Reklama

Od siedmiu lat jestem żoną Tomasza. Pracuję zdalnie jako graficzka, on w korporacji – zajmuje się sprzedażą, ciągle w biegu. Kiedyś było między nami naprawdę dobrze. Nie idealnie, ale wystarczająco: wspólne wakacje, wieczorne seriale, poranna kawa. Od jakiegoś czasu jednak coś sie zaczęło psuć. Nie umiem powiedzieć kiedy dokładnie, ale to nie stało się nagle. Raczej jakby ktoś powoli skręcał kurek z tlenem – aż w pewnym momencie zaczęło mi być duszno.

Reklama

Tomasz stał się inny. Nieobecny. Chwilami wręcz nieosiągalny – nawet gdy siedział obok na kanapie. Coraz częściej wychodził z telefonem do innego pokoju. Niby nic. Praca. Napięty grafik, nowy projekt. Tak mówił. Tylko że ten telefon dzwonił... późno. Raz koło dziesiątej wieczorem. Innym razem w niedzielę rano. Na ekranie za każdym razem jedno imię: Justyna. Jego sekretarka. Młodsza. Ładna. Zawsze „tylko praca”. Starałam się wierzyć. Ale intuicja mówiła co innego. Niepokój wżerał się we mnie coraz mocniej, nie dawał spokoju. Niby nic konkretnego, ale przecież my, kobiety, to czujemy. I ja czułam. Że nie wszystko mi mówi. Że coś się między nimi dzieje. Że ta historia ma drugie dno i lepiej, żebym się na nie przygotowała.

Podejrzewałam, że ma romans

Stał przy kuchennym blacie i kroił chleb, jakby nic się nie działo. Jakby nie było późnego telefonu od Justyny, jakby nie widział, jak całą noc przewracałam się z boku na bok.

– Musimy pogadać – zaczęłam, podpierając się o stół, bo nogi nagle zrobiły się jak z waty.

– Coś się stało? – spojrzał na mnie zaskoczony. Albo tylko tak dobrze grał.

– Justyna dzwoniła wczoraj o 22:30. W sobotę. Nie uważasz, że to... trochę dziwne?

– No, bo miała mi przesłać raport. Coś się jej z pocztą pokrzaczyło – rzucił tonem, który miał mnie uspokoić. Ale nie uspokoił.

– Serio? Od kiedy raporty wysyła się po dziesiątej wieczorem?

Tomasz westchnął, odłożył nóż i spojrzał na mnie bez emocji.

– Karolina, nie zaczynaj. Ona jest bardzo zaangażowana w pracę. To chyba dobrze, że mam kogoś, kto ogarnia tematy.

– A może... zamiast sekretarki zatrudniłeś sobie kochankę?

Zamarł. Dosłownie. Ani słowa. Ani gwałtownego protestu. Ani nawet uniesionej brwi. Tylko te jego zaciśnięte szczęki.

– To głupie – powiedział po dłuższej chwili. – Nie wiem, skąd ci się to wzięło.

– Nie zaprzeczyłeś od razu.

Odsunął się od blatu i wyszedł z kuchni bez słowa, zostawiając chleb, nóż i mnie z sercem bijącym jak oszalałe. Bo ja wiedziałam. W tej ciszy było coś gorszego niż w każdej kłótni. Nie zaprzeczył. Nie spojrzał w oczy. Nie próbował mnie objąć, powiedzieć, że jestem śmieszna. A przecież zawsze tak robił. Tym razem... zamilkł. Jakby był winny.

W głowie mi huczało

Nie miałam konkretnego planu, kiedy ruszyłam do biura Tomasza. Chciałam tylko ją zobaczyć. Twarzą w twarz. Spojrzeć w oczy tej, która dzwoni wieczorami do mojego męża, jakby to było coś normalnego. Weszłam pewnym krokiem, choć w środku wszystko mi się trzęsło. Recepcjonistka nie pytała, tylko wskazała ręką w stronę korytarza. I wtedy ją zobaczyłam. Justyna. Stała przy ekspresie do kawy, w obcisłej białej bluzce, z telefonem przy uchu. Śmiała się. Głośno, swobodnie. Jakby cały świat należał do niej.

– Dzień dobry – powiedziałam, podchodząc.

Spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem.

– Dzień dobry... Przepraszam, czy my się znamy?

– Karolina. Żona Tomasza.

– Aaa, oczywiście – uśmiechnęła się natychmiast, aż za słodko. – Słyszałam o pani. Miło mi w końcu poznać.

– Tak, wzajemnie – odpowiedziałam chłodno. – Chciałam tylko zapytać... Często trzeba dzwonić do szefa o 22?

Uniosła brwi, jakby pytanie ją zaintrygowało, ale nie speszyło.

– Tomasz lubi być na bieżąco. Nie przeszkadza mu to. Zresztą... ja też nie mam nic przeciwko.

Wbiłam w nią wzrok. Zbyt pewna siebie. Za bardzo rozluźniona. Jakby wiedziała, że może sobie pozwolić na wszystko.

– To tylko praca, prawda?

– Oczywiście – uśmiechnęła się z przekąsem. – Tylko praca.

Odwróciłam się i wyszłam, żeby ie zrobić czegoś głupiego. Ale w głowie mi huczało. To nie była zwykła rozmowa. Nie zachowywała się jak sekretarka. Zachowywała się jak kobieta, która ma nad czymś władzę. Może nad Tomaszem. Może nade mną. I nagle zrozumiałam, że to nie jest już tylko podejrzenie. To była wojna. I ja dopiero zaczęłam walczyć.

To nie była tylko zdrada

Telefon leżał na komodzie, odblokowany. Przez przypadek, albo może los tak chciał. Przechodziłam obok, kiedy rozświetlił się ekran. Wiadomość od Justyn:„Będę miała wyniki jutro. Będziesz tam?”. I jego odpowiedź: „Oczywiście. Nie martw się”. Serce mi stanęło. Jakie wyniki? Jakie „będziesz tam”? Przecież to nie brzmiało jak rozmowa zawodowa. Nie brzmiało jak nic, co miałoby sens w kontekście ich „pracy”. Brzmiało... intymnie.

Zanim zdążyłam sięgnąć po telefon, zgasł ekran. Usłyszałam kroki w przedpokoju i wróciłam do kuchni, udając, że robię herbatę. Tomasz wszedł i jakby nigdy nic zabrał telefon. Usiadł w salonie, przeglądając coś na ekranie. Ale nie odezwał się ani słowem. Wieczorem usłyszałam, jak rozmawia przez telefon w łazience. Nie zamknął drzwi do końca. Cichy głos niósł się po korytarzu.

– Musimy jej powiedzieć. Nie chcę, żeby dowiedziała się przypadkiem.

Chwila ciszy. A potem:

– To nie jest dobry moment. Jeszcze nie teraz.

Zamarłam. Serce waliło mi jak młotem. Wyszłam z pokoju, zanim pomyślałam. Zatrzymałam się w drzwiach łazienki.

– Komu musicie coś powiedzieć?

Tomasz spojrzał na mnie jak przyłapany dzieciak.

– Karolina... To nie tak, jak myślisz...

– To może mi wytłumacz, jak jest.

Zamilkł. Patrzył na mnie, ale nie widziałam w jego oczach ani strachu, ani wyrzutów sumienia. Raczej... bezradność. I coś jeszcze. Może cień paniki. Wtedy pierwszy raz poczułam, że to nie jest tylko zdrada. Że tu chodzi o coś większego.

Byłam pusta i zimna

Siedzieliśmy przy stole. On z dłońmi splecionymi, jakby się modlił. Ja z kubkiem herbaty, który dawno wystygł. W końcu zaczął mówić.

– To było raz. Krótko. Pomyłka – powiedział, patrząc w blat, nie na mnie.

Nie odpowiedziałam. Nie mogłam. Gdyby we mnie coś się jeszcze tliło, może bym krzyczała. Ale byłam pusta. Zimna. Jakby ktoś wyssał ze mnie wszystkie emocje.

– To było po tamtym wyjeździe służbowym... Wiesz, wtedy, gdy wróciłem dzień później. Byliśmy sami w hotelu. Piliśmy. Mówiła, że czuje się samotna. Że nikt jej nie widzi, nie słucha.

– A ty ją „zobaczyłeś”? – spytałam cicho.

– Nie wiem. Po prostu... się stało. Żałuję.

– To wszystko?

Zawahał się. I wtedy wiedziałam, że nie.

Justyna... jest w ciąży. I nie wie, czy to moje dziecko.

Zatkało mnie. Przez kilka sekund patrzyłam na niego, jakby mówił w obcym języku.

– Co ty powiedziałeś?

– Przyszła do mnie kilka tygodni temu. Powiedziała, że jest w ciąży, ale spotykała się też z kimś innym. Nie wie, kto jest ojcem. Ale... chce, żebym jej towarzyszył. Żebym był przy niej, gdy będą wyniki.

– I zamierzasz?

– Obiecałem, że ją wesprę. Chciałem ci powiedzieć, ale... nie wiedziałem jak.

Nic nie powiedziałam. Wstałam i wyszłam z domu. Po prostu. Bez telefonu, bez torebki. Potrzebowałam powietrza. Czegokolwiek, co nie pachnie jego perfumami i jej zapachem. Spacerowałam bez celu. Płakałam, ale cicho. Ludzie mijali mnie jak cień. Czułam, że pękłam. Że nie wrócę już taka sama.

Spotkanie z Justyną

Spotkałyśmy się w kawiarni, choć tak naprawdę nie miałam ochoty pić ani kawy, ani na nią patrzeć. Ale musiałam. Musiałam usłyszeć to od niej. Chciałam spojrzeć jej w oczy, gdy będzie mówić.

– Cześć – powiedziała, jakbyśmy się znały. Jakby to była zwykła rozmowa.

– Po co to zrobiłaś?

– Nie planowałam tego. Naprawdę – zaczęła spokojnie. – Tomasz był... miły. Inny niż ci wszyscy faceci. Wysłuchał. Zauważył mnie. I… tak wyszło.

– Wyszedł seks z żonatym mężczyzną.

– Myślałam, że to nic nie znaczy – mówiła dalej, spuszczając wzrok. – Że to tylko jeden raz. A potem pojawiły się dwie kreski.

Zacisnęłam pięści pod stołem.

– Nie przyszło ci do głowy, żeby zostawić to wszystko i zniknąć?

Spojrzała na mnie uważnie. Już bez udawanej grzeczności.

– Nie przyszło. Bo to może być jego dziecko. A jeśli jest... chcę, żeby był obecny.

– Nawet jeśli rozbijesz komuś życie?

Wzruszyła ramionami.

– Ja nie rozbiłam. Już było pęknięte, zanim się pojawiłam. Tylko ty tego nie widziałaś.

Zamilkłam. Bo w tej jednej rzeczy miała rację. Wyszłam bez słowa. Potrzebowałam znowu powietrza. Myśli. Czegokolwiek, co nie śmierdzi zdradą. A w głowie powtarzało mi się jedno, co, jeśli to naprawdę jego dziecko?

Nie wiedziałam, co dalej

Siedziałam sama w sypialni. Tomasz spał na kanapie w salonie – z własnej woli, albo z poczucia winy. Od kilku dni unikaliśmy się, jakby każde słowo mogło wszystko pogorszyć. Nie dotykaliśmy się. Nie rozmawialiśmy. Byliśmy sobie coraz bardziej obcy. Patrzyłam w ciemność i nie mogłam zasnąć. W głowie wciąż dudniło jedno pytanie. Czy mogłabym żyć z tym, że ktoś inny nosi dziecko mojego męża?

Nie znałam odpowiedzi. Czułam tylko ciężar – jakby wszystko, co budowaliśmy, runęło w kilka sekund. Byłam rozdarta między gniewem a tęsknotą, żalem i strachem. Nie wiedziałam, co dalej. Czy odejść? Czy zostać? Czy ufać jeszcze choć trochę... Ale wiedziałam jedno, że ta noc coś we mnie zabiła. Może nie miłość. Ale na pewno złudzenia.

Karolina, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama