Reklama

Zawsze byłam tą drugą. Tą cichszą, spokojniejszą, tą „rozsądną siostrą Kasią”. I chociaż przez całe dzieciństwo robiłam wszystko, żeby zyskać uwagę rodziców – przynosiłam świadectwa z czerwonym paskiem, pomagałam w kuchni, nie pyskowałam – to i tak cała rodzinna uwaga skupiała się na Basi. Bo Basia miała "to coś". Urodę, pewność siebie, śmiech, który zarażał wszystkich dookoła. A ja… no cóż. Ja byłam zawsze obok.

Reklama

Nasza mama miała zwyczaj powtarzać: „Kasia, ty to masz dobre serce. Ale Basia to jak gwiazda – wszędzie ją widać”. I rzeczywiście – to Basia błyszczała na szkolnych przedstawieniach, to Basia jako pierwsza całowała się z chłopakiem na boisku, to Basia rzucała studia, żeby podróżować z zespołem muzycznym, a potem wracała w glorii chwały, opowiadając o swoich przygodach przy rodzinnym stole. A ja? Ja kończyłam pedagogikę, pracowałam w przedszkolu i przez kilka lat słyszałam od mamy: „Może kogoś poznasz, kochanie. Jesteś taka dobra, ktoś to na pewno doceni”.

Docenił Tomek. Spokojny, ciepły, bez parcia na szkło. Pokochaliśmy się za normalność. Za herbatę równo o 21:00, za wspólne oglądanie głupich komedii, za to, że on mówił: „Jesteś piękna” wtedy, kiedy najbardziej w to nie wierzyłam. Kiedy mi się oświadczył, miałam łzy w oczach. Wiedziałam, że to będzie mój dzień. Nasz dzień. Dzień, w którym w końcu to ja będę w centrum uwagi.

Przygotowania do ślubu były dla mnie ważne. Każdy szczegół – od zaproszeń, po kwiaty i sukienkę – był jak małe potwierdzenie, że to naprawdę się dzieje. Ale Basia… Basia od początku miała „lepsze” pomysły. „Może zróbcie wesele w plenerze?” – proponowała. „Ta suknia? Hmm… jesteś pewna, że to twój fason?” – mówiła niby mimochodem.

Pamiętam jedną rozmowę z mamą, która zabolała mnie bardziej niż wszystkie inne.

– Basia też mogłaby mieć taki ślub, gdyby tylko się ustatkowała – powiedziała, poprawiając firankę w kuchni.

Zamarłam z filiżanką herbaty w ręku.

– Mamo, to mój ślub – szepnęłam.

– Wiem, kochanie. Cieszę się. Ale wiesz, Basia… no, ona po prostu nie ma jeszcze szczęścia – dodała, jakby próbując usprawiedliwić swoją ulubioną córkę.

A ja? Ja znowu byłam tą, która „ma dobre serce”.

Nie wiedziałam wtedy, że dzień mojego ślubu stanie się także dniem, w którym ostatecznie poczuję, że nigdy nie wygram z blaskiem Basi.

Poczułam ukłucie zazdrości

To miał być najpiękniejszy dzień mojego życia. Budziłam się z uśmiechem, z podekscytowaniem, które ściskało mi żołądek, ale w taki przyjemny sposób. Wszystko było dopięte. Suknia wisiała w salonie u moich rodziców, delikatna i prosta, taka jak chciałam. Mama od rana krzątała się po kuchni, tata starał się nie plątać pod nogami, a ja siedziałam przy stole i starałam się nie ubrudzić makijażu, popijając wodę przez słomkę. Co jakiś czas spoglądałam na telefon, ale Tomek nie pisał. Obiecał, że nie będzie – chciał, żebyśmy zobaczyli się dopiero w kościele.

Basia wpadła z impetem, prawie spóźniona. Wbiegła, pachnąca jak z reklamy, i od razu narobiła hałasu, jakby całe to przedślubne zamieszanie kręciło się wokół niej. Spojrzałam na nią i... zamarłam. Miała na sobie sukienkę, która bardziej przypominała kreację na galę niż strój druhny. Bordowa, obcisła, z głębokim dekoltem i rozcięciem aż po udo. Mama popatrzyła, otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Ja też nie. Może powinnam była, ale przecież nie chciałam zaczynać dnia kłótnią.

W kościele wszyscy się oglądali. Nie na mnie, nie na Tomka, który czekał przy ołtarzu – tylko na Basię, kiedy szła na swoje miejsce z taką gracją, jakby to ona miała zaraz powiedzieć "tak". Zerkałam na twarze gości, na szeptane komentarze. Czułam, jak rośnie we mnie coś dziwnego, coś gorzkiego, co nie pasowało do tej chwili.

Na weselu starałam się nie patrzeć w jej stronę. Skupiłam się na Tomku, na tańcu, na pierwszym toaście. Ale nie dało się jej nie zauważyć. Basia błyszczała. Śmiała się najgłośniej, opowiadała coś każdemu przy stole, tańczyła z wujkiem, potem z moim kuzynem, a potem... z Tomkiem. Nie miałam nic przeciwko, przecież była moją siostrą. Ale kiedy tańczyli już trzeci utwór z rzędu, a ona znowu się śmiała, znowu się do niego nachylała, poczułam ukłucie. Nie wiedziałam, czy większe było we mnie rozdrażnienie, czy wstyd, że to zauważam.

Podeszłam do nich, niby od niechcenia, położyłam rękę na ramieniu Tomka i uśmiechnęłam się.

– Może zatańczysz jeszcze raz z Basią? Skoro tak dobrze wam idzie – powiedziałam cicho, tylko do niego, ale wystarczająco, by wyczuł ton.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Kasia... – zaczął, ale od razu spoważniał. – Przestań, przecież to tylko taniec.

Zrobiło mi się głupio, odsunęłam się i wróciłam na swoje miejsce. A on, zamiast podejść, zamiast zapytać, czy coś się stało, został na parkiecie. Sam. Ale ja już nie patrzyłam.

Miałam coraz więcej podejrzeń

Kilka dni po weselu wróciłam do pracy. Dzieci w przedszkolu witały mnie z okrzykami, koleżanki składały życzenia, dopytywały o szczegóły. Uśmiechałam się, opowiadałam o muzyce, jedzeniu, wzruszającej przysiędze. Nawet o tym, że Basia była „w swoim żywiole”, mówiłam pół żartem, pół serio, jakbym nie miała w głowie tej jednej sceny z parkietu.

W piątek, tuż przed końcem dnia, podeszła do mnie Aneta z grupy obok. Była moją dobrą koleżanką, czasem jadłyśmy razem lunch, rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Zaprosiłam ją nawet na ślub.

– Kasia, mogę coś powiedzieć, tylko nie bierz tego do siebie – zaczęła, poprawiając włosy.

Zamarłam. Taki wstęp nigdy nie wróżył niczego dobrego.

– No mów – odpowiedziałam, udając lekkość.

– Na waszym weselu... no wiesz... Tomek i Basia. Nie wiem, czy tylko mi się wydawało, ale… wyglądało to trochę tak, jakby coś między nimi iskrzyło.

Zrobiło mi się zimno, jakby ktoś wylał mi wiadro wody na kark. Aneta mówiła to spokojnie, nie złośliwie. Ale te słowa wbiły się we mnie tak, że przez chwilę nie mogłam wydobyć głosu.

– Co masz na myśli? – zapytałam cicho, patrząc w bok.

– No wiesz... ona tak się do niego tuliła, śmiała się do rozpuku, a on... no, nie wyglądał na obojętnego. Sorry, może przesadzam.

Uśmiechnęłam się krzywo i skinęłam głową. Ale w środku aż dygotałam. Całą drogę do domu powtarzałam sobie, że Aneta szuka sensacji, że to tylko jej wrażenie, że ja przecież znam Tomka. Ale nie potrafiłam się uwolnić od tamtej myśli. Wieczorem siedział na kanapie, oglądał coś w laptopie.

– Tomek – zaczęłam, starając się brzmieć spokojnie – czemu tak na nią patrzyłeś?

Odwrócił się powoli.

– Na kogo?

– Na Basię. Na weselu. Jakbyś był zakochany.

Zacisnął usta i zamknął laptopa.

– Oszalałaś? – spytał cicho, ale głos miał twardy. – To twoja siostra. Nic się nie działo.

– To czemu tańczyliście trzy razy pod rząd? Czemu się tak śmialiście? Czemu ona... – urwałam, bo nagle poczułam, że mówię za dużo, za szybko, za bardzo.

– Kasia, nie wiem, co ci nagadały koleżanki, ale przysięgam, że nic między mną a Basią nie było. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. I boli mnie, że w ogóle muszę się z tego tłumaczyć.

Wyszedł do kuchni. Zostałam sama w pokoju, z głową pełną scenek, spojrzeń, uśmiechów, które teraz wydawały się inne niż wtedy. Czy to tylko moja wyobraźnia? A może naprawdę coś poczuł? Nie wiedziałam. Ale nie potrafiłam już patrzeć na to tak samo.

Chciałam się od niej odciąć

Minęło kilka tygodni. Z pozoru wszystko wróciło do normy – wspólne śniadania, zakupy, ciche wieczory. Ale we mnie siedziało to cały czas. Zaczęłam analizować zdjęcia z wesela, klatka po klatce. Jak on na nią patrzył. Jak ona śmiała się do niego, z głową przekrzywioną w bok.

Gdy przyszła Wigilia, rodzice zadzwonili z zaproszeniem. Powiedziałam, że przyjdziemy. Ale kiedy usłyszałam w tle głos Basi, który roześmiał się do słuchawki, powiedziałam bez zastanowienia:

W tym roku zostaniemy w domu.

Mama zamilkła na chwilę.

– Basi będzie przykro.

Nie odpowiedziałam. Dla mnie wystarczyło, że mnie było przykro przez całe życie.

Kilka dni później usłyszałam Tomka, jak rozmawiał z moją mamą przez telefon.

– Kasia się trochę zafiksowała na punkcie Basi – powiedział cicho, chyba nie wiedząc, że jestem za drzwiami.

Poczułam, że nie mam już siły się tłumaczyć.

Siostra była dla mnie podła

Telefon od Basi przyszedł znienacka. Odebrałam bezmyślnie, myśląc, że to mama.

– Kasia, co ty wyprawiasz? – zapytała od razu. – Serio nie przyjedziesz na Wigilię?

Milczałam, ale ona nie czekała na odpowiedź.

Zawsze byłaś zazdrosna. O wszystko. A teraz co? Nagle wymyślasz, że flirtuję z twoim mężem?

Zacisnęłam zęby.

– Zawsze musiałaś być w centrum, nawet na moim weselu – powiedziałam powoli.

– Może po prostu twój mąż potrzebował kogoś ciekawszego – odpowiedziała bez zawahania i rozłączyła się.

Ręce mi się trzęsły. Usiadłam na podłodze, nie mogąc złapać oddechu. Tomka nie było w domu, ale kiedy wrócił, od razu wiedział, że coś się stało.

– Rozmawiała ze mną – wyszeptałam. – Basia. Powiedziała, że może potrzebowałeś kogoś bardziej interesującego.

Tomka zamurowało. Po chwili usiadł obok mnie i złapał za rękę.

– Kasia, ja naprawdę nic złego nie zrobiłem. Ale musisz zdecydować, komu wierzysz. Mnie czy swoim lękom.

Nie odpowiedziałam. Bo sama nie wiedziałam.

Nie chciałam się z nią pogodzić

W sylwestra siedzieliśmy z Tomkiem przed telewizorem, każde w swoim kącie kanapy. O północy spojrzeliśmy na siebie, pocałowaliśmy się mechanicznie i poszliśmy spać. Nie było toastu, śmiechu, wspólnych planów. W domu było cicho, jakby ktoś wyłączył emocje.

W pracy wróciłam do codzienności, ale wewnętrznie byłam gdzieś daleko. Coraz częściej patrzyłam na siebie w lustrze i zadawałam sobie jedno pytanie: czy ja to wszystko sobie wymyśliłam? Może nic się nie wydarzyło, może tylko przez całe życie czułam się niewystarczająca i teraz po prostu nie umiałam przyjąć, że to był mój dzień.

Odcięłam się od Basi. Nie dzwoniłam, nie odpisywałam. Rodzice próbowali mnie przekonywać, że to chwilowe, że z siostrą zawsze warto się pogodzić. Ale ja nie chciałam już słuchać o tym, co warto. Chciałam poczuć, że coś w końcu jest moje, bez cienia jej obecności.

Kiedy pewnego dnia zostałam sama w domu, stanęłam przed lustrem. Patrzyłam na swoją twarz, jakby była cudza.

– Może nigdy nie byłam tą gorszą – powiedziałam na głos. – Może tylko w to uwierzyłam. Ale teraz jestem tą, która straciła i siostrę, i spokój.

Katarzyna, 31 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama