„Ten sen wyglądał jak film z tragicznym zakończeniem. To było ostrzeżenie, lecz nie dla mnie”
„Tak, to znowu był ten sam sen, ale obudziło mnie uczucie paniki pomieszanej ze strachem ściskającym gardło. Z trudem łapałam powietrze w płuca… Jeszcze nie do końca wierzyłam, że nie umarłam. Że to był tylko sen”.

- Agnieszka,
Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek się dowiem, co miało znaczyć to najbardziej niezwykłe doświadczenie w moim życiu. A może to po prostu była zwykła czkawka czasoprzestrzeni. Bo jak inaczej to nazwać?
Ten sen ciągle się powtarzał
Sen pojawił się kilka miesięcy wcześniej. Z początku był nudny. Ot – idę ulicą, staję przed wystawą księgarni, zauważam jakąś książkę i wchodzę do środka, żeby ją obejrzeć. Biorę ją z półki i przeglądam zawartość – to pozycja o udzielaniu pierwszej pomocy. Kupuję ją, wychodzę z księgarni, idę ulicą, mijają mnie ludzie…
Sen nie byłby warty wspominania, gdyby nie to, że śnił się w kawałkach. Jak taki telewizyjny, tylko strasznie nudny serial, który torturował dodatkowo tym, że aby obejrzeć kolejną scenę, trzeba było najpierw obejrzeć te poprzednie, już przecież znane.
No więc w pierwszym śnie szłam ulicą i dochodziłam do księgarni, kolejnej nocy stawałam przed księgarnią, a potem do niej wchodziłam… i tak dalej. Pierwszy raz coś takiego mi się śniło i nawet powiedziałam o tym mężowi. Więcej, relacjonowałam każdy nowy odcinek, gdy się pojawiał.
– Słuchaj, dzisiaj wsiadłam do autobusu i stanęłam przy tylnej szybie – opowiadałam. – Po kilku minutach kręcenia się po ulicach zatrzymaliśmy się na przystanku. Drzwi otworzyły się. Nikt nie wsiadł ani nie wysiadł. I wtedy dostrzegłam tamtą kobietę… – zamilkłam, bo we śnie to było dla mnie zupełnie naturalne, ale teraz, na jawie, trochę mnie zdziwiło.
– Jaką kobietę? – dopytywał ze zdziwieniem mój mąż.
– Biegła za autobusem i machała ręką, jakby chciała dać znać kierowcy, żeby na nią poczekał. Ale on ruszył. Wtedy ona stanęła i tupnęła ze złością nogą – relacjonowałam przebieg wydarzeń.
– Kochanie, ludzie tak reagują, kiedy są rozzłoszczeni. Na przykład ty – mąż uśmiechnął się i posłał mi całusa przez stół.
– No właśnie. Ta kobieta miała taki sam płaszcz jak ja. Ten zielony w pepitkę – pamiętałam wszystkie najdrobniejsze szczegóły.
– Aha! To już wiemy, po co ci się to wszystko śni. Musisz dać płaszcz do pralni, chyba od dwóch lat to mówisz – głośno się roześmiał.
Mój mąż był wyznawcą tezy, że nasze sny mówią jedynie o sprawach codziennych, porządkują obrazy i wrażenia z poprzedniego dnia, i z pewnością nie mają nic wspólnego z przepowiadaniem przyszłości czy czymś w tym rodzaju. Materialista do szpiku kości.
Zaczęliśmy się przekomarzać i gdzieś to zadziwienie snem i tą kobietą w „moim” płaszczu – się rozpłynęło. Jak zwykle w ciągu dnia o wszystkim zapomniałam.
Czułam się jak w filmie
Następnej nocy jak zwykle był dalszy ciąg, lecz tym razem nie było nudno. Obudziłam się w środku nocy z głośnym „ach!”. Mąż na moment otworzył oczy i spytał, czy to ten sam sen co zwykle, i chwilę potem już spokojnie pochrapywał.
Tak, to znowu był ten sam sen, ale obudziło mnie uczucie paniki pomieszanej ze strachem ściskającym gardło. Z trudem łapałam powietrze w „zmiażdżone” płuca… Jeszcze nie do końca wierzyłam, że nie umarłam. Że to był tylko sen.
Zaczęło się jak zwykle – księgarnia, książka, autobus, kobieta w zielonym płaszczu. Potem kobieta zniknęła za zakrętem, a autobus przyśpieszył. I to bardzo. Aż zaczęłam się zastanawiać, dokąd kierowca tak pędzi. Dojeżdżaliśmy do niebezpiecznie ostrego zakrętu. Rozległ się pisk opon.
Autobus zachybotał się gwałtownie raz w prawo, raz w lewo i zwalił się na jeden bok. Wtedy jakiś ciężar uderzył mnie w pierś i zaczęłam się dusić. Umierałam. I wtedy się obudziłam. Prawie popłakałam się z ulgi. Z trudem usnęłam. W dzień byłam niespokojna i nerwowa. Podczas śniadania opowiedziałam mężowi sen, a on poradził, żebym jeździła tylko tramwajem. Pajac!
Z lękiem czekałam na wieczór, w ogóle nie miałam ochoty zasnąć, ale nie było rady. Na szczęście tę noc przespałam spokojnie. I kolejne. Minął tydzień, drugi. Wspomnienie snu rozpłynęło się w codzienności.
Sen, który przepowiedział mi tragedię
No i nadszedł tamten dzień. Wyszłam wcześniej z pracy. Rano było chłodno, więc włożyłam zielony płaszcz. Szłam w stronę przystanku autobusowego. Obok mnie przejechał autobus i zatrzymał się. Moja linia! Ruszyłam biegiem w jego stronę. Kiedy byłam już blisko, zaczęłam machać ręką, żeby kierowca na mnie poczekał.
Za tylną szybą zobaczyłam kobietę, która patrzyła w moją stronę. Wyglądało jakby chciała, by mi się udało. Autobus jednak odjechał, a ja tupnęłam gniewnie nogą.
I wtedy doznałam olśnienia – to przecież to ja byłam tą kobietą w zielonym płaszczu, która biegła za autobusem! Ale jakim cudem? Wyglądało to tak, jakbym śniła sen tej kobiety stojącej przy tylnej szybie…
Tego wieczoru w dzienniku usłyszałam wiadomość, że w wyniku awarii hamulców autobus miejski przewrócił się na ostrym zakręcie. Wśród pasażerów było kilka osób rannych, w tym dwie ciężko. Na filmowym kadrze zobaczyłam sanitariuszy niosących na noszach kobietę z książką w dłoni. Czyżby przyśnił mi się sen, który miał być ostrzeżeniem dla kogoś zupełnie innego? Czy możliwe, że nie tylko ludzie popełniają błędy, ale Kosmos także?