Reklama

Miałam 34 lata, kiedy stanęłam na ślubnym kobiercu. Późno jak na standardy mojej rodziny. A ja – chociaż dojrzała, z doświadczeniem, po przejściach – wciąż wierzyłam w bajki. I chciałam takiej bajki. Chociażby na jeden dzień.

Reklama

Od zawsze marzyłam o weselu jak z filmów – z fontanną z czekolady, z zespołem grającym na żywo przeboje lat 90., z suknią z trenem. Michał nie do końca rozumiał, po co nam stół wiejski z wędlinami z Podlasia, skoro połowa gości to wegetarianie.

– Kochanie, serio? Fontanna z dubajską czekoladą? – próbował mnie przekonać.

Tylko że ja już wiedziałam, co chcę. Wiedziałam, że jeśli mam mieć ten jeden dzień idealny, to zrobię wszystko, żeby był. A Michał... Michał się zgodził.

– Nie wiem, jak to ogarniemy, ale jeśli to dla ciebie ważne... zróbmy to – powiedział wtedy, trzymając mnie za rękę. – Wiesz, że będzie nam potem ciężko.

Pokiwałam głową. Wtedy jeszcze myślałam, że to tylko straszenie. Że jakoś to będzie. Przecież wszyscy biorą kredyty. A ten jeden dzień? Będzie bajką. Mój zeszyt z napisem „Ślubne inspiracje” pęczniał od pomysłów. W miesiąc przed siedzieliśmy na balkonie naszej kawalerki i patrzyliśmy w ciemność.

– Wiesz, że nie musimy tego robić w ten sposób – powiedział. – Możemy pojechać we dwoje do urzędu, a za resztę hajsu mieć spokój. Chcesz?

– Michał, ja wiem, że to szaleństwo – odpowiedziałam cicho. – Ale chcę tej jednej rzeczy. Tego jednego dnia. A potem... zrobimy wszystko, żeby się udało. Prawda?

Przytulił mnie. Nie powiedział nic więcej. A ja myślałam, że to wystarczy.

Czułam, że coś jest nie tak

Obiad weselny był momentem, w którym powinnam czuć spełnienie. Wszyscy siedzieli przy elegancko przystrojonych stołach, kelnerzy roznosili rosół, a zespół cicho przygrywał. Miałam na sobie wymarzoną suknię, włosy ułożone idealnie, a jednak czułam, że coś jest nie tak. Siedząc między Michałem a moim ojcem, kątem oka zauważyłam ciotkę Grażynę pochylającą się do kuzynki Krysi. Z ich min można było wyczytać więcej niż z niejednego przemówienia. Krysia zrobiła grymas, a Grażyna teatralnie uniosła brwi i powiedziała coś półgłosem. Krysia kiwnęła głową i z udawaną troską rzuciła spojrzenie w moją stronę. Uśmiechnęłam się krótko, ale serce zabiło mi szybciej. Później, gdy wychodziłam z toalety, zatrzymała mnie moja druhna, Ola.

– Wszystko okej? – zapytała, patrząc mi prosto w oczy.

– Słyszałaś, co mówią? – zapytałam szeptem. – Niektórzy chyba myślą, że robimy to wszystko na pokaz.

Ola przewróciła oczami i sięgnęła po chusteczkę.

– Błagam cię, a kto tak mówi?

– Ciotki. Siedziałam tuż obok, wszystko słyszałam. Że to wszystko wygląda, jakbyśmy się zapożyczyli po uszy, żeby błysnąć przed rodziną. Że ta fontanna to przesada. Że ta suknia to nie na moją kieszeń.

– A masz im się, z czego tłumaczyć? – Ola spojrzała na mnie surowo. – Zrobiliście, co chcieliście. To wasze wesele. A jak im się nie podoba, to niech jedzą i siedzą cicho.

– Łatwo ci mówić.

– To jeden dzień. Masz być szczęśliwa. Jutro to wszystko i tak będzie przeszłością. Obgadują cię, bo są zazdrosne. Przestań się tym zadręczać.

Uśmiechnęłam się blado, ale nie umiałam przestać o tym myśleć. Gdy wróciłam na salę, Michał rozmawiał z kolegą z pracy. Zbliżyłam się i cicho powiedziałam mu do ucha:

– Możemy pogadać?

Skinął głową, przeprosił kolegę i przeszliśmy w ustronne miejsce.

– Co się stało? – zapytał.

– Mam wrażenie, że coś nie gra. Ludzie komentują. A ty jakiś taki dziwny jesteś.

Odwrócił wzrok. Milczał przez chwilę.

– Jestem zmęczony – powiedział w końcu. – I trochę mnie to wszystko przytłacza.

– Przecież tego chciałam. Nie cieszysz się?

Wzruszył ramionami.

Chciałem, żebyś była szczęśliwa.

– A ty?

Nie odpowiedział od razu. Oparł się o ścianę i przetarł czoło dłonią.

– Po prostu... miałem w głowie inne emocje. Radość. Lekkie zdenerwowanie. A teraz tylko myślę o tym, ile to wszystko kosztowało. I że mój ojciec nawet nie spojrzał na mnie przez cały obiad.

Poczułam, jak coś zaciska mi się w gardle.

– Kłóciliście się?

– Nie... nie dziś. Ale nie rozmawiamy od miesięcy. I on przyszedł tylko dlatego, że mama go zmusiła.

Zamilkliśmy. Słychać było przez ścianę gwar gości, śmiechy, stukot talerzy.

– Wróćmy już na salę – powiedziałam w końcu.

Michał skinął głową, ale jego uśmiech był słaby. Wyszliśmy na salę, a ja czułam, że zaczyna się nie tylko nasz pierwszy tanie. Zdałam sobie sprawę, że cena za tę bajkę będzie ciężka do udźwignięcia.

Patrzyłam na niego ze zdziwieniem

Impreza zbliżała się do końca. Goście zaczęli się powoli żegnać, niektórzy znikali niepostrzeżenie, inni stali przy szatni, czekając na taksówkę albo szukając zgubionych butów na zmianę. Na sali zostali tylko najbliżsi – znajomi z pracy, rodzeństwo, kilka par, które zamierzały zostać na noc. Kelnerzy sprzątali puste talerze i niedopite kieliszki. Zespół grał ostatni set, spokojniejsze kawałki, już nie do tańca, bardziej do kołysania się na parkiecie z ostatkiem energii.

Siedziałam przy stole, nadal w sukni, która zaczynała mnie już uwierać w pasie i ciążyć na ramionach. Wpatrywałam się w pusty talerz, na którym jeszcze godzinę wcześniej leżała kolacja. Ktoś zostawił napoczęte ciasto. W powietrzu unosił się zapach mięsa, wódki i potu. Michał usiadł obok mnie i spojrzał na mnie tak, jakby nie wiedział, od czego zacząć. Myślałam, że zaraz powie coś miłego. Że podsumuje wieczór. Że zapyta, czy jestem szczęśliwa.

Musimy sprzedać samochód – powiedział cicho.

Odwróciłam głowę, nie rozumiejąc.

– Słucham?

Nie damy rady spłacić pierwszych rat bez tej kasy. Mówiłem ci, że to się może tak skończyć.

Patrzyłam na niego ze zdziwieniem. Jeszcze miałam na sobie suknię, jeszcze byłam panną młodą. Jeszcze nie wróciliśmy do domu. Jeszcze się nie zaczęło.

– Ale przecież... przecież mamy oszczędności.

To zdanie wypowiedziałam z nadzieją.

Nie mamy – odparł spokojnie. – Wszystko poszło. Wiesz, że wypłaciliśmy ostatnie środki przed zaliczką za zespół. Potem jeszcze dopłaciliśmy do sali. Te wszystkie rzeczy, które chciałaś... one kosztowały więcej, niż zakładaliśmy.

Milczałam. Przełknęłam ślinę, ale nie mogłam nic powiedzieć.

Mieliśmy rezerwę – wyszeptałam w końcu.

– Mieliśmy. Ale wczoraj jeszcze kupiłaś dwa zestawy win na stół, pamiętasz?

Nie pamiętałam. Chyba rzeczywiście tak było. Kelner pokazywał listę, a ja kiwnęłam głową.

– My... nawet nie wyjechaliśmy w podróż poślubną. Mieliśmy coś zostawić.

– Nie ma już czego – powiedział cicho. – Musimy się z tym pogodzić. Damy radę, ale musimy zacząć działać od razu.

Wstałam, zanim zdążył mnie zatrzymać. Przeszłam przez salę, nie patrząc na nikogo. Wyszłam przed dom weselny i usiadłam na zimnej, betonowej ławce. Nie czułam chłodu, chociaż miałam tylko cienki szal na ramionach. Wyjęłam telefon z torebki i odpaliłam przeglądarkę. Oferty pracy w mojej okolicy. Produkcja, obsługa klienta, zdalne zlecenia, korepetycje. Praca popołudniami. Praca w weekendy. Praca na dwie zmiany.

Znalazłam ogłoszenie z firmy, do której kiedyś marzyłam aplikować. Dział marketingu, stanowisko asystentki, niepełny etat. Kliknęłam „zapisz”. Nie miałam teraz CV, nie miałam siły pisać listu motywacyjnego. Ale wiedziałam, że jutro rano usiądę do tego komputera i to zrobię. Wróciłam na salę, zanim ktoś zdążył mnie szukać. Michał podniósł głowę, gdy mnie zobaczył.

– Przepraszam – powiedział. – Nie chciałem psuć ci wieczoru.

– Nie zepsułeś. – Usiadłam. – Po prostu... myślałam, że bajka potrwa dłużej.

Spojrzał na mnie, nie wiedząc, czy się uśmiechnąć, czy coś powiedzieć. Wiedziałam już, że ta bajka nie skończy się happy endem. Ale to jeszcze nie był koniec.

Musiałam działać

Michał szybko zasnął w hotelowym pokoju. Siedziałam z otwartym laptopem na kolanach. Ściągnęłam kolczyki, ale nie miałam siły rozpiąć sukni. Było mi obojętne, czy pognie się materiał, czy potargam włosy. Przeglądałam oferty pracy, jakby to miało mi dać jakiś spokój. Nic z tego. Zatrzymałam się na stronie firmy, w której kiedyś marzyłam pracować. Wpisałam temat maila, dodałam adres, ale treść zostawała pusta. Zaczęłam pisać, skasowałam. Jeszcze raz. Potem tylko: „Dzień dobry, jestem zainteresowana ofertą...”. I wysłałam.

Położyłam laptop na stoliku i w końcu zdjęłam suknię. Michał spał z twarzą w poduszkę, oddychał ciężko. Usiadłam na skraju łóżka. Byłam już żoną, ale wszystko, co miało być po bajce, zaczęło się jeszcze zanim opadły dekoracje. Zadzwoniła mama. Odebrałam.

I po co wam to było? – powiedziała cicho.

Nie odpowiedziałam. Rozłączyłam się.

Katarzyna, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama