Reklama

Od kiedy pamiętam, musiałam radzić sobie sama. Rodzice zmarli, gdy byłam jeszcze nastolatką, więc szybko nauczyłam się, jak to jest walczyć o przetrwanie. Praca na dwa etaty stała się normą, ale nawet wtedy ledwo wiązałam koniec z końcem. Moim jedynym promykiem nadziei był Waldemar – starszy sąsiad z drugiego piętra.

Reklama

Zastępował mi rodzinę

Był samotnym, zamożnym mężczyzną, który jakimś cudem trafił na moją drogę. Często odwiedzałam go, żeby pomóc w codziennych sprawach – zrobić zakupy, posprzątać czy po prostu porozmawiać. Jego mieszkanie zawsze pachniało świeżo parzoną kawą, a rozmowy z nim były niczym podróże w przeszłość. Waldemar miał wiele historii do opowiedzenia. Czasem opowiadał o swojej młodości, o miłościach i przyjaźniach, które przetrwały próbę czasu. Innym razem dzielił się swoimi przemyśleniami na temat życia i ludzi, których spotkał.

Dla mnie te spotkania były czymś więcej niż tylko obowiązkiem. Były odskocznią od codziennej monotonii i ciężaru odpowiedzialności, jaki nosiłam na swoich barkach. Waldemar stał się dla mnie kimś w rodzaju dziadka, którego nigdy nie miałam. Jego mądrość i spokój dodawały mi sił, gdy było najtrudniej. Nauczył mnie, że nawet w najciemniejszych chwilach można znaleźć iskierkę nadziei.

Pewnego dnia, gdy siedzieliśmy na jego balkonie, powiedział coś, co na zawsze zapadło mi w pamięć.

– Zuzanno, pamiętaj, że życie jest jak książka. Każdy rozdział ma swoje wzloty i upadki, ale najważniejsze to jak radzimy sobie z tym, co przynosi los. Nie pozwól, by trudności cię złamały. One są tylko częścią większej historii.

Zobacz także

Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, jak prorocze były te słowa. Życie miało przynieść mi niespodziankę, której nigdy bym się nie spodziewała.

Byłam zszokowana

Telefon zadzwonił o 6:30 rano. Przebudziłam się z trudem, przecierając oczy i zerkając na wyświetlacz. Numer nie był mi znany. Odebrałam, nie do końca świadoma, że ten poranek zmieni moje życie na zawsze.

– Czy rozmawiam z panią Zuzanną? – zapytał poważnym tonem nieznajomy mężczyzna.

– Tak, to ja – odpowiedziałam niepewnie.

– Jestem notariuszem. Dzwonię w sprawie pana Waldemara.

Usłyszałam kolejne słowa: Waldemar nie żyje. Nie mogłam uwierzyć. Przecież widziałam go zaledwie dwa dni temu, kiedy to śmialiśmy się z jego dawnych wspomnień. Przez chwilę siedziałam w szoku, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.

– Musi pani przyjść do mojej kancelarii. Pan Waldemar zapisał pani coś w testamencie.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Serce bolało mnie z powodu straty, a umysł wypełniały pytania. Z trudem wstałam z łóżka i zaczęłam się szykować. Droga do kancelarii wydawała się dłuższa niż zwykle, jakby czas zwolnił, chcąc przedłużyć moment, w którym musiałam zmierzyć się z rzeczywistością.

W kancelarii przywitał mnie pan Paweł, adwokat Waldemara. Był to mężczyzna w średnim wieku, z wyraźnie zarysowanymi rysami twarzy, które nadawały mu surowy wygląd.

– Bardzo mi przykro z powodu Waldemara. Był wyjątkowym człowiekiem, znaliśmy się wiele lat – zaczął, gestem wskazując mi krzesło naprzeciwko swojego biurka.

– Dziękuję. To dla mnie ogromny cios – odpowiedziałam, starając się utrzymać emocje na wodzy.

– Waldemar zostawił pani cały swój majątek – oznajmił, przeglądając dokumenty. – Mieszkanie, oszczędności, a także udziały w kilku firmach. Chciał, by pani to wszystko przejęła.

Moje serce zabiło mocniej

To było jak sen, z którego nie mogłam się obudzić. Bogactwo, o którym nawet nie marzyłam, teraz należało do mnie. Ale wraz z tym przyszło coś więcej – odpowiedzialność i strach.

– Co mam teraz zrobić? – zapytałam, czując, jak narasta we mnie panika.

Pan Paweł spojrzał na mnie spokojnie.

– Przede wszystkim musi pani zaakceptować testament. Potem zajmiemy się formalnościami. Ale musi pani być świadoma, że Waldemar miał wrogów. Ludzi, którzy mogą chcieć panią zastraszyć lub zmusić do rezygnacji z dziedzictwa.

Wróciłam do swojego skromnego mieszkania z mieszanymi uczuciami. Serce bolało mnie po stracie Waldemara, a umysł z trudem próbował przyswoić myśl o odziedziczonym majątku. Usiadłyśmy z Olgą, moją przyjaciółką, w kuchni, przy małym stole, który był świadkiem wielu naszych rozmów.

– Zuzka, nie wiem, co powiedzieć. To wszystko brzmi jak jakaś nierealna historia – Olga patrzyła na mnie z niedowierzaniem. – Musisz być ostrożna. Waldemar nie był byle kim, skoro miał wrogów.

– Wiem. Notariusz mi to powiedział. Boję się, co teraz będzie.

Kiedy siedziałyśmy nad kolejną kawą, usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo. Kiedy otworzyłam, przed progiem stał nieznajomy mężczyzna, wyglądający na około pięćdziesiąt lat, z przenikliwym spojrzeniem.

Wzbudził moją nieufność

– Dzień dobry, jestem Marek, dawny współpracownik Waldemara. Czy mogę wejść? – zapytał uprzejmie, choć w jego oczach było coś niepokojącego.

– Dzień dobry. Proszę – odpowiedziałam, choć czułam się niekomfortowo.

Marek usiadł na krześle, które wskazałam. Przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, jakby oceniał.

– Słyszałem, że Waldemar zapisał pani cały swój majątek. To… nieoczekiwane. – Jego głos był pozornie spokojny, ale widać było, że to nie jest zwykła rozmowa. – Miał wiele inwestycji. Ja i on prowadziliśmy kilka wspólnych interesów. Chciałbym, aby rozważyła pani sprzedaż niektórych aktywów. Mogłaby pani na tym dużo zyskać, a ja mogę pomóc w całym procesie – jego ton był uprzejmy, ale czułam, że coś jest nie tak.

– To bardzo miłe z pana strony, ale na razie chciałabym się zapoznać ze wszystkimi szczegółami majątku – odpowiedziałam, próbując odwlec decyzję.

Marek uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały zimne.

– Oczywiście, rozumiem. Ale proszę pamiętać, czasem najlepiej działać szybko, zanim pojawią się problemy.

Odetchnęłam, gdy wyszedł

Wróciłam do kuchni, gdzie Olga czekała z napięciem.

– I co? Kim on był? – zapytała.

– Marek, dawny współpracownik Waldemara. Chciał, żebym sprzedała część majątku. Ale coś mi w nim nie pasuje – powiedziałam, czując narastający niepokój. – Skontaktuję się z panem Pawłem.

Minęły dwa tygodnie, a moje życie zamieniło się w wir formalności i spotkań. Prawnik Waldemara był nieocenioną pomocą w uporządkowaniu spraw majątkowych. Mimo to czułam, że ktoś cały czas mnie obserwuje. Marek nie dawał mi spokoju, coraz częściej pojawiał się niespodziewanie, próbując naciskać na mnie w sprawie sprzedaży majątku.

Pewnej nocy, gdy siedziałam w kuchni, próbując zrelaksować się przy książce, usłyszałam dźwięk telefonu. Na ekranie pojawił się numer nieznany. Odebrałam z wahaniem.

– Halo? – zapytałam, starając się brzmieć pewnie.

– Lepiej się wycofaj, zanim będzie za późno. – Głos po drugiej stronie był zimny i bezosobowy. – Oddaj to, co nie jest twoje, albo tego pożałujesz.

Telefon zamarł, a ja siedziałam w ciemności, trzęsąc się z przerażenia. Natychmiast zadzwoniłam do Olgi.

– Ktoś chce, żebym zrezygnowała z majątku Waldemara – powiedziałam, starając się opanować drżenie w głosie.

– Musisz natychmiast powiedzieć o tym panu Pawłowi. To nie jest coś, co można zignorować. – Olga brzmiała stanowczo. – Przyjadę do ciebie. Nie możesz być teraz sama.

Bałam się

Następnego dnia w kancelarii opowiedziałam Pawłowi o groźbach.

– To bardzo poważne. Musimy zgłosić to na policję – powiedział. – Marek ma swoje powody, żeby chcieć odzyskać majątek Waldemara. Ale bez dowodów nie możemy go oskarżyć. Musimy działać ostrożnie.

Kiedy wróciłam do domu, starałam się skupić na codziennych obowiązkach, ale myśli o groźbach i Marku nie dawały mi spokoju. Nagle usłyszałam dziwne odgłosy dobiegające zza drzwi mieszkania. Powoli zbliżyłam się do drzwi i uchyliłam je. Stanęłam naprzeciwko Marka. Jego twarz wyrażała szok, gdy mnie zobaczył.

– Co ty tu robisz? – wybuchnęłam, czując narastającą w sobie wściekłość. – To ty stoisz za tymi groźbami, prawda? – krzyknęłam, czując, jak emocje biorą górę. – Chcesz, żebym zrezygnowała z dziedzictwa?

Marek spuścił wzrok, próbując coś powiedzieć, ale nie mogłam już tego znieść.

– Wynoś się! Nie chcę cię więcej widzieć! – krzyczałam, wskazując mu drzwi.

– Daj mi wyjaśnić… – próbował jeszcze raz, ale ja odwróciłam się i wyszłam, trzasnąwszy drzwiami.

Stałam na korytarzu, próbując uspokoić oddech. Wiedziałam, że sprawy się skomplikowały. Ale jedno było pewne – nie pozwolę, żeby ktoś mnie zastraszył.

To było jak w horrorze

Minęły kolejne dni. Każde połączenie przyprawiało mnie o dreszcze. Zrozumiałam, że sama nie dam sobie rady. Zdecydowałam się opowiedzieć Pawłowi o wszystkim, co się działo.

– To trudna sytuacja. Powinnaś też pomyśleć o tymczasowym schronieniu. Masz kogoś, komu możesz zaufać? – zapytał, zerkając na mnie uważnie.

– Olga proponowała, żebym zatrzymała się u niej, ale nie chcę jej narażać. Czy nie ma innej możliwości? – odpowiedziałam, zmartwiona o bezpieczeństwo przyjaciółki.

Paweł zastanowił się chwilę.

– Przenocuj u mnie, mam duży dom. Będziesz bezpieczna, a ja zajmę się resztą.

– Dziękuję. Naprawdę nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – westchnęłam z ulgą, rumieniąc się jak nastolatka.

– To moja praca. I obietnica, którą złożyłem Waldemarowi – odpowiedział z delikatnym uśmiechem.

Wkrótce znalazłam się w bezpiecznym domu na obrzeżach miasta. Miejsce było ciche, a ja mogłam w końcu trochę odpocząć. Przez kilka dni starałam się zapomnieć o wszystkim, co się działo, ale ciągłe poczucie zagrożenia nie pozwalało mi na pełny relaks.

Któregoś dnia nagle usłyszałam, że ktoś wszedł do środka przez drzwi balkonowe. Wystraszyłam się nie na żarty. Schowałam się w kącie, trzymając telefon w ręce, gotowa zadzwonić po pomoc.

– Zuzanna? – usłyszałam znajomy głos. – To ja, Marek.

– Wynoś się stąd! – krzyknęłam, starając się brzmieć pewnie

Trzęsłam się z przerażenia

– Nie zrobię ci krzywdy. Musimy tylko porozmawiać. Nie masz pojęcia, w co się wplątałaś. Waldemar nie był taki, jak myślisz – jego głos brzmiał dziwnie spokojnie, co tylko potęgowało mój strach.

Nagle usłyszałam kolejny huk, tym razem dochodzący z zewnątrz. Potem kolejne kroki, a następnie głos Pawła.

– Odsuń się od tych drzwi! – Krzyknął Paweł, a jego głos był pełen determinacji.

Nie musisz się w to mieszać. To sprawa między mną a Zuzanną – odpowiedział Marek, ale słychać było, że traci pewność siebie.

– Marek, ostrzegam cię po raz ostatni. Odsuń się od drzwi i wynoś się stąd, zanim zadzwonię na policję – Paweł nie ustępował.

– Spróbujmy z nim porozmawiać – powiedziałam, patrząc na Pawła.

Usiedliśmy przy stole.

– Waldemar nie był taki, jak myślicie. Był moim przyjacielem, ale też biznesowym rywalem. Przez lata prowadził interesy, które nie zawsze były zgodne z prawem. Kiedy dowiedziałem się o testamencie, wiedziałem, że wciągnie cię to w coś, czego nie zrozumiesz. Chciałem cię chronić, ale zrobiłem to w najgorszy możliwy sposób – powiedział Marek, spuszczając wzrok.

Muszę to wyprostować

– Dlaczego groziłeś mi zamiast mnie ostrzec? – zapytałam, czując, jak gniew miesza się z żalem.

– Bałem się, że pomyślisz, że chcę tylko majątku. Zuzanno, nie chodziło mi o pieniądze. Chciałem, żebyś była bezpieczna – odpowiedział, podnosząc wzrok i patrząc mi prosto w oczy.

Marek dostarczył dowodów na nielegalne działania Waldemara, co rzuciło nowe światło na jego interesy. Czułam się, jakbym odkrywała zupełnie nową osobę.

Wieczorem, siedząc w bezpiecznym mieszkaniu Pawła, zaczęłam myśleć o przyszłości. Ale już nie w pojedynkę, a z Pawłem, który wyciągnął mnie z kłopotów, w jakie się wplątałam. Teraz czeka mnie ciężka walka z mnóstwem formalności, ale dzięki wsparciu Olgi i Pawła mam nadzieję, że uda mi się zachować majątek Waldemara. Muszę zmierzyć się z przeszłością, aby zrozumieć, kim naprawdę był Waldemar i dlaczego podjął takie decyzje.

Reklama

Zuzanna, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama