„Sąsiad przepisał dom na syna, bo bał się operacji. Jego wredna synowa miała plan, by położyć łapy na spadku”
„Dopóki wnuczek sąsiada był w Polsce, to jeszcze jak cię mogę – interesował się, dziadka do lekarza woził, czasem nawet na ryby go zabrał. Ale teraz, odkąd wyjechał do Anglii, to już pies z kulawą nogą nie zajrzy, tylko od wielkiego dzwonu. Staruszek był samotny jak palec, i gdyby nie kocur, to tygodniami nie miałby do kogo ust otworzyć. ”

- Genowefa, 63 lata
Nasz sąsiad zza płotu już od dwóch dni szykował się na przyjazd syna z żoną. Wyniósł i wytrzepał chodniki, zrobił pranie, a nawet przyszedł zapytać, jakie ciastka są najlepsze w tym nowym sklepiku, co go miastowi otworzyli. Przejmował się, chłopina, widać, że chciał gości godnie przyjąć. Tymczasem ja się zastanawiałam, co za licho ich przywiało wcześniej niż na Zaduszki. Nie mieli na wieś więcej niż piętnaście kilometrów, a wpadali jak po ogień.
Jedyny towarzysz życia
Dopóki wnuczek sąsiada był w Polsce, to jeszcze jak cię mogę – interesował się, dziadka do lekarza woził, czasem nawet na ryby go zabrał. Ale teraz, odkąd wyjechał do Anglii, to już pies z kulawą nogą nie zajrzy, tylko od wielkiego dzwonu. Staruszek był samotny jak palec, i gdyby nie kocur, to tygodniami nie miałby do kogo ust otworzyć.
Zauważyłam, że ten Feliks bardzo się w latach ostatnio posunął, coraz mniej wychodził za swoim panem na podwórko. Coś mi się zdaje, że oślepł albo jest tego bliski. Strach pomyśleć, co będzie, gdy odejdzie – sąsiad się chyba załamie! Tyle lat razem, sami w chałupie, do sklepu z kotem w koszyku, na grzyby i na jagody też. W. gadał do Feliksa jak do człowieka, sama słyszałam przez uchylone okno, jak mu opowiadał, co ksiądz na sumie prawił. Zawsze to żywe stworzenie…
Zresztą kot głupi nie jest, dużo rozumie, sam fakt, że się zawsze na uboczu trzyma, gdy synowa sąsiada idzie przez podwórze tym swoim krokiem, jakby właśnie z tronu raczyła zejść i zajrzeć do zwykłych śmiertelników. No, nie jest kobita miła, na kilometr widać, ale synowi W. się spodobała, i co zrobić? Chodzi za nią nie przymierzając jak Feliks za swoim panem, tyle, że się jeszcze o słupki nie rozbija.
Chodziło im o testament
W końcu nie wytrzymałam i zagadałam przez płot, co to za okazja, że rodzina przyjeżdża? A on mi na to, że testament będzie spisywał, bo wkrótce idzie na operację i kto wie, jak to się skończy. Niby w Zaduszki też przyjadą, ale i siostra żony ma się wtedy zjawić, nie będzie okazji się sprawą zająć. Zresztą święto, nie wypada…
– Najwyższy czas sprawy uporządkować, pani Geniu – stwierdził. – Co się potem rodzina ma żreć o tych parę cegieł, zamiast mnie mile wspominać.
Zapytałam jeszcze, co to za operacja, a on odparł, że na zaćmę. No, zapobiegliwą ma familię, w życiu nie słyszałam, żeby ktoś od tego umarł! A tam, nie moja sprawa.
Goście W. przyjechali w sobotę, mój akurat żywopłot ciął, a ja wieszałam pranie. Razem patrzyliśmy, jak synowa sąsiada na szpileczkach balansowała po nierównym chodniku przed domem, kręcąc przy tym nosem, jakby jej się coś śmierdzącego do podeszwy przykleiło.
Pośmialiśmy się po cichutku, potem poszłam do domu drugą pralkę załadować, bo taryfę mamy weekendową i trzeba tani prąd wykorzystać. W międzyczasie włączyłam telewizor i utknęłam przy serialu, całkiem się zapomniałam. Dopiero mąż mnie wyrwał z błogiego spokoju. Przyszedł, rzucił sekator na stół i ciężko usiadł w fotelu.
– Wiesz, Geniu – powiedział wreszcie. – Myślałem, że ona jest tylko śmieszna, ale to potwór nie baba. Potwór!
– Nie przesadzaj – mruknęłam, ponieważ jednak był wyraźnie wstrząśnięty, kazałam sobie opowiedzieć, co się zdarzyło.
Okazało się, że mój Heniek, schowany w żywopłocie, podsłuchał rozmowę syna W. z małżonką, a w zasadzie jej przemowę do potulnego męża.
– Wyszli z domu, sąsiad ich odprowadził do furtki i wrócił do siebie, a ta jak nie skoczy z pretensjami. Jak mógł obiecać ojcu, że na czas operacji zajmie się kotem? Jak niby ma zamiar to zrobić? Stracić majątek na benzynę i dojeżdżać, czy raczej przywlec śmierdziela do jej mieszkania? Och, mówię ci, klęła jak marynarz. Dama! – prychnął z pogardą.
Powiedzieć sąsiadowi o podsłuchanej rozmowie?
Młoda W. serdecznie nienawidzi Feliksa, kocur doprowadza ją do szewskiej pasji. Jest stary, obleśny i obrzydliwy, stwierdziła, już dawno ktoś litościwy powinien mu pomóc odejść z tego świata. To w ogóle nieludzkie, że takie coś jeszcze się męczy. Przecież to ledwo łazi. A W. sam jest wystarczająco stary, żeby jeszcze brać na siebie opiekę nad taką pokraką, co to trzy ćwierci do śmierci!
– No, zgłupiała baba! – aż mnie zatchnęło. – Przecież sąsiad go kocha!
– A co ją to obchodzi! – parsknął Heniek. – Ona i jego by uśpiła, gdyby to nie było karalne. Szczególnie teraz, kiedy już dłubią przy testamencie.
Ponoć o domu gadała już jak o swoim, i że przez tego kocura będzie miała całe podłogi poniszczone! Najgorsze jednak, że jak już wsiadali do samochodu, to kazała mężowi obiecać, że jak ojciec pójdzie wreszcie do szpitala, to zabierze kota i zawiezie do weterynarza na zastrzyk. A ojcu się powie, że zaginął albo coś zeżarł, coś się wymyśli.
Siedzieliśmy przy oknie i nawet gadać nam się nie chciało. Człowiek sam już nie taki młody, kto wie, co mu życie szykuje… Ale żeby taką podłość?! I to ze strony własnej rodziny!
– Ja tego tak nie zostawię – oświadczył wreszcie mój Heniek. – Sąsiadowi powtórzę. Przecież ta suka gotowa wymyślić, że to myśmy zwierzaka otruli!
– Mogłaby, nawet bym się nie zdziwiła. Ale żeby zaraz W. mówić? Jak się chłop poczuje, gdy się dowie takich rzeczy o swojej rodzinie? – przekonywałam. – Ja to bym się dokumentnie załamała! Dom im zapisuje, pewnie opieki i pomocy się spodziewa, a tu masz, dowie się, że syn z synową za jego plecami spiskują. Szkoda człowieka, mówię ci, Heniu. Po prostu szkoda…
– No tak, ale milczeć też nie można, bo biedne kocisko to swoim wiernym życiem przypłaci – rzucił mąż ponuro. – Sąsiad tej straty też może nie przetrzymać.