Reklama

Nie jestem aniołem. Jednak żeby od razu robić ze mnie złodziejkę na forum całej rodziny i połowy miasta? A to właśnie zrobiła moja młodsza siostrzyczka – ukochana córeczka mamusi i tatusia, wieczna ofiara losu. Kiedy się rozżaliła i rozpłakała, wszyscy natychmiast uznali, że to ja jestem ta zła. Nie zamierzałam się bronić. Wiedziałam, że prawda i tak się w końcu wyda. Tyle że nawet ja nie przewidziałam, jak to wszystko się potoczy.

Zostałam oskarżona o kradzież

Zaczęło się od rodzinnego obiadu. Mama zrobiła swoje słynne gołąbki, ojciec był w dobrym humorze, a ja po raz pierwszy od dawna przyszłam z własnej woli. Myślałam, że spędzę miłe popołudnie. Naiwna.

– A, skoro już wszyscy jesteśmy… – zaczęła nagle Basia, poprawiając swoją idealnie ułożoną grzywkę – …to może powiedzmy wprost, co się stało?

Spojrzałam na nią, marszcząc brwi.

Co niby się stało? – zapytałam.

– Nie udawaj – wtrąciła matka z westchnieniem, jakby już wiedziała, o co chodzi, i była po stronie Basi. Klasyka.

Chodzi o moje pieniądze – Basia mówiła, patrząc mi prosto w oczy. – Zniknęło dwa tysiące złotych.

– Że co proszę? – uniosłam głos, czując, że zaczyna mi się gotować krew. – Czy ty właśnie próbujesz mi powiedzieć, że ukradłam ci pieniądze?

– Nie próbuję. Ja mówię to wprost – odparła chłodno.

– Może ktoś się włamał? Może je zgubiłaś?

Błagam, nie rób z siebie idiotki – przerwała mi mama, jakby czekała tylko na ten moment. – Basia dokładnie nam powiedziała, jak to było. Wszystko jasne.

Wpatrywałam się w nich z niedowierzaniem. Ojciec patrzył w talerz, jakby chciał w nim zniknąć. A Basia uśmiechała się z satysfakcją, jakby właśnie wygrała coś znacznie większego niż rodzinne poparcie.

– No to gratuluję – rzuciłam w końcu. – Fajnie wiedzieć, co sobie o mnie myślicie.

Oczy mi się zaszkliły

Na początku myślałam, że to jakiś żart. Że zaraz ktoś wyskoczy z „to był test, tylko żartowaliśmy!”. Ale nie. Cisza, tylko dźwięk sztućców stukających o porcelanę. A ja jak idiotka w środku tej chorej inscenizacji.

Nie będę się tłumaczyć z czegoś, czego nie zrobiłam – powiedziałam, wstając od stołu. – Skoro już mnie osądziliście, to nie ma sensu dalej tego ciągnąć.

Nie unoś się tak… – zaczęła matka.

– Unosić się? – parsknęłam. – A na co liczyłaś? Że przyznam się do czegoś, czego nie zrobiłam, popłaczę się i będziesz miała spektakl?

– To nie teatr – odezwała się Basia, krzyżując ręce na piersi. – Po prostu naucz się brać odpowiedzialność.

– A ty może naucz się nie być perfidną manipulantką – warknęłam.

– Dziewczyny! – w końcu odezwał się ojciec. – Przestańcie, to przecież rodzina…

– Rodzina? – roześmiałam się. – Tato, błagam cię. Ty nawet głosu nie zabrałeś, tylko siedzisz, jakby cię to nie dotyczyło.

Bo nie wiem, w co wierzyć… – mruknął, nie patrząc mi w oczy.

– No to szkoda, że nie pomyślałeś o tym wcześniej – prychnęłam.

– I co? Sama siebie okradłam? – zapytała słodko. – Nie, to ty wzięłaś moje pieniądze. I nie martw się, nie musisz mi ich oddawać. Chciałam, żeby wyszło, jaka jesteś naprawdę.

Oczy mi się zaszkliły. Jednak nie zamierzałam dać jej tej satysfakcji.

Jeszcze tego pożałujesz – powiedziałam spokojnie.

– Zastraszasz mnie? – zapytała teatralnie przerażona.

– Nie. Obiecuję ci, że przyjdzie dzień, w którym karma cię opadnie.

Spojrzałam na niego ostro

Prawda jest taka, że nie miałam jak udowodnić swojej niewinności. Wściekłość we mnie buzowała, ale… co mogłam? Policja? Sąd? Przez dwa tysiące? Jeszcze by mi wmawiali, że się mszczę. Aż któregoś dnia zadzwonił Robert. Były facet mojej siostry. Głos miał inny niż zwykle – spokojny, ale z jakimś niepokojem.

– Cześć, Joanna. Wiem, że to może dziwnie zabrzmi, ale… Czy możemy się spotkać?

– Po co? Nie mamy raczej wspólnych tematów – powiedziałam ostrożnie.

– Chodzi o Basię. I o pieniądze.

– Aha… – zrobiło mi się ciepło w karku. – I co, przysłała cię, żebyś mnie „po ludzku” poprosił o przyznanie się?

– Nie. Wręcz przeciwnie. Chcę ci coś powiedzieć, ale nie przez telefon.

Spotkaliśmy się na ławce przy stawie. Neutralnie. Bez świadków. Robert wyglądał na spiętego.

– Nie wiem, co mam zrobić – zaczął. – Kiedy byliśmy razem, Basia kilka razy... powiedzmy, manipulowała faktami. Pamiętasz, jak powiedziała, że ukradli jej portfel?

– Tak, cały dramat z policją.

– A potem okazało się, że schowała go do szuflady w moim mieszkaniu, „żeby nikt nie znalazł”.

– Klasyczna Basia.

Nie mam dowodów, ale coś mi tu nie gra.

– Czyli coś sugerujesz?

– Że mogła to zrobić celowo. Żeby cię skompromitować.

Spojrzałam na niego ostro.

– Dlaczego mi to mówisz?

Bo jesteś uczciwa. A jej... już nie wierzę.

– I co teraz?

– Nie wiem. Ale może się okazać, że karma działa.

Zamarłam

Od tamtej rozmowy z Robertem nie mogłam spać. Chodziłam jak nakręcona, myśląc, co z tym zrobić. On nie miał dowodów, tylko przeczucia, ale… moje też mówiło, że to ona. I nie pomyliłam się. O ironio – prawda wyszła na jaw tam, gdzie Basia czuła się najpewniej: w mediach społecznościowych. Siedziałam przy kawie, przeglądając bezmyślnie zdjęcia, gdy zobaczyłam post Eweliny – koleżanki Basi, tej, co zawsze wrzucała wszystko, co tylko się dało.

„Dobrze mieć przyjaciółkę, która pomoże ci wyjść z opresji. Nawet jak musisz poudawać, że ktoś ci ukradł kasę, żeby facet nie widział, że znowu kupiłaś buty za trzy stówy #dziewczyńskapomoc #teamBasia”.

Zamarłam. Zdjęcie: karton z nowymi butami, faktura na stole, podpis: „niby dwa tysiące poszły na coś innego, ale co tam, warto było”. Zrobiłam screena. Potem jeszcze jednego. I jeszcze. Serce waliło mi jak młot. Zadzwoniłam do Basi.

– Co się stało? – spytała chłodno, jakby nic się nie wydarzyło.

– A nic. Chciałam tylko pogratulować dobrego gustu. Te kozaki naprawdę są warte każdej złotówki, co?

– O czym ty mówisz?

– O tych dwóch tysiącach, które zniknęły, ale nie przepadły. Po prostu poszły na zachcianki.

– Ty to insynuujesz?!

– Ja? Przecież to twoja przyjaciółka się wygadała.

Po drugiej stronie zaległa cisza.

– Nie przejmuj się. Ja się nie zemszczę. Ale Ewelina… oj, ona już naprawiła moje imię, nawet o tym nie wiedząc.

Odzyskałam dobre imię

Nie musiałam nic robić. Serio. Żadnych dramatów, konfrontacji, publicznych rozliczeń. Ewelina zrobiła wszystko za mnie. I jak się okazało – Basia też nie była jej ulubienicą. Kilka dni po naszej rozmowie dostałam wiadomość od Eweliny.

„Sorry, nie wiedziałam, że to była taka akcja. Basia powiedziała, że to był żart. Usunęłam posta, ale screeny mam też ja. Jakby co – dzwoń”.

Nie musiałam dzwonić. Jednak świadomość, że w końcu ktoś inny zobaczył prawdziwą twarz mojej siostry, była słodka. Rodzice? Jeszcze tego samego tygodnia odezwali się z pytaniem, czy wpadnę na obiad.

– Basia do nas dzwoniła – powiedziała mama z ciężkim westchnieniem. – Chyba coś przemyślała. Powiedziała, że „może przesadziła”.

– Może?! – uniosłam brwi. – Powiedziała, że mnie oskarżyła bezpodstawnie?

– No… nie tymi słowami – mruknęła. – Wiesz, Basia ma trudny charakter…

– Moja cierpliwość właśnie się skończyła – odpowiedziałam.

Ojciec pierwszy raz spojrzał mi w oczy od tamtej sytuacji.

– Córciu… przepraszamy. Nie powinniśmy tak szybko cię oceniać. Wiem, że cię zawiedliśmy.

– No cóż. Lepsze to niż nic – wzruszyłam ramionami. – Jednak na wspólny na obiad długo nie gotowa. Dajcie mi czas. I może… tym razem trochę wiary, zanim znowu będziecie sądzić.

Wyszłam bez trzaskania drzwiami. Z lekkim uśmiechem. Nie zrobiłam nic, by się mścić. A jednak – dostałam coś cenniejszego. Prawdę. I święty spokój.

Joanna, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama