca wsi, Marian od kilku miesięcy łaził z tym całym pilotem jak generał z pałką. Oczywiście tłumaczył, że to do pilnowania pola, że jelenie, dziki, sarny i te sprawy. Ale jak go znam, to bardziej go kręciło latanie nad dachami niż nad kukurydzą. Na początku ludzie się śmiali. Ktoś nawet rzucił, że jak Marian zacznie filmować wesela z powietrza, to wreszcie zarobi coś na emeryturę. Tylko że to wszystko było zabawne do momentu, kiedy puścił drona we wtorek rano. Bo w środę... w naszej gminie zawrzało jak w ulu.

Reklama

Wiedziałam, że to się źle skończy

– Wiesz, że Marian znowu tym swoim ustrojstwem nad domem latał? – zapytała mnie rozemocjonowana Renata, kiedy dopadła mnie pod sklepem.

Co znowu? – westchnęłam. – Dron nad twoim ogrodem czy balkonem?

– Nad tarasem! Akurat suszyłam pranie i nie pytaj, co miałam na sobie – Renata oparła ręce na biodrach. – A potem ten jego dron poleciał dalej. W stronę stawów.

– To może nagrywał kaczki – mruknęłam

– Kaczki?! Lepiej posłuchaj, co się wczoraj stało u Teresy. Mówi, że jak szła z pracy, to Marian do niej podszedł i…

– I co? – przerwałam, unosząc brew.

– I pokazał jej nagranie.

– Jakie znowu nagranie?

– A takie, że Teresa wróciła do domu, a po pół godziny wyszła z płaczem i z walizką, i poszła do matki.

Zamilkłam. Bo Teresa, choć spokojna jak woda w studni, miała męża... no, powiedzmy – lubiącego się rozejrzeć za młodszymi.

– I co było na tym nagraniu?

– A to już nie wiem, bo Marian zaraz się zmył. Ale plotka poszła, że... no, że nie tylko kaczki były na filmie.

Spojrzałam w stronę pola. Marian akurat wchodził na ambonę przy stodole.

– No i pięknie – westchnęłam.

Spojrzałam mu w oczy

Wiedziałam, że długo nie wytrzymam.

– Marian! – zawołałam, kiedy tylko zobaczyłam go przy stodole. – Złaź z tej wieży kontrolnej!

Zszedł niechętnie.

– Co tam? – uśmiechnął się, jakby nic się nie stało. – Nowy model, z lepszą stabilizacją. Jakbyś chciała coś nagrać z lotu ptaka…

– Nie, dziękuję. Wolę mieć ziemię pod nogami. Ty mi lepiej powiedz: co nagrałeś, że Teresa do matki się wyniosła?

Marian spochmurniał.

– Oj, przypadkiem tylko. Puściłem drona nad staw, chciałem zobaczyć, czy mi kuny nie rozniosły siatki. No i... coś się tam nagrało.

– Co konkretnie?

– No wiesz, taki... romansik. To Terenia jest pokrzywdzona. Tam był jej mąż i migdalił się z kimś innym. Nie powiem z kim, bo nie chcę afery.

Zrobiłam dwa kroki do przodu, ręce w kieszeniach.

– Aha. I co, ten „ktoś” może też miał męża? I takie samo nazwisko jak... księgowa z gminy?

Marian zbladł.

– Powiem tak... Ja to wszystko mam na karcie. Nie rozpowiadam nikomu. Pokazałem tylko Teresie, bo… no bo miała prawo wiedzieć.

Spojrzałam mu w oczy.

– A kto będzie następny? Bo jak to wszystko wypłynie, to ty nie będziesz potrzebował drona. Sam będziesz musiał wyfrunąć z tej wsi.

Bałam się, co dalej

Nie trzeba było długo czekać. Już następnego dnia do mojego domu wpadła Jagoda.

– Nie wiem, czy ty coś wiedziałaś, ale jeśli tak, to nigdy ci tego nie wybaczę – rzuciła na powitanie, zrzucając płaszcz na moje krzesło, jakby to był gabinet terapeutyczny.

– A dzień dobry. Kawy?

– Nie. Mówię poważnie. Wczoraj mój Adam wrócił do domu z miną, jakby go walec przejechał. A dziś rano... znalazłam pendrive’a w jego kurtce. I wiesz, co tam było?

Zrobiłam minę niewiniątka.

– Pewnie zdjęcia z wesela?

– Nie. Film. Z drona. Na którym widać moją najlepszą przyjaciółkę – podkreśliła każde słowo – jak wychodzi z krzaków razem z moim mężem. Za naszym domem. Gdzie my wieszamy pranie.

– Aj – wyrwało mi się.

Tylko tyle masz do powiedzenia?

Usiadła na kanapie. Ręce jej drżały.

– Ja nie wiem. Może ja też jestem winna. Może za dużo pracowałam, za mało go słuchałam… Ale ona? Moja przyjaciółka?! Przecież w lutym na moich imieninach życzyła nam „jeszcze wielu pięknych lat razem”!

Ludzie różne rzeczy mówią przy torcie.

– Wiesz, co zrobiłam? Pojechałam do niej. W ręce trzymałam pendrive. A ona się rozbeczała, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

– I co dalej?

– Wyrzuciłam Adama. Śpi u teściowej.

Zaczęło się. Kolejne małżeństwo poleciało. A Marian? Nic. Zero refleksji.

Coś podejrzewałam

W piątek miałam komisję budżetową w urzędzie gminy. Już na korytarzu poczułam, że coś wisi w powietrzu. Sekretarka miała oczy jak po maratonie płaczu, a pani skarbnik spoglądała na mnie z takim współczuciem, jakby wiedziała, że moja kolej blisko.

I wtedy do pokoju wpadła Anna – żona radnego Dariusza. Przez dwadzieścia lat nie podniosła głosu, a teraz…

– Ty go znasz najlepiej. Powiedz mi, co to jest?! – rzuciła na stół wydrukowany kadr z drona.

– Yyy... no… wygląda jak... Darek?

– I nie tylko. Ta druga postać to Basia. Z przedszkola. Młodsza od naszej córki!

– O matko...

– I widzisz ten szczegół? – przybliżyła mi zdjęcie. – Słonecznik. Z tyłu. Mój. Z mojego ogródka!

– Może... to jakaś manipulacja? Fotomontaż?

– No właśnie tak powiedział Darek!

– A ty?

– Powiedziałam mu, że jego alter ego śpi dziś w altanie, razem z tym słonecznikiem.

Zrobiła krok w tył, a potem spojrzała na mnie inaczej. Już nie jak na znajomą z gminy. Jak na sojusznika.

Kto jeszcze był na tym nagraniu?

– Nie wiem wszystkiego...

– Ale coś wiesz. Powiedz, zanim Marian wypuści kolejną bombę.

Miał na mnie haka

Wieczorem Marian zapukał do mojego domu. Nie dzwonił. Przyszedł osobiście. Z torbą, w której był dron, pilot i… pendrive. Wyciągnął go, jakby to był dowód korupcji w sejmie, a nie zapis z latającej zabawki.

– Musimy pogadać – powiedział cicho.

Zamknęłam drzwi za nim i usiadłam w kuchni. Przysunął mi laptop.

– Zanim obejrzysz… To był tylko spacer. Tam nic się nie wydarzyło. Jednak ludzie i tak sobie dopowiedzą.

Kliknął play. Zamarłam. Na ekranie zobaczyłam siebie. I Wojtka. Męża Zosi – tej Zosi, co prowadzi u nas Koło Gospodyń Wiejskich, i co raz do roku robi kiszoną kapustę dla całej wsi. Spacerowaliśmy za szkołą, w stronę lasu. Miałam na sobie tę granatową kurtkę, którą zawsze zakładam do kościoła. Wojtek mówił coś, śmiałam się. Potem… objął mnie na chwilę. Tyle. A dla ludzi – za dużo.

Skąd ty to masz?! – wybuchłam.

– Dron sam leciał. Miał trasę zapisaną. Nie wiedziałem, że tam jesteście… Dopiero jak zgrywałem wszystko wieczorem…

Złapałam się za głowę.

– I co, też to pokażesz wszystkim?

Chciałem ci to oddać. Skasować z karty. Tylko… nie wiedziałem, czy nie powinnaś wiedzieć, że to się nagrało.

Patrzyłam na niego długo.

– Wiesz, nie kupiłeś drona do pilnowania pola. Ty kupiłeś lustro. I teraz wszyscy się w nie muszą obejrzeć. Nawet ja.

Przyjął to bez słowa. Wstał, skinął głową i wyszedł. A ja siedziałam, z tą kartą w ręce. I wiedziałam, że nie oddam jej nikomu.

Spojrzałam jej w oczy

Od tamtego tygodnia we wsi zrobiło się... cicho. Ale nie tak cicho, jak po żniwach, kiedy kurz jeszcze leży na drodze. Tylko tak... duszno. Nikt już nie staje pod sklepem. Nikt nie siada obok na ławce pod kościołem. Tylko wszyscy patrzą sobie ukradkiem. I każdy się zastanawia, czy został nagrany. Jednak od tamtej pory dron nie poleciał ani razu. Marian zapakował go w pudełko i wyniósł na strych. W niedzielę po mszy spotkałam Annę, tę od radnego. Podeszła ostrożnie.

Słyszałam, że on cię też…

– Tak – przerwałam.

– I co zrobisz?

– Nic. A co mam robić?

– No... nie wiem. Zośka coś tam mówiła, że się domyśla… że Wojtek się zachowywał dziwnie.

Spojrzałam jej w oczy.

– A ty się z Darkiem rozwiodłaś?

– Nie – spuściła wzrok. – Siedzimy przy jednym stole, ale już nie razem.

– No to widzisz. Ja też siedzę. I milczę.

Bo prawda jest taka – Marian zniszczył nie tylko trzy małżeństwa. On rozerwał coś więcej. Zaufanie do drugiego człowieka. Zostawiłam pendrive’a w szufladzie, pod obrusami. Nie włączyłam go drugi raz. Wystarczyło. Już wiem, ile kosztuje milczenie. I że czasem lepiej udawać, że się nic nie widzi. Nawet jeśli to boli. Bo czasem od prawdy gorsze jest tylko jedno. Dron z dobrym zasięgiem.

Paulina, 42 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama