„Serce mi pęka, bo dla moich dzieci jestem nikim. Nie złożyły mi życzeń, bo miały ważniejsze sprawy niż stara matka”
„Zamknęłam oczy, a łzy popłynęły ciurkiem po policzkach. Próbowałam coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. Wzięłam głęboki oddech. Może przesadzałam? Może mają teraz coś ważnego? Pracę, spotkania, obowiązki? Cisza dźwięczała w moich uszach. Czekałam”.

- Redakcja
Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na biały obrus, który wyprasowałam specjalnie na ten dzień. W pokoju pachniało ciastem – upiekłam sernik, taki, jaki kiedyś dzieci lubiły. Tort też stał na stole, śmietanowy, z owocami. Wbiłam w niego świeczki, kupione w osiedlowym sklepie. Czekały na zdmuchnięcie. Ja też czekałam. Na telefon. Na choćby krótką wiadomość. W końcu to były moje urodziny.
Za oknem szarzało. Blok naprzeciwko wydawał się jeszcze bardziej przytłaczający niż zwykle. Dzieci bawiły się w piaskownicy, jedna z matek krzyknęła na chłopca, żeby nie biegał tak blisko ulicy. Patrzyłam na to wszystko z oddali, jakby przez szybę, która oddzielała mnie od życia. Myślałam o moich dzieciach. O Pawle i Kasi. O tym, jak kiedyś biegali z laurkami i śpiewali „Sto lat”. Kasia zawsze rysowała serduszka, a Paweł przytulał mnie mocno i mówił, że jestem najlepszą mamą na świecie.
Ostatni raz widziałam ich na Boże Narodzenie dwa lata temu. Przyjechali na chwilę, z prezentami, z opłatkiem. Wesoło świętowali, a potem… wyjechali z powrotem do siebie.
– Obiecuję, że będę dzwoniła częściej – powiedziała Kasia, a Paweł kiwał głową, jakby potwierdzał jej słowa.
Obiecali. Spojrzałam na telefon leżący na stole. Co jakiś czas podświetlał się ekran – powiadomienia z aplikacji, reklamy, nic ważnego. Cichł, gasł. Milczenie było najgorsze. Wzięłam głęboki oddech. Może przesadzałam? Może mają teraz coś ważnego? Pracę, spotkania, obowiązki? Cisza dźwięczała w moich uszach. Próbowałam się zająć czymkolwiek, ale ręce mi drżały. Czekałam.
Serce zabiło mi szybciej
Siedziałam przy stole, palcami bawiąc się brzegiem serwetki. Co chwilę zerkałam na telefon. Minuty ciągnęły się leniwie. Wstałam, przeciągnęłam się, przeszłam się po pokoju. Spojrzałam w lustro, poprawiłam włosy, choć nikt przecież nie miał mnie zobaczyć. Z kuchni dochodził słodki zapach ciasta. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Poderwałam się, serce zabiło mi szybciej. Ruszyłam do drzwi z nadzieją, choć rozum mówił, że to pewnie sąsiadka. I rzeczywiście – na progu stała Basia z drugiego piętra, uśmiechnięta, z kawałkiem ciasta na talerzyku.
– Wszystkiego najlepszego. Wpadłam na chwilę, bo upiekłam placek i pomyślałam, że może się skusisz.
Uśmiechnęłam się, choć czułam, jak kąciki ust drżą mi ze zmęczenia.
– Dziękuję, Basiu, bardzo mi miło – powiedziałam, biorąc od niej talerzyk.
– Dzieci dzwoniły już?
Westchnęłam i pokręciłam głową, przyklejając do twarzy słaby uśmiech.
– Jeszcze nie, pewnie zaraz zadzwonią. Wiesz, jak to jest, mają swoje sprawy.
Zabrzmiało to tak, jakbym tłumaczyła ich nieobecność, choć w środku czułam, jakby ktoś ściskał mi serce. Basia kiwnęła głową ze zrozumieniem, ale w jej oczach zobaczyłam cień współczucia. Po chwili pożegnała się i wróciła do siebie, a ja znów zostałam sama.
Spojrzałam na tort. Zapaliłam świeczki i patrzyłam, jak płomienie drżą, a potem zdmuchnęłam. Łzy napłynęły mi do oczu. Usiadłam z powrotem przy stole. Zastanawiałam się, czy to moja wina. Czy zrobiłam coś źle? Czy wychowałam ich tak, że teraz nie mają dla mnie czasu? Czy naprawdę tak trudno było zadzwonić, powiedzieć „Wszystkiego najlepszego, mamo, pamiętamy”? W pokoju zapanowała cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara i bicie swojego serca, coraz cięższe, coraz wolniejsze.
Głos uwiązł mi w gardle
Siedziałam przy oknie, patrząc na ulicę, gdzie życie toczyło się swoim rytmem, jakby nikt nie wiedział, że w tym małym mieszkaniu na trzecim piętrze siedzi kobieta, która dzisiaj ma urodziny i czeka na telefon od swoich dzieci. Ludzie przechodzili pod blokiem – młoda dziewczyna z wózkiem, para nastolatków śmiejących się głośno, staruszka z siatką pełną zakupów, która co chwilę przystawała, żeby złapać oddech. Każdy gdzieś biegł, coś załatwiał, a ja siedziałam, wpatrzona w ekran telefonu, który milczał jak zaklęty. Na stole leżały zdjęcia. Wyjęłam je z szuflady, szukając tych z dzieciństwa Pawła i Kasi. Ich uśmiechy były takie szczere, niewinne. Na jednym Paweł miał na sobie strój kowboja, śmiał się szeroko, pokazując brak przedniego zęba. Kasia siedziała obok, z włosami związanymi w dwa małe kucyki, trzymając w rękach kredki, którymi rysowała laurkę dla mnie. Pamiętałam ten dzień – moje urodziny, ciepło w sercu, ich małe rączki obejmujące moją szyję.
Dotknęłam palcami zdjęcia, jakby to mogło przywołać tamte chwile. Westchnęłam ciężko, czując, jak narasta we mnie tęsknota. Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy naprawdę? Nie o rachunkach, nie o sprawach urzędowych, tylko o nas, o tym, co czujemy, co nas martwi, co cieszy? Nagle zadzwonił telefon. Serce mi zamarło. Sięgnęłam po aparat z drżeniem w dłoniach, patrząc na wyświetlacz. Numer nieznany. Odebrałam szybko.
– Halo?
– Dzień dobry, z tej strony Piotr Nowak, dzwonię w sprawie promocji ubezpieczeń zdrowotnych. Czy mogłaby pani poświęcić chwilkę?
Zamknęłam oczy, a łzy popłynęły ciurkiem po policzkach. Próbowałam coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. W końcu wyszeptałam tylko:
– Nie teraz… Proszę, nie teraz…
– Rozumiem, to może innym razem. Życzę miłego dnia – odpowiedział mężczyzna, a połączenie zostało zakończone.
Telefon znów zamilkł. Odłożyłam go na stół, patrząc na niego, jakby był winny mojej samotności. Łzy kapały na zdjęcia, rozmazując kolory, ale nie starłam ich. W głowie kołatała się tylko jedna myśl. Nie byłam już nikomu potrzebna. Wieczór zapadał powoli, a telefon wciąż milczał. Spojrzałam na zegarek – dziewiętnasta. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam napisać wiadomość.
„Dzień mija, a ja wciąż czekam. Tylko tyle chciałam napisać. Mama”.
Wysłałam. Żadnej odpowiedzi. Usiadłam z powrotem przy stole. Tort stał nietknięty, świeczki dawno zgaszone. Wpatrywałam się w ciemniejące okno, a cisza w pokoju była przytłaczająca. Może już nie potrzebują mnie w swoim życiu? Może jestem tylko wspomnieniem z przeszłości?
Próbowałam ukryć łzy
Następnego dnia wstałam wcześniej niż zwykle. Schowałam zdjęcia z powrotem do szuflady, wytarłam blat w kuchni, poprawiłam zasłony. Czułam się pusta, jakby wszystko, co ważne, uleciało ze mnie wczoraj razem z wiadomością, która pozostała bez odpowiedzi. Włożyłam płaszcz i wyszłam do kościoła. Spotkałam tam Halinę, starą znajomą z bloku. Uśmiechnęła się, podchodząc do mnie.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. A dzieci? Nie przyszły? – zapytała cicho, jakby bała się, że dotknie mnie tym pytaniem.
Uśmiechnęłam się sztucznie, czując, jak w gardle rośnie mi gula.
– Nie, teraz są takie zajęte… – odpowiedziałam, próbując brzmieć beztrosko.
Halina kiwnęła głową ze zrozumieniem, ale w jej oczach zobaczyłam coś, co mnie zabolało – współczucie. Po mszy wróciłam do mieszkania. Zdejmując płaszcz, spojrzałam na tort. Otworzyłam pudełko z listami i kartkami urodzinowymi sprzed lat. Były tam dziecięce rysunki, życzenia pełne serduszek i uśmiechniętych słoneczek. Patrzyłam na nie, a w oczach znowu stanęły mi łzy. Może powinnam je schować głębiej, zamknąć w szufladzie, ale nie potrafiłam. Siedziałam, trzymając te kartki w dłoniach, jakby to one były moją jedyną kotwicą w tym świecie.
Nie miałam już siły
Telefon w końcu się odezwał. Patrzyłam na ekran jak zahipnotyzowana – numer Kasi. Odebrałam niemal od razu. W słuchawce usłyszałam jej głos, szybki, urywany.
– Przepraszam, mamo. Byliśmy zajęci. Wszystkiego najlepszego.
To było wszystko. Kilka sekund ciszy, potem kliknięcie zakończenia połączenia. Siedziałam bez ruchu, telefon wciąż ściskałam w dłoni. Słowa córki odbijały się echem w mojej głowie, suche, obojętne. „Przepraszam, byliśmy zajęci”. Zajęci czym? Czymkolwiek, co było ważniejsze ode mnie. Nie odpisałam. Nie oddzwoniłam. Nie miałam siły. Nie chciałam zaczynać kolejnej rozmowy, która skończyłaby się tak samo. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w ścianę. Czułam, jakby we mnie wszystko zamarzło. To wszystko, co zostało z naszej bliskości? Krótki głos na nagraniu, urwany, obojętny?
Maria, 76 lat
Czytaj także:
- „Mój mąż 1 zdaniem przekreślił 30 lat małżeństwa. Wierzyłam, mu na słowo, a on latami kłamał mi prosto w oczy”
- „Rodzice zawsze faworyzowali brata i okazywali mu miłość. Gdy po latach dowiedziałem się, dlaczego, byłem zrozpaczony”
- „Pozwoliłam teściowej despotce zrobić z komunii barokowy cyrk. Córka mi tego nigdy nie wybaczy”