„Sąsiad z góry zmienił moją łazienkę w jezioro. Myślałam, że utopię w remoncie oszczędności, a zalała mnie fala uczuć”
„Piotrek skończył pracę w łazience. Usiedliśmy naprzeciw siebie, popijając gorący napój i wymieniając powierzchowne uwagi. Mnie wciąż ogarniało zażenowanie, a policzki mi pąsowiały mimo makijażu. On nadal był tak samo szarmancki i pociągający”.
- Listy do redakcji
Nigdy nie przepadałam za okresem od początku stycznia do nadejścia przedwiośnia. Tak było odkąd tylko sięgam pamięcią. Kompletnie nie miałam pojęcia dlaczego. Niedawno doszłam do wniosku, że to może przez ogólne podniecenie związane z ostudzeniem emocji po świętach. Wszystko wtedy spowalnia i zamiera. Zupełnie jakby nie było już niczego, na co warto byłoby czekać…
Czekał mnie totalny remont łazienki…
Ten okres to najbardziej depresyjna pora roku, kiedy marzy się jedynie o tym, by wtulić się w czyjeś ramiona i jakoś dotrwać do wiosennych dni. Niestety, nie udało mi się założyć rodziny, a co dopiero mówić o jakiejkolwiek relacji, czy to poważniejszej, czy nawet przelotnej. Na domiar złego, mam uczulenie na sierść zwierząt.
Każdego dnia to samo – pustka w domu, seriale i poczucie zmarnowanego czasu. Dni zlewały się w jedno, a ja tkwiłam w marazmie. Miałam wrażenie, że nic się nie zmieni, że tak już będzie zawsze… Do czasu.
– No nie, kurde! – wyrwało mi się, gdy weszłam pod prysznic.
Z sufitu ciekła woda. Jasne, fajnie brać prysznic w deszczownicy, ale u mnie woda kapała od sąsiada mieszkającego nade mną. Pobiegłam na górę i zapukałam do jego mieszkania. Gość długo nie otwierał. Kiedy wreszcie uchylił drzwi, aż mnie odrzuciło. Facet był kompletnie nawalony.
– Moja droga sąsiadeczko! – wykrztusił z siebie.
– Moja łazienka tonie przez pana – odparłam.
– Przeze mnie? Nieee, to niemożliwe…
– Niech pan lepiej idzie zerknąć, czy aby na pewno kran w łazience jest zakręcony – ponagliłam go. Przytaknął ruchem głowy i z lekkim opóźnieniem powlókł się sprawdzić.
– O matko! – dobiegł mnie jego przerażony okrzyk.
Po dłuższej chwili przyszurał z powrotem w przemoczonych skarpetach.
– Przzzepraszam… jużżż… – wymamrotał niewyraźnie.
Popędziłam do swojego mieszkania. Cisnęłam ręczniki na podłogę w łazience i wykonałam telefon do firmy ubezpieczeniowej. Zapewnili, że przyślą fachowca kolejnego dnia. Cóż, nie było sensu sterczeć i gapić się, jak strop nabrzmiewał… Poszłam się położyć.
Ze snu wyrwał mnie przytłumiony dźwięk. Zupełnie jakby coś runęło na ziemię i się potłukło… Popędziłam w kierunku, z którego dobiegał hałas. Zatrzymałam się w drzwiach łazienki, zapaliłam światło, a tam…
Parę płytek przestało odkleiło się ściany i zwyczajnie spadło. A to oznacza, że czeka mnie nie tylko suszenie ścian, ale totalny remont łazienki. Liczyłam po cichu, że pieniądze z polisy, mojej albo tego sąsiada, starczą na pokrycie całego remontu. Chciałam uniknąć wrzucania oszczędności w remont, bo wolałabym je przeznaczyć na wyjazd w ciepłe kraje. Odkładałam na to kasę od dawna.
Co on tu robi?
Zadzwoniłam do mojego pracodawcy informując go, że jestem zmuszona wziąć wolne, by ratować mieszkanie przed podtopieniem i zniszczeniem, a poza tym czekam na przedstawiciela firmy ubezpieczeniowej. Wykazali się wyrozumiałością w tej sytuacji. Byłam nieco zaskoczona, gdy tuż przed godziną 11 rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, sugerujący, że inspektor do spraw szkód dotarł na miejsce.
– Dzień dobry, przyszedłem oszacować… – rozpoczął, lecz raptownie przerwał, pytając z lekką przesadą w głosie, wyrażającą zdziwienie: – Marta?
Gdy dokładniej mu się przyjrzałam, poczułam, jak policzki zaczynają mnie palić. O rany, co on tu robi? Dlaczego akurat on się tu zjawił?!
Piotrek był moim współpracownikiem w poprzednim miejscu zatrudnienia. Przystojniak, do tego jeszcze znał się na książkach, co nie jest zbyt powszechne, a na dodatek potrafił śmiać się sam z siebie. Takie połączenie to coś, co zdarza się jeszcze rzadziej.
Od samego początku bardzo mi się podobał. Kiedy tylko go widziałam, momentalnie się czerwieniłam. Wprawdzie nasza firma niezbyt przychylnie patrzyła na miłostki między pracownikami (aczkolwiek nie dało się tego całkiem zabronić), nie to było jednak problem, ale moje obawy i brak pewności siebie, będące efektem niedawno zakończonej, niezdrowej relacji. Dopiero co wyrwałam się z toksycznego związku.
Wcale nie chciałam znowu pakować się w jakieś miłosne tarapaty, nawet jeśli taki fantastyczny gość w ogóle by mnie zauważył. Wszystkie moje rozterki i tak straciły na znaczeniu, kiedy Piotr przeniósł się do innej roboty. Niedługo potem ja również zmieniłam pracodawcę… A teraz on pojawił się tuż obok mnie.
W wymiętej piżamie i rozpiętym szlafroku, bez śladu make-upu na twarzy, z zaczerwienionymi policzkami, okolonymi pasmami przetłuszczonych włosów, których z oczywistych powodów nie zdołałam umyć… wyglądałam koszmarnie.
– Piotrek… ale niespodzianka! Wchodź do środka – zaprosiłam go. – Masz ochotę na kawę? – zapytałam z nadzieją.
– Z przyjemnością – odparł z uśmiechem. – Odwiedziłem już dzisiaj kilka mieszkań. Nie zdążyłem wypić porannej kawy. Rzucę okiem na twoją łazienkę, a potem usiądziemy i pogawędzimy…
Podczas gdy on przyglądał się stratom, ja w mgnieniu oka uruchomiłam ekspres do kawy i czmychnęłam do pokoju, by przebrać się w jakiś ciuch. Związałam włosy, musnęłam rzęsy maskarą i puknęłam buzię pudrem, żeby nie błyszczeć niczym pełnia księżyca.
Nie przeszkadzał mu mój kiepski stan
Piotrek skończył pracę w łazience, po czym przyszedł do pokoju i położył przede mną papiery, które miałam przejrzeć i podpisać. Pobieżnie zerknęłam na dokumenty, gdyż miałam problem ze skoncentrowaniem się, a następnie postawiłam na dole zawiły podpis. Usiedliśmy naprzeciw siebie, popijając powoli gorący napój i wymieniając powierzchowne uwagi.
Zupełnie jak para dobrych znajomych, którzy wpadli na siebie przypadkiem po długim czasie niewidzenia się. Mnie wciąż ogarniało zażenowanie, a policzki mi pąsowiały mimo makijażu. On nadal był tak samo szarmancki i pociągający.
– Masz fiksację na punkcie tej książki, zdajesz sobie z tego sprawę? – mruknął, kiedy stanął przy półce i wyciągnął rękę w stronę trzech różnych wydań tej samej powieści Bułhakowa.
– Bo widzisz, każda z nich została przełożona przez innego tłumacza – odparłam. – Czytając te przekłady za każdym razem odkrywam ten świat na nowo, z innej perspektywy. W zależności od tego, jaki mam humor, biorę do ręki raz tę, a raz inną wersję.
– Rozumiem cię doskonale, ja mam podobnie z Proustem.
Oczywiście że pamiętałam jak kiedyś napomknął, częściowo z przekąsem, a częściowo całkiem poważnie, że woli tego nie rozpowiadać na prawo i lewo, aby nie został posądzony o zadufanie w sobie. Poplotkowaliśmy chwilę o ludziach, których oboje znaliśmy, aż w końcu Piotrek zorientował się, że musi wracać do swoich obowiązków służbowych. Już miał wychodzić, gdy nagle przystanął w progu.
– A tak przy okazji… skoro już udało mi się zdobyć twój numer… – uniósł teczkę z papierami – czy nie miałabyś nic przeciwko temu, żebym czasem do ciebie zadzwonił?
Ja? Coś przeciwko? W życiu! Postanowiłam kuć żelazo póki gorące i zaryzykować.
Tamtego dnia wieczorem dostałam od niego SMS-a. A potem kolejnego z samego rana. I tak sobie pisaliśmy, od jednej wiadomości do drugiej, od jednej rozmowy telefonicznej do następnej… Wybraliśmy się razem do kina. Potem na pizzę. Innym razem do teatru. Odwiedziliśmy też ZOO.
Wszystko zaplanował!
Coraz więcej czasu spędzaliśmy razem. Zbliżaliśmy się do siebie i atmosfera robiła się bardziej intymna. Łapanie się za ręce, przytulanie, całusy…
Mój czas był podzielony pomiędzy obowiązki zawodowe, mieszkanie będące w trakcie remontu oraz spotkania z Piotrkiem. Tak przy okazji, cóż za niezwykły przypadek, że los ponownie skrzyżował nasze drogi. Do tego w tak nietypowej sytuacji. Moje mieszkanie było zalane przez sąsiada, a do oceny strat potrzebny był nikt inny, jak tylko on.
– Okej, wyznam ci prawdę. To nie był zbieg okoliczności. Odrobinę pomogłem szczęściu. Kiedy zobaczyłem w formularzu dobrze mi znane imię i nazwisko, po prostu musiałem się upewnić, że to rzeczywiście ty. Liczyłem na to, że cię tu spotkam. Często wracałem myślami do ciebie i żałowałem, że wtedy… no wiesz, sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej…
Zaraz, zaraz, co takiego?
– Chcesz mi powiedzieć, że już od tamtego czasu coś do mnie czułeś?
Kiedy to do mnie doszło, ogarnęła mnie euforia, ale jednocześnie byłam trochę wkurzona.
– Dlaczego nic mi nie wspomniałeś?! Tak po prostu, zrezygnowałeś z roboty… Sądziłam, że uważałeś mnie tylko za kumpelę z pracy.
– Nieprawda. Daję ci słowo, że byłaś dla mnie kimś więcej niż zwykłą znajomą z firmy. Ale moment był nieodpowiedni. W uczuciach liczy się też odpowiedni czas. Nie tylko twoje życie było wtedy skomplikowane, nie chciałem cię dodatkowo obciążać moimi problemami.
Cisnęłam w niego poduchą.
– Wiesz, nie umiem wyrażać swoich uczuć, ale na pewno zauważyłaś, jak ważna jesteś dla mnie. Marzę o tym, żeby spędzać z tobą jeszcze więcej czasu. W sumie to najlepiej byłoby w ogóle się nie rozstawać. Chętnie przynosiłbym ci śniadanie do łóżka. A ty parzyłabyś swoją wyśmienitą kawę przed wyjściem do pracy…
– Zaraz, czyżbyś…?
– Myślę, że powinniśmy razem zamieszkać. Przekonamy się wtedy, czy codzienność będzie nam się układać równie dobrze jak te randki.
Uległam namowom. Dwa tygodnie później taszczyłam do mieszkania Piotrka kartony wypełnione lekturami, torby pękające w szwach od ciuchów i parę innych drobiazgów, bez których nie wyobrażałam sobie życia.
W momencie, kiedy zrobił dla mnie miejsce w swojej szafie, udostępnił dodatkową półkę w łazience, opróżnił kilka szuflad w komodach i przyniósł do sypialni regał, żebym mogła poukładać swoje książki, dotarło do mnie, że mnie kocha. Od tamtej pory dawał z siebie wszystko, aby jego mieszkanie stało się też moim.
Od teraz zimy nie oceniam jako dobrej albo niedobrej. Mam kogoś, na widok kogo cieszę się, wracając do domu. Kogoś, kto z utęsknieniem wypatruje mojego powrotu.
Marta, 32 lata