„Siostra traktuje matkę jak fundację charytatywną. Zostawia jej dzieciaka, a sama łazi po klubach z szemranymi typami”
„Gośka w ogóle nie zajmuje się brzdącem i nie wspiera mamy w żaden sposób. Non stop imprezuje od rana do nocy. Zdarza się, że w ogóle nie zagląda do domu przez tydzień. Jakby tego było mało, zabiera mamie kasę co do grosza”.
- Listy do redakcji
Moja kochana mama to wyjątkowa osoba o wielkim sercu. Życie nie ułożyło się po jej myśli. Dorastała w bidulu i wcześnie stanęła na własnych nogach. Po ukończeniu szkoły zawodowej od razu poszła do pracy w zakładzie produkcyjnym. Niedługo potem stanęła na ślubnym kobiercu.
Tata był prawdziwą bestią
Mama cierpiała przez niego katusze każdego dnia. Na szczęście w końcu miała dość i się od niego uwolniła. Od tego czasu samotnie wychowywała mnie i młodszą o pięć lat siostrę. Dała nam z siebie wszystko.
Raz po raz mówiła o swoim największym marzeniu – żebyśmy zdobyły porządne wykształcenie i miały prostszą drogę przez życie niż ona. I robiła, co mogła, żeby to marzenie się spełniło. Skorzystałam z okazji, jaka się przede mną pojawiła. Kiedy zdałam maturę, postanowiłam opuścić nasze niewielkie miasto i rozpocząć studia w Krakowie. Już tu zostałam na stałe. Udało mi się znaleźć satysfakcjonującą pracę i wyszłam za mąż.
Z kolei Gośka nigdy nie przejawiała zapału do nauki ani nie zastanawiała się nad tym, co przyniesie przyszłość. Wciąż wpadała w jakieś tarapaty. Wagarowała, uciekała z domu, czasem nawet na parę dni. Jedyne, co ją obchodziło, to imprezy, faceci, dragi i alkohol.
Mama starała się ją przekonać, ale puszczała jej słowa mimo uszu. Pyskowała i buntowała się na każdym kroku. Po osiągnięciu pełnoletności przepadła jak kamień w wodę. W kilka dni po osiemnastych urodzinach spakowała manatki i popędziła w siną dal z jakimś szemranym osiłkiem, którego zdążyła poznać parę dni wcześniej na domówce. Ponoć opuszczając rodzinne gniazdko, nawet nie spojrzała przez ramię. Wpakowała się do jego czarnego BMW, gruchnęła drzwiami i ślad po niej zaginął.
Czekała na jej powrót
Kolejne dwa lata minęły praktycznie bez kontaktu z jej strony. Matka strasznie to odchorowała. Noce spędzała na płaczu, włosy przyprószyła siwizna, a i zdrowie zaczęło szwankować. Czekała z utęsknieniem na jakąkolwiek wieść od Małgosi. Ale mojej siostrze było to obojętne. Odzywała się może raz do roku, a potem znów o matce zapominała. Miała gdzieś, że ta umiera ze zmartwienia, cierpi i wyczekuje.
Jasne, że starałam się jej pomóc i dodać otuchy, ale moje możliwości były ograniczone. Harowałam od rana do wieczora i nie było szans, żeby wpadać do niej częściej. Mimo to niemal co wieczór chwytałam za słuchawkę i dzwoniłam do mamy. Chciałam, żeby czuła, że ma we mnie oparcie i zawsze może na mnie polegać.
Kilka razy sugerowałam jej, żeby sprzedała nasze mieszkanie i przeniosła się do Krakowa, do mnie. Ale za każdym razem odrzucała tę propozycję. Miała nadzieję, że pewnego dnia siostra otrzeźwieje i zawróci z obranej drogi. Zależało jej na tym, by miała swój kąt, do którego mogłaby wrócić.
Po dwuletniej nieobecności Małgorzata pojawiła się zupełnie niespodziewanie. Pewnego dnia po prostu przekroczyła próg rodzinnego domu, informując zaskoczoną matkę o swojej ciąży, która była już w zaawansowanym stadium. Oświadczyła, że musi u niej zamieszkać, ponieważ facet z drogim autem ją porzucił. Mama nie wahała się ani chwili i bez zastanowienia ją przygarnęła.
Ruszyło ją sumienie
– Wiesz, jak stanęła w drzwiach, to była taka zmartwiona i zapłakana. Ona ma dobre serce, tylko zakochała się w niewłaściwym gościu. Ale teraz już jest mądrzejsza i dojrzalsza. Zobaczysz, jakoś to będzie – przekonywała mnie podczas rozmowy telefonicznej.
Cieszyła się tak bardzo, że nie miałam odwagi powiedzieć jej, co tak naprawdę sądzę na ten temat. Nie dawałam wiary w nagłą odmianę Gośki. Wiedziałam, jaka jest i byłam pewna, że z tej wizyty nic dobrego nie wyniknie. Dlatego w kolejny weekend wsiadłam do auta i ruszyłam w stronę rodzinnego domu.
Moja siostra wylegiwała się na sofie, a mama uwijała się przy niej niczym przy jakiejś królewnie. Aż mnie zalała złość. Kiedy mama poszła zaparzyć herbatę, rzuciłam się na siostrę z pretensjami.
– Nie pozwolę ci tak po prostu mnie zrobić w konia! Jeden fałszywy ruch i będziesz miała ze mną do czynienia. Nie będę bezczynnie patrzeć, jak trujesz mamie życie. Ona już wystarczająco się przez ciebie nacierpiała! – pogroziłam jej.
– I co niby mi zrobisz? – parsknęła śmiechem.
– Wykopię cię stąd na zbity pysk! – wydarłam się, trzęsąc się z wściekłości.
– Ta, jasne! Mama w życiu na to nie pójdzie. Za bardzo mnie kocha. Wnuczka też – zachichotała, głaszcząc swój już dość spory brzuch.
– Mówię ostatni raz, jeden niewłaściwy ruch. Dotarło? – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Nic sobie robiła z ostrzeżeń
Choć czułam się z tym fatalnie, nazajutrz musiałam wrócić do Krakowa. Nie było wyjścia. Moja spółka miała realną szansę na podpisanie nowego, intratnego kontraktu, a ja musiałam się tym zająć osobiście. Mimo wszystko każdego wieczoru kontaktowałam się z mamą telefonicznie. Za każdym razem zapewniała mnie, że u niej wszystko OK, Małgosia o siebie dba i zachowuje się tak, jak powinna przyszła mama.
Kiedy na świat przyszedł mały brzdąc, pozornie wszystko zostało po staremu. Mama z ekscytacją i uśmiechem na ustach relacjonowała mi, jak fantastycznie Małgosia dba o bobasa, jaka jest sumienna i kochana, jak wspiera ją w prowadzeniu gospodarstwa domowego. Podczas wizyt również nie dostrzegłam niczego alarmującego. Wręcz odwrotnie, odniosłam wrażenie, że moja siostrunia wprost szaleje za swoim syneczkiem.
Stopniowo zaczęłam dawać wiarę, że rzeczywiście nastąpiła u niej przemiana. Regularnie wysyłałam jej nawet trochę grosza. Zależało mi, żeby mojemu siostrzeńcowi niczego nie brakowało.
Prawda ujrzała światło dzienne, kiedy Kubusiowi stuknęło pół roku. Telefon wykonała sąsiadka mamy. W jej głosie słychać było ogromne poruszenie.
– Dałam słowo Basi, że będę trzymać gębę na kłódkę, ale dłużej nie dam rady tego w sobie dusić. Coś trzeba z tym zrobić – rzuciła.
Sąsiadka miała rację
Gdy dowiedziałam się, co dzieje się naprawdę, myślałam, że oszaleję. Wyszło na jaw, że Gośka w ogóle nie zajmuje się brzdącem i nie wspiera mamy w żaden sposób. Non stop imprezuje od rana do nocy. Zdarza się, że w ogóle nie zagląda do domu przez tydzień. A jak już raczy się pojawić, to jest tak nawalona, że ledwo stoi na własnych nogach. Jakby tego było mało, zabiera mamie kasę co do grosza.
– Basia niedawno wzięła ode mnie pięć dych na jakieś tam specjalistyczne mleko dla małego. I to zaraz po tym, jak przyszły jej pieniądze z emerytury. Tak być nie może, to już przesada. Musisz się tu zjawić i ogarnąć ten burdel – zakończyła rozmowę.
– No jasne, że wpadnę. Jeszcze dziś będę na miejscu – zapewniłam.
W środku aż się zagotowałam ze złości. Wzięłam urlop od ręki i popędziłam do domu. Przyjechałam do mamy dopiero po południu. Wyglądała okropnie. Była niezwykle blada, wycieńczona i słaba. Totalnie zdziwiła się, kiedy mnie zobaczyła.
– Czemu nie dałaś mi znać, że wpadniesz? – powitała mnie, siląc się na mały uśmiech.
– Żebyś nie miała czasu się ogarnąć – odparłam prosto z mostu.
– O co ci chodzi? – zrobiła zdziwioną minę.
– Mamo, daj spokój. Wiem, co jest grane. Gdzie podziała się Gośka? – spytałam, wzdychając ciężko.
– Gosia jeszcze śpi. Kubuś darł się wniebogłosy przez pół nocy, więc nie mogła zmrużyć oka – próbowała wyjaśnić.
– Daj spokój z tymi bajkami. Założę się, że imprezowała do białego rana – warknęłam i wparowałam do sypialni siostry.
Miarka się przebrała
Chrapała w najlepsze, jakby nigdy nic. W powietrzu unosił się smród przetrawionego alkoholu. Nie było wątpliwości, że wczoraj ostro popijała. Poczułam, jak krew zaczyna się we mnie gotować. Jednym ruchem zdarłam z niej kołdrę.
– Wynoś się stąd w tej chwili! Masz pięć minut, żeby się stąd zmyć! – ryknęłam.
– O co ci, do licha, chodzi? – poderwała się na posłaniu. Wciąż nie do końca kontaktowała.
– O nic. Bierz manatki, bachora i spadaj! Byłaś ostrzegana! Jeden numer i koniec. A ty chyba ze sto ich już odstawiłaś – cisnęłam jej pod nogi torbę podróżną.
– O czym ty bredzisz? Niby co ja takiego przeskrobałam? – wzburzyła się.
– Masz jeszcze czelność pytać? Jesteś zwykłą złodziejką, kanciarzem i naciągaczem. Nie ma dla ciebie miejsca pod tym dachem! – wydarłam się.
– No dobra, słuchaj – oznajmiła stanowczo, przyjmując bojową pozę. – Chyba ci się w głowie poprzewracało. Rządy w tym domu sprawuje mama, a nie ty. I ona na pewno mnie stąd nie wykopie – dodała z przekąsem i parsknęła śmiechem.
– Niedługo się o tym przekonamy! – rzuciłam przez ramię, obracając się na pięcie i ruszając w stronę kuchni.
Miałam niezachwianą pewność, że mama poprze mój pomysł. W końcu pragnęłam pozbyć się siostry dla jej własnego dobra, żeby mogła wieść spokojne życie. A jaka była jej reakcja? Kiedy tylko usłyszała, o co mi chodzi, ogarnął ją strach i przerażenie.
Chciałam krzyczeć z rozpaczy
– Tak się nie da. Gosia i Kubuś nie mają gdzie się podziać – powiedziała z trudem.
– Mamuś, musisz pokazać stanowczość, bo inaczej ona nigdy nie da ci spokoju – podniosłam głos z irytacją.
– Daj spokój, to nie koniec świata. Gosia to porządna dziewczyna, tylko ma problemy ze sobą. Ty tego nie rozumiesz, bo ci życie ułożyło się jak trzeba – odparła z rezygnacją.
Od tego momentu kontakt z mamą mam bardzo ograniczony. Nasze rozmowy telefoniczne są dużo rzadsze niż dawniej. Nastąpił między nami pewien dystans. Trudno mi się pogodzić z tym, że wciąż mieszka z nią Gośka. Ona z kolei nie jest w stanie pojąć, jak mogłam być tak bezduszna i domagać się, żeby ją wykopała z chaty. No a Gosia? Co tu dużo mówić.
Mojej siostrze udało się wyjść cało z tej afery. Aktualnie jest bezrobotna, dalej chodzi na imprezy, pije alkohol i zrzuca opiekę nad swoim małym synkiem na naszą mamę. Ale przecież tak nie może być wiecznie. Nasza mama też kiedyś nas opuści. Zastanawiam się, jak wtedy postąpi moja siostra?
Alicja, 40 lat