„Siedziałam z dziećmi w domu i myślałam, że mąż to docenia. Kazał mi iść do roboty, bo on nie będzie utrzymywał lenia”
„Wpatrywałam się w niego, jakbym go pierwszy raz widziała. Kinga. Jego eks. Zawsze gdzieś między nami jak duch. A teraz? Już realna groźba. Nie odpowiedziałam. Nie byłam w stanie. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, gardło ścisnęło się tak mocno, że nie mogłam oddychać. Wyszłam do łazienki”.

- Redakcja
Kiedyś byłam kimś. Naprawdę kimś. W firmie liczyli się z moim zdaniem. Miałam swoją kartę dostępu, własne biurko, firmowy laptop i ludzi, którzy dzwonili tylko po to, żeby zapytać, co myślę o nowej kampanii. I wiesz co? Tęsknię. Nie za kartą. Nie za laptopem. Za tym uczuciem, że jestem komuś potrzebna. I nie dlatego, że przywożę kogoś z przedszkola albo podaję kolację, tylko dlatego, że jestem dobra w tym, co robię. Że ktoś patrzy na mnie i widzi kobietę, a nie tylko mamę, kucharkę i panią od brudnych skarpetek.
– Mamaaaa! Antoś mnie ugryzł! – wrzeszczy Marysia z przedpokoju.
Właśnie. To moje aktualne życie. Odkładam ściereczkę, rzucam spojrzenie na zegarek. Osiemnasta trzydzieści. W piekarniku przypieka się zapiekanka, pralka warczy w tle, a ja po raz dziesiąty dzisiaj godzę dzieci. Jeszcze dwie godziny i może uda mi się usiąść na pięć minut, zanim zasnę z pilotem w dłoni. I tak od czterech lat. Czasem łapię się na tym, że próbuję przypomnieć sobie, co właściwie robiłam w pracy, jak wyglądała moja prezentacja, ten cały projekt, którym kiedyś się tak jarałam.
Pamiętam tylko hasło – „Nowa era relacji z klientem”. Śmieszne. Moja własna relacja z mężem przypomina raczej starą erę – pełną nieporozumień, przemilczeń i wzajemnego rozczarowania. Tomek... kiedyś mówił, że jestem jego rakietą, która wyniesie go na orbitę. A teraz? Teraz patrzy na mnie z obojętnością. Jakbym przestała być częścią jego planu. Jakby ten plan już mnie nie uwzględniał.
– Mamo, a czy jak Antoś mnie gryzie, to znaczy, że mnie kocha? – pyta Marysia z pełną powagą, a ja parskam śmiechem przez łzy.
Nie żałuję, że mam dzieci. Nigdy nie żałowałam. Ale czasem mam ochotę krzyknąć: „Halo! Ja tu jeszcze jestem! Julia! Nie tylko mama, nie tylko żona! Kobieta!” Tylko kto by usłyszał?
Udawałam, że to normalne
– Tomek, moglibyśmy dzisiaj usiąść, pogadać? – zaczęłam niepewnie, wycierając ręce o fartuch. Kolacja gotowa, dzieci nakarmione, wreszcie chwilę ciszy.
– O czym? – nie odwrócił wzroku od laptopa.
– O nas. O przyszłości. Może powinnam jednak już wrócić do pracy. Może coś zmienić. Może…
– Wiesz co? Może jakbyś miała jakieś ambicje, to byśmy w ogóle nie musieli o niczym rozmawiać – rzucił beznamiętnie, jakby to była obca osoba, nie ja.
Zastygłam. Poczułam, jak coś we mnie pęka, coś cichego, ale nieodwracalnego.
– Czyli wszystko, co robię w domu, nie ma znaczenia? – głos mi zadrżał.
– Nie powiedziałem tego – westchnął, jakby zmęczony tą rozmową, mną, wszystkim. – Ale przydałoby się, żebyś w końcu coś z sobą zrobiła. Serio. Jeśli nie wrócisz do pracy… wrócę do Kingi. Ona przynajmniej miała ambicje.
Cisza. Nawet dzieci, jakby wyczuły coś w powietrzu, przestały się hałasować w pokoju. Wpatrywałam się w niego, jakbym go pierwszy raz widziała. Kinga. Jego była. Zawsze gdzieś między nami jak duch. A teraz? Już nie duch. Realna groźba. Nie odpowiedziałam. Nie byłam w stanie. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, gardło ścisnęło się tak mocno, że nie mogłam oddychać. Wyszłam do łazienki. Zamknęłam się, opadłam na podłogę i przez długi czas wpatrywałam się w zimne kafelki. Jak długo jeszcze będę udawać, że to normalne?
Nie wszystko stracone
Telefon do mamy był jak oddech w gęstym, dusznym powietrzu. Jej głos zawsze koił, choć czasem irytował swoją nieprzystającą do współczesności prostotą:
– Cześć, mamo… muszę z kimś porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem.
– Oczywiście, kochanie. Co się dzieje? – poczułam, że już słyszy mój strach.
Opowiedziałam jej o kłótni z Tomkiem, o słowach, które wbiły mi nóż w serce, o Kindze, o tym, że czuję się niewidzialna. Przez chwilę panowała cisza.
– Tacy są mężczyźni – odezwała się w końcu, z lekkim westchnieniem. – Chcą mieć i matkę swoich dzieci, i kobietę z klasą.
– Czyli jestem nikim? – wyrwało mi się, a łzy spłynęły po policzkach. – Bo poświęciłam się dzieciom?
– Nie, kochanie, nie chodzi o to – odpowiedziała spokojnie. – Ale… może czas, żebyś znów była sobą. Nie tylko matką. Nie tylko żoną.
Zamarłam na chwilę. Jej słowa brzmiały jak echo moich własnych myśli, które od miesięcy próbowałam stłumić. Może faktycznie straciłam siebie w codzienności, w pieluchach, obiadach, sprzątaniu. Może wciąż mogę coś zbudować tylko dla siebie.
– Ale jak? – wyszeptałam. – Co, jeśli nie dam rady?
– Dasz radę – mama westchnęła ciepło. – Zawsze dawałaś. Pamiętasz, jak w liceum mówiłaś, że chcesz podbić świat? To nadal jest w tobie, tylko trzeba to na nowo rozbudzić.
Czułam mieszankę ulgi i lęku. Może jeszcze nie wszystko stracone. Może mogę spróbować. Ale czy Tomek to zrozumie? Czy w ogóle chce mnie zrozumieć?
Grunt usuwał mi się spod nóg
Usiadłam naprzeciwko niego przy stole. Kolacja zjedzona, dzieci zajęte rysowaniem, cisza między nami gęsta jak burzowe chmury.
– Tomek… naprawdę myślisz o powrocie do Kingi? – zapytałam, starając się, by głos brzmiał spokojnie.
Spojrzał na mnie z tym samym chłodnym wyrazem twarzy, który znałam od miesięcy.
– Nie, jeśli zaczniesz znów być kobietą, którą podziwiałem – odpowiedział krótko. – Ale musisz coś zrobić, ruszyć się z miejsca.
– A co z tymi wszystkimi latami, kiedy opiekowałam się naszymi dziećmi? – wyrwało mi się, choć starałam się utrzymać ton w ryzach.
– Ja też miałem swoje obowiązki – odparł, wzruszając ramionami. – Ty wybrałaś wygodę.
W jego słowach nie było cienia współczucia, tylko chłodna kalkulacja. Poczułam, że świat mi się wali. Te wszystkie lata poświęceń, niewidoczne trudy codzienności – nic dla niego nie znaczyły. Nie zauważył, że byłam tu, że tworzyłam dom, że dbałam o rodzinę, że rezygnowałam z siebie. Dla niego liczyło się tylko, czy wciąż potrafię być atrakcyjna, ambitna, dynamiczna. Zamknęłam oczy. Nienawiść do siebie mieszała się ze smutkiem, poczuciem zdrady i frustracji. Czy naprawdę muszę znów stać się kimś innym, żeby zasłużyć na jego uwagę?
– Nie chcę być kimś innym dla ciebie – wyszeptałam, ledwie słyszalnie. – Chcę być sobą.
– No to… powodzenia – rzucił i odwrócił się do swoich dokumentów.
Poczułam, jak grunt usuwa się spod nóg. Nie tylko mnie nie rozumie. Nigdy nie rozumiał.
Zawsze będzie mu za mało
Spotkałyśmy się w kawiarni, tak zwyczajnej, że aż trudno było uwierzyć, że tu świętowała swoje sukcesy. Kinga podniosła wzrok znad laptopa i przez chwilę patrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem, jakby nie pamiętała, że kiedykolwiek byłyśmy w tej samej historii.
– Julia… – wymamrotała. – Co cię tu sprowadza?
– Chcę zrozumieć – odparłam, choć sama nie wiedziałam, czy to możliwe. – Czy Tomek… czy cokolwiek między wami jest jeszcze żywe?
Kinga uśmiechnęła się gorzko.
– Tak, kiedyś… Kochałam go, choć on kochał chyba nie mnie. Kochał wersję kobiety, która nigdy nie przestaje się wspinać. Zawsze ambitna, zawsze walcząca, nigdy zmęczona, nigdy przegrana. Ja odeszłam, bo nie dało się tak żyć. Nie myśl, że to szczęście.
– Więc… on zawsze będzie oczekiwał czegoś więcej? – spytałam, próbując ukryć drżenie w głosie.
– Zawsze. Nigdy nie będzie w pełni zadowolony. Nie chodzi o ciebie. Chodzi o to, kim on chce, żebyś była – powiedziała spokojnie. – Nie pozwól, by to cię zniszczyło.
Usiadłam przy stoliku, wciągając powietrze. Mieszanka ulgi i przerażenia wypełniła moje ciało. Kinga nie była zagrożeniem. Była tylko lustrem, które pokazało mi prawdę. Tomek nigdy nie będzie chciał mnie taką, jaka jestem. Zawsze będzie za mało. Przez chwilę czułam gniew, potem pustkę. Wszystko, co budowałam, wszystko, co poświęciłam dla rodziny, teraz wyglądało jak cienka zasłona. A ja musiałam zdecydować, czy wciąż będę udawać, czy znajdę własną drogę.
– Dziękuję… – wyszeptałam w końcu. – Naprawdę.
Kinga pokiwała głową i wróciła do swojego laptopa. Zrozumiałam wtedy, że rozmowa z nią nie zmieni sytuacji, ale zmieniła mnie. Wreszcie zobaczyłam jasno, że nie chodzi o niego. Chodzi o mnie.
Wiedziałam, co muszę zrobić
Noc była długa, a ja nie mogłam zasnąć. Światła miasta za oknem migotały jak odległe obietnice. Dzieci spały, a ja wciąż siedziałam przy komputerze, przeglądając oferty pracy, pisząc CV, próbując przypomnieć sobie, kim naprawdę jestem. „Czy robię to dla siebie, czy tylko po to, by go zatrzymać?” – myślałam, patrząc na ekran. „Czy ja w ogóle jeszcze jestem sobą?”. Palce drżały, gdy wysyłałam kolejne zgłoszenia. To nie było łatwe – lata w domu, przerwa w karierze, zmiana ról. Ale poczułam coś, czego dawno nie czułam: własną moc. Nie chodziło już o Tomka. Chodziło o mnie.
Rano dzieci przyszły do mnie, przytulając się i pytając o śniadanie. Ich niewinna obecność dodawała siły. Zadzwoniłam do pierwszego rekrutera, rozmawiałam z nim pół godziny, czując, jak powoli odradzam się w swoim świecie. Wieczorem postanowiłam działać otwarcie. Kiedy Tomek wrócił do domu, spojrzał na mnie, jakby spodziewał się kłótni. Tym razem jednak spojrzenie w jego oczy nie wywołało strachu, tylko zdecydowanie.
– Wrócę do pracy – powiedziałam spokojnie, lecz stanowczo. – Ale nie dla ciebie. Dla siebie.
Tomek zmarszczył brwi.
– Oby nie było za późno – mruknął.
– Jeśli będzie, to najwyżej zacznę wszystko od nowa. Sama – uśmiechnęłam się lekko, choć serce waliło mi jak oszalałe.
Poczucie ulgi i wolności mieszało się z lękiem, ale wiedziałam jedno, ze nie mogę już żyć w cieniu jego oczekiwań. To mój czas, mój wybór, moje życie.
Julia, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wyskoczyłam z kochankiem na szybki weekend w Szczyrku. Beskidy miały być ratunkiem, a doszczętnie zrujnowały nam życie”
- „Mieliśmy zrobić przerwę, by zapragnąć do siebie wrócić. Gdy ja tonęłam we łzach, on pocieszał się kochanką”
- „Brat nigdy nie odwiedzał mamy, ale od razu po pogrzebie wziął się za sprzedaż jej majątku. Tylko jedną rzecz zataił”