Reklama

Z babcią Heleną mieszkałem odkąd skończyłem siedem lat. Mama wyjechała wtedy do Niemiec „na chwilę” do pracy, ale ta chwila trwała już ponad dekadę. Ojca nigdy nie poznałem – słyszałem tylko, że „zniknął”, cokolwiek to miało znaczyć. Babcia zawsze powtarzała, że na rodzinę można liczyć, ale na mężczyzn niekoniecznie. Dla mnie była kimś więcej niż opiekunką – zastępowała matkę, czasem ojca, a czasem przyjaciółkę. Gotowała najlepszy rosół na świecie, ściskała moje dłonie, gdy bałem się u dentysty i nigdy nie zawahała się, żeby nazwać mnie swoim wnuczkiem z dumą. Była surowa, nie przeczę, ale zawsze sprawiedliwa. Kiedy jako dzieciak zbiłem jej ulubiony wazon, nie wydarła się. Spojrzała tylko smutno i powiedziała:

Reklama

– Dominik... szkoda, że nie powiedziałeś od razu.

Tego dnia nauczyłem się, że najgorsza jest utrata zaufania. Przez lata robiłem wszystko, żeby go nie zawieść. Kiedy więc Sandra – moja starsza siostra – po kilku latach życia za granicą nagle wróciła do naszego domu, czułem się nieswojo. Mieliśmy różnych ojców, inne wspomnienia, inne życia. Ona była zawsze tą „ładniejszą, przebojową”, ja byłem tym „spokojnym Dominikiem”. Rzadko rozmawialiśmy. A kiedy już, to w tonie pełnym ukrytych przytyków. Nie spodziewałem się, że jej powrót przewróci moje życie do góry nogami. Nie sądziłem też, że babcia... że właśnie ona może mi nie uwierzyć.

Grunt usuwał mi się spod nóg

– Dominik, co to ma znaczyć?! – babcia stała pośrodku kuchni z portfelem w ręku i spojrzeniem ostrym jak brzytwa.

Oderwałem wzrok od zeszytu i spojrzałem na nią zdezorientowany.

– Co się stało?

– Wczoraj miałam tu dwieście złotych na leki. Dziś zostało czterdzieści. I nikt poza tobą i Sandrą nie był w domu.

Zamrugałem. Zrobiło mi się gorąco.

– Babciu, przysięgam... ja niczego nie brałem.

– To gdzie są te pieniądze, Dominik?! Same wyszły? – Głos babci zaczynał drżeć. Ale nie ze złości. Ze strachu. I z podejrzenia.

Wstałem gwałtownie. Krew zaczęła mi pulsować w uszach.

– Naprawdę uważasz, że bym ci coś ukradł?! Ja?! Wychowałaś mnie, karmiłaś, ufałem ci jak matce! – głos mi się załamał, ale nie odpuściłem – Nie dotknąłem tych pieniędzy!

– Sandra mówiła, że widziała, jak zaglądałeś do komody – powiedziała po chwili ciszy. – A ty... ostatnio jakiś nerwowy jesteś. Mówisz, że nie masz na dojazdy, że potrzebujesz nowych butów...

– Sandra?! – przerwałem jej – Babciu, Sandra mnie nie zna! Wraca po latach i od razu mi coś zarzuca?! I ty jej wierzysz?

Babcia zamilkła. Patrzyła na mnie tak, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu. Jakby nie wiedziała, co myśleć. Poczułem, że grunt usuwa mi się spod nóg. Jeszcze przed chwilą to był mój dom. Teraz... już nie wiedziałem, gdzie jestem. Byłem wściekły i przerażony jednocześnie.

– Nigdy bym cię nie okradł – wyszeptałem. – Ale skoro muszę się bronić jak przestępca we własnym domu, to chyba coś tu jest nie tak...

Wyszedłem z kuchni, trzaskając drzwiami. Na korytarzu poczułem gulę w gardle. Czy babcia naprawdę wierzyła, że jestem zdolny do czegoś takiego?

Nie chodziło tylko o kasę

Sandra siedziała w moim dawnym pokoju, rozwalona na łóżku jakby była u siebie. Przeglądała coś w telefonie i nawet nie uniosła wzroku, kiedy wszedłem.

– Możemy pogadać? – zapytałem, z trudem powstrzymując drżenie głosu.

– Jasne – odparła z uśmiechem, jakbyśmy mieli zaraz rozmawiać o pogodzie.

– Powiedziałaś babci, że to ja zabrałem pieniądze?

– Nie powiedziałam, że zabrałeś. Powiedziałam, że widziałam, jak coś szukałeś w komodzie. – Wzruszyła ramionami. – No chyba że kłamię?

– Sandra, błagam cię, co ty wyprawiasz? – Podszedłem bliżej. – Chcesz mnie stąd wygryźć? Po co? Przecież to mój dom.

– Twój dom? – uniosła brew. – Dominik, nie bądź śmieszny. To dom babci. I może nie zauważyłeś, ale ona się starzeje. Ktoś musi się nią zająć.

– I tym kimś masz być ty?

– A ty niby co? Przytulasz się do niej tylko wtedy, jak potrzebujesz forsy albo współczucia.

Zatkało mnie.

– To nieprawda... – szepnąłem. – Niczego od niej nie chciałem. Chciałem tylko... żebyśmy znowu byli rodziną.

Sandra spojrzała na mnie chłodno, z tym swoim wiecznym półuśmieszkiem.

– Wiesz, babcia zawsze cię faworyzowała. Ja się musiałam tłumaczyć, dlaczego nie dzwonię, a ty mogłeś wszystko. Teraz, jak tu wróciłam, wszystko znowu kręci się wokół ciebie. A mnie już to męczy.

– Więc wymyśliłaś historyjkę, żeby mnie skompromitować?

– Nie musiałam nic wymyślać. Wystarczyło, że powiedziałam, co widziałam. Babcia sama wyciągnęła wnioski.

Wyszedłem, bo bałem się, że powiem coś, czego pożałuję. Czułem, że tracę grunt, którego i tak miałem niewiele. Nie chodziło tylko o pieniądze. Chodziło o coś dużo ważniejszego – o zaufanie. I miałem wrażenie, że właśnie zostało mi ono odebrane.

Czułem się jak intruz

Wieczorem nie mogłem zasnąć. Każdy szmer w domu sprawiał, że moje serce waliło jak młotem. Aż w końcu usłyszałem rozmowę. Drzwi do kuchni były lekko uchylone.

– Babciu, serio uważasz, że Dominik by coś takiego zrobił? – to był głos Sandry, miękki, przesłodzony.

– Nie wiem, kochanie... Sama już nie wiem. On się ostatnio zmienił. Cichy, zamyślony... Może ma jakieś problemy, o których nam nie mówi? – babcia westchnęła.

– A nie sądzisz, że już czas, żeby się usamodzielnił? W końcu ma dziewiętnaście lat. Studia to jedno, ale mógłby się rozejrzeć za mieszkaniem czy chociaż pracą na poważnie. Ile można żyć na garnuszku babci?

Zamarłem. Mój własny pokój nagle wydał mi się obcy. Mój świat – nierealny.

– On nie ma nikogo poza mną... – wyszeptała babcia, a ja poczułem ukłucie. – Ale ty też masz rację, Sandrusiu. Może potrzebuje bodźca. Może musi zrozumieć, że nie wszystko będzie mu dane.

Nie wytrzymałem. Wszedłem do kuchni.

– Naprawdę tak o mnie myślisz? – spojrzałem na babcię, a moje oczy płonęły.

Obie zamarły. Sandra pierwszy raz wyglądała na zaskoczoną.

– Dominik, my tylko...

– Nie! – przerwałem. – Podsłuchałem was, tak. I teraz już wiem, czemu czuję się tu jak intruz. Ty, babciu, słuchasz jej – kogoś, kto nie było z nami przez lata – a ja? Ja jestem dla ciebie jak pasożyt, który „żyje na garnuszku”.

– Dominik, to nie tak...

– Nie. Właśnie tak – wysyczałem. – Skoro to już nie mój dom... to może faktycznie pora się wyprowadzić.

– Nie poznaję cię, Dominik... – babcia patrzyła na mnie z bólem.

– Bo może nigdy mnie nie znałaś – powiedziałem cicho i odszedłem.

Wyrzuciłem z siebie wszystko

Spałem na kanapie u Kacpra. To jego matka zgodziła się, żebym został na kilka dni. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę. Przecież jeszcze tydzień temu siadałem z babcią do herbaty i krzyżówki, jak zawsze w niedzielę. A teraz… siedziałem w obcym mieszkaniu, z torbą pełną rzeczy, z których połowa do mnie nawet nie pasowała, bo pakowałem się w panice. Wieczorem, kiedy Kacper poszedł do pracy, wyszedłem na balkon z kubkiem gorzkiej herbaty. Usiadłem na plastikowym krześle i spojrzałem w ciemne niebo.

– Wiesz, babciu – powiedziałem półgłosem – pamiętasz, jak uczyłaś mnie robić pierogi? Miałem siedem lat, a ty kazałaś mi rozwałkowywać ciasto, które lepiło się do wszystkiego. A potem mówiłaś, że mam talent, tylko się nie przykładam...

Uśmiechnąłem się smutno. Później zebrałem się w sobie i pojechałem do cioci Renaty. Ona zawsze była tą, która widziała więcej niż mówiła. Otworzyła mi, jakby się mnie spodziewała.

Wiedziałam, że przyjdziesz – powiedziała tylko i uściskała mnie mocno. – Chodź. Zrobiłam makaron z serem. Twój ulubiony, nie?

Nie mówiłem nic. Jadłem i dopiero przy drugim talerzu zapytała:

– Powiesz mi, co się stało?

Wyrzuciłem z siebie wszystko. Każde słowo było jak kamień spadający z serca. Gdy skończyłem, pokiwała głową.

Wiedziałam, że to nie ty. Twoja siostra zawsze miała talent do teatru. Już jako dzieciak potrafiła płakać na zawołanie. Ale to nie znaczy, że Helena ci nie wierzy. Ona po prostu nie wie, w co wierzyć.

– To nie wystarczy – odpowiedziałem. – Nie ma już dla mnie tam miejsca.

– A może właśnie teraz jest moment, żeby wrócić. Ale nie na jej warunkach. Na swoich.

Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem.

Myślisz, że mogę?

– Myślę, że musisz. Choćby tylko po to, żeby się pożegnać po swojemu.

Nie wiem, czy to mój dom

Dom wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy go opuszczałem – może tylko bardziej milcząco. Babcia otworzyła drzwi, jakby przeczuwała, że przyjdę. Miała na sobie sweter, który sama mi wydziergała lata temu. Trochę już się rozciągnął, ale wciąż pachniał... domem.

– Dominik – powiedziała cicho, jakby nie była pewna, czy naprawdę stoję przed nią.

– Nie przyszedłem, żeby się tłumaczyć – zacząłem od razu. – I nie po to, żeby prosić o wybaczenie. Chciałem się tylko pożegnać.

Jej twarz lekko drgnęła. Otworzyła szerzej drzwi i zrobiła krok w tył, ale ja nie ruszyłem się z miejsca.

– Babciu, ja cię naprawdę kochałem. Cały czas cię kocham. Ale nie potrafię żyć w miejscu, gdzie muszę udowadniać, że nie jestem złodziejem.

– Ja... przepraszam, Dominik – wyszeptała. – Ja nie wiedziałam, komu wierzyć. Sandra tak przekonująco...

– Wiem – przerwałem jej. – I nie winię cię. Ale to po prostu boli.

Z oczu babci zaczęły płynąć łzy. Pierwszy raz od dawna widziałem ją tak rozbitą.

– Każdego dnia czekałam, że wrócisz. I bałam się, że już nigdy cię nie zobaczę. A jak słyszę teraz twoje słowa... Dominik, proszę, wróć. Bądź ze mną. Tylko ty się o mnie troszczyłeś naprawdę.

Milczałem długo. Czułem w sobie coś między gniewem a wzruszeniem.

– Muszę się zastanowić – odpowiedziałem w końcu. – Potrzebuję czasu.

Babcia kiwnęła głową, jakby wiedziała, że nie może naciskać.

– Czy mogę ci chociaż zaparzyć herbaty?

Spojrzałem na nią i po raz pierwszy od miesięcy uśmiechnąłem się lekko.

– Jasne. Ale tylko jedną. I bez tych ziół, które smakują jak trawa.

Roześmiała się przez łzy.

– Obiecuję.

Wszedłem do środka. Ale w głowie miałem jedno, że jeszcze nie wiem, czy to znowu będzie mój dom.

Dominik, 19 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama