Reklama

Miałam trzydzieści dwa lata i wrażenie, że stoję nad przepaścią. Jeszcze kilka miesięcy temu wierzyłam, że jakoś sobie poradzę – znajdę nową pracę, spłacę kredyt, wyjdę na prostą. Ale rachunki rosły szybciej niż moje szanse na zatrudnienie. Codziennie budziłam się z ciężarem w klatce piersiowej, wiedząc, że lada moment ktoś może zapukać do drzwi i zażądać pieniędzy, których nie miałam.

Reklama

Nigdy nie byłam silna. Zawsze powtarzano mi, że to Iwona – moja starsza siostra – jest tą odpowiedzialną, rozsądną, która wie, jak ustawić się w życiu. Ja zaś byłam tą „delikatną”, wiecznie szukającą ratunku. Iwona miała dobrą pracę, dom pod miastem, samochód, a jej dzieci chodziły do prywatnych szkół. Ona lubiła to podkreślać – nawet w najdrobniejszych uwagach dawała mi do zrozumienia, która z nas jest zwyciężczynią, a która przegraną.

Teraz, kiedy najbardziej potrzebowałam wsparcia, musiałam przełamać własną dumę i zwrócić się właśnie do niej. Wiedziałam, jak to się skończy – chłodnym spojrzeniem, pytaniami, które bardziej przypominały przesłuchanie w banku niż rozmowę dwóch sióstr. Ale nie miałam wyboru. Siedząc na łóżku, wpatrzona w stos nieopłaconych rachunków, szeptałam do siebie: „Dasz radę, Lena. Musisz spróbować. Inaczej stracisz wszystko”. A jednocześnie czułam, że idę na spotkanie, które złamie mnie jeszcze bardziej.

Nie wyrabiałam z opłatami

Kawiarnia pachniała świeżo mieloną kawą i cynamonem, ale dla mnie powietrze było ciężkie jak ołów. Siedziałam przy stoliku przy oknie, ściskając w dłoniach filiżankę cappuccino, którego nawet nie tknęłam. Serce biło mi szybciej niż wskazówki zegara nad ladą. Czekałam na Iwonę. Pojawiła się punktualnie, jak zwykle – w eleganckim płaszczu, z torebką, która pewnie kosztowała więcej niż moja miesięczna pensja w ostatniej pracy. Usiadła naprzeciwko mnie i od razu zdjęła rękawiczki, rzucając krótkie:

– No, co się dzieje?

Przełknęłam ślinę.

– Iwona… Ja… mam kłopoty. Straciłam pracę i… nie wyrabiam z opłatami. Potrzebuję pomocy.

Siostra nie drgnęła nawet powieką. Zamiast tego sięgnęła po menu i zaczęła je kartkować.

– Ile? – zapytała wreszcie, jakby pytała kelnera o cenę deseru.

– Trzy tysiące. To pozwoliłoby mi spłacić zaległy czynsz i…

– A jak zamierzasz mi oddać? – przerwała ostro. – Masz już nową pracę? Masz plan?

Poczułam, jak twarz mnie pali.

– Szukam. Wysłałam mnóstwo CV, ale…

– Czyli nic konkretnego. – Jej głos był zimny. – A jeśli znowu ci się nie uda? Mam być twoim bankiem bez zabezpieczenia?

Każde jej słowo wbijało się we mnie jak igła. Siedziałam skulona, z poczuciem, że nie rozmawiam z własną siostrą, tylko z obcą osobą, która ocenia moją wartość w tabelce Excela.

– Proszę cię, Iwona… To tylko pożyczka. Wróci do ciebie. – Mój głos zadrżał, choć starałam się mówić pewnie.

Spojrzała na mnie znad filiżanki espresso.

– Wiesz, Lena, ja naprawdę nie mam zwyczaju wyrzucać pieniędzy w błoto. Ale… coś da się zrobić.

W jej oczach błysnęło coś, czego nie umiałam odczytać. Zrozumiałam tylko jedno – to nie będzie zwykła pożyczka.

Zrobiło mi się słabo

– Co masz na myśli? – spytałam ostrożnie, jakby każde słowo mogło sprowadzić na mnie coś jeszcze gorszego.

Iwona uśmiechnęła się chłodno.

– Pożyczkę. Ale nie za darmo. Chcę zabezpieczenia.

– Zabezpieczenia? – powtórzyłam, czując, jak mój żołądek ściska się z lęku.

– Podpiszesz dokument, że zrzekasz się spadku po mamie.

Na chwilę zamarłam. Myślałam, że źle słyszę.

– Iwona… Mama żyje! Jak możesz w ogóle o tym mówić?

– Właśnie dlatego. – Jej ton był rzeczowy, bez cienia emocji. – Nie mam ochoty czekać, aż znowu wpadniesz w tarapaty i będziesz ciągnąć mnie za rękaw. Chcę mieć pewność, że to, co nasze, zostanie w moich rękach.

Poczułam, jak robi mi się słabo.

– To absurd! To brzmi jak… jak szantaż!

– Możesz to tak nazywać, jeśli chcesz. – Wzruszyła ramionami. – Ale ja to nazywam rozsądkiem. Ty dostaniesz trzy tysiące i chwilowy spokój, a ja pewność, że w przyszłości nie będziesz miała do mnie pretensji o pieniądze.

To jest chore… – wyszeptałam, patrząc na nią z niedowierzaniem. – Mama nawet nie wie…

– I nie musi wiedzieć. – Jej głos był twardy jak kamień. – To nasza sprawa.

Oparłam głowę o dłonie. W uszach dudniła mi własna krew. Wiedziałam, że jeśli odmówię, mogę wylądować na ulicy. Jeśli się zgodzę – oddam coś, co jeszcze nawet nie należało do mnie, ale było częścią mojego życia, mojej przyszłości.

– Lena, zdecyduj się. – Iwona spojrzała na zegarek. – Mam dzisiaj jeszcze spotkanie.

Czułam się jak zwierzyna zapędzona w kąt. Wybór między głodem a hańbą.

Wiedziałam, że będę żałować

Spotkaliśmy się z Oskarem w parku, jak zwykle przy ławce obok starego dębu. On miał w rękach kubek gorącej herbaty, ja papierową torbę z bułką, której i tak nie mogłam przełknąć.

– No i co ona powiedziała? – zapytał, kiedy tylko usiadłam.

Poczułam, że gardło mi się zaciska.

– Że mi pomoże… ale pod jednym warunkiem.

– Jakim? – Oskar zmarszczył brwi.

– Chce, żebym podpisała zrzeczenie się spadku po mamie. – Słowa wyskoczyły ze mnie jak coś brudnego, czego chciałam się natychmiast pozbyć.

Na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie, które w sekundę zamieniło się w gniew.

– Żartujesz sobie?! Przecież twoja mama żyje!

– Wiem. – spuściłam wzrok. – Ale dla Iwony to bez znaczenia. Powiedziała, że potrzebuje zabezpieczenia.

– Zabezpieczenia?! – Oskar uderzył dłonią w oparcie ławki, aż przechodząca obok kobieta obejrzała się na nas z dezaprobatą. – Lena, ona cię wykorzystuje! Chce cię złamać!

– Może… – wyszeptałam. – Ale co mam zrobić? Jeśli nie wezmę tych pieniędzy, stracę mieszkanie.

– To znajdziemy inne rozwiązanie. – Oskar pochylił się w moją stronę. – Pożyczka w banku, jakaś fundacja, nie wiem… Ale nie podpisuj tego.

– Oskar… – pokręciłam głową. – Banki mnie nie chcą, mam już za dużo zobowiązań. A fundacje pomagają chorym dzieciom, a nie komuś takiemu jak ja.

Chwilę milczeliśmy. Liście szeleściły pod nogami, a ja miałam wrażenie, że stoję na szachownicy, na której każdy ruch kończy się porażką.

– Wiesz, co powiedziała mi na koniec? – spytałam gorzko. – „Zdecyduj się, bo mam spotkanie”.

Oskar zaciął się w wargę.

– Ona traktuje cię jak interes, nie jak siostrę. I jeśli się zgodzisz, będziesz tego żałować.

Siedziałam skulona, wiedząc, że ma rację. Ale moje życie i tak było jak zamknięta klatka.

Sprzedałam przyszłość i godność

Mieszkanie Iwony pachniało świeżo paloną kawą i drogimi perfumami. Zawsze, gdy tu przychodziłam, czułam się jak intruz w muzeum – każdy mebel błyszczał, wszystko było na swoim miejscu. A ja z moimi zniszczonymi butami i tanim płaszczem wyglądałam jak ktoś, kto pomylił adres. Na stole w salonie leżała teczka z dokumentami. Iwona podsunęła mi je bez słowa, jakby wręczała rachunek.

– Przeczytaj. – Jej głos był zimny.

Drżącymi rękami chwyciłam kartki. Słowa rozmazywały mi się przed oczami: zrzeczenie się praw do spadku, podpis, data… Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.

– Iwona, to… to wygląda, jakbym sprzedawała mamę.

– Nie dramatyzuj. – Wzruszyła ramionami. – To tylko formalność. Ty dostajesz pieniądze, ja mam spokój. Każdy wygrywa.

– Każdy? – szepnęłam. – Naprawdę w to wierzysz?

– Tak. – Jej spojrzenie było twarde jak szkło. – Bo tak działa życie, Lena. Silni biorą to, co im się należy.

Milczałam chwilę, walcząc sama ze sobą. Miałam ochotę uciec, zatrzasnąć za sobą drzwi i nigdy więcej tu nie wrócić. Ale przed oczami stanęła mi wizja listonosza z nakazem eksmisji, moich rzeczy wystawionych na klatkę. Chwyciłam długopis. Ręka mi drżała, kiedy stawiałam podpis.

– Proszę. – Podałam jej dokument, czując, jakby coś we mnie pękło.

Iwona uśmiechnęła się chłodno. Wyjęła kopertę z gotówką i położyła ją przede mną.

– Teraz jesteśmy kwita.

Schowałam pieniądze do torby, ale zamiast ulgi poczułam pustkę. Jakbym w jednej chwili sprzedała nie tylko przyszłość, ale i resztki godności.

Zrobiła ze mnie żebraczkę

Przyszłam do Iwony kilka dni później, żeby oddać jej książkę, którą kiedyś mi pożyczyła. Weszłam do mieszkania bez pukania – drzwi były uchylone, a ja usłyszałam jej głos dochodzący z salonu.

– Wiesz, Marek – mówiła do swojego męża – ja naprawdę nie wierzyłam, że Lena oddałaby te pieniądze. Musiałam się zabezpieczyć. To było oczywiste.

Stanęłam jak wryta.

Ale czy nie przesadziłaś? – usłyszałam głos Marka. – To przecież twoja siostra.

– I co z tego? – prychnęła Iwona. – Rodzina rodziną, ale ja nie będę ryzykować. Ona zawsze była nieodpowiedzialna. Zresztą… to jej wybór. Sama podpisała.

Serce mi waliło jak młotem. Cofnęłam się o krok, ale podłoga zaskrzypiała i Iwona natychmiast pojawiła się w korytarzu.

– Lena? – zmrużyła oczy. – Podsłuchiwałaś?

– Wszystko słyszałam. – Głos mi drżał, ale tym razem nie ze strachu, tylko ze złości. – Ty… ty mnie upokorzyłaś! Zamiast mi pomóc, potraktowałaś mnie jak śmiecia!

Iwona uniosła brwi.

– Nie ja cię tu na siłe ściągnęłam. Sama przyszłaś. Sama prosiłaś.

– Ale nie musiałaś robić ze mnie żebraczki! – krzyknęłam, czując, jak łzy pieką mnie w oczach. – Jestem twoją siostrą, a ty zachowałaś się jak lichwiara!

– Nie dramatyzuj. – Jej ton był chłodny, niemal obojętny. – Chciałaś pieniędzy, masz je. Umowa jasna.

– Umowa? – zaśmiałam się przez łzy. – Ty nie masz w sobie ani odrobiny serca.

Patrzyłyśmy na siebie chwilę w ciszy. Ja z żalem i gniewem, ona z wyższością. W tamtej chwili wiedziałam jedno – więź, która jeszcze łączyła nas jako siostry, właśnie się rozpadła.

Czuję się, jakbym zaprzedała duszę

Wracałam do swojego mieszkania z ciężką torbą i jeszcze cięższym sercem. Banknoty, które Iwona wcisnęła mi do ręki, włożłam do szuflady biurka. Już następnego dnia poszły na spłatę części długu. Liczby na wyciągu bankowym zmalały, ale w mojej głowie nie zrobiło się lżej. Siedząc wieczorem przy kuchennym stole, patrzyłam na ścianę obklejoną starymi rachunkami. Pomyślałam, że w gruncie rzeczy oddałam coś o wiele cenniejszego niż pieniądze – oddałam przyszłość, nadzieję, wiarę, że w rodzinie mogę szukać oparcia. Została tylko cisza i gorzkie poczucie przegranej.

Oskar dzwonił kilka razy, chciał się spotkać. Odbierałam, ale nie miałam siły na rozmowę. Wiedziałam, że powie mi: „Miałem rację”. A ja nie chciałam tego słyszeć. Czułam się jak ktoś, kto sprzedał duszę w zamian za chwilowy oddech. Bo przecież pieniądze się skończą, a dokument, który podpisałam, zostanie. Będzie jak cień ciągnący się za mną – przypomnienie, że wybrałam przetrwanie kosztem wszystkiego innego.

Patrzyłam w lustro i widziałam w oczach obcą kobietę. Kogoś, kto dał się zaszantażować. Kogoś, kto zgodził się na upokorzenie, żeby nie spaść od razu na dno. Czy kiedyś będę w stanie spojrzeć Iwonie w oczy bez gniewu i wstydu? Nie wiem. Wiem tylko, że ten dług, choć spłacony w banku, zapisany jest na zawsze – w moim sercu.

Lena, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama