Reklama

Dziadkowie Mariusza liczyli na to, że śladem siostry pójdzie na studia i w ten sposób zapewni sobie dobrą przyszłość. Tyle że chłopak miał na nią zupełnie inny pomysł. Ku przerażeniu dziadków – zaczął działalność w internecie…

Reklama

Do mojej poradni przyszła zaniepokojona starsza pani

W południe odwiozłam sąsiadkę na działkę. Jest niepoprawna – twierdzi, że ma tam mnóstwo pracy, i nie dociera do niej, że wciąż jest za zimno, żeby grzebać w ziemi.

– Marzec to już prawie wiosna – przekonywała Maria. – Tylko pograbię liście i ogarnę troszkę… Nie daję już rady w czterech ścianach.

Umówiłyśmy się, że zabiorę ją, wracając z poradni, i skoczymy razem na ciastka. Powiedzmy sobie szczerze, dla mnie wiosna to raczej nasiadówka w kawiarnianym ogródku.

– Że na zewnątrz? – Maria przewróciła oczami. – Ty to dopiero masz fantazje nie do spełnienia!

Czasem, gdy spojrzę na naszą znajomość z boku, wydaje mi się, że właśnie to jest w niej najlepsze – że będąc razem, bywamy jak dzieci. Beztroskie i próbujące nagiąć rzeczywistość do naszych wyobrażeń. Chyba że to już starcze zdziecinnienie… Mam nadzieję, że jednak nie. Tym razem w poradni pojawiła się starsza kobieta. Trochę nieśmiała i zagubiona, przez chwilę nawet obawiałam się, że zrezygnuje w ostatniej chwili.

– Czuję się niezręcznie – wyjaśniła po wstępnych grzecznościach. – Powinnam była bardziej nalegać, aby mąż przyszedł ze mną, bo sprawa dotyczy całej naszej rodziny. W sumie – dodała, pierwszy raz się uśmiechając – idealnie byłoby, gdybyśmy się zjawili we troje z wnukiem, ale cóż…

– Gdyby człowiek chciał czekać na idealną sytuację, najczęściej tkwiłby w miejscu – wzruszyłam ramionami. – Trzeba działać z tym, co się ma do dyspozycji.

– To prawda – pokiwała głową pani Urszula. – Kiedy rodzina jest w kryzysie, każda rada może być cenna. A że niektórzy nie potrafią o nią poprosić, to inna rzecz.

Siedziałam, czekając, aż zbierze myśli. Po dłuższej chwili zaczęła mówić

– Mamy dwoje wnuków, których z mężem wychowaliśmy jak dzieci. Wnuczka jest już na swoim, skończyła medycynę, dobrze jej się układa. Wnuk, Mariusz, w tym roku robi maturę. Spodziewaliśmy się z mężem, że pójdzie na uniwerek śladem siostry, ale od jakiegoś czasu nas zbywał. Że w ogóle planowanie czegokolwiek w tych warunkach to budowanie zamków na piasku.

– Czy to panią niepokoiło? – zapytałam.

– Nie, nawet przyznawałam mu rację – w końcu sytuacja była wybitnie niestabilna. Głównie mąż się irytował tym brakiem deklaracji.

– Rozumiem – przytaknęłam.

– Mnie wystarczało, że Mariusz sobie radzi z nauką. Trochę się martwiłam, że dużo siedzi przy komputerze, ale nie miałam na to wpływu – wszyscy sterczeli przed monitorami całe dni. W weekendy syn nadrabiał życie towarzyskie – wyjeżdżał z kolegami na wycieczki rowerowe, czasem pożyczał od męża auto. W każdym razie żyłam w przeświadczeniu, że wszystko jest pod kontrolą.

Zamilkła na chwilę.

– Tłumaczy mnie tylko to, że miałam problemy w pracy, przez pandemię firma mało nie upadła – mruknęła. – Chociaż wciąż sobie wyrzucam, że mogłam się bardziej interesować.

– Czasu się nie cofnie – wzruszyłam ramionami. – Nie warto się zadręczać czymś, czego nie da się naprawić.

– Mój mąż też tak mówi – potwierdziła. – Ale on uważa, że jest bez winy, a całą odpowiedzialność zrzuca na Mariusza. Twierdzi, że wnuk powinien był konsultować z nami swoje pomysły, zanim postanowił po prostu zmienić plany.

– Czy dobrze rozumiem, że pani nie podziela poglądu męża? – uśmiechnęłam się.

– Co do zasady podzielam, ale znam swojego małżonka i rozumiem, że Mariusz zwlekał dla świętego spokoju. Wcześniejszą szczerością zyskałby tyle, że nasze wspólne życie zaczęłoby być piekłem już kilka miesięcy temu. Mąż nie zaakceptowałby jego pomysłu na życie w żadnym terminie.

– A pani?

– Ja też nie – powiedziała po chwili zastanowienia. – Dla mnie studia to gwarancja dobrego życia. Mnie się udało zrobić magisterkę późno i dużym kosztem, gdy już byłam na swoim; pamiętam ten jakościowy skok w życiu. Ale starałabym się to wnukowi wytłumaczyć na zasadzie kropli drążącej skałę… Mąż natomiast stawia wszystko na ostrzu noża.

– Jeżeli to nie tajemnica, proszę opowiedzieć o pomyśle wnuka – poprosiłam. – Będzie mi łatwiej zrozumieć wasze stanowisko jako rodziców.

– No tak – zorientowała się, że pominęła najważniejsze. – Przepraszam. To nie żaden sekret, skąd. Po prostu rzadko się na tym skupiam, bo i tak nie pojmuję, o co chodzi. I nawet nie chce mi się rozważać konkretów… Uważam, że Mariusz może robić, co chce, ale jak już będzie miał dyplom.

Chwilę trwało, zanim pani Urszula się zorientowała, że wciąż nie udzieliła odpowiedzi na moje pytanie.

– No tak – klepnęła się w czoło. – Gapa ze mnie. Otóż okazało się, że w czasie, gdy myślałam, że wnuk sterczy przy komputerze, chłonąc wiedzę, on został gwiazdą internetu. Założył jakąś stronę czy blog, nie bardzo się orientuję w szczegółach, w każdym razie uczy tam, jak przetrwać na łonie natury. Co można jeść, jak rozpalić ogień, zbudować szałas… Wie pani, był czas, że Mariusz bardzo się zaangażował w harcerstwo, i myślę, że to teraz procentuje…

– Przepraszam za pytanie laika, ale jak to się ma do studiów? – przerwałam. – Nie można robić tych rzeczy jednocześnie?

– Podobno nie – rozłożyła ręce. – Jak się chce odnieść sukces i na tym zarabiać, trzeba poświęcić mnóstwo czasu. Jak w pracy!

– Sądzi pani, że wnukowi chodzi o pieniądze? Ma potrzeby, których państwo nie chcecie lub nie możecie zrealizować?

Mariusz pragnął niezależności

– Mariusz to raczej minimalista – uśmiechnęła się. – Sądzę, że fascynuje go sama możliwość pracowania w ten sposób. Niezależność, to, że jest sobie sterem i okrętem… Poza tym zajmuje go temat, który opracowuje w tych swoich programach. Powiedział, że się wkręcił i chce się rozwijać w tym kierunku.

– Na jakie studia wnuk się wybierał, zanim zaczął prowadzić te kursy, czy jak to się określa… Szkolenia?

– Ech – machnęła ręką. – On zawsze miał rozstrzelone zainteresowania… Najpierw była informatyka, potem medycyna. Teraz twierdzi, że za wcześnie, by decydować. W klasie maturalnej! Jakoś inni dają radę.

– Dają, nie dają – wzruszyłam ramionami. – Czasem zmieniają kierunek w trakcie albo robią podyplomówki, bo okazuje się, że wybór nie był dobry. Różnie bywa.

– To prawda – przyznała mi rację. – Wnuczka też wahała się do ostatniej chwili. O mały włos wylądowałaby na filologii. W każdym razie Mariusz powiedział, że ostatnio skłania się ku botanice. Zawsze interesowały go rośliny, ale się obawiał, że z tego się nie utrzyma. Jeżeli uda mu się zmonetyzować, co za okropne słowo, swoją pasję w internecie, będzie pogłębiał wiedzę… Ale może to tylko takie mydlenie oczu.

– Uważa pani, że decyzja wnuka o odłożeniu studiów jest ostateczna? – zapytałam. – Czy też naciski z zewnątrz mogą ją jeszcze zmienić?

– Mariusz jest uparty jak osioł – westchnęła. – Nasz opór nie robi na nim wrażenia, jeśli już, to odwrotne. Będzie dążył do tego, by udowodnić sobie i nam, że sam kieruje swoim życiem.

– Jak pani się czuje z tym, że sprawa jest właściwie przesądzona? – zapytałam.

– Jak ktoś, kto się zbudził z ręką w nocniku – burknęła.

– Dobrze, ujmijmy to inaczej: czy widzi pani w tej sytuacji jakieś plusy?

– Mąż uważa…

– Zostawmy męża – poprosiłam. – Skupmy się na obecnych.

– Słusznie – zacięła usta. – Nie chciał przyjść, jego strata. Co do mnie, widzę plusy, chociaż, żeby było jasne – w dali za minusami. Ale tak, wnuk myśli powoli o tym, że człowiek musi się w życiu utrzymać własną pracą. Naprawdę, kiedy patrzę na wnuki znajomych, to nie jest wcale oczywiste. Drugi plus, nie oczekuje natychmiastowych sukcesów, ma świadomość, że towar, który chce sprzedać, musi być wysokiej jakości. Trzeci plus: to, co robi Mariusz, jest dobre i potrzebne. Człowiekowi zawsze przyda się wiedza, jak sobie radzić w trudnych warunkach.

– Dobrze – skinęłam głową. – Teraz minusy, proszę.

– Odłożone studia, nie wiadomo na jak długo – wystawiła palec. – Czy będzie nas później stać na porządną uczelnię przy tej inflacji? Dojazdy, stancja, utrzymanie, książki – to wszystko kosztuje. Trzeci minus – kolejny palec dołączył do dwóch poprzednich – niejasna sytuacja dla nas. Przez najbliższy rok nie będzie się uczył, tylko pracował… Czy powinniśmy go wciąż traktować jak dziecko na utrzymaniu, czy wymagać partycypacji w kosztach? I czwarty, najgorsze: dlaczego internet?! Już bym wolała, żeby wnuk książki pisał, skoro już musi!

– Takie czasy – powiedziałam. – Jeśli traktuje pani internet jak wroga, należy go poznać.

– Ha! – westchnęła. – Ja nie odróżniam bloga od tych innych… Jakieś cuda na kiju.

– Ale widziała pani w ogóle to, co syn robi? – zapytałam.

– Nie miałam do tego nerwów – przyznała. – Źle?

– Wydaje mi się, że człowiek mniej boi się znanego – wyjaśniłam. – Poza tym trochę dziwne torpedować coś, o czym nie ma się pojęcia.

Pani Urszula zaczęła się zastanawiać

– No tak – powiedziała. – Niepoważne. Trzeba się będzie poświęcić.

– Może nie? – uśmiechnęłam się. – To może być ciekawe doświadczenie dla pani i wnuka także. Pani zobaczy, co chłopak naprawdę robi, a on poczuje, że jest traktowany jak partner, a nie dziecko, które ma się tylko słuchać starszych.

– Mąż wyjeżdża teraz na kilka dni, będzie trochę spokoju – myślała głośno. – Tak, zrobię to. Poproszę Mariusza, żeby mi pokazał, co robi. Ale co z resztą?

Spojrzałam pytająco.

– Resztą minusów – wyjaśniła.

– Może dobrze byłoby je przedstawić wnukowi w taki sposób, jak tutaj to pani zrobiła? To dorosły człowiek, niech weźmie odpowiedzialność za skutki swojej decyzji.

– Taak – widziałam, jak powoli układa sobie wszystko w głowie. – To chyba dobry pomysł. Co za czasy, że starzy nie nadążają za młodymi!

– Nie demonizujmy – powiedziałam. – Patrzmy raczej na to, że świat się cały czas rozwija. Mamy telefony komórkowe, możemy pogadać, widząc się na odległość… Wolałaby pani nadal zamawiać międzymiastową na poczcie?

Roześmiała się.

– Może faktycznie trzeba nadrabiać opóźnienia, zamiast marudzić. Ale i tak się obawiam tego wszystkiego. Nieznany ląd.

– Podoba mi się to porównanie – zaśmiałam się. – Niech pani pomyśli, ma pani wnuka Kolumba.

Jej mąż uważał, że na przyjemności jest czas po robocie

– Mój mąż – zawahała się, czy może zapytać, ale skinęłam głową. – Poza tym, że jest wściekły o samowolkę Mariusza, czuje się też dotknięty tym, że wnuk chce łączyć pracę z przyjemnością.

– Ta jedna ósma doby, która zostaje, gdy odliczymy jeszcze spanie? – zdziwiłam się. – Pewnie często tak bywa, ale czy to idealny wzorzec?

– Też to Zygmuntowi powtarzam – wyraźnie czuła się pokrzepiona. – Nic, może i on, gdy wyjedzie z domu, trochę się zdystansuje od tego wszystkiego… Dobrze by było się dogadać, jeśli mamy osiągnąć jakiś kompromis. A skoro Mariusz nie ustąpi, nic innego nam nie pozostaje. Przecież nie wyślemy dorosłego chłopa siłą na uniwerek!

Raczej mało prawdopodobne – przyznałam. – Choć mamy początek marca i wiele może się jeszcze wydarzyć, to jednak nie warto się trzymać kurczowo tej nadziei.

– Cieszę się, że do pani przyszłam – podsumowała pani Urszula. – Nadal wydaje mi się to wszystko straszne, ale też w jakiś sposób fascynujące. W każdym razie udało się pani obudzić we mnie ciekawość – uśmiechnęła się.

Zawsze to lepszy punkt wyjścia niż złość i poczucie porażki, pomyślałam, zamykając poradnię chwilę później. Swoją drogą, świat rzeczywiście bardzo szybko się zmienia… Tylko to, że młodzi muszą sobie wywalczyć prawo do samodzielności, pozostaje wciąż takie samo.

Komórka zabrzęczała, gdy wsiadłam do samochodu.

– Jedziesz już? – usłyszałam głos Marii. – Trochę zmarzłam jednak.

Reklama

A to niespodzianka.

Reklama
Reklama
Reklama