Reklama

– Pasja i ciężka praca to najistotniejsze rzeczy w życiu człowieka – mówiła moja mama. Z zawodu była malarką. Częściej przebywała w swojej pracowni artystycznej niż w domu, tam też zapominała o tym, co dzieje się dookoła.

Reklama

Moja mama prowadziła życie na własnych zasadach

Inne dziewczynki miały zwyczajne matki, a ja od małego zdana byłam tylko na siebie. Od szkoły podstawowej nosiłam na szyi klucze do domu. Taty w ogóle nie pamiętam. Mama wspominała, że był sztywny i zasadniczy. Marzył o typowym rodzinnym gniazdku, żonie czekającej z ciepłym posiłkiem na stole. Jednak moja mama nie potrafiła wpasować się w żadne ustalone schematy. Była niczym barwny, nieskrępowany ptak. Ojciec nie mógł zaakceptować jej egocentrycznego nastawienia do świata.

Kiedyś patrzyłam z zazdrością na dziewczyny z mojej klasy, które miały zwyczajne rodziny. Ich mamy znajdowały czas, żeby pomagać im w lekcjach, chodzić z nimi na zakupy albo przychodzić na szkolne uroczystości. Ale te wszystkie matki wydawały mi się takie... nijakie. Moja była zupełnie inna. Nie zapomnę, jak kiedyś przyszła na akademię z okazji Dnia Nauczyciela. Pozostałe mamy miały na sobie czarne spódniczki i obcisłe białe bluzki. A moja mama wparowała w jakiejś krzykliwej spódnicy z milionem falbanek. Do tego włożyła różową bluzkę z koronki, z wielkim dekoltem. Wszyscy się na nią gapili i kręcili nosem, ale ona totalnie to ignorowała. To była moja pierwsza życiowa lekcja.

Utrwaliłam w pamięci, by nie zaprzątać sobie głowy cudzymi opiniami na mój temat... Ostatecznym drogowskazem powinien być tylko głos mojego sumienia.

Nie zapomnij odkryć w sobie jakiegoś zamiłowania – wciąż przypominała mi mama. – Związek małżeński to nie wszystko. Poświęcisz mu niemałą część swojego życia, a i tak nie wiadomo, jak się potoczą wasze losy. Potomstwo? Wyrasta i opuszcza rodzinne gniazdo. Jeśli nie odnajdziesz w sobie pasji, to w końcu zostaniesz sama jak palec!

Zobacz także

Stosowałam się do tych zaleceń. Z zaangażowaniem uczęszczałam na zajęcia taneczne, wokalne oraz doskonaliłam swoje umiejętności gry na pianinie. Nieustannie towarzyszył mi lęk przed porażką. Gdy zbliżał się koniec szkoły średniej, miałam już sprecyzowane plany na przyszłość. Marzyłam o dostaniu się do szkoły aktorskiej. Udało mi się za pierwszym podejściem. Ten świat całkowicie mnie oczarował! Byłam nim absolutnie zachwycona! Uczestniczyłam w każdym spektaklu wystawianym przez nasz teatr.

Nawet założyłam rodzinę, ale…

Pewnego razu, podczas jednego z występów, moje oczy spotkały się z oczami Roberta. Studiował prawo i był niesamowicie zorganizowanym oraz konkretnym facetem. Ja z kolei prowadziłam życie podobne do stylu mojej mamy. Straciłam dla niego głowę…

– Wspaniała wiadomość, spodziewa się pani dziecka, jest pani w pierwszym trymestrze – taką informację przekazał mi lekarz w trakcie standardowej wizyty kontrolnej. Kompletnie nie planowałam takiego obrotu spraw. Dziecko stanowiło przeszkodę na mojej ścieżce zawodowej, na drodze do spełniania marzeń. Chciałam oddać się całkowicie sztuce, a nie macierzyństwu. Poprosiłam mamę o wsparcie finansowe, by pozbyć się problemu. Nie zgodziła się.

Urodzisz to dziecko – zdecydowała za mnie. – Ja się nim zaopiekuję.

Uczęszczałam na zajęcia aż do samego rozwiązania. Poród przebiegł bez komplikacji. W trzy tygodnie po powitaniu na świecie synka powróciłam na uczelnię. Ukończyłam szkołę, a z dyplomem ruszyłam do jednego z teatrów. Od razu zostałam przyjęta. Małym Karolkiem zajmowali się moja mama i mąż. Pranie, gotowanie, przewijanie i spacery – to wszystko było na ich głowie.

Robertowi udało się niedawno skończyć prawo. Planował rozpocząć aplikację. Kochałam go, ale nie chciałam dać mu tej szansy.

Nie ma mowy, żebym porzuciła teraz pracę, bo tobie zachciało się dalej studiować! – darłam się, chwytając torebkę i pędząc do teatru.

Jego miłość do mnie sprawiała, że akceptował mnie taką, jaką byłam. Samolubną babą, która nigdy nie powinna wiązać się z facetem, a tym bardziej zakładać rodziny. Nawet nie zauważyłam momentu, w którym zaczął coraz częściej narzekać, że kiepsko się czuje i boli go brzuch.

Wyrzuty sumienia dopadły mnie dopiero, gdy mój mąż wylądował w szpitalu.

– Pani mąż choruje na bardzo złośliwy nowotwór. Nie widzę realnych perspektyw, by wyszedł z tego cało. Jestem zdziwiony, że w ogóle jeszcze stoi o własnych siłach – doktor nie owijał w bawełnę, mówiąc mi okrutną prawdę prosto w oczy.

A co ja robiłam? Przygotowywałam się wtedy do zagrania głównej roli w przedstawieniu teatralnym. Wprawdzie reżyser zatrudnił dublerkę, żebym mogła spędzać więcej czasu u boku męża w szpitalu, ale niezbyt często z tego przywileju korzystałam. Publiczność nagradzała mnie gromkimi brawami podczas premierowego spektaklu. W tym samym czasie Robert dogorywał w samotności na szpitalnym łóżku...

Tak naprawdę dotarło do mnie, kim był mój mąż, dopiero podczas pogrzebu. W naszych rozmowach skupiałam się głównie na sobie… Pragnęłam podbić świat, posada aktorki w rodzimym teatrze przestała mi już wystarczać. Synka zostawiłam pod opieką mojej mamy. Byłam przekonana, że mój kunszt aktorski zauroczy publiczność w innych państwach. Ani przez moment nie zwątpiłam we własne umiejętności. Wysłałam aplikacje do renomowanych teatrów w Europie. Nie dostałam ani jednej odpowiedzi…

– Codziennie otrzymujemy mnóstwo zgłoszeń od kandydatów ubiegających się o angaż. Kontaktujemy się jedynie z tymi, których wybierzemy – taką informację uzyskałam, gdy skontaktowałam się telefonicznie z jedną z tych placówek.

Gdybym tylko mogła cofnąć czas

Całe swoje życie oddałam temu, co kocham. Mama zawsze powtarzała, że zamiłowanie będzie moim wiecznym towarzyszem. Teraz jednak doskwierała mi pustka i to bardzo. Zrozumiałam, że goniłam za czymś kompletnie nieistotnym… W jednym momencie podjęłam decyzję o powrocie do domu i zamieszkaniu z moim synem. Karol właśnie skończył piętnaście lat. Czego się spodziewałam, wracając w rodzinne progi i usiłując odrobić zaległe chwile? Nie mam pojęcia. Ale przeszłości nie można było już zmienić.

Coraz mocniej dręczyło mnie sumienie, ale starałam się je uciszyć, wmawiając sobie, że to nie moja wina. W końcu chciałam tylko być najlepsza w tym, co uważałam za najistotniejsze. Karol potraktował mnie z dystansem, jakbym była dla niego kimś zupełnie obcym. Rozmowa z matką dobiła mnie do reszty.

– Przecież sama powtarzałaś, żebym poświęciła się temu, co kocham! Mówiłaś, że tylko to da mi radość i satysfakcję! – krzyczałam.

– Najwyraźniej nie włożyłaś w to wystarczająco dużo wysiłku – słowa mamy były jak kubeł lodowatej wody. – Nie odniosłaś spektakularnych sukcesów na scenie. Nie zrobiłaś oszałamiającej kariery. A teraz spójrz na siebie w lustrze.

Przeniosłam wzrok na swoje odbicie. Zauważyłam na twarzy oznaki przemęczenia i ślady upływającego czasu. Każdego ranka mijam Karola, gdy szykuje się do wyjścia do szkoły. Niemal w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Poza tym nie mam prawa, by udzielać mu jakichkolwiek życiowych rad. Przez te wszystkie lata nawet tego nie próbowałam. Moja rola zakończyła się na urodzeniu go. Z pewnością czuł się opuszczony. Nigdy się nie uskarżał, ale ja to czuję. Po prostu to wiem, w końcu jestem jego matką. Chociaż czy naprawdę mogę tak o sobie mówić? Mam wrażenie, że przez całe życie popełniałam wyłącznie pomyłki... Zachowywałam się jak okropna egoistka, a syn praktycznie mnie nie widywał...

Reklama

Małgorzata, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama