„Sąsiadka codziennie wpadała na herbatę i plotki. Tolerowałam ją do czasu, aż całkiem przejęła kontrolę nad moim życiem”
„Trzy dni później, kiedy próbowałam skupić się na pracy zdalnej, usłyszałam pukanie. Dwa krótkie stuknięcia, potem trzecie – bardziej zdecydowane. Zamarłam. Otworzyłam drzwi tylko na łańcuch. Po drugiej stronie stał mężczyzna w mundurze”.

- Redakcja
Czasem człowiek po prostu musi uciec przed wspomnieniami, które wracają jak bumerang, przed ludźmi, którzy twierdzą, że czas leczy rany, i przed sobą samą – najbardziej surowym sędzią. Po rozstaniu z Arturem i kilku miesiącach terapii zdecydowałam, że muszę zacząć od nowa. Nowe mieszkanie na spokojnym osiedlu, z dala od zgiełku miasta i wspólnych miejsc. Miałam zamiar zakorzenić się w ciszy, w kawach pitych samotnie na balkonie i w książkach, których przez ostatnie lata nie miałam siły czytać.
Była miła
W pierwszych tygodniach czułam ulgę. Wstawałam rano, podlewałam kwiatki, robiłam sobie jajecznicę, wychodziłam na spacer z audiobookiem w uszach. Rutyna działała jak bandaż na rozszarpane wnętrze.
Pierwsze spotkanie z panią Wandą – starszą sąsiadką z drugiego piętra – było nawet przyjemne. Przyniosła mi słoik dżemu, powiedziała, że mieszkanie, które wynajęłam, należało kiedyś do jej przyjaciółki i że „dobrze, że znów ktoś tu jest”.
– Tylko niech pani nie zostawia śmieci na korytarzu, sąsiedzi bardzo tego nie lubią – dodała od razu, z uśmiechem.
Zaprosiłam ją któregoś dnia na herbatę. Przyszła punktualnie, z ciastkami własnej roboty. Pachniała płynem do płukania i lekkim żalem za czymś nieokreślonym. Usiadłyśmy w kuchni.
– Mieszka tu pani sama? – zapytała, zerkając na półkę z książkami. – Nie odwiedza pani nikt?
– Sama. Tak miało być. Potrzebuję trochę spokoju – odpowiedziałam wymijająco.
– Ooo, czyli po przejściach… No nic dziwnego, teraz to te związki to jak rękawiczki się zmienia – powiedziała tonem osoby, która już wiele widziała. – Ale wie pani, samotność to nie jest rozwiązanie.
Milczałam. A ona zaczęła rozglądać się po mieszkaniu.
– Troszkę pusto tu u pani… Mam kilka ramek i obrusików, które mi zostały po świętach, chętnie przyniosę. I ten storczyk… za dużo wody. One nie lubią, jak im się przelewa – pokiwała głową.
Nachodziła mnie
Uśmiechnęłam się uprzejmie, nie wiedząc, czy się śmiać, czy przełknąć to jak gorzką pigułkę.
– Dziękuję, poradzę sobie – powiedziałam w końcu.
Pewnego popołudnia siedziałam na kanapie w legginsach i z koczkiem na głowie, próbując skupić się na czytaniu. Usłyszałam pukanie. Powoli wstałam z kanapy i uchyliłam drzwi.
– Karolinko? – sąsiadka zajrzała do środka, trzymając w ręku reklamówkę. – O, jesteś! Już się martwiłam, że coś się stało. Nie otwierasz od razu, to pomyślałam…
– Pani Wando, nie słyszałam…
– No trudno, ważne, że jesteś cała. Przyniosłam ci kaszę gryczaną. Zdrowa, dobra na jelita. Widziałam ostatnio, że coś cienko z zakupami u ciebie.
– Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba. Ja mam wszystko, czego potrzebuję.
Przesunęła spojrzeniem po mojej sylwetce i zaczęła wpychać się do mieszkania.
– A nie za lekko się ubierasz? Widziałam wczoraj, że wracałaś w samym sweterku, a przecież zawiać może. Dziewczyny w twoim wieku tak się nie pilnują.
Poczułam, jak robi mi się gorąco. Nie ze wstydu, ale z irytacji.
– Pani Wando, bardzo doceniam pani troskę, ale… może mogłabym prosić, żeby nie wchodziła pani do mieszkania bez zaproszenia? Potrzebuję trochę prywatności.
Była wścibska
Na jej twarzy pojawiło się coś, czego nie potrafiłam wtedy jeszcze nazwać. Może zdziwienie? Może cień urażonej dumy?
– Ależ oczywiście – powiedziała po chwili. – Nie chciałam naruszyć twojej przestrzeni. Czasem człowiek nie myśli, tylko działa z serca.
Po tych słowach odwróciła się i wyszła. Zostawiła reklamówkę. Od tamtej chwili czułam się obserwowana, jakby ktoś stale notował każdy mój ruch i oceniał mnie według nieznanej skali. Przez kilka kolejnych dni udawałam, że mnie nie ma. Unikałam otwierania drzwi, jeśli tylko miałam cień podejrzenia, że to pani Wanda. Wyłączałam dzwonek, przemykałam do kuchni na palcach, by odgłos moich kroków nie sprowokował jej do zapukania.
Z początku to działało – przez kilka dni rzeczywiście nikt się nie pojawiał. Ale w piątkowy wieczór, kiedy wróciłam zmęczona z pracy, znalazłam pod drzwiami karteczkę. „Karolinko, wszystko w porządku? Bardzo się martwię. Odezwij się. Wanda”. Nie odpisałam jej.
Miarka się przebrała
Trzy dni później, kiedy próbowałam skupić się na pracy zdalnej, usłyszałam pukanie. Dwa krótkie stuknięcia, potem trzecie – bardziej zdecydowane. Zamarłam. Otworzyłam drzwi tylko na łańcuch. Po drugiej stronie stał mężczyzna w mundurze policyjnym. Obok – pani Wanda
– Dobry wieczór. – Policjant skinął głową. – Pani Karolina?
– Tak… Co się stało?
– Otrzymaliśmy zgłoszenie o możliwości zagrożenia życia. Pani sąsiadka nie miała z panią kontaktu od kilku dni i zgłosiła sprawę.
W pierwszej chwili pomyślałam, że to żart. Potem że jakiś absurdalny sen. A na koniec ogarnęło mnie coś, co trudno było nazwać – zawstydzenie zmieszane ze złością. Bo ja naprawdę się ukrywałam i teraz miałam za to tłumaczyć się komuś obcemu.
– Przepraszam, ale… wszystko u mnie w porządku. Po prostu nie miałam ochoty na kontakt. Jestem zdrowa, żywa. To musi być jakieś nieporozumienie.
– Dobrze. Musimy to tylko odnotować – policjant zapisał coś w notesie i rzucił jeszcze krótkie spojrzenie w kierunku pani Wandy.
– Ja tylko się martwiłam – powiedziała, nie patrząc na mnie. – Już raz ktoś zmarł za ścianą i nikt nie zareagował. Ja nie chciałam, żeby historia się powtórzyła.
Miałam jej dość
Patrzyłam na nią w milczeniu. Nie wiedziałam, co powiedzieć, bo nawet jeśli to rzeczywiście była troska, to przekroczyła coś, co do tej pory chroniło mnie przed światem – moją prywatność. To już nie była tylko natrętna sąsiadka. To była kobieta, która uznała, że wie lepiej ode mnie, co jest dla mnie dobre. I że może interweniować, jeśli jej obraz świata nie zgadza się z moim.
Zebrałam się dopiero następnego dnia. Chodziłam po mieszkaniu, szurając kapciami i nie mogąc znaleźć miejsca, w którym czułabym się choćby na chwilę spokojna. Kawa smakowała jak woda, muzyka drażniła. W końcu podeszłam do drzwi, włożyłam buty i weszłam na klatkę. Zapukałam. Otworzyła od razu, jakby czekała.
– Mogę na chwilę? – zapytałam.
Skinęła głową. Weszłam do środka. Jej mieszkanie było zaskakująco jasne i schludne, z wyprasowanymi serwetkami na każdej powierzchni.
– Pani Wando… – zaczęłam, zbierając w głowie słowa, które miały być konkretne, ale nie raniące. – Ja naprawdę rozumiem, że chciała się pani upewnić, czy wszystko u mnie w porządku. Ale wczorajsza wizyta policji… To było dla mnie bardzo trudne.
Troszczyła się
Patrzyła na mnie w milczeniu, niepewnie. Po chwili odezwała się cicho:
– Nie mogłam spać. Bałam się, że coś się stało. Nikt cię nie odwiedza, nie słychać głosów, nie otwierasz. To było silniejsze ode mnie.
– Ale ja mam prawo być sama. Cisza nie oznacza od razu tragedii.
Westchnęła i zaczęła coś skubać przy rękawie szlafroka.
– Już raz nie zareagowałam. Sąsiadka, z którą piłam kawę codziennie, przestała się odzywać. Myślałam, że się obraziła. Znalazła ją jej córka po trzech dniach. Miała zawał. Od tamtej pory jak ktoś nie odbiera, to ja już nie pytam, tylko działam.
– Pani nie musi być moją opiekunką, a ja nie mogę być kimś, kto wypełni pani samotność. Nie potrafię i nie chcę.
Pokiwała głową, otarła oko.
– W porządku. Już rozumiem.
Wyszłam stamtąd z uczuciem cięższym niż przed wejściem. Bo nie była potworem, nie była manipulantką. Była kobietą, która nie umiała inaczej radzić sobie z pustką.
Karolina, 36 lat
Czytaj także:
- „Szwagierka udawała przyjaciółkę, a potem w sądzie wsypała mnie bez mrugnięcia okiem. Sprzedała mnie za mieszkanie”
- „Moja 50 letnia kuzynka zachowuje się jak stara kokietka. Wpadłam w szał, gdy usłyszałam, co zaproponowała mojemu mężowi”
- „Płomienna noc ze zjawiskową brunetką wywróciła mój świat do góry nogami. Los miał jednak inny plan na nasz związek”