„Siostra wygrała dużo kasy, ale nie chciała mi pomóc. Mam sama spłacać swoje długi, a nie żebrać”
„– Posłuchaj mnie uważnie... Nie mogę brać odpowiedzialności za to, jak ty zarządzasz swoją kasą – powiedziała stanowczo moja siostra. – Pomyśl, co by było, jakbym nie trafiła tej wygranej w totka? Jak wtedy dałabyś sobie radę bez tych pieniędzy? No właśnie! Po prostu załóż, że ja ich nie mam!”.
- Listy do redakcji
Czasami jest się na szczycie, a innym razem na samym dnie. Tak to już bywa w życiu. Aktualnie jestem w tym drugim położeniu. Totalnie nie wiem, co zrobić, żeby się z tego wykaraskać, a wszyscy dookoła mają mnie gdzieś...
Szok, że rodzona siostra olała sprawę i nawet nie kiwnęła palcem, żeby mi pomóc! A przecież mogła załatwić to raz-dwa! Niestety, wolała się bawić, zamiast wyciągnąć do mnie pomocną dłoń i uchronić przed totalną klapą. Teraz już nic się nie da zrobić. Mój biznes upadł.
Jestem w kropce i nie mam pojęcia, jak postąpić w tej sytuacji… Tymczasem jeszcze kilka lat temu wszystko układało się po mojej myśli! Moja działalność gospodarcza związana z instalacją rolet i żaluzji funkcjonowała od dłuższego czasu. Dzięki ekspresowej realizacji zleceń i profesjonalnej obsłudze zyskaliśmy przychylność klientów, którzy rekomendowali nasze usługi kolejnym osobom.
Moje życie się zmieniło
Po rozstaniu z mężem moje życie legło w gruzach – musiałam zmierzyć się nie tylko z samotnym wychowywaniem pociech, ale też z brakiem zatrudnienia. Do tej pory pracowałam na pół etatu w przedsiębiorstwie ojca mojego eks-męża, który po naszym rozwodzie okazał mi się zupełnie nieprzychylny. Początkowo ogarnął mnie paniczny strach, że nie dam rady podołać tej sytuacji. Jednak pewien życzliwy mi dostawca współpracujący z teściem podsunął mi pomysł, żebym rozpoczęła własną działalność, a on z przyjemnością będzie zaopatrywał mnie w potrzebne produkty.
Na początku uznałam, że to tylko czcze marzenia. Jednak później wzięłam się w garść i otworzyłam własną działalność, w której ulokowałam część funduszy uzyskanych z podziału wspólnego dobytku. Niezwykle szybko przekonałam się, że biznes ma się dobrze. Trwał wtedy okres rozkwitu branży budowlanej, dookoła wyrastały liczne domy i lokale mieszkalne, a klienci urządzali swoje wnętrza, składając u mnie zamówienia na rolety oraz żaluzje.
Mój były facet gapił się z niedowierzaniem, jak świetnie sobie radzę, mimo że jego uznanie liczyło się dla mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg.
Mogłam kogoś zatrudnić
Gdy minęły cztery lata, stać mnie już było na zatrudnienie w firmie menedżerki, a dodatkowo miałam ochotę spędzać więcej chwil z moimi pociechami. Naprawdę mnie potrzebowały, ponieważ wchodziły w trudny wiek dojrzewania i zaczynały się buntować
Dodatkowo, mama pracująca po kilkanaście godzin dziennie to zupełnie inna osoba niż ta, którą pamiętały z dzieciństwa. Brakowało im mojej obecności w domu. Pani Małgorzata sprawiała wrażenie miłej i znającej się na rzeczy.
Ekspresowo nawiązałyśmy bliższą relację, a ja z czasem dawałam jej coraz więcej zadań i zdradzałam jej firmowe sekrety. Zaznajomiła się z całą moją siecią kontaktów biznesowych – dostawcami i podwykonawcami. Stała się moim najbardziej zaufanym pracownikiem. Po pewnym okresie doszłam do wniosku, że chyba nie dałabym rady sama kierować przedsiębiorstwem, gdyby jej zabrakło.
Zbyt łatwo zaufałam
W życiu prywatnym borykałam się z problemami dorastających dzieci, które potrzebowały ojcowskiego autorytetu (mój były, pochłonięty nową rodziną, miał to w nosie). Cieszyłam się więc, że chociaż w pracy wszystko idzie gładko i mogę liczyć na pracownicę – tak wtedy sądziłam.
Przyznaję, że pochłonięta obowiązkami domowymi, nie zauważyłam początkowo, że zaczyna brakować mi zleceniodawców, a niektórzy kooperanci także się ulotnili. Moja pracownica przekonywała mnie jednak, że to stan przejściowy i ciągle poszukuje nowych rynków zbytu. Zaprezentowała mi nawet koncepcję nowej ulotki reklamowej. Dałam swoje przyzwolenie i na moment poczułam ulgę.
Niestety, niczym grom z jasnego nieba spadła na mnie informacja, że… Gosia zwalnia się z roboty!
– Czy coś ci tu nie pasuje? Oczekujesz podwyżki? – zaczęłam wypytywać, choć w głębi duszy zdawałam sobie sprawę, że obecnie mogę mieć problem z podniesieniem jej pensji.
To był cios
Ona jednak zaprzeczyła, tłumacząc, że chodzi o sprawy osobiste i kasa nie ma znaczenia. Prawdziwe powody poznałam niedługo później. Okazało się, że Gosia bierze ślub z kluczowym dostawcą mojej firmy, a do tego rozkręciła własny biznes z roletami i żaluzjami. Podkupiła moich współpracowników i przejęła klientów. Szybko też wyszło na jaw, że zostawiła mnie z kupą zadłużenia na karku.
Nie dość, że w firmie był bałagan w papierach ZUS-owskich, to jeszcze urząd skarbowy się do mnie przyczepił o jakieś drobne błędy. A na dodatek pani z księgowości się obraziła, bo podobno mówiła o wszystkim pani Małgosi, a ta nic mi nie przekazała. I teraz zrzuca winę na nią, że niby przeze mnie nie miałem o niczym pojęcia.
Wpakowałam się w niezłe tarapaty, byłam zadłużona na kilkadziesiąt tysięcy! Bank dał mi kosza przez te cholerne nieopłacone składki, więc dopóki ich nie ogarnę, to mam związane ręce. Byłam między młotem a kowadłem i nocami głowiłam się, jak się z tego bagna wydostać.
Były mąż nie chciał mi pomóc
Poprosiłam o wsparcie finansowe nawet swojego eks, ale on tylko kpił ze mnie. Moje tłumaczenia i tak nic nie dały, chociaż powtarzałam mu, że nigdy nie wymagałam, żeby na synów łożył większe alimenty... A przecież porządna edukacja, kursy angielskiego czy letnie wyjazdy na obozy surfingowe – to się wiąże z niemałymi wydatkami, do których on się nie dorzucał. Ale z niego dupek.
– I przez to nie odłożyłaś ani grosza? Nie powinnaś była szastać forsą na prawo i lewo! – rzucił kąśliwie.
Ależ mnie zawstydził! Od długiego czasu nic podobnego mnie nie spotkało!
Siostra wygrała kasę
A potem, moja siostra Magda wygrała na loterii. Sto dwadzieścia koła! Totalnie mnie zamurowało! Na początek przyszło mi do głowy, że ta kasa to dar od losu. I to dokładnie wtedy, kiedy tak bardzo jej potrzebowałam. Gdy tylko dowiedziałam się o wygranej, od razu poprosiłam moją siostrę o pożyczkę stu tysięcy na procent.
– Słuchaj, za pół roku oddam ci 100 tysięcy z nawiązką – przekonywałam ją gorąco.
– Tyle że ja wcale nie zamierzam wpłacać kasy do banku! Olek i ja planujemy kupno auta, a potem chcemy zabrać dzieciaki na jakąś fajną wycieczkę poza Polskę, a resztę odłożyć – odparła siostra.
– Co ty gadasz? – Byłam w szoku.
– Posłuchaj mnie uważnie... Nie mogę brać odpowiedzialności za to, jak ty zarządzasz swoją kasą – powiedziała stanowczo moja siostra. – Pomyśl, co by było, jakbym nie trafiła tej wygranej w totka? Jak wtedy dałabyś sobie radę bez tych pieniędzy? No właśnie! Po prostu załóż, że ja ich nie mam!
W dalszym ciągu byłam w szoku po słowach, które przed chwilą padły z ust mojej siostry. Czy to naprawdę Magda przemawiała w ten sposób? Z jej ust wydobył się również komentarz na temat mojego rzekomego łatwego i dostatniego życia, najpierw u boku dobrze sytuowanego męża, a następnie prowadząc własną działalność.
Byłam zaskoczona
Kontynuowała swój wywód, wytykając mi, że:
– Gdy spędzałaś wakacje w Egipcie, nawet przez myśl mi nie przeszło, by prosić cię o pożyczenie dziesięciu tysięcy złotych na rodzinny wyjazd!
Racja, Magda rzeczywiście nie zwracała się do mnie z prośbą o kasę, ale też nie znalazła się w tak beznadziejnym położeniu jak ja obecnie.
– Nie chodzi mi o żaden urlop, tylko o to, że grozi mi totalna klapa finansowa! – nie wytrzymałam.
– Mogłaś odkładać na czarną godzinę wtedy, gdy ci się tak dobrze wiodło i trąbiłaś o tym wszem i wobec!
Z siostrą zerwałam kontakty, ponieważ czuję do niej ogromny żal, że nie wsparła mnie, gdy tego potrzebowałam. Oni teraz cieszą się życiem – kupili niedawno wypasiony samochód i zabrali dzieciaki na niezapomnianą wycieczkę do Afryki, żeby podziwiać dzikie zwierzęta. A ja lada moment spodziewam się wizyty komornika, który zapewne będzie dobijał się do moich drzwi.
Mam wrażenie, że przedstawiłam Magdzie sensowną ofertę – przecież nie liczyłam na forsę za darmo. Może miała obawy, że kasa do niej nie wróci albo po prostu z zawiści zrobiła mi psikusa, bo do tej pory żyło mi się lepiej niż jej? Nie mam pojęcia. Jestem w niezłych tarapatach.
Dorota, 47 lat