Reklama

Zawsze powtarzałam, że życie w małym miasteczku jest przewidywalne. Codziennie te same twarze, te same uliczki, a jedyną odskocznią był las – nasz azyl, gdzie można było odetchnąć. Tomek, mój chłopak, od lat był częścią tej rutyny. Opiekuńczy, cichy, choć ostatnio coś między nami się zmieniło. Może to ja przestałam dostrzegać jego ciepło, a może on już nie szukał mojego dotyku? A może ta zmiana miała inny powód?

Reklama

Uwielbiałam las

Zawsze mogłam na niego liczyć, przynajmniej tak myślałam. Ale w ostatnich miesiącach czułam, że się odsuwa. Pytałam go, co się dzieje, a on tylko machał ręką, mówił, że to praca, zmęczenie. Ale ja czułam, że to coś więcej. I że on nie był szczery.

Jedyną osobą, na którą mogłam liczyć, była Agnieszka, moja najlepsza przyjaciółka od lat. Z nią zawsze mogłam pogadać. Zawsze była duszą towarzystwa – energiczna, pełna życia. Czasami jej zazdrościłam, tej swobody, której ja nie miałam.

Spacery po lesie były naszą ucieczką od codzienności. Tamtego dnia Agnieszka nie mogła iść. Wzięłam więc plecak i ruszyłam w stronę drzew.

Szum drzew, śpiew ptaków, zapach mokrej ziemi – to wszystko pomagało mi oderwać się od myśli, które przytłaczały mnie na co dzień. Szłam powoli, starając się uspokoić. Dotarłam do małej polanki. Zawsze tam siadałam, by pomyśleć. Ale tego dnia coś zwróciło moją uwagę. W głębi drzew, między gałęziami, zauważyłam ruch.

Przez moment miałam wrażenie, że widzę jakąś parę. Mężczyzna nachylił się, a kobieta odwzajemniła jego pocałunek. Serce zaczęło mi bić szybciej. To nie było zwykłe spotkanie zakochanych. Wtedy on się odwrócił. Zamarłam. Znałam tę twarz. Zbyt dobrze.

– Tomek? – szepnęłam, czując, jak świat wali mi się na głowę.

Myślałam, że padnę

Oparłam się o najbliższe drzewo, czując, że zaraz stracę równowagę. To był Tomek. A z nim… Agnieszka, przyjaciółka, bratnia dusza. Poczułam, jakby ktoś wyciągnął ze mnie powietrze. Byli tak blisko siebie, jakby cały świat poza nimi nie istniał. Ich namiętność stawała się coraz większa, a ja nie mogłam oderwać od nich oczu.

Tyle razy pytałam Tomka, co się dzieje. Tyle razy zapewniał mnie, że wszystko jest w porządku. A teraz stałam tu, patrząc, jak mnie zdradza. I to z osobą, której ufałam najbardziej. W końcu odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu. Nie miałam siły stawić im czoła.

Gdy weszłam do mieszkania, rzuciłam torbę na podłogę i usiadłam na kanapie. Trzęsły mi się ręce.

– Co ja mam teraz zrobić? – wyszeptałam do siebie, zakrywając twarz dłońmi.

W mojej głowie pojawiały się pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Jak długo to trwało? Jak mogłam tego nie zauważyć? Kilka godzin później mój telefon zawibrował. Spojrzałam na ekran – Agnieszka. Jakby czuła, że coś się wydarzyło.

– Magda, jesteś w domu? – zapytała wesoło, jakby nic się nie stało. – Może wpadnę na kawę, pogadamy trochę, co ty na to?

Zawahałam się. Całą sobą pragnęłam krzyczeć, wylać z siebie wszystko, co właśnie odkryłam, ale coś we mnie kazało grać dalej. Jeszcze nie teraz. Musiałam się z tym zmierzyć, ale nie przez telefon.

Robiłam dobrą minę

– Jasne, wpadnij – odpowiedziałam, a mój głos brzmiał zaskakująco normalnie, chociaż serce waliło jak szalone.

Pół godziny później usłyszałam dzwonek do drzwi. Agnieszka weszła, jak zawsze pełna energii, z uśmiechem na twarzy. Usiadła przy stole i zaczęła mówić o jakichś codziennych sprawach, zupełnie nieświadoma, co działo się we mnie. Nie mogłam tego znieść. W końcu nie wytrzymałam.

– Agnieszka, widziałam was – wypaliłam.

Zamarła, jakby ktoś wyłączył jej wesołość jednym przyciskiem. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, a jej oczy powoli napełniały się zrozumieniem. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale żadne słowo nie wydobyło się z jej gardła.

Widziałam was w lesie – powtórzyłam, tym razem wolniej, spokojniej. – Ciebie i Tomka.

– To był błąd – powiedziała cicho, spuściwszy wzrok. – Nie chciałam, żeby to zaszło tak daleko. On zaczął…

– Nie obchodzi mnie, kto zaczął! – przerwałam jej, wstając z krzesła. – Ty byłaś moją przyjaciółką! Ufałam ci jak nikomu innemu!

Próbowała coś jeszcze tłumaczyć, ale ja już nie chciałam słuchać. Wszystko, co mogła powiedzieć, tylko bardziej mnie raniło.

– Wynoś się stąd – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Patrzyła na mnie zszokowana, jakby nie wierzyła, że mogę jej to powiedzieć. Ale ja nie miałam siły ani ochoty na więcej rozmów. Musiałam zostać sama. Agnieszka powoli wstała i wyszła z mieszkania.

Wygarnęłam mu wszystko

Siedziałam przez dłuższą chwilę w ciszy. Chciałam płakać, wykrzyczeć całą tę gorycz, ale łzy nie chciały się pojawić. Może wyczerpałam już swoje zapasy bólu, a może to był tylko spokój przed kolejną burzą.

Musiałam porozmawiać z Tomkiem. Nie mogłam dłużej unikać tego, co musiało nastąpić. Sięgnęłam po telefon. W końcu zebrałam siły i wystukałam wiadomość: „Musimy porozmawiać. Przyjdź, kiedy będziesz mógł”. Nie minęło piętnaście minut, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Tomek zawsze był szybki, kiedy chodziło o konfrontacje.

– Siadaj – wskazałam na krzesło przy stole. – Widziałam cię – powiedziałam w końcu. – W lesie z Agnieszką.

– To nie tak miało być – szepnął, próbując spojrzeć mi w oczy. – Naprawdę, nie wiem, jak do tego doszło. Ja cię kocham, ale ostatnio czułem się zagubiony. Nie jestem tym, kim byłem kiedyś, między nami coś się zmieniło, a ja…

– I co? – przerwałam mu, nie mogąc powstrzymać ironii w głosie. – Znalazłeś pocieszenie u mojej najlepszej przyjaciółki?

Zamknął oczy i wziął głęboki oddech, jakby to, co miało nastąpić, było dla niego zbyt trudne do wypowiedzenia.

Jak mogli mi to zrobić?

– Wszystko wymknęło się spod kontroli. To była tylko słabość, moment… – zaczął się tłumaczyć, ale ja już wiedziałam, że żadne słowa nie zmienią tego, co się wydarzyło. Zdrada nie była chwilowym błędem. To była świadoma decyzja, która roztrzaskała nasze życie na kawałki.

– Słabość? – powtórzyłam, czując, jak moja złość znów zaczyna wrzeć. – Ile było tych chwil słabości? Raz? Dwa? A może to trwało miesiącami?

– Nie wiem, co więcej mogę powiedzieć – powiedział w końcu, łamiąc ciszę. – Przepraszam. To wszystko, co mogę teraz zrobić. Wiem, że to niewiele znaczy.

– Masz rację – przerwałam mu. – To nic nie znaczy.

Spojrzałam na niego, próbując znaleźć w jego twarzy coś znajomego, coś, co mogłoby przypomnieć mi, dlaczego kiedykolwiek go kochałam. Ale teraz widziałam tylko obcego człowieka, który mnie zdradził. Zmarnował wszystko, co budowaliśmy przez te lata.

– Wyjdź. Nie chcę cię więcej widzieć.

Jego oczy się rozszerzyły, jakby nie wierzył, że naprawdę to powiedziałam. Ale ja już nie miałam wątpliwości. Zdradził mnie z osobą, której ufałam najbardziej. Nie było już nic, co mogłoby naprawić to, co się stało.

– Magda, proszę… – zaczął, ale ja już się odwróciłam.

– Wyjdź – powtórzyłam, wskazując drzwi.

Zostałam sama

Kiedy drzwi się za nim zamknęły, w mieszkaniu zapadła cisza. Ale to nie była zwykła cisza – to było coś znacznie gorszego. Każda minuta tej samotności przypominała mi o zdradzie, o straconych latach, o kłamstwach, które przyjmowałam jako prawdę. W końcu telefon wyrwał mnie z tego otępienia. Myślałam, że to może znowu Tomek, że spróbuje coś jeszcze powiedzieć. Ale to była Agnieszka.

Patrzyłam na ekran, walcząc z chęcią rzucenia telefonem przez pokój. Odrzuciłam połączenie. Minęła minuta i znowu zadzwoniła. Tym razem zignorowałam, ale nie mogłam się powstrzymać – napisałam wiadomość: „Przestań. Nie mam ci nic do powiedzenia”.

Po sekundzie przyszła odpowiedź: „Proszę, tylko raz porozmawiajmy. Chcę to wszystko wyjaśnić”. Co chciała wyjaśniać? Myślała, że zdoła jakoś uzasadnić to, co zrobiła? Wiedziała, że Tomek to całe moje życie, a mimo to mnie zdradziła.

Minęła godzina, a potem druga. Myślałam, że odpuści, ale ona nie przestawała pisać. Jedna wiadomość za drugą. Przeprosiny, próby wytłumaczenia, jakieś frazesy o tym, że się zagubiła. Czułam, że nie mogę tego dłużej znieść. Musiałam to zakończyć raz na zawsze.

Skończyłam to

Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę mieszkania Agnieszki. Może w głębi serca chciałam zobaczyć, jak próbuje się bronić, jak szuka wymówek. A może po prostu potrzebowałam zamknąć ten rozdział raz na zawsze. Dotarłam pod jej blok i już miałam dzwonić, kiedy drzwi otworzyły się same. Agnieszka musiała mnie wypatrywać przez okno, bo wyskoczyła na korytarz, zanim zdążyłam zapukać.

– Cieszę się, że przyszłaś – powiedziała od razu.

Nie odpowiedziałam, tylko weszłam do środka. Była wyraźnie zestresowana, choć próbowała to ukryć.

– Naprawdę żałuję – zaczęła. – To wszystko to był wielki błąd. Nigdy nie chciałam, żeby tak się stało. To nie miało sensu, nie wiem, co w nas wstąpiło.

– Przestań – przerwałam jej, trzymając ręce założone na piersi. – Wiesz, że nie chcę słuchać żadnych wymówek. Po co to robisz? Myślisz, że jak mi powiesz, że się pogubiłaś, to będzie lepiej? Że nagle cię zrozumiem?

Agnieszka spuściła wzrok, pocierając dłonie, jakby nie mogła znieść mojego spojrzenia. Przez chwilę czułam satysfakcję, że w końcu jest jej głupio, ale to uczucie szybko ustąpiło miejsca jeszcze większemu gniewowi.

– Skończmy to tutaj. Już nigdy nie będziemy przyjaciółkami. Nigdy nie wybaczę ci tego, co zrobiłaś. Wiem, że pewnie myślisz, że z czasem mi przejdzie, ale nie. To koniec.

Wszystko runęło

Jej oczy zrobiły się czerwone, jakby za chwilę miała znowu wybuchnąć płaczem, ale nie miałam na to siły. Wyszłam, zostawiając ją za sobą. Nie słyszałam już jej kroków ani jej głosu. Moje serce było puste, ale jednocześnie wolne.

Wracając do domu, czułam dziwne odrętwienie. Z każdą minutą miałam wrażenie, że coraz bardziej oddalam się od wszystkiego, co kiedyś miało dla mnie znaczenie. Agnieszka już nie była częścią mojego życia, Tomek odszedł na dobre. Zostałam sama – może po raz pierwszy naprawdę sama.

Kiedy otworzyłam drzwi do mieszkania, cisza uderzyła mnie jeszcze mocniej niż wcześniej. Usiadłam na kanapie, wpatrując się w sufit, i pozwoliłam, żeby cały ten ciężar opadł na mnie. Nagle zrozumiałam, że już nie mam do czego wrócić. Wszystko, co było moją codziennością, nagle przestało istnieć.

Mój telefon zawibrował. Zerknęłam niechętnie na ekran, ale to nie był Tomek ani Agnieszka.

– Magda? – usłyszałam cichy głos mojej mamy. – Kochanie, co się dzieje? Dzwoniłam kilka razy, ale nie odpowiadałaś…

Nie miałam siły jej odpowiadać. Znała mnie na tyle dobrze, że wystarczyło jej kilka sekund ciszy, by zrozumieć, że coś jest nie tak.

– Proszę, powiedz mi, co się dzieje – jej głos stał się bardziej zdecydowany.

Próbowałam mówić, ale słowa uwięzły w gardle. Poczułam, jak łzy, których tak długo nie mogłam wypuścić, w końcu zaczynają spływać po moich policzkach. Pozwoliłam, żeby wszystko, co we mnie siedziało, w końcu wyszło na zewnątrz.

Musiałam to wyrzucić

Po drugiej stronie zapadła cisza, ale wiedziałam, że mama przetrawia te słowa. Była zawsze opanowana, nigdy nie panikowała, ale słyszałam, jak łapie oddech, jakby próbowała zrozumieć, jak bardzo mnie to zniszczyło.

– Kochanie, przyjadę do ciebie – powiedziała po chwili zdecydowanie. – Nie możesz być teraz sama.

– Nie, mamo, proszę… – odpowiedziałam, ocierając łzy. – Muszę to przeżyć sama. Nie chcę nikogo widzieć.

– Nie gadaj głupot. W takich chwilach nie można być samemu. Jutro będę u ciebie, okej? Zrobimy sobie herbatę i porozmawiamy. Wiem, że teraz wszystko wydaje się beznadziejne, ale zobaczysz, że z czasem poczujesz się lepiej.

Jak mogłam kiedykolwiek poczuć się lepiej? Cały mój świat właśnie się rozsypał, a ja musiałam zbierać kawałki tego, co pozostało. Rozłączyłam się, wpatrując się w ciemność za oknem. Może czas rzeczywiście mógłby coś zmienić. Może w przyszłości odnajdę spokój, ale teraz czułam jedynie pustkę. Straciłam nie tylko chłopaka, ale i przyjaciółkę. A z nimi całą swoją wiarę w ludzi.

Muszę zacząć od nowa

Następnego dnia mama przyjechała. Przytuliła mnie, a ja znów poczułam się jak mała dziewczynka, która szuka schronienia u kogoś, kto wie, jak wszystko naprawić. Próbowałam wyrzucić z siebie cały ból, ale zrozumiałam, że to nie takie proste.

Minęły tygodnie. Powoli zaczynałam wracać do codzienności, choć każdy dzień wydawał się równie ciężki jak ten pierwszy. Unikałam miejsc, w których mogłam natknąć się na Tomka lub Agnieszkę. Miasto wydawało się teraz znacznie mniejsze, jakby każdy kąt przypominał mi o zdradzie. Przestałam chodzić do lasu – to miejsce, które kiedyś było moją oazą, teraz stało się polem minowym wspomnień, na które nie miałam siły wejść.

Czułam, że muszę zacząć wszystko od nowa. Ale jak zaczyna się od nowa, kiedy cały fundament się zawalił?

Reklama

Magdalena, 26 lat

Reklama
Reklama
Reklama