„Siostra podrzuciła mi dziecko i zniknęła na 10 lat. Gdy poczuła instynkt macierzyński, zgasiłam ją jednym słowem”
„– Beata, ja wiem, co zrobiłam. Ale ja jestem jego matką. Biologiczną matką. I chcę go zobaczyć, chociaż porozmawiać z nim. Wyjaśnić, że mnie nie było, ale że nigdy go nie przestałam kochać”.

- Redakcja
Mieszkam na obrzeżach miasta, w niewielkim domu, który kiedyś należał do naszych rodziców. Nie mam własnych dzieci, przynajmniej nie biologicznych. Ale kiedy Tomek, mój siostrzeniec, przybiega rano do kuchni, rozczochrany, jeszcze z ciepłym od snu policzkiem i krzyczy:
– Mamo, gdzie jest moja bluza z Batmanem?! – nie mam wątpliwości, kim dla niego jestem.
Po prostu zniknęła
To słowo – „mamo” – po raz pierwszy usłyszałam z jego ust, gdy miał może trzy lata. Trzymał w ręce kolorowy obrazek: ja z nim za rękę na placu zabaw. Podpisane: „Ja i mama”. Powiedział to naturalnie, bez zastanowienia, jakby tak było od zawsze. I może rzeczywiście tak było.
Tomek miał zaledwie pół roku, kiedy jego ojciec, mój szwagier, zginął w wypadku samochodowym. A moja siostra, Alicja – piękna, delikatna, wiecznie zamyślona – po prostu zniknęła z dnia na dzień. Bez słowa. Zostawiła mi wiadomość na lodówce – „Zajmij się Tomkiem. Muszę odpocząć. Przepraszam”.
Początkowo byłam przekonana, że wróci po tygodniu, może po dwóch. Ale mijały miesiące, potem lata. Szukałam jej, rozmawiałam z policją, przeszukiwałam fora internetowe. W końcu przestałam. Musiałam żyć i wychować chłopca, który budził się nocą z płaczem.
Z czasem zaczął mówić do mnie „mamo”. Nie poprawiałam go. Nie tłumaczyłam, że jestem tylko ciocią. Przecież naprawdę byłam jego matką, kiedy gorączkował, kiedy uczył się czytać, kiedy przewrócił się na rowerze i z rozbitym kolanem wbiegł do domu z płaczem.
– To nieprawda, że czas leczy rany – powiedziałam któregoś dnia Marcie, koleżance z pracy. – Może trochę je zakleja, ale wystarczy byle impuls i wszystko wraca.
– Masz na myśli Alicję?
Byliśmy sami
Pokiwałam głową. Marta znała moją historię od lat. Znała też Alicję – była u nas raz, może dwa, zanim zniknęła. Marta pamiętała ją jako kruchą kobietę z wielkimi oczami i cichym głosem.
– Przypomnij mi… Jak długo jej nie ma?
– Dziesięć lat – odpowiedziałam. – Dziesięć lat, odkąd zostawiła Tomka. Pierwsze miesiące były najgorsze – dodałam cicho. – Tomek nie chciał spać sam, budził się co noc i płakał.
– A ty?
– Przytulałam go.
Nie chciałam się wtedy nad sobą użalać, ale czułam w środku ogromny ciężar. Nie miałam dzieci. Nie planowałam. Ale kiedy patrzyłam na tego chłopca, tak podobnego do mnie i mojej siostry, nie mogłam go oddać do domu dziecka ani pozwolić, by błąkał się po rodzinach zastępczych. Przygarnęłam go. I tak zostałam matką.
– Wiesz, najtrudniejsze było, gdy pierwszy raz powiedział do mnie „mamo” – powiedziałam po chwili.
Chciałam jeszcze coś dodać, ale wtedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran. Numer nieznany.
Odnalazła się
Odebrałam, nieświadoma jeszcze, że właśnie w tej chwili wszystko zaczyna się sypać.
– Beata? – usłyszałam głos, którego nie słyszałam dekadę. Był słabszy, drżący, jakby należał do kogoś po chorobie. – To ja… Alicja.
Zamarłam. Marta spojrzała na mnie z niepokojem. Odłożyłam długopis. Przez chwilę nie mogłam wydobyć głosu.
– Beata? Jesteś tam?
– Jestem – wyszeptałam. – Skąd dzwonisz?
– Z Polski. Wróciłam. I… musimy porozmawiać.
– Wróciłaś – powiedziałam, ale to nie było pytanie. Raczej oskarżenie, albo wyrok.
– Tak – potwierdziła. – Od dwóch tygodni jestem w kraju.
Mówiła powoli, ostrożnie dobierając słowa. Jakby każde z nich mogło wywołać we mnie lawinę.
– Dlaczego teraz? – zapytałam po dłuższej chwili. Głos mi się nieco łamał, ale panowałam nad nim. – Dlaczego po tylu latach?
– Uciekłam, bo nie wiedziałam, jak żyć. Zawiodłam was wszystkich, wiem. Ale teraz jestem gotowa.
Chciała wrócić
Zamilkłam, słuchając jej oddechu po drugiej stronie. Nie czułam ulgi ani radości, tylko coś w rodzaju ścisku w żołądku, który przypominał mi, że w tym momencie moje życie przestaje być spokojne.
– Gotowa na co, Alicja? – zapytałam.
– Na wszystko – powiedziała po chwili. – Beata, ja wiem, co zrobiłam. Ale ja jestem jego matką. Biologiczną matką. I chcę go zobaczyć, chociaż porozmawiać z nim. Wyjaśnić, że mnie nie było, ale że nigdy go nie przestałam kochać.
Nie odpowiedziałam od razu. Tysiące myśli tłukło mi się po głowie. A jeśli to kolejna jej ucieczka? Albo kaprys? Przecież nie zna nawet tego chłopca. Dla niej zatrzymał się na etapie dziecka z bujną czupryną i smoczkiem. A Tomek ma prawie jedenaście lat. Chodzi do czwartej klasy, gra w piłkę, czyta książki o smokach i mówi do mnie „mamo”.
– Spotkajmy się – powiedziała cicho. – Proszę cię.
– Dobrze – zgodziłam się, zanim zdążyłam się rozmyślić. – Ale bez Tomka. Najpierw ja chcę z tobą porozmawiać.
– Jasne. Tak… tak będzie lepiej – powiedziała z wyraźną ulgą.
Zmieniła się
Ustaliłyśmy godzinę i miejsce – mój dom. Po powrocie z pracy siedziałam długo w ciszy. Patrzyłam na zdjęcie Tomka stojące na komodzie. Uśmiechał się na nim szeroko, pokazując szczerbę po mleczaku. Obok mnie cicho tykał zegar. Nie było już odwrotu.
Usłyszałam dzwonek punktualnie o siedemnastej. Stała na progu, drobniejsza niż ją zapamiętałam, z ciemnymi cieniami pod oczami i włosami związanymi w niedbały kucyk. Na moment miałam wrażenie, że patrzę na obcą kobietę.
– Cześć, Beata – powiedziała cicho.
– Wejdź – odpowiedziałam, cofając się w głąb przedpokoju.
Usiadłyśmy naprzeciw siebie w kuchni. Alicja rozejrzała się, jakby czegoś szukała wzrokiem. Jej spojrzenie zatrzymało się na dziecięcym rysunku przyklejonym do lodówki. Na rysunku: ja i Tomek. Podpisane: „Ja i mama”. Popatrzyła i zamarła. Milczenie, które wtedy zapadło, było głośniejsze niż jakiekolwiek krzyki.
– On mnie nie pamięta – powiedziała Alicja, biorą w dłonie rysunek Tomka. – Nie dziwię się. Dziesięć lat to więcej niż całe jego życie ze mną.
– Nie chodzi tylko o pamięć – odparłam. – On ma swoje życie. Swoje przyzwyczajenia, swoje lęki. Płacze, gdy zgubi ulubioną czapkę. Śmieje się, kiedy robimy razem gofry. Ma ulubiony kubek i własny sposób na wiązanie butów.
Nie pamiętał jej
Alicja milczała, patrząc w jeden punkt.
– Przez dziesięć lat nie było cię dla niego, a ja byłam każdego dnia: kiedy miał zapalenie oskrzeli, kiedy płakał, bo koledzy się z niego śmiali, kiedy dostał jedynkę z przyrody i myślał, że zawiódł cały świat – mówiłam spokojnie, ale czułam, jak wewnątrz narasta mi napięcie.
– Nie dałam rady wrócić. Nie potrafiłam – podniosła na mnie wzrok. – Po śmierci Krzyśka wszystko mi się rozsypało. Najpierw piłam, potem zaczęły się imprezy. Zmieniały się twarze, miasta, kraje. Udawałam, że żyję, a tak naprawdę nie chciałam żyć. Byłam w rozsypce.
Zatkało mnie. Nie dlatego, że nie spodziewałam się tego, ale dlatego, że powiedziała to głośno.
– Nie jestem dumna z tych lat. Ale teraz jestem trzeźwa, pracuję. Wynajmuję pokój, robię kurs zawodowy. I… chcę go odzyskać – powiedziała.
Zacisnęłam usta. To było jak nóż – słowo „odzyskać”. Jakby była tylko jedna odpowiedź, jedno rozwiązanie.
– Przez dziesięć lat układałam mu życie. A teraz ty chcesz wejść, powiedzieć „wróciłam” i go zabrać?
– Nie od razu. Tylko… pozwól mi z nim porozmawiać. Bez ciebie.
– Nie dziś – powiedziałam twardo. – Jeśli naprawdę chcesz się z nim spotkać, zrobisz to na jego warunkach. I nie sama.
Zamilkła. A ja widziałam w jej oczach coś, czego wcześniej nie było. Złość. Ale też – może – odrobinę zrozumienia.
Nie odezwała się
Minął tydzień. Alicja więcej się nie odezwała. Wysłała mi jedną wiadomość – krótką, prostą: „Dziękuję, że się nim zajęłaś. Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczy”. Nie odpowiedziałam. Nie dlatego, że nie chciałam, po prostu nie umiałam. Nie wiedziałam, jak ubrać w słowa coś, co nie ma dobrego zakończenia.
Życie wróciło do naszego rytmu. Tomek chodził do szkoły, ja do pracy. Gotowaliśmy razem kolacje, graliśmy w planszówki, oglądaliśmy stare filmy. Czasem patrzyłam na niego dłużej niż zwykle. Wiedziałam, że jest szczęśliwy, ale też czułam, że ta szczelina – ta krótka chwila, w której pojawiła się Alicja – zostawiła w nas ślad. I wtedy zrozumiałam, że nikt nie wygrał. Ale też nikt nie przegrał. Bo nie można odebrać matki dziecku. Nawet jeśli go nie urodziła.
Beata, 41 lat
Czytaj także:
- „Dla męża byłam niewidzialna, na szczęście jego przyjaciel miał lepszy wzrok. W 3 tygodnie straciłam dla niego rozum”
- „Gdy sąsiad wyznał mi swój sekret aż coś we mnie zadrżało. Mam 56 lat i jeszcze do trumny się nie kładę”
- „Mam 45 lat i zakochałam się w facecie z internetu. Wyznałam mu tę 1 rzecz, zabrał ostatni kawałek mojej godności”